Piotr Graczyk: Upiorna hybryda, czyli Połanieccy na Wawelu

[2010-05-05 17:53:36]

Jednym z tematów antycznej tragedii był konflikt państwa i rodziny. Konflikt ten opisuje Hegel w VI rozdziale "Fenomenologii ducha". Rodzina i państwo są sobie nawzajem potrzebne. Rodzina od państwa zyskuje ochronę. Państwo z rodziny czerpie siłę: ona daje mu nowych obywateli i grzebie poległych podczas wojny bohaterów. Ale państwo z konieczności występować musi przeciwko rodzinie, a rodzina przeciwko państwu: rodzina pragnie żyć w spokoju i rozrastać się kosztem państwa; państwo musi wywoływać wojny, aby ukrócić autonomię rodzin i ożywić obywatelskiego ducha. Największe ożywienie ducha obywatelskiego następuje jednak wtedy, gdy jego nośnik – człowiek rodzinny – umiera na wojnie. Przestaje być wtedy członkiem rodziny, staje się poległym bohaterem: wzorem cnoty dla państwa; miarą dobra i zła obywatelskiego. Ale dla rodziny to obywatelskie pojęcie dobra i zła jest obce: ona funkcjonuje w innych rejonach, w których rządzi Hades i prawo cieni, nie znające dokonywanych w pełnym świetle dnia rozróżnień etycznych. Złego obywatela rodzina uczcić pragnie zgodnie z boskim przykazaniem tak samo, jak czci obywatela dobrego. Tak wygląda według Hegla tło konfliktu ukazanego w "Antygonie" przez Sofoklesa.

Jak wyjść z tragicznego antagonizmu państwa i rodziny? Jedną drogą jest droga prawa: to droga, jaką poszła stopniowo, poczynając od czasów rzymskich, cywilizacja europejska: dzięki rzymskiemu prawu człowiek przestaje być rozrywany na część nocną i dzienną, nieświadomą i świadomą, rodzinną i państwową: staje się osobą, łączącą w sobie te dwa światy przez rozdzielenie ich mocy. Inną nazwą tego rozdzielenia spraw prywatnych i publicznych jest liberalizm.

Odmienną metodę uśmierzenia tego konfliktu widzimy dzisiaj w Polsce: to próba stworzenia antyliberalnej, niezapośredniczonej przez pojęcie prawa i osoby hybrydy prywatno-państwowej. Sofoklesowy Kreon powiedzieć mógłby "Państwo to ja" (moja świadoma wola wyznaczająca wzorce dobrego i złego). "Sumienie to mój martwy brat" – odpowiadała mu na to Antygona, wierna prawu cieni, które nie zna państwowego dobra i zła. Tymczasem stronnictwu, które prze dzisiaj w Polsce do władzy patronuje jakaś osobliwa krzyżówka Kreona i Antygony. Jego hasło brzmi: "Państwo to mój martwy brat"! A zatem – mówi nam to stronnictwo, kierowane przez brata umarłego prezydenta – jeśli występujesz przeciwko mnie, tym samym walczysz z moim bratem. To znaczy: walczysz z samym Hadesem, z prawem cieni, z rodziną, z "naszymi umarłymi" – jesteś więc pozbawiony sumienia, chciałbyś tyranizować ludzkie uczucia. Ale z drugiej strony: jeśli szanujesz mojego brata, jeśli czcią obdarzasz cienie, z których wyrasta siła naszej ojczyzny, musisz popierać mnie, musisz oddać mi swoje państwo: państwo to mój brat.

Oto szantaż uczuciowy na jakim buduje swoją odnowioną siłę dążące dziś do władzy polskie stronnictwo. Jest to stronnictwo pomieszania tego, co prywatne i tego, co publiczne; tego, co emocjonalne i tego, co racjonalne; tego, co świadome i tego, co nieświadome. Nie ich wojny – być może nieuniknionej. Nie ich syntezy: być może niemożliwej. Tylko właśnie pomieszania. Przypatrzmy się jego składnikom.

Prezydent Polski i wiele czołowych postaci polskiego życia publicznego zginęło w wypadku lotniczym, na terytorium Rosji rządzonej przez starego funkcjonariusza tajnej policji, w nie do końca jasnych okolicznościach, w drodze na uroczystości ku czci polskich oficerów zamordowanych ongiś przez tę samą tajną policję. Naturalną reakcją większości Polaków było przerażenie a potem żałoba. Ja także wpadłem w przerażenie i pogrążyłem się w żałobie. Jednak żałoba zaczęła się przedłużać. Zamiast wygasać, zaczęła się pogłębiać i rosnąć, zautonomizowała się, stała się narodowym świętem. Święto to miało początkowo charakter prywatny. Wyglądało tak, jakby Polacy świętowali drugą Wielkanoc: ogólnopolską w miejsce ogólno-chrześcijańskiej. Jakby szli ze święconką nie do kościoła, ale do Pałacu Prezydenckiego. W ten sposób Polacy przyjmowali Lecha Kaczyńskiego do swoich rodzin. Wydaje się, że w ten sposób zbiorowa polska pamięć podsunęła Polakom starą, sprawdzoną od czasu zaborów metodę prywatyzowania polskości w obliczu klęski. Polacy w XIX w. łamali się polskością jak jajem i zabierali ją do swoich domów i dworów. W pewnym momencie proceder ten przybrał charakter wręcz religijny: Polska, nie istniejąca jako państwo, stała się kapliczką z narodowymi świętościami, z polskimi bogami. Tymczasem świat nie stał w miejscu. Poza naszą narodową wolą (zajętą czczeniem prywatnych bogów) i bez udziału naszych świadomych działań, nadchodziła do Europy nowoczesność. Polskie społeczeństwo też się przekształcało, powstawały fabryki, rozbudowywała się Warszawa i Łódź. W tej nowej rzeczywistości niektórym żyło się całkiem dobrze, innym – zwłaszcza polskim chłopom i robotnikom, żydowskiemu proletariatowi, kobietom z warstw niższych – żyło się koszmarnie źle. Jednak ci, którym się dobrze wiodło, tak zadomowili się w prywatnej żałobie po Polsce, że wcale nie odczuwali z tego powodu dyskomfortu. Mieli się raczej za męczenników, żałobników Rzeczypospolitej. Taki stan spokojnego prywatnego sumienia, pławiącego się w żałobie po utraconym państwie, Stanisław Brzozowski nazywał Połaniecczyzną.

Dziś spadkobiercy tamtej Połaniecczyzny zdobyć chcą – nijako jednym ruchem, za sprawą jednej decyzji – dwa ośrodki władzy: władzę symboliczną i władzę realną. Wawel dla zmarłego prezydenta i Pałac Prezydencki w Warszawie dla jego brata. To pierwsze już się dokonało, to drugie jest wielce prawdopodobne. Jest to zaiste decyzja w wielkim stylu, godna tego, co Nietzsche nazywał "wielką polityką". Czy jednak proces, który decyzja ta uruchomiła, jest dla Polski dobry? Wydaje się prawdopodobne, że skończy się on powstaniem stanu swoistej upiornej dwuwładzy: rządy sprawował będzie prezydent i trup jego brata w roli nieśmiertelnego body politic. Wszyscy pozostali Polacy cofnięci zostaną do stanu rodzinnego i prywatnego: nie będą mogli sprzeciwić się władzy państwowej, nie sprzeciwiając się władzy rodzinnych cieni – nie będą mogli polemizować z Pałacem Prezydenckim, nie bezczeszcząc kapliczki narodowych świętości na Wawelu. W ten sposób to, co rodzinne i prywatne zablokuje swobodny rozwoju sfery politycznej, a polityka – swobodny rozwój sfery prywatnej. Jest to zatem przykład wielkiej politycznej decyzji, która zamyka drogę do polityczności, która hamuje rozwój narodu politycznego. Autorzy tego wydarzenia świadomie powołują do życia hybrydalny, prywatno-publiczny mit polityczny – są zręcznymi praktykami stosowanej teologii politycznej. Agata Bielik na stronie internetowej "Krytyki Politycznej" niesłusznie odsyła ich na kozetkę psychoanalityka i przypisuje im kult śmierci. Nie mają oni kłopotów z podświadomością – co więcej radzą z nią sobie lepiej niż inni. Jej siłę umieją przekuć w czyn – w związku z tym ich polityka nie jest polityką śmierci, tylko polityką życia i siły. Im z pewnością nie można odmówić dojrzałości: jednak ich czyn pogrąża w niedojrzałości życie publiczne w Polsce.

Ta niedojrzałość przejawiać się może rozmaicie. U większości: pomieszaniem obowiązków politycznych z obowiązkami religijnymi. Polska staje się już nieodwołalnie czymś, o co i do czego trzeba się modlić, inna aktywność jest niepotrzebna i zasadniczo niewskazana: czy można się kłócić w katedrze? U mniejszości – na przykład u moich kolegów z redakcji "Kronosa", autorów tekstu "Wawelska skała" umieszczonego na stronie internetowej tego pisma, niedojrzałość, o której mowa, przejawiła się w iluzji, że mają oni wpływ na decyzje, na które w rzeczywistości nie mają wpływu. Interpretują oni wydarzenia rozgrywające się w duchu republikańskim i ateistycznym, odwołując się Peryklesa. We współczesnej polskiej replice peryklejskich Aten umiejscowionej na Wawelu – nie na darmo Wyspiański zrównywał go z Akropolem – osiedlić pragną Emilię Plater, Berka Joselewicza i Wokulskiego – osobliwe gremium "polskiej szlachty"! To intrygująca wizja, ale naiwność ich wiary, że filozoficzna reinterpretacja wpłynąć może na bieg wydarzeń w nowoczesnym masowym społeczeństwie sterowanym przez media, porównywalna jest zaiste (przy zachowaniu wszelkich proporcji) z naiwnością Heideggera wygłaszającego słynna mowę rektorską. Ich republikańska interpretacja zapoznaje bowiem właściwy teologiczno-polityczny wymiar tego, co się dzieje. Oto ustanawiana na oczach wszystkich jest upiorna hybryda: głowa państwa składająca się z polityka i ze zjawy. Zjawa daje politykowi siłę wziętą od polskich rodzin: siłę odebraną poszczególnym Polakom jako obywatelom i jako osobom. Ale ten medal ma dwie strony: jeśli polityk będzie miał wsparcie od grobowca w Katedrze, to tym samym do Katedry i jej grobowców wpuszczony zostanie duch polityki. Jest to duch zmienny i dynamiczny; jest to dynamit podkładany pod narodowe świętości. Czy nie do pomyślenia jest, że wraz z upadkiem teologicznego polityka, dynamit ten wybuchnie, grzebiąc pod sobą nie tylko jego politykę, ale i wszystkie polskie świętości, wszystkich prywatnych polskich bogów? Ale może to dobrze? Może wtedy dopiero "będziem Polakami", tak jak Francuzi stali się Francuzami po rozbiciu sakralnego, monarchicznego gorsetu "pierwszej córy Kościoła"? Marzyli o tym już pierwsi polscy futuryści: wysadzić Wawel w powietrze! Teraz, przy pomocy teologiczno-politycznego mitu, może się to udać.

Piotr Graczyk


Tekst ukazał się w kwartalniku "Kronos".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


27 listopada:

1892 - W Paryżu zakończył się zjazd działaczy polskich organizacji socjalistycznych, który utworzył Związek Zagraniczny Socjalistów Polskich i przyjął założenia do "Szkicu programu Polskiej Partii Socjalistycznej".

1921 - W Uhrovcu urodził się Alexander Dubček, działacz polityczny, przywódca obozu reform z okresu praskiej wiosny.

1924 - Początek zakończonego częściowym zwycięstwem strajku 120 tysięcy włokniarzy (głównie okręg łódzki); postulaty płacowe.

1978 - Założono Partię Pracujących Kurdystanu (PKK).

1986 - W całej Francji 600 tys. studentów i licealistów manifestowało przeciwko forsowanemu przez prawicowy rząd projektowi zmian w szkolnictwie wyższym.

2005 - Manuel Zelaya wygrał wybory prezydenckie w Hondurasie.

2012 - Palestyna: W Ramallah odbyła się ekshumacja zwłok Jasira Arafata.


?
Lewica.pl na Facebooku