Polska jest odważna, dynamicznie się rozwija, optymistycznie patrzy w przyszłość. "Jest taka dzięki swojej historii". I tu bęc – fotografie z Powstania Warszawskiego, ruiny, młodzi ludzie z karabinami, ruiny, kolejki, groby. Innej reprezentacji historii, dzięki której - nie ma. Wynika z tego, że chodzi o obchody dnia wybuchu Powstania Warszawskiego.
Acha, myślę sobie, w warszawskim metro w spocie wykłada się teraz oficjalnie ideologię, którą jako ideolog nacjonalizmu PiSu zapisał poeta Rymkiewicz w książce "Kinderscenen". Naród z powstaniem, powstanie z narodem. Centralnym zdarzeniem najnowszej historii Polski jest Powstanie warszawskie, równie ważne, jak pisał poeta, co chrzest Polski. Nie wiem, skąd ta zbieżność, bo chrzest wprowadzał Polskę na polityczną mapę Europy, a powstanie wprowadzało ludność Warszawy do grobu albo do obozów. Zbieżność jest mistyczna, oczywiście, podobnie jak mistyczny jest związek dzisiejszej "śmiałej i dynamicznej", czy jak tam było, Polski z powstaniem, które też śmiało i dynamicznie rzuciło się umierać.
Więc jeśli związek istnieje, to strzeżmy się. Bo źle on wróży.
Nie ma już sensu powtarzać tego, co Jasienica zawarł najkrócej w spostrzeżeniu że powstanie to "militarnie przeciwko Niemcom, politycznie przeciwko Rosjanom, było de facto przeciwko Polakom". Bezlitosne narażenie miasta na zniszczenie i potraktowanie masakry ludności cywilnej Warszawy jako "strat ubocznych" w trakcie operacji militarnej wynikało z obrzydliwej tradycji braku szacunku dla rzeczywistości, dla ludzi i dla ich życia. Polacy często uważają, że despotyczna, a potem totalitarna rosyjska tradycja szafowania ludzkim życiem jest barbarzyńska. Ale powstanie warszawskie nie ma tu konkurencji! Ten akt autodestrukcji jest teraz uznany oficjalnie za główne współczesne wydarzenie historyczne, które się czci, celebruje, adoruje, odgrywa, imituje, naśladuje i wielbi. Oraz racjonalizuje, mówiąc że i tak by wybuchło, choć żadna akcja militarna nie zaczyna się bez rozkazu.
W zeszłym roku w jakimś parku defilowali "młodzi powstańcy", "sanitariuszki i łączniczki", stawiali się w dwuszeregi, maszerowali i hołubili swoje duchowe i fizyczne podobieństwo do tamtych młodych ludzi, podziwiali swoje wojskowe trzewiki stukające o bruk, czapki harcerskie, mapniki, torby sanitarne, szare mundurki. Ale obok grupka starszych ludzi wcale nie była zachwycona; oni nie rozumieją czy, co powiedziała jedna z pań, to nie powinna być zabawa, to się nie nadaje na takie festyny!
Wcale się nie nadaje. Ideologia Rymkiewicza ma związek z jakimś najtwardszym rdzeniem faszyzmu, bo w nim, zwłaszcza w nazizmie, było pewnikiem, że obywatel i jego życie jest własnością narodu. Naród pojmowano rasowo, więc biologicznie, jak rodzaj jednolitego mrowiska, organizmu do którego należą mrówki, i który jest wobec nich nadrzędny. Tak rozumiany naród jest czymś więcej niż sumą pojedynczych mrówek i dlatego na jednostki można kichać. Im więcej zeżre mrówkojad, tym bardziej mrowisko jest mrowiskiem, woła narodowy poeta mrowiska.
To bezlitosne i manipulacyjne podejście do śmierci ludzi, którzy ginęli nie tylko w powstaniu, ale także z jego powodu, jest podobne do założenia faszyzmu czy innych despotii, że ludzie nie mają autonomicznej wartości, i że najlepszy użytek z krwi ludzi to wylać ją, żeby wiecznie kleista klajstrowała plemię w jednolitą całość.
A festyn trwa nadal. "Gazeta Wyborcza" publikuje śpiewnik powstańczy, można go wziąć i pójść pośpiewać sobie wesołe piosenki, do wtóru których waliło się miasto, ludzie chorowali, rozpaczali, wyli z bólu, umierali w zasypanych piwnicach, kobiety gwałcono, rozstrzeliwano zbiorowo całe kamienice, wrzucano do piwnic granaty – a to dlatego, że nieszczęśni wojskowi pomylili się, biedacy, kompletnie – i nie dali miastu szansy pożyć jeszcze pół roku, co zbawiłoby wszystkich. Co prawda zbawcą byłby Stalin, ale i tak miał być – bo w końcu zakładano, że pomoże powstaniu. Wbrew własnym interesom i wbrew temu, że AK bynajmniej nie było jego stronnikiem.
Ciekawe, swoja drogą, że np. Francuzi nie świętują swojej przegranej pod Waterloo, a przecież dzielnie tam walczyli i ginęli tysiącami! A znów Anglicy też nie celebrują na festynach masakry z I wojny światowej we Flandrii, choć ginęli tam bez sensu i długo, raczej żałują, że tak się stało. Żałują swoich prababek i pradziadków, i ich poszarpanych, urwanych po nic istnień i losów, bo myślą i czują jak ludzie, którzy i tak mają do siebie szacunek. Nie słyszałam też, żeby w Izraelu odbywano festyny z przebieraniem się za mieszkańców i powstańców z getta warszawskiego. To, co w polskich obchodach jest najgorsze, to bezrefleksyjność i jakaś bezlitosna zgoda na śmierć tylu ludzi.
Gdyby zależało to ode mnie, zburzyłabym pomnik bohaterów Powstania Warszawskiego, bo jest obrzydliwy i kłamliwy na dodatek. Oraz zdjęłabym Małego Powstańca z muru Barbakanu, bo świadczy jak najgorzej o mentalności dorosłych, którzy wsadzili na dziecko hełm i dali mu broń lub tak je przedstawili, i lubują się tym.
Postawiłabym tam tablicę z 180 000. nazwiskami, czyli wszystkimi ofiarami cywilnymi. Żeby człowiek po człowieku, jednostka po jednostce została nazwana, bo tak rozumiem szacunek.
PS. Pisałam ten tekst przed 1 sierpnia, ale dziś już rocznica. Radio – w wiadomościach – doniosło mi, że w Muzeum Powstania można posłuchać bajek dla dzieci. Na przykład jest bajka o brzydkiej dziewczynce, której wszyscy dokuczali i nie lubiła jej nawet rodzina, ale poszła do Powstania, walczyła dzielnie i zginęła. Pięknie, że brzydka dziewczynka nie musiała się długo męczyć ze swoim życiem, i że tak wspaniała patriotyczna okazja uwolniła ją od istnienia. Na śmietnik humanistyczne bajania Andersena o brzydkim kaczątku. Jest tez bajka o tym, że smok – czołg zabijał same ładne dziewczyny, aż pewien dzielny chłopiec zorientował się, że tu trzeba rycerza i zabił złego czołga. Potem jakaś pani opowiada o swoich potwornych przeżyciach w czasie powstania, matka ledwo przeżyła, ona sama mało co nie się wywinęła, małego brata wyciągnęła spod muru padając Niemcowi do nóg i błagając, a potem zaśpiewała jakąś pieśń, że nieważne życie, nieważna śmierć, ważne zwycięstwo. Halo, halo, nadajemy audycję z kliniki psychiatrycznej.
– Co robią psychologowie?! – mówię do mojego przyjaciela. – Czemu psychologowie, np. dziecięcy, nie protestują! A on powiada – Bo raczej czekają, aż te dzieci dorosną i pojawią się jako ich pacjenci. Zarobią wtedy nie narażając się patriotycznym nastrojom.
Bożena Keff
Tekst ukazał się na stronie kwartalnika "Ha!art" (www.ha.art.pl).