Paweł Michał Bartolik: W Kirgistanie nie lubią pomarańczy

[2010-04-10 09:05:28]

Gwałtowne i dla wielu nieoczekiwane powstanie ludowe, które miało właśnie miejsce w Kirgistanie, zmusza nie tylko do zajęcia wobec niego stanowiska, lecz do ogólniejszej refleksji nad współczesnością.

W świecie ściskanym za gardło przez zombie kapitalizmu imperialistycznego – jedno z najgroźniejszych, jeśli nie najgroźniejsze monstrum w dziejach – nie zanikł całkiem, gdyż nie mógł zaniknąć instynkt samozachowawczy mas ludowych.

W niektórych rejonach świata udało się nawet w ostatnich latach. postawić przyszłość owego zombie pod większym czy mniejszym znakiem zapytania. Dość śmiałych zmian dokonują mające legitymację ze strony klas niższych rządy krajów takich jak Wenezuela, Boliwia czy Ekwador – rządy wyłonione w wyniku długotrwałych masowych akcji podjętych w oporze przeciw kapitalizmowi i imperializmowi. Przez kolejne dziesięciolecia, mimo nałożonego na ten kraj barbarzyńskiego embarga, opiera się najpotężniejszemu z mocarstw i broni swych zdobyczy społecznych rewolucyjna Kuba.

Nie zaprzestają swej walki najlepsi synowie i córki Palestyny, Libanu, Afganistanu i Iraku. Opór społeczny dał w ostatnich latach o sobie znać zarówno w wielu krajach stanowiących peryferie systemu kapitalistycznego – jak np. Indie, Chiny, Kamerun, Egipt czy Nepal, w którym miała miejsce zwycięska rewolucja, jak i w centrach tego systemu. I tak areną ważnych walk klasowych stały się w ostatnich latach Francja i Grecja.

Problem współczesnej lewicy, którym pozostaje niemożność zjednoczenia owych wysiłków na rzecz globalnego wyjścia poza kapitalizm, nie wynika jednak z braku pragnienia radykalnych zmian wśród mas ludowych wszystkich kontynentów, lecz z przewlekłego historycznego kryzysu proletariackiego kierownictwa. Jego wyrazem w przeszłości pozostawały m.in. ostateczne niepowodzenie Drugiej i Trzeciej Międzynarodówki. Ten kryzys trwa od ponad stu lat i przemożnie wpłynął także na wynik walk społecznych w Kirgistanie.

W kraju tym mieliśmy właśnie do czynienia z niezwykłą mobilizacją masową, która doprowadziła do obalenia znienawidzonego prezydenta Kurmanbeka Bakijewa. W odpowiedzi na brutalną przemoc policyjną, której rezultatem było co najmniej kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych, masy ludowe jedynie nasiliły opór w całym kraju, wyrywając nawet broń palną z rąk ciemięzców. Wystarczyły dwa dni gwałtownych walk ulicznych, by zmurszały gmach "ładu i porządku" zawalił się jak domek z kart.

Co więcej, wydarzenia w Kirgistanie mogą pociągnąć za sobą wzrost ruchów masowych w innych krajach byłego Związku Radzieckiego – także tych, które jak Ukraina graniczą z Polską. Kirgiski kryzys rewolucyjny sprawia bowiem, że jak bańka mydlana pęka mit "pomarańczowych rewolucji" z ich prozachodnimi kierownictwami całej pstrokacizny Juszczenków i Saakaszwilich.

Rewolucje są bardzo nieuprzejme i zdarza im się również kopać leżącego – w tym wypadku dawny już mit "końca historii" wraz z dopełnieniem się globalizacji demokracji liberalnej. Jeśli komuś jeszcze zdawało się, że owe "pomarańczowe rewolucje" mają ów "koniec historii" przybliżyć, to dziś widać już, że stanowią wynik wejścia w ślepą uliczkę za sprawą dokonanej w epoce Gorbaczowa kontrrewolucji społecznej, ukoronowanej zniszczeniem Związku Radzieckiego i stanowiącej dopełnienie tej kontrrewolucji politycznej, którą Trocki nazwał termidorem stalinowskim. O tym, że rozpad Związku Radzieckiego stanowił katastrofę geopolityczną, mówił nawet Władimir Putin, który sam ową katastrofę pogłębił.

Niemożliwy bez owych kolejnych historycznych dramatów byłby obrót spraw, przez który w Kirgistanie znajduje się dziś baza wojskowa Stanów Zjednoczonych, której znaczenie dla zarządzania rzezią neokolonialną w Afganistanie pozostaje trudne do przecenienia. Dla zachodnich metropolii imperialistycznych ostatnia zmiana sytuacji może okazać się ciosem jeszcze poważniejszym niż zniszczenie przez Rosję izraelskich instalacji wojskowych w Gruzji, mających służyć za bazę wypadową do ataku na Iran.

Jednak niesłychana rewolucyjna energia, jaką objawiły masy w Kirgistanie, okazała się niewystarczająca dla zagwarantowania rzeczywistej znaczącej zmiany – sam fakt owego zrywu nie oznacza jeszcze prawdziwego postawienia kapitalizmu pod znakiem zapytania. Choć wzburzone masy podjęły dzieło samoorganizacji – mówi się nawet o zaistnieniu tam rad robotniczych – na czele kierownictwa ruchu znalazła się Roza Otunbajewa, nazywana nieraz "kirgiską Thatcher".

Stanęła faktycznie na czele zrywu, który mobilizował się pod hasłami cofnięcia decyzji o podwyżkach opłat za elektryczność i ogrzewanie czy wolności organizowania się w związki zawodowe i stanowił odpowiedź na neoliberalną politykę obalonego dyktatora Bakijewa! To nie przymierzając tak czy prawie tak, jakby jej brytyjski pierwowzór stanął na czele zrywu, w którym ważną rolę odegraliby znienawidzeni przez "Żelazną Damę" górnicy.

To – może bardziej niż fakt, że wśród otoczenia Otunbajewej roi się od dawnych podnóżków Bakijewa – świadczy też o potężnym i znanym praktycznie we wszystkich rejonach świata rozdźwięku między oficjalną "lewicowością" współczesnych partii socjaldemokratycznych (reprezentowanych także przez nią) a ich faktyczną polityką. Otunbajewa otrzymała jednak klucze do władzy w wyniku prawdziwego powstania ludowego – co z pewnością było ostatnim, czego by chciała i nad czym zapewne aż nazbyt szczerze ubolewa. Główną jej troską – można to rzec bez ryzyka błędu – musi pozostawać rozbrojenie właśnie uzbrojonych mas i uniemożliwienie utrwalenia się "groźnych" milicji robotniczych, dzięki czemu będzie miała szansę w błyskawicznym tempie zapomnieć o postulatach, pod którymi podpisywała się chętnie będąc w opozycji. Już zdążyła np. zapewnić Amerykanów, że będą mogli utrzymać swą bazę wojskową w tej zapomnianej górzystej republice. Podobną obietnicę otrzymała Rosja, której wojska również stacjonują w Kirgistanie.

Ale nie zapominajmy, że gdy po obaleniu caratu w Rosji złożony z różnych sił od mienszewików i eserowców aż po prawych kadetów rząd zrobił wszystko, aby tylko nie wypełnić obietnic rewolucyjnych – od wyjścia kraju z rzezi pierwszej wojny światowej po reformę rolną i ośmiogodzinny dzień pracy – to siły te bardzo szybko i nadzwyczaj skutecznie uprosiły się o małą powtórkę z rozrywki.

Paweł Michał Bartolik


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku