Adam Ostolski: O pożytkach z niepewności

[2010-05-12 06:21:38]

Jak polityka klimatyczna zmienia społeczeństwo


O dziurze w moście powiada się niekiedy, że nie jest ani prawicowa, ani lewicowa, tylko trzeba ją załatać. Od pewnego czasu mówi się tak też o zmianach klimatycznych. Przeciwdziałanie zmianom klimatu, które początkowo było wyłączną domeną Zielonych i ruchów społecznych i do którego tradycyjna lewica musiała się dopiero przekonywać, dziś wydaje się przedmiotem ponadpartyjnego konsensusu. Globalne ocieplenie łączy już nie tylko ekologów i alterglobalistki, lecz także szefów rządów i innych polityków z pierwszych stron gazet – Ala Gore'a i Angelę Merkel, Baracka Obamę i Nicolasa Sarkozy'ego, Daniela Cohn-Bendita i Lulę da Silvę. Lewica nie ma już monopolu na ekologię! – obwieszcza z ulgą część prawicowych komentatorów. Jednak także ekolodzy mają powody, by witać tę zmianę z zadowoleniem. Jeśli kryzys klimatyczny jest sprawą nadzwyczaj pilną (a jest), to polityka klimatyczna wymaga stworzenia możliwie szerokich sojuszy. A już na pewno jej losy nie powinny zależeć od rutynowych w parlamentarnych demokracjach zmian ekipy rządzącej. W obliczu grożącej nam wszystkim katastrofy sensowne wydaje się odsunięcie na dalszy plan innych, dzielących kwestii. Można by sądzić, że im mniej się o tę sprawę sprzeczamy, tym lepiej. Czyż to nie gorszące spory między przywódcami różnych państw, którzy kierują się krótkowzrocznie "narodowym" interesem, utrudniają zawarcie sensownego porozumienia? Tak, postpolityka rzeczywiście podmywa nasze demokracje, powoduje erozję sfery publicznej i spadek obywatelskiego zaangażowania. Ale może chociaż dla klimatu jest dobra?

Nic bardziej błędnego. Nawet dziura w moście zawsze się w końcu okazuje uwikłana w politykę, lewicową bądź prawicową – w zależności od tego, komu most służy, kto go utrzymuje i kto sfinansuje naprawę. Tym bardziej zmiany klimatyczne. Klimat jest dziś nie mniej, lecz bardziej polityczny niż dwadzieścia lat temu. Dawniej stawką w walce ruchów ekologicznych było przekonanie świata polityki i opinii publicznej, że problem w ogóle istnieje. Dziś pojęcie "polityki klimatycznej" odsyła do całego splotu problemów, wśród których kwestia, czy warto się tym zajmować, ma już znaczenie marginalne. Pojawiło się za to wiele nowych pytań: które rozwiązania – technologiczne i instytucjonalne – pozwalają najszybciej i najefektywniej przeciwdziałać globalnemu ociepleniu? Jak sprawiedliwie (lub chociaż skutecznie) podzielić koszty walki z kryzysem klimatycznym? Czy właściwą odpowiedzią na zmiany klimatyczne jest "zielona modernizacja", czyli tworzenie zielonych rynków i technologii? A może potrzeba także "zielonej transformacji" – zmiany wzorów produkcji i konsumpcji w zamożnych społeczeństwach? I wreszcie: jaki model społeczeństwa ma się ukształtować w trakcie przestawiania naszych gospodarek na nowe źródła energii? Pytania te nie zawsze stawia się wprost, ale każda propozycja w dziedzinie polityki klimatycznej zakłada już jakieś mniej lub bardziej sprecyzowane odpowiedzi.

Mimo że nauka odgrywa olbrzymią rolę w polityce klimatycznej, walka z kryzysem klimatycznym nie polega po prostu na wdrażaniu jej odkryć i zaleceń. Ponad dwie dekady intensywnych badań pozwoliły wypracować porozumienie w sprawie samego faktu zmian klimatycznych i tego, że są one spowodowane działalnością człowieka. Pozwoliły też zrozumieć, że globalne ocieplenie powoduje nie tylko takie zjawiska, jak topnienie lodowców, lecz przejawia się również na przykład w postaci powodzi czy huraganów, a także zwiększonej migracji ludzi. Inne kwestie wciąż są przedmiotem badań i debaty. Jakie będą skutki dalszego ogrzewania się atmosfery? Jaki wzrost temperatury jest jeszcze w miarę bezpieczny? Które technologie, istniejące i projektowane, dają największe szanse na zatrzymanie niebezpiecznych zmian? Badania klimatologów pomagają nam lepiej zrozumieć niepewność, w której żyjemy, ale nie są w stanie nas od niej uwolnić. Nie dają też żadnych oczywistych recept. Te musimy dopiero wypracować, mozolnie, w globalnej debacie publicznej.

Wraz z poszerzaniem się debaty o kryzysie klimatycznym nasz słownik rozbudowuje się o nowe wyrażenia. Negawaty i podatek węglowy, handel emisjami i dług ekologiczny, domy pasywne i gospodarka niskowęglowa – to tylko kilka nowych pojęć, bez których nie sposób dziś poważnie dyskutować o nadchodzącej zmianie społecznej i stojących przed nami wyzwaniach. Wyzwania te dotyczą co najmniej czterech spornych kwestii: optymalnych źródeł energii, kosztów przejścia do gospodarki niskowęglowej, skuteczności rynku w walce z kryzysem klimatycznym, wreszcie – głębokości koniecznej dla rozwiązania kryzysu zmiany społecznej. Politykę klimatyczną można zrozumieć najlepiej, wnikając właśnie w te spory, przyglądając się, jakie racje, interesy i marzenia w nich się konfrontują.

Po pierwsze mamy spór o źródła energii. Ekolodzy postulują "miękką ścieżkę", to znaczy zastępowanie paliw kopalnych przez połączenie negawatów i energii ze źródeł odnawialnych (słońca, wiatru, pływów morskich, geotermii, biomasy itp.). Negawaty to energia zaoszczędzona, która z gospodarczego punktu widzenia ma taką samą wartość jak energia wyprodukowana. Uzyskuje się ją dzięki zwiększeniu efektywności energetycznej – energooszczędnym technologiom, termoizolacji budynków, praktykom wspólnego używania samochodów itp. Udział negawatów w bilansie energetycznym rośnie od lat 70. szybciej niż wszystkich pozostałych źródeł energii, poza ropą naftową. Różne lobby przemysłowe i niektóre rządy preferują natomiast "twarde technologie", takie jak energia atomowa czy sekwestracja węgla. Wybór między tymi ścieżkami nie jest czysto akademicki – każda wymaga porządnych inwestycji w badania nad nowymi technologiami, a następnie w ich wdrażanie. Mamy więc do czynienia z realnym dylematem, w co zainwestować pieniądze na walkę z kryzysem klimatycznym.

Decyzja, na jakich źródłach energii oprzeć w przyszłości gospodarkę, wiąże się jednak nie tylko z wartościami o ekonomicznym charakterze. Jest to wybór najgłębiej polityczny, dotyczący kształtu władzy i relacji społecznych. Energia atomowa wymaga silnej władzy centralnej i rozbudowanej kontroli państwa, zobowiązanego do szacowania ryzyka i zagwarantowania bezpieczeństwa. Oznacza to, że obywatele muszą zaufać państwu i przemysłowi, tymczasem, jak pisze Ulrich Beck, "podmioty, które mają zapewnić bezpieczeństwo i racjonalność (państwo, nauka, przemysł), odgrywają wysoce ambiwalentną rolę. Nie są już powiernikami, lecz podejrzanymi; nie zarządzają już ryzykiem, lecz stanowią również jego źródło". Do pewnego stopnia dotyczy to również trudnego do oceny ryzyka związanego z sekwestracją węgla. Po przeciwnej stronie mamy tych, którzy marzą o "decentralizacji energetycznej": o miastach zbudowanych z domów, które byłyby samowystarczalne energetycznie, a dzięki połączeniu w lokalne sieci pełniły, w zależności od potrzeby, zarówno rolę producentów, jak i konsumentów energii.

Oczywiście, rodzaj energii nie determinuje ściśle formy społeczeństwa (odnawialne źródła energii to zarówno gigantyczna tama, jak i przydomowy wiatrak czy panel słoneczny na dachu), wyznacza jednak jej warunki brzegowe. W tym kontekście aktualności nabiera stara formuła Marksa: "Żarna dają nam społeczeństwo, któremu przewodzi pan feudalny, młyn parowy – społeczeństwo, w którym wysuwa się na czoło przemysłowy kapitalista". Tyle że tym razem nie ma mowy o jakimś technologicznym determinizmie. To my sami – dając priorytet tej lub innej technologii – wybieramy także kształt naszego społeczeństwa.

Drugie wyzwanie dotyczy podziału kosztów walki ze zmianami klimatycznymi. Chodzi zwłaszcza o względne obciążenie globalnej Północy i Południa oraz producentów i konsumentów energii. Wprowadzane dziś rozwiązania, na przykład podatek węglowy, pozwalają nadal zarabiać producentom energii z paliw kopalnych, obciążając ostatecznych jej konsumentów, czyli gospodarstwa domowe. Nie wprowadza się też rozróżnienia na konsumpcję podstawową i luksusową, obciążając wszystkich konsumentów tak samo. Podział kosztów między Północą a Południem stał się przynajmniej tematem politycznego sporu. Znamienne są tu różnice języka: o ile przywódcy krajów rozwiniętych mówią o konieczności "pomocy" dla krajów rozwijających się, o tyle działacze ruchów ekologicznych – nie tylko na Południu – wskazują na "dług ekologiczny" zaciągnięty przez kraje rozwinięte w epoce industrializacji. Budując swój nowoczesny przemysł, bogate kraje wypuściły do atmosfery większość gazów cieplarnianych, jakie ludzkość w ogóle może wyemitować. Powstaje pytanie o prawo do rozwoju w świecie, w którym troska o klimat uniemożliwia proste powtórzenie zachodniego modelu gospodarczej modernizacji. Na dobre i na złe, kraje Południa są zmuszone poszukać innej drogi. Pytanie, kto te poszukiwania i tę drogę sfinansuje. Jeśli przyjrzymy się, jak dziś faktycznie funkcjonuje "pomoc" Północy – przekazywana m.in. poprzez system CDM (Clean Development Mechanism) – to widać, że służy ona raczej temu, by Południe pomogło odciążyć Północ, zmniejszając globalny poziom emisji, niż realnej transformacji rozwiniętych czy rozwijających się gospodarek.

To prowadzi nas do trzeciego wyzwania: na ile w walce ze zmianami klimatycznymi możemy polegać na mechanizmach rynkowych? Handel emisjami odbywa się dziś przede wszystkim za pośrednictwem dwóch rynków: wspomnianego systemu CDM, powołanego, aby wspierać proekologiczne inwestycje w krajach Południa, oraz stworzonego przez Unię Europejską Emission Trading System (ETS). Oba są szeroko krytykowane, przede wszystkim za to, że przynoszą gigantyczne zyski trucicielom, pomagają finansować wątpliwe inwestycje, nagradzają firmy za działania, które i tak wprowadziłyby one w ramach rozwiązań oszczędnościowych, pozbawione są mechanizmów kontrolnych, pozwalających zbadać, czy faktycznie motywują do zmniejszania emisji, nierzadko zaś powodują nieprzewidziane koszty społeczne i (sic!) ekologiczne. A jednak niektóre organizacje ekologiczne i część partii Zielonych nadal popierają handel emisjami. Dlaczego? Trzeba przyznać, że mają co najmniej dwa argumenty. Po pierwsze jest to jedyny system, na który część największych emitentów jest gotowa się zgodzić. Podczas negocjacji w Kioto to właśnie Al Gore domagał się wprowadzenia handlu emisjami, stawiając to jako warunek przystąpienia Stanów Zjednoczonych do protokołu (co ostatecznie nigdy nie nastąpiło). Handel emisjami nie był rozwiązaniem z marzeń ekologów, ale dawał przynajmniej jakąś szansę na wyjście z impasu. Drugi argument wynika z wiary, że wprawdzie systemy handlu emisjami na razie się nie sprawdzają, ale można je naprawić za pomocą reform. Innymi słowy, jest kwestią sporną, czy rynki pozwoleń na emisje są z konieczności zawodne czy tylko niedoregulowane.

Handel emisjami jest tematem na tyle głośnym, że przesłania istniejące już lub proponowane nierynkowe mechanizmy walki z kryzysem klimatycznym. Jednym z nich są publiczne inwestycje w badania nad czystą energią i ich wdrażanie. Interesujący pomysł wysunęła Michaele Schreyer, była komisarz ds. budżetu, proponując utworzenie Europejskiej Wspólnoty Energii Odnawialnej (ERENE) – politycznej organizacji nastawionej na pogłębianie współpracy między państwami członkowskimi UE w dziedzinie odnawialnych źródeł energii. Podobnie jak koordynacja w sektorze węgla i energii jądrowej w latach 50., współdziałanie dotyczące odnawialnych źródeł energii mogłoby przy okazji dać nowy impuls europejskiej integracji.

Część autorów zwraca uwagę, że polityka nastawiona na ograniczanie popytu na energię z paliw kopalnych jest skazana na niepowodzenie tak długo, jak długo te paliwa są wydobywane. O każdej baryłce ropy czy tonie węgla można wszak powiedzieć, że z pewnością zostanie zużyta – przez tego czy innego klienta, za tę czy inną cenę. Być może więc zamiast wygaszać popyt, należałoby przede wszystkim wygasić podaż, na przykład wprowadzając limity na wydobycie paliw kopalnych. George Monbiot, gorący orędownik tego rozwiązania, nazywa je, nieco ironicznie, "radykalnie nowym rodzajem sekwestracji węgla".

Czwarte wyzwanie, przed jakim stawia nas kryzys klimatyczny, wiąże się z głębokością koniecznych zmian w naszych społeczeństwach i gospodarkach. Niektórzy uważają, że dla ocalenia klimatu i stworzenia zrównoważonej gospodarki wystarczy zielona modernizacja kapitalizmu. Twierdzą, że system, w którym żyjemy, jest w stanie przetrwać ten kryzys, jeśli zbudujemy w nim zielone rynki i zainwestujemy w zielone technologie. Zdaniem innych taka modernizacja nie wystarczy, by powstrzymać zmiany klimatyczne. Kryzys klimatyczny jest spowodowany nie tyle brakiem technologii, ile naszym sposobem życia. Jego źródła tkwią w gospodarce i cywilizacji opartych na produktywizmie – przymusie wytwarzania coraz większej liczby potrzebnych i niepotrzebnych towarów. Z tego powodu trwałe rozwiązanie wymaga nie tylko przestawienia się na nowe źródła energii, lecz także głębokiej transformacji sposobów produkcji i konsumpcji. W tę stronę szedł Jürgen Habermas, pisząc już w 1973 roku, że globalne ocieplenie zmusi ludzkość do przestawienia gospodarki na "wzrost jakościowy", co z kolei "wymaga planowania produkcji według kryterium wartości użytkowej". Dziś zwolennikami tego kierunku są głównie rozmaite ruchy społeczne na Południu: ekologiczne, feministyczne czy reprezentujące ludność tubylczą. Mówią one nie tyle o planowaniu produkcji, ile o uspołecznianiu rynków i upowszechnianiu zrównoważonych stylów życia. Ponieważ takie rynki i style życia częściej występują w krajach Południa, pojawia się w tym kontekście idea wspierania globalnej Północy przez Południe w tworzeniu możliwości rozwojowych (capacity building). Zielona modernizacja opiera się głównie na współdziałaniu państwa i rynku, natomiast zielona transformacja wymaga także – a nawet przede wszystkim – obecności silnych ruchów społecznych, zdolnych mobilizować ludzi do spontanicznej zmiany praktyk w życiu codziennym.

Z pewnością nie wyczerpuje to wszystkich spornych kwestii czy dylematów związanych z kryzysem klimatycznym. Nie chodzi tu jednak o to, żeby wyczerpać temat, lecz by do niego wprowadzić. Aby zaś rozpocząć dyskusję nad polityką klimatyczną – a w Polsce wciąż jeszcze nie ma poważnej publicznej debaty w tej kwestii – przede wszystkim trzeba sobie zdać sprawę ze złożoności tego problemu. Musimy nauczyć się rozmawiać i podejmować decyzje w warunkach głębokiej niepewności. Nikt nam nie zagwarantuje, że kroki, jakie podejmujemy dla ocalenia klimatu, okażą się wystarczające. Nasza tradycja nie podpowie nam dziś, jak powinniśmy postąpić, a nauka nie podsunie tym razem oczywistych i sprawdzonych recept. Musimy też nauczyć się słuchać i rozumieć innych – polityków krajów zachodnich, działaczy ruchów społecznych z globalnego Południa, pozaludzkich aktorów życia społecznego… Ta sytuacja, choć trudna, niesie też ze sobą nowe możliwości. Działając w warunkach niepewności, bez gwarancji, że wiemy, co się dokładnie dzieje, możemy się nauczyć, czym naprawdę jest odpowiedzialność. Współpracując z innymi, postawieni przed wspólnym wyzwaniem, mamy szansę po raz pierwszy w historii zbudować globalną solidarność. Stawka politycznego działania "zwierzęcia politycznego" bodaj nigdy nie była jeszcze tak wysoka. Jeśli więc w polityce, jak mówi Hannah Arendt, chodzi o świat, to być może jesteśmy najszczęśliwszym pokoleniem w dziejach ludzkości.

Adam Ostolski


Artykuł stanowi wstęp do książki "Ekologia. Przewodnik Krytyki Politycznej".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku