Polski policjant zastrzelił Nigeryjczyka. Stało się to w niedzielę 23 maja w Warszawie na targowisku przy Stadionie Dziesięciolecia. Nigeryjczyk sprzedawał nielegalny towar. Policjant walczył z przestępczością gospodarczą.
Nikt nie zdążył ostrzec sprzedających. Policjanci byli w cywilu. Afrykańczyk rzucił się do ucieczki. Funkcjonariusz dogonił. Rzucił na ziemię, zaczął zakuwać w kajdanki. Podbiegł kolega schwytanego. Protestował. Policjant strzelił. Kula trafiła w okolice biodra, krwotoku nie udało się zatrzymać. Nigeryjczyk zmarł.
Nielegalny towar to buty ze znakami znanych marek. Przestępstwo to uczestnictwo w łamaniu prawa własności intelektualnej. Własność intelektualna jest podstawą współczesnej globalnej gospodarki, tak samo jak kontrola granic i imigracji jest podstawą polityki bezpieczeństwa Unii Europejskiej. Nie wszyscy Nigeryjczycy handlują. Niektórzy przychodzą na Stadion, żeby się spotkać. Podobnie było tej majowej niedzieli. Kiedy się dowiedzieli, że zastrzelono jednego z nich, niektórzy rzucili się na policyjne radiowozy. Posiłki pojawiły się szybko. Łapano wszystkich Czarnych. Administracja targowiska współpracowała. Ochrona wypuszczała wszystkich oprócz ciemnoskórych.
Aresztowano 32 osoby. Były przetrzymywane 48 godzin. Dwudziestu ośmiu postawiono zarzuty czynnej napaści lub agresji wobec policji. Mówią, że byli źle traktowani. Nie mogli skorzystać z toalety, nie dano im wody, popychano. Teraz przede wszystkim nie chcą mieć więcej do czynienia z policją. Na polskich forach internetowych zaangażowani obywatele głośno krzyczą: "Złamali prawo – deportować!".
Wieczorem w niedzielę 23 maja na Stadionie nie ma prawie nikogo. Wiatr rozwiewa podarte opakowania po towarach, trzepoce w poszarpanych dachach bazarowych budek. W tunelu pod dworcem jeszcze trochę mokro od wody, która zmyła wielką plamę krwi. Przed wejściem do tunelu siedzi grupa ludzi. Mężczyzna w jasnej koszuli wyraźnie prowadzi spotkanie. Żartują. Słychać fragmenty rozmowy: "tak Gazeta Stołeczna", "zostawiłem to w radiowozie".
Przez Stadion idzie młoda biała kobieta. Niesie na ręku czarnoskóre dziecko. Znika na chwilę w tunelu. Po chwili wraca tą samą drogą. Czy pani wie, co się tutaj stało? On tylko sprzedawał buty. To znajomy mojego męża. Miał trójkę dzieci. Co oni teraz zrobią? Ganiają ich czasem kilka razy dziennie, pałują. Ale dlaczego zabijają? Żeby zabijać... Głos łamie się w ściśniętym gardle. Żony Afrykańczyków muszą być twarde.
Przedpołudnie w poniedziałek 24 maja. Na Stadionie handlują. Ruch jest niewielki. Tunel pod dworcem pusty. Sucho. Przed wejściem stoi dwóch młodych mężczyzn. Hindus i Polak. Czy wiecie, gdzie to się stało? Gdzieś tutaj – wskazują ręką za siebie. On nie powinien użyć broni, mówi Polak. Mam znajomego policjanta. W kioskach na dworcu nie ma zniczy. Nie, o tej porze nie ma.
Do tramwaju przy Stadionie wsiada dwóch mężczyzn. Widać, że chodzą na siłownię. Nie ma dziś czarnuchów. Zastrzelili. Wszystkich wczoraj zamknęli. Zmieniają temat. Rumuński chłopak – 8 może 9 lat – śpiewa nieporadnie. Potem idzie z wyciągniętą dłonią. Jeden z tych dwóch: powiedz matce, niech idzie do pracy. Starszy pasażer tramwaju: młody człowiek a głupi, dla nas pracy nie ma.
Śledztwo prawdopodobnie będzie trwało długo. O deportacji jeszcze oficjalnie się nie mówi, ale postawione zarzuty są poważne. Kiedy śledztwo się skończy, o sprawie mało kto będzie pamiętał, bo pamięć zarządzanej przez media opinii publicznej jest krótka. Mniej spektakularne przykłady policyjnej brutalności nie przebiją się, a w razie czego zrównoważy je opowieść o funkcjonariuszu bohatersko poległym na służbie. Trzeba powiedzieć już teraz: tej śmierci winna jest policja. To ona zainicjowała represyjną akcję wobec ludzi nieuzbrojonych. W najlepszym razie była do niej nieprzygotowana, w najgorszym działała ze złą wolą wiedząc, że przecież zawsze można wyciągnąć pistolet. Bardziej prawdopodobne jest to drugie.
Teresa Święćkowska
Tekst ukazał się w kwartalniku "Bez Dogmatu".