Przemysław Wielgosz, redaktor naczelny miesięcznika "Le Monde Diplomatique - edycja polska" - rozmawia Szymon Grela.
Jak określiłby Pan to, co zrobiła armia Izraelska z konwojem z pomocą humanitarną dla Strefy Gazy?
Była to bezprecedensowa akcja. W tym nieuzasadnionym i niczym niesprowokowanym ataku na Flotyllę Wolności, grupę statków wiozących pomoc humanitarną, udział wzięła połowa izraelskiej floty, o czym zresztą sami Izraelczycy mówili jeszcze przed akcją. Atak zakończył się masakrą cywilów dokonaną przez wyszkolonych komandosów. Najsmutniejsze jest to, że skala przemocy wskazuje, że działania żołnierzy były celowe, nie wynikały z nieporozumienia, mimo że obiektem ataku był tak jednoznacznie niegroźny obiekt.
Co więcej, atak przeprowadzono z brakiem poszanowania dla jakichkolwiek międzynarodowych norm. To był po prostu akt piractwa morskiego, bo wszystko rozegrało się na wodach międzynarodowych, na których ani Izrael, ani żadne inne państwo nie ma prawa zatrzymywać nieuzbrojonych i nie zagrażających jego bezpieczeństwu statków. Można to porównać z piractwem u wybrzeży Somalii, z tym że tam mamy do czynienia z małymi motorówkami, a tu w roli pirata występuje jedna z największych armii świata. Jedynie cel był inny, nie chodziło o uzyskanie okupu, a po prostu o zatrzymanie statku siłą.
Izrael uzasadnia atak tym, że na pokładzie była przewożona broń. Jeśli to fałszywe uzasadnienie, to dlaczego Izrael ucieka się do takich usprawiedliwień?
To naturalne, że armia izraelska szuka teraz jakiegoś usprawiedliwienia dla ataku, który przyniósł tyle ofiar. Słyszymy wciąż te same wymówki o "terrorystach", broni, o tym, że atakujący działali w samoobronie. Izrael używał ich wielokrotnie jako uzasadnienia swoich różnych bezprawnych działań.
Na szczęście wszystko to można będzie dość łatwo zweryfikować, bo mamy dostęp do nagrań wideo zarejestrowanych przez pracowników jednej z tureckich telewizji, która pokazała ten atak na żywo. Al-Dżazira też go transmitowała. Przed wypłynięciem Flotylli rozmawiałem z naszą dziennikarką Ewą Jasiewicz, która była na pokładzie jednego z zaatakowanych statków jako koordynatorka z ramienia organizacji Wolna Gaza. Na spotkaniu zorganizowanym w Teatrze Dramatycznym opowiadała za pośrednictwem Skypa, że załoga statku przechodziła przed wypłynięciem specjalne kursy uczące, jak zachowywać się wobec uzbrojonych żołnierzy, by nie doprowadzić do konfliktu.
Jak reaguje na te wydarzenia społeczność międzynarodowa?
Opinia publiczna na szczęście nie wierzy w wersję izraelskiej armii. Tym bardziej że statki, z których składała się Flotylla, były wielokrotnie i drobiazgowo kontrolowane w portach, z których wypływały i do których zawijały po drodze, m.in. w Irlandii, Grecji i Turcji. Organizatorom wyprawy zależało, żeby nie prowokować strony izraelskiej i by pokojowy charakter tego przedsięwzięcia był jednoznaczny i niepodważalny.
Przypuszczam, że społeczność międzynarodowa, która do tej pory łagodnie traktowała poczynania Izraela, tym razem może zareagować bardziej zdecydowanie; dobrze by było, gdyby tak się stało, bo sytuacja wydaje się bardzo niebezpieczna. Zachód został uśpiony przekonaniem, że na Bliskim Wschodzie po zakończeniu operacji Płynny Ołów może być już tylko lepiej. Okazało się, że niekoniecznie, może być nawet gorzej. Nie chodzi oczywiście o liczbę ofiar, lecz o wymiar tego wydarzenia: mamy do czynienia z atakiem na obywateli Europy i państw NATO na niespotykaną wcześniej skalę.
Izraelowi zależy chyba na dobrych stosunkach z Zachodem. Dlaczego dopuścił się czegoś takiego, ryzykując pogorszeniem stosunków, szczególnie, że na pokładzie znajdowało się wielu obywateli UE, również osób publicznych?
Izrael od dawna podejmuje działania, które według standardów europejskich nie mieszczą się w głowie. Teraz została przekroczona kolejna granica. Na początku 2008 jeden z ministrów rządu w Tel Awiwie oświadczył, że Izraelczycy zgotują ludności Palestyńskiej zamieszkującej Strefę Gazy holocaust - użył tego właśnie słowa. Następnie nastąpiły bombardowania, w których w ciągu kilku dni zginęło sto kilkadziesiąt osób a setki zostało rannych. Kilka miesięcy później, w grudniu 2008, rozpoczęła się operacja Płynny Ołów. W ciągu 22 dni zginęło ok. 1400 Palestyńczyków, w 80% ludności cywilnej. Jednocześnie kilka tysięcy osób zostało rannych, a ok. 100 tysięcy straciło dach na głową. Pobito kolejny niechlubny rekord w rozmiarach szkód i zniszczeń. Stało się to w poczuciu zupełnej bezkarności, którą zapewnia protekcja rządu w Waszyngtonie. Stany Zjednoczone uważają Izrael za dobre oparcie dla swoich interesów na Bliskim Wschodzie i przymykają oko na ignorowanie przez ten kraj rezolucji ONZ i Rady Bezpieczeństwa. Po kilkudziesięciu latach okupacji Palestyny bez żadnych realnych konsekwencji ze strony społeczności międzynarodowej, Izrael przyzwyczaił się do rozwiązań siłowych do tego stopnia, że dziś zaczyna zagrażać nie tylko okupowanemu narodowi palestyńskiemu, nie tylko sąsiadom: Libanowi czy Syrii, ale też samym Izraelczykom.
A co na to społeczeństwo izraelskie?
Umiarkowany sprzeciw wobec tego zdarzenia jest wyrazem głębokiego kryzysu tego społeczeństwa. Należy oczywiście pamiętać o wspaniałych wyjątkach, niektórych dziennikarzach, działaczach ruchów antywojennych i, co ważniejsze, solidarnościowych inicjatywach izraelsko-palestyńskich. Niemniej mała skala poparcia dla takich działań wzbudza niepokój i źle wróży na przyszłość.
Jakich reakcji ze strony innych państw arabskich możemy się spodziewać?
Kraje arabskie to w dużej części autorytarne reżimy uzależnione od USA, co czyni je raczej słabymi graczami na arenie międzynarodowej. Reżimy w Egipcie, Jordanii, czy Arabii Saudyjskiej nie mogły by swobodnie funkcjonować bez pomocy Waszyngtonu, dlatego nigdy nie będą podejmować bezpośrednich działań wbrew interesom amerykańskim, a te z kolei ściśle powiązane są z Izraelem, dlatego odpowiedzialność leży po stronie Europy i USA.
A jakie działania mogą faktycznie przynieść skutek?
Widzę nadzieję w ruchu BDS oznaczającym bojkot, wycofanie inwestycji oraz sankcje. Zainicjowały go w 2005 roku organizacje palestyńskiego społeczeństwa obywatelskiego, a od czasu operacji Płynny Ołów rozwija się on na całym świecie. Gdyby tę taktykę zastosowały również rządy Europy i USA mogłaby odnieść pozytywny skutek. Ten sposób wywierania pokojowej presji odniósł sukces w Republice Południowej Afryki w latach 80., a sądzę, że Izrael jest jeszcze bardziej wrażliwy na takie działania. Pamiętajmy, że Izrael jest uzależniony od pomocy od amerykańskiego rządu. Niemal 3 miliardy dolarów, które Izrael otrzymuje co roku, są niezwykle ważne dla jego gospodarki.
Jaka jest szansa na faktyczne zaangażowanie USA czy Europy w poprawę sytuacji na Bliskim Wschodzie?
Dotychczasowe doświadczenie pokazuje, że raczej niewielka. Barack Obama, który miał być prezydentem wielkiej zmiany, właściwie rozpoczynał swoją prezydenturę przy akompaniamencie bomb spadających na Gazę. Kiedy Joe Biden, wiceprezydent w administracji Obamy, przyjechał z delegacją do Tel Awiwu, rząd izraelski właśnie podjął decyzję o budowie 1600 nowych domów w nielegalnych koloniach we wschodniej Jerozolimie. Jednocześnie trwały wysiedlenia ludności palestyńskiej zamieszkującej Jerozolimę. Był to akt wyjątkowej bezczelności wobec Stanów Zjednoczonych, który przeszedł właściwie bez echa.
Przecież Joe Biden natychmiast ostro skrytykował te działania. Media na całym świecie mówiły o największym kryzysie w stosunkach amerykańsko-izraelskich od lat.
Owszem, wyraził on słowa potępienia, jednak w praktyce nie pociągnęło to za sobą żadnych zdecydowanych działań ze strony amerykańskiej. Stąd też można wnosić, że i atak na te statki zasadniczo sytuacji nie zmieni. Niemniej wydarzenie to pogorszyło jeszcze i tak już złą opinię Izraela i może przyczyni się do jakiejś świadomościowej zmiany. Może, na przykład, sprawić, że społeczność międzynarodowa położy większy nacisk na ściganie izraelskich zbrodniarzy wojennych odpowiedzialnych za masakry w Strefie Gazy. Na przykład Ehuda Baraka.
Biorąc pod uwagę dotychczasową niekonsekwencję rządów, myślę, że największą rolę mają do odegrania społeczeństwa państw-przyjaciół Izraela, powinny one wywierać oddolną presję na swoje władze, by te zmusiły Izrael do przestrzegania praw człowieka. Gdy rządy nie potrafią działać, organizacje społeczne mają prawo wziąć sprawy w swoje ręce i egzekwować prawo międzynarodowe, na przykład przez organizację rejsów łamiących nielegalną i zabójczą blokadę Strefy Gazy. Dlatego, choć trudno mówić o przełomie, ten ostatni atak może doprowadzić do jakiejś pozytywnej zmiany sytuacji. W dłuższej perspektywie konsekwencje będą zauważalne, ale o jak długim czasie mówimy – trudno powiedzieć.
Co z pasażerami statku, którzy zostali uwięzieni? Dlaczego ich uwięziono i co stanie się z nimi dalej?
Izrael chyba wyszedł z założenia, że jeżeli powiedziało się A, to powinno powiedzieć się też B. Po tym, co wydarzyło się na statku, zamykanie w więzieniu czy deportacja wydają się łagodną formą traktowania. Podobna sytuacja miała już miejsce. W lipcu 2009 roku jacht ruchu Wolna Gaza również próbował sforsować blokadę i został zatrzymany. Żołnierze zajęli go i odholowali, a załogę aresztowano. Jednak już po kilku dniach członkowie załogi zostali deportowani. Teraz może być podobnie. Dopuszczam też możliwość, że osoby aresztowane nie będą chciały pozwolić na deportację i zastosują jakąś formę biernego oporu. Wówczas cała sprawa przeciągnęłaby się o wiele dni. Trudno jednak powiedzieć coś na pewno, gdyż dziennikarze nie mieli możliwości kontaktu z uwięzionymi. Wybór więzienia na pustyni Negew, o czym doniesiono w poniedziałek wieczorem, też nie był przypadkowy. Trudniej tam dojechać i ma to być dodatkowe utrudnienie dla mediów, które i tak dostały formalny zakaz kontaktowania się z więźniami.
Sprawa ta ma dla mnie również osobisty charakter, jedną z zatrzymanych osób jest moja dobra koleżanka Ewa Jasiewicz, Polka, dziennikarka "Le Monde Diplomatique" i działaczka ruchu Wolna Gaza. Jest tam też wiele innych osób publicznych z 40 krajów. Z Polski miała tam być również delegacja parlamentarna, ale odwołała swój wyjazd w związku z katastrofą w Smoleńsku i zbliżającymi się wyborami.
Wywiad ukazał się na stronie "Krytyki Politycznej" (www.krytykapolityczna.pl).