Monika Kwaśniewska: Żony, matki, rzeźniczki i świnie
[2010-08-12 08:39:19]
Opowiadanie burzy mit bezwarunkowej miłości biologicznej matki do dziecka oraz równoległy do niego - stereotyp złej macochy. Spektakl, podejmując ten wątek, tropi żywotność podobnych podziałów również dziś, przestrzenią eksperymentu czyniąc w dużej mierze wyobraźnię widzów. Służy temu chociażby pozornie niewinny zabieg przeniesienia informacji o tym, że Helena kiedyś straciła dziecko zaraz o porodzie, z początku do środka fabuły. W ten sposób autorka zastawia pułapkę na widza. Nie informując, dlaczego Helena, zamiast urodzić, woli adoptować dziecko - uruchamia szereg, może jedynie podświadomych, domysłów, które potem zostają potwierdzone. W domyśle formułuje się jednak pytanie, dlaczego nikomu, albo jedynie nielicznym, nie przyjdzie do głowy, że kobieta może nie chcieć ciąży, porodu, nie czuje potrzeby bycia "biologiczną" matką i dlatego woli adoptować dziecko? W tym kontekście istotna jest również materialna nieobecność dziecka - tylko dwukrotnie symbolizowanego przez zawiniątko, w pozostałych scenach - będącego niewidzialnym obiektem, do którego zwracają się aktorzy. W ten sposób reżyserka czyni z niego kulturowy, pozbawiony jakiejkolwiek samoistności, funkcjonujący jedynie w świadomości (i języku) "dorosłych" fantazmat. Niezwykle ważną rolę w podkreślaniu kulturowej determinacji każdej sfery życia człowieka pełni tu również język. Grzegorzewska porozdzierała potoczysty tok narracji na krótkie, ostre kwestie, z jednej strony poetyckie i zrytmizowane, z drugiej - brutalne i dosadne, niszcząc realizm i rodzajowość wydarzeń. Nienaturalny język nie służy tu psychologii postaci – przeciwnie - zamienia ich relacje w szereg słownych gier operujących skojarzeniami, stereotypami, rytmiką i rymami. Tylko czasem w ustach Heleny przemienia się w poezję. Język zostaje więc potraktowany jako element kulturowego kodu, w dużej mierze determinującego międzyludzkie kontakty i jednostkowe doświadczenia, odbierającego wszelkie złudzenie naturalności, spontaniczności i bezpośredniości. Posługujące się nim postaci, które funkcjonują w umownej przestrzeni, składającej się ze zmultiplikowanych elementów (trzy stoły, krzesła, szklane zastawki) są tworami równie sztucznymi i schematycznymi. Helena i Fanny realizują dwie przeciwstawne wizje kobiety. Helena (Anna Moskal) to przykładna żona, gospodyni domowa i matka, która zawsze ma ciasteczka i kawę dla gości, a życiowe frustracje rozładowuje kompulsywnym sprzątaniem (rytmiczne trzepanie złożonego, śnieżnobiałego obrusa). Fanny (Małgorzata Klara) zaś jest kobietą uwodzicielską, seksowną, które nie szuka stabilnego życia rodzinnego - raczej bezpieczeństwa materialnego. Odmienna rola społeczna warunkuje również inny typ "ogrywania" i wykorzystywania własnego ciała. Bardzo szczupła, ubrana w długą, dobrze skrojoną, ale dość luźną czarną sukienkę Helena maskuje wszelkie ślady seksualności, podlega dyktatowi wstydu i skromności. Fanny przeciwnie - ostentacyjnie eksponuje fantastyczną figurę w skąpych, prowokujących kreacjach, czyniąc z siebie obiekt pożądania. Zresztą, jak udowadnia scena, w której Helena, podejmując wyzwanie rzucone jej przez uwodzącą jej męża Fanny, zafascynowana jej zmysłową cielesnością, ubiera się tak jak rywalka, w przezroczystą, białą bluzkę - o seksapilu nie stanowi jedynie strój, lecz cały zestaw odpowiednio dobranych i wyćwiczonych gestów. Fanny opanowała je do perfekcji - gdy pojawia się w głębi sceny obnażona do pasa wydaje się wręcz symbolem fascynującej, pożądanej, ale marginalizowanej w kulturze kobiecej seksualności - Helena nie ma o nich pojęcia, dlatego nawet rozebrana, pozostaje tylko skromną, zahukaną dziewczynką. Posunięcia obsadowe i zmiany w tekście wprowadzają jeszcze jeden wątek - proces kształtowania i przekazywania wzorców kulturowych. Grająca Helenę aktorka wyglądem i wrażliwością nie przypomina typowej kury domowej. Jest drobna, młoda, dziewczęca, a po "adopcji syna" - "cieszy się jak dziecko". Przypomina więc bardziej małą dziewczynkę bawiącą się w "dom". Dzięki temu jej postać nie tylko ujawnia jeden z wzorców kobiecości, ale też wskazuje na proces jego społecznego utrwalania w niewinnych dziecięcych zabawach. Natomiast "wyzwolonej" Fanny - Grzegorzewska dodała postać jej matki (Ewa Sobiech), która pojawia się co jakiś czas, by dawać córce "dobre rady" i komentować jej poczynania. W jej zachowaniu obnażony zostaje kolejny przesąd: celem kobiety jest dobrze wyjść za mąż, a przez to nie tylko zapewnić sobie byt, ale też potwierdzić swoją wartość. Dlatego matka tak chętnie chwali się związkiem córki z obcokrajowcem. Co prawda, jest on typem mocno podejrzanym, a córka nawet nie może się z nim dogadać, ale w obliczu braku innego poważnego kandydata dobry jest i taki... Również Fanny czuje się dowartościowana tylko wtedy, gdy jest pożądana przez mężczyznę, dlatego uwodzi Julka, dlatego rzuca się w romans z nieznajomym, chwaląc się fikcyjnym ślubem. Dlatego w finale, ku radości matki, rodzi Julkowi kolejne dziecko. Realizowany przez nią projekt "wyzwalania" jest więc nieskuteczny, bo całkowicie powierzchowny. Różni się od tradycyjnego sposobem odgrywania, a nie podejścia do swojej "kobiecości". Na temat roli kobiety dużo mówi również dodany przez Grzegorzewską wątek rzeźni, w której pracuje Fanny. Zarówno ona, jak i żona właściciela (Maria Dąbrowska) - noszą czerwone, nieco staromodne sukienki i przywodzą na myśl wulgarne kurtyzany. Zarzynane tam zwierzęta to trzy kobiety w maskach świń (Magdalena Myszkiewicz, Anna Januszewska, Joanna Matuszak). Ubrane od stóp do głów w czarne, purytańskie sukienki i czepki siedzą, każda przy innym stoliku (tylko w jednej scenie obnażają się, odsłaniając skrytą pod ubraniem bieliznę: sztywne, zabudowane biustonosze nadające formę ich ciału). Stanowią komentujący wydarzenia chór, a zarazem gromadę plotkarek. Mord na nich odbywa się przez uderzenie tasaka w kawał wysuniętego na scenę na wózku mięsa. Po śmierci zmieniają ubrania na białe i śpiewają z modlitewnym zawodzeniem. Stanowią, wraz z zastępującym je kawałem mięsa, idealny symbol paradoksalnego statusu kobiety: płodne, niemal zwierzęce, uznane za wstrętne i bezkształtne ciało matki/maciory kawał mięsa podany na tacy do skonsumowania - ukryte w formie poskramiającego i formującego "kostiumu"; zarzynane w celu uświęcania. Wystarczy przywołać obraz Julka (Michał Lewandowski) czytającego gazetę lub czekającego z kwiatkiem na narodziny dziecka, czy Berga (Adam Kuzycz-Berezowski) ubranego w czarny obcisły podkoszulek macho, albo lubieżnego Rzeźnika (Grzegorz Młudzik) - by zauważyć, że wszyscy mężczyźni w spektaklu wpisują się w określony typ męskości i spełniają raczej funkcję użytkową niż sprawczą. Rozwój wypadków jest przez większość czasu w rękach kobiet. To one uwodzą i rywalizują między sobą o względy mężczyzn, to one przekazują sobie nawzajem określone wzorce zachowań, to one, w końcu, mordują w rzeźni. Mężczyźni wydają się tu tylko pretekstem, narzędziem manipulacji, lub, jak Berg, sprawnie wykorzystują nadaną im przez kobiety uprzywilejowaną pozycję... Grzegorzewska i Augustynowicz pokazują świat, w którym wrogami feminizmu są nie tylko mężczyźni, lecz, przede wszystkim, zaciekle podtrzymujące stare, wypróbowane wzorce zachowań i modele życia kobiety. Choć zawarta w "Migrenie" refleksja nie jest szczególnie rewolucyjna na tle teorii i sztuki feministycznej, to na polu teatru stanowi propozycję oryginalną zarówno pod względem treści, jak i formy, umożliwiającej wypowiedź głęboko ideologiczną za pomocą syntetycznych teatralnych znaków. Warto też dodać, że nareszcie doczekaliśmy się przedstawienia dotyczącego kobiet i zrobionego przez kobiety, co, niestety, w Polsce nie jest częste. Spektaklowi brakuje jednak nieco subwersywnej siły, co wynika chyba z żelaznej konsekwencji estetycznej. Harmonia między tekstem a jego sceniczną realizacją zaciera jego prowokacyjność, zadziorność, ostrość. Byłoby chyba lepiej, gdyby reżyserka podeszła do tekstu Grzegorzewskiej w sposób bardziej podejrzliwy, zadała mu niewygodne pytania, nie po to, by zmieniać jego wydźwięk, lecz by uczynić go bardziej wyrazistym. "Migrena" Antoniny Grzegorzewskiej. Reżyseria: Anna Augustynowicz, muzyka: Jacek Wierzchowski, scenografia: Marek Braun, kostiumy: Wanda Kowalska, reżyseria światła: Krzysztof Sendke. Teatr Współczesny w Szczecinie. Premiera: 13 lutego 2010. Recenzja ukazała się w Gazecie Teatralnej "Didaskalia" nr 96, kwiecień 2010 (www.didaskalia.pl). Fotografia ze spektaklu pochodzi ze strony internetowej Teatru Współczesnego w Szczecinie. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?