Wojciech Konieczny, lekarz, przewodniczący Komitetu Okręgowego Polskiej Partii Socjalistycznej w Częstochowie - rozmawia Przemysław Prekiel.
Podczas naszej ostatniej rozmowy ocenialiśmy raczej wstępne propozycję minister Kopacz. Minęło trochę czasu, a służba zdrowia nie poprawiła się ani trochę. Uważasz ja za najsłabszego ministra zdrowia ostatnich lat?
Rzeczywiście, minister Kopacz w badaniach opinii publicznej wypada najgorzej spośród ministrów obecnego rządu. Tak samo było jednak z prawie wszystkimi jej poprzednikami. Jest to zrozumiałe – w ochronie zdrowia wcale nie dzieje się lepiej, mimo ciągłej propagandy sukcesu pacjent stojący w wielomiesięcznej kolejce do specjalisty "głosuje nogami". Mnie niepokoi ciągły spadek prestiżu szefa tego resortu, który nigdy przecież nie był największy, minister zdrowia jest, bo musi być. Ma jednak tak okrojone możliwości działania, że dziś prawdziwym ministrem zdrowia jest minister finansów do spółki z premierem. Oni to decydują o tym, jaki będzie poziom opieki zdrowotnej w Polsce, minister zdrowia staje się politycznym rzecznikiem NFZ, który ma za zadanie wyjaśniać nam niezrozumiałe posunięcia Funduszu. Do zadań ministra zdrowia należy również pacyfikowanie niepokojów społecznych wśród pracowników służby zdrowia, wykazywanie, że pieniędzy jest dość tylko są marnowane, itd. Myślę, że zwolennicy PO mogą mieć pretensje do minister Kopacz o brak konsekwencji w realizacji sztandarowego punktu liberalnego programu, czyli prywatyzacji szpitali. Najwyraźniej musiała chwilowo ustąpić pod wpływem badań nastrojów społecznych przed zbliżającymi się wyborami. Może gdyby miała większą charyzmę, silniejszą pozycję zawodową (jak np. minister Religa), mogłaby do swoich pomysłów przekonać premiera i wtedy ocenialibyśmy ją po czynach a nie po zapowiedziach. Chyba jej czas dopiero nadejdzie, jeśli PO w najbliższych wyborach uzyska wynik pozwalający na samodzielne rządzenie.
Znamy stanowisko Rady Naczelnej PPS w sprawie sytuacji w ochronie zdrowia. "Nie zgadzamy się na realizowany w imię wierności neoliberalnym hasłom plan dostosowania poziomu opieki zdrowotnej do kurczących się możliwości płatnika, czyli NFZ. Żądamy podjęcia pilnych działań w celu zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia w 2010 roku, czyli zezwolenie na zaciągnięcie" - głosi PPS. Ale jak tego dokonać, kiedy u steru stoi PO, partia nad wyraz neoliberalna.
Nie można załamywać rąk i czekać aż społeczeństwo się obudzi i odsunie liberałów od władzy. W wielu krajach rządzi radykalna prawica, która jednak musi się liczyć z nastrojami społecznymi, z brakiem przyzwolenia, z "oporem materii". Sprawy ochrony zdrowia to naturalne pole do starcia światopoglądów, zadaniem lewicy jest wyciąganie tych problemów na wierzch, ciągłe monitorowanie i nagłaśnianie niesprawności systemu, wskazywanie winnych, żądanie zmian. Nie możemy przegrywać wojnę na słowa, hasła. Jeśli ludzie czekają w kolejkach na badanie i stan ich zdrowia się pogarsza, bo nie ma prawidłowej diagnozy – to pytać radnych czemu zgodzili się na likwidację szpitala, posłów – czemu nie podnieśli składki zdrowotnej, ministra zdrowia – czemu dba o finanse NFZ a nie o zdrowie Polaków. Jeśli mamy zapaść w dziedzinie szkolenia kadr medycznych, brakuje pielęgniarek, lekarzy specjalistów, a dyrektorzy szpitali mają pomysły ratowania sytuacji poprzez redukcje personelu – to nagłaśniać sprawę, bronić zwalnianych, wskazywać na bezsens tych działań i domagać się reakcji od lokalnego prezydenta miasta czy burmistrza. Wiem, że lewica jest uwikłana w historyczne spory, które łatwo prowadzić i usprawiedliwiać nimi brak aktywności tam, gdzie powinniśmy najbardziej się udzielać, do czego jesteśmy predysponowani przez naszą lewicową wrażliwość. Możemy jednak w wielu sprawach napisać prawdziwie lewicowy program, pod którym wszyscy się podpiszemy i o który powalczymy, obojętnie jak blisko czy daleko na do gen. Jaruzelskiego, czy spraw, które miały miejsce 30 lat temu. Teraz musimy walczyć o utrzymanie zasady odpowiedzialności państwa za zdrowie obywateli, bo nawet to jest zagrożone, jeśli dojdzie do masowej prywatyzacji szpitali. Smutne jest to, że nie mamy w tych sprawach wsparcia mediów, to jednak temat na zupełnie inną rozmowę.
Głośno była sprawa szczepionek w sprawie świńskiej grypy. Minister Ewa Kopacz nie zakupiła szczepionek ochronnych - za to jedni ja bardzo krytykowali, inni zaś bronili. Uważasz, że postąpiła słusznie?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Nie wiemy, na jakich konkretnie przesłankach bazowali ministrowie w krajach, które zdecydowały o zakupie szczepionek, a na jakich nasza minister Kopacz podejmując odmienną decyzję. Na pewno były argumenty merytoryczne i ekonomiczne. Skoro jednak choroba okazała się (przynajmniej dotychczas) nie tak groźna jak się zapowiadało, to minister Kopacz może dość spokojnie bronić swojej decyzji. W przeciwnym razie nie byłoby tego pytania, mielibyśmy za to pewnie nowego ministra. Moim zdaniem pani minister wykazała dużą odporność nerwową, nie bała się zaryzykować, stawka przecież była ogromna – potencjalne zagrożenie zdrowia wielu milionów ludzi. Reasumując – gdyby zakupiła szczepionki a one okazałyby się nie tak potrzebne – nie miałbym do niej pretensji. Teraz trochę się boję, żeby ten przykład nie zadziałał jako usprawiedliwienie kolejnych oszczędności.
Donald Tusk zapowiedział, że rząd rozważy wprowadzenie kas fiskalnych dla lekarzy. Jak to sobie wyobrażasz?
Wiem, że do tej pory samo Ministerstwo Finansów miało wątpliwości co do tej decyzji. Wprowadzenie kas fiskalnych dla lekarzy, prawników ma jednak pewien potencjał "wyborczy", przy odpowiednim poprowadzeniu sprawy przez media rząd będzie mógł się pochwalić, że coś zreformował. Relacje pacjent – lekarz są specyficzne. Niektórzy spodziewają się kasy w gabinecie lekarza, innym kasy kojarzą się ze sklepem. Lekarze nie są płatnikami VAT-u. Czy się teraz staną? Czy pacjent z rachunkiem z kasy fiskalnej będzie się mógł domagać jakiejś refundacji ze strony państwa ? Jeśli nie, to może powstać sytuacja, w której "na kasę" będzie drożej, bez kasy taniej. Kolejne pole dla nieuczciwości, i to w tak intymnych relacjach. Kto to będzie kontrolował, jakie będą koszty wprowadzenia kas, kontroli, jak rozwiązać np. taki życiowy problem – mamy w rodzinie lekarza, prosimy o receptę bo nie chcemy czekać pół dnia w przychodni – jednak recepta ma kod kreskowy, datę, krótko mówiąc jest dokumentem, który potwierdza, że odbyła się wizyta, trzeba więc przeprowadzić sprawę przez kasę fiskalną. Nie będzie też można obniżyć ceny za wizytę lub odstąpić od honorarium za wykonanie jakiejś czynności dla szczególnie ubogich pacjentów. Pewnie kasy zostaną wprowadzone, uporządkują pewne sprawy, ograniczą szarą strefę, ale czy państwu to się będzie opłacało – być może trochę. Na pewno jednak wzrosną ceny wizyt prywatnych i medycyna stanie się już tylko elementem rynku, lekarze skupią się siłą rzeczy na kosztach, odliczeniach, księgowości itd. Korzyści dla pacjentów nie przewiduję.
Bezpłatna służba zdrowia, zagwarantowana w Konstytucji RP, jest jednak mitem. Jaki plan minimum można wprowadzić, aby pacjenci nie odczuwali swojego rodzaju chciwości państwa?
Ja bym z tym zapisem Konstytucji nie walczył. Jest to pewien ideał, do którego należy dążyć. Jaki mamy w takim razie zapis wprowadzić? Że państwo nie ma pieniędzy, więc każdy niech się ubezpiecza dodatkowo i sam dba o swoje zdrowie? Dobrze, że jest ten zapis, on stoi na drodze wielu liberalnym pomysłom. Z całym szacunkiem – jako członek PPS uważam, że nie naszą rolą jest ograniczanie dostępu do ochrony zdrowia finansowanej z środków publicznych. Zresztą zapis ten mówi o równym dostępie, nie zabrania budowania prywatnych szpitali i leczenia w nich ludzi za pieniądze. Nie zabrania też stosowania różnych rynkowych praktyk, dopłat, stanowi jednak tamę dla totalnego przewrócenia systemu. Są różne pomysły – np. niewielkie dopłaty do każdej wizyty w przychodni (10 zł), aby ograniczyć ilość niepotrzebnych wizyt, dopłaty do wyżywienia w szpitalu, opłaty "hotelowe" przy zachowaniu bezpłatnych leków, badań, opieki. Na ten temat trzeba rozmawiać, jest tutaj pole dla ministra zdrowia, trzeba jednak zachować generalną zasadę bezpłatności – nasze społeczeństwo jest zbyt biedne a nowoczesna medycyna zbyt kosztochłonna, łatwo wylać dziecko z kąpielą. Czy lepiej wyleczyć 1000 dzieci i zadłużyć szpital na 100 000, czy wyleczyć 100 (bo tylu rodziców stać na to) i zrobić zysk 100 000? Myślę, że to jest sedno problemu, menadżerowie ochrony zdrowia chcą zysku. I niech nikt nie wierzy w zapewnienia, że dzięki tym 100 000 wyleczymy te biedniejsze. Nie tego uczą na marketingu.
Pielęgniarki również domagają się podwyżek, których mimo obietnic do tej pory nie otrzymały. Jak to wygląda u Ciebie w szpitalu, w regionie? Są zbyt zdesperowane, jak mówią niektórzy, czy po prostu walczą o to co im się należy?
Moim zdaniem pielęgniarki są za mało zdesperowane. Ich protest w Białym Miasteczku był drogą donikąd, zostały "ograne" politycznie. Zarabiają zdecydowanie za mało, są obciążone pracą w sposób nieprawdopodobny. Nie to jest jednak najważniejsze, jak mawiają ministrowie zdrowia – służba zdrowia nie jest dla pracowników. Polska nie spełnia żadnych norm, jeśli chodzi o opiekę pielęgniarską. Zawód stracił całkowicie na atrakcyjności, powstaje luka pokoleniowa, której prawdopodobnie nie da się wypełnić. Wyszkolenie pielęgniarki to żmudny proces, nie kończy się bynajmniej w szkole. Przy takich zarobkach nie uda się też ściągnąć pielęgniarek z zagranicy. Należy zacząć dbać o to, co mamy i podjąć działania służące naprawie sytuacji. Najprostszy byłby ponadzakładowy układ zbiorowy pracy gwarantujący zarobki i warunki pracy na znośnym poziomie. Da się to zrobić – min. Kopacz wydała rozporządzenie o wysokości zarobków lekarzy-rezydentów, gdyż przestraszyła się, że lekarze zaczną wyjeżdżać tuż po stażu i rozpoczną specjalizacje za granicą. Powinniśmy więc wszyscy wspierać działania pielęgniarek, mało jest bowiem zawodów wypełniających tak służebną rolę wobec innych, a jednak wszyscy jesteśmy, byliśmy lub będziemy pacjentami.