Rzeczywiście w aspekcie ekonomicznych wskaźników, trudno wyobrazić sobie lepszą sytuację i trudno się dziwić entuzjastycznym enuncjacjom mediów. Jest jeszcze problem postrzegania operacji prywatyzacyjnej przez załogę, o którym wspominano zaledwie mimochodem, a ta zdaje się nie podzielać prywatyzacyjnego hurraoptymizmu. Właściwie nie ma się czemu dziwić, że opinię załogi tak mało brano pod uwagę, ponieważ jako takiej opinii załoga jako całość nie wyraziła. Wieść o sprzedaży akcji OFE spadła jak grom z jasnego nieba. Zaskoczenie było tak duże, że związki zawodowe... powstrzymały się od komentarzy. Kto chce się dowiedzieć co myślą górnicy, musi po prostu pytać każdego z osobna i wielce się zdziwi, jak różne od oficjalnych wersji są ich zdania. Sukcesy ekonomiczne wcale nie spowodowały, że pracownicy LW Bogdanka widzą przyszłość na różowo, zaś wbrew licznym informacjom pojawiającym się w mediach, trudno znaleźć entuzjastów pełnej prywatyzacji.
Na początku zeszłego roku, w lokalnym "Pojezierzu" napisano, że "załoga dobija się o prywatyzację", a wyraziła to w referendum, w którym powiedziała prywatyzacji przez giełdę tak. Rzeczywiście było takie referendum i taki wynik, który jednakowoż mówi co innego jeśli dodać, że referendum miało na celu uzyskanie odpowiedzi od załogi na konkretne pytanie. Mianowicie zapytano pracowników, czy chcą prywatyzacji przez inwestora strategicznego, którym wówczas miał być jeden z lubelskich biznesmenów, cieszący się wątpliwym zaufaniem, czy tez wolą prywatyzacje porze giełdę papierów wartościowych. Nikt nie pytał załogi czy chce prywatyzacji w ogóle, bo wtedy wynik byłby na pewno inny. Przedstawianie tego jako domaganie się prywatyzacji przez załogę było nadużyciem, którego dopuściły się także związki zawodowe. Wiarygodności całej operacji nie doda także fakt, że finał prywatyzacji jest zupełnie inny od deklarowanej oficjalnie, uspokajającej wersji, jakoby Skarb Państwa miał zachować większościowy pakiet kontrolny.
Niepokój pracowników na pewno może wzbudzić polityka "dyscypliny finansowej" czy jak kto woli - "zaciskania pasa", po to żeby w przyszłości było lepiej, zbyt natrętnie przypominająca niesławną doktrynę Balcerowicza. A na to wskazuje niechęć zarządu do podnoszenia płac. Na tablicach informacyjnych związków zawodowych czytamy, że w tym roku istnieje jedynie możliwość nieznacznych podwyżek. Oczywiście powodem są nakłady na inwestycje. W zeszłym roku powodem był kryzys i podwyżki wprowadzono dopiero na jesieni. O tradycyjnej nagrodzie od zysków załoga może zapomnieć, bo po prywatyzacji takiej możliwości już nie ma, ponieważ zyski, które dotychczas trafiały do budżetu państwa, a przez to do pracowników budżetowych, pomocy społecznej i w formie nagrody za zysk do pracowników, dziś trafią do nowych właścicieli - wiecznie nienasyconych spekulantów z OFE. Pojawiają się w zakładzie plotki o możliwości odebrania dopłat do przewozów, o weryfikacji grup płacowych, oczywiście w dół.
Już przygotowania do prywatyzacji wzbudziły wiele wątpliwości. Zgodnie z ustawą załoga otrzymała nieodpłatne akcje pracownicze, ale nie cała, więc i tu nie obyło się bez tarć i niesnasek. W listopadzie 2008 roku zbuntowała się załoga przeróbki i odmówiła pracy w sobotę, w proteście przeciw pozbawieniu jej akcji pracowniczych. Powodem utraty praw do akcji było to, że w dniu wejścia Bogdanki na ścieżkę prywatyzacji, przeróbka była wydzieloną spółką. Z drugiej strony zadziwiająca była postawa całej załogi, o wiele bardziej zainteresowanej premią prywatyzacyjną i akcjami niż zabezpieczeniem praw pracowniczych w sprywatyzowanej firmie. Kolejnym sygnałem do niepokoju była zbyt aktywna rola związków zawodowych, które również jakby zapomniały o pracowniczej stronie całej operacji i zamiast prawem i warunkami pracy, zajęły się studiami nad kodeksem spółek handlowych.
Co bardziej wyczulonych i zaangażowanych działaczy politycznych i związkowych, których kilku jest na kopalni, przeraża jeszcze jedno. Zupełna bierność załogi i brak wyczulenia na podstawowe problemy ruchu pracowniczego tj. obronę miejsc i warunków pracy. Dość powszechne jest bowiem "wykazywanie" się co gorliwszych zdolnościami do wykonania zadań z obejściem przepisów bhp, co oczywiście przyspiesza wykonywanie robót, ale stwarza poważne zagrożenie dla życia i zdrowia. Takie praktyki stają się często zwyczajem, którego przełożeni nigdy oficjalnie nie nakażą, ale po cichu oczekują. Szczególnie inwestorzy i akcjonariusze, dla których wszystko co skraca proces produkcji, stanowi czysty zysk. Drugim bardzo poważnym zagrożeniem dla stabilności miejsc pracy jest działalność spółek podwykonawców, w których obowiązują skandalicznie niskie płace. Pracownicy spółek za taką samą pracę, otrzymują połowę tego co ich koledzy z LW Bogdanka.
Zgodnie z zasadą rynku, że im taniej tym lepiej, naturalnym dążeniem inwestora jest obniżanie kosztów produkcji. Jasne jest zatem, że ma to bezpośrednie przełożenie na płace i warunki pracy robotników. Po prywatyzacji na forach internetowych pojawiły się komentarze, że teraz dopiero górnicy naucza się pracować i odechce im się strajków. Ta wrogość wobec górników i obiektywne warunki rynku będą odczuwalne coraz bardziej, szczególni kiedy upłynie czas obowiązywania pakietów socjalnych.
Wiktor Sokołowski
Tekst ukazał się na stronie Nowej Lewicy (www.nowalewica.pl).