W obecnych warunkach trudno liczyć na wyprowadzenie katechezy ze szkół. Na szczęście nie stoimy przed wyborem "wszystko albo nic". Negatywny wpływ religii na wychowanie i debatę publiczną można ograniczać, wprowadzając do szkół przedmioty, które sprawią, że kwestie etyki, duchowości i cielesności będą rozważane z wielu perspektyw, wzbogacając zarówno wychowanie, jak i demokrację. Jedno trzeba powiedzieć na wstępie: jeśli mają one odegrać swoją rolę, muszą być obowiązkowe dla wszystkich, bo inaczej skończą jak zajęcia z etyki, obecne w szkołach przede wszystkim na papierze.
W programie szkolnym od najmłodszych lat można wprowadzić zajęcia z filozofii. Uczniowie w demokratycznej szkole, która nie kształci tylko siły roboczej, ale przede wszystkim obywatelki i obywateli, powinni oprócz wiedzy nabywać też umiejętności krytycznego myślenia. Dobre zajęcia z historii filozofii, uwzględniające wielość szkół filozoficznych, fundamentalne spory filozoficzne i różnorodność tradycji, to świetna lekcja sceptycyzmu i podejrzliwości wobec rzeczy uznawanych za oczywiste. Co ważne, filozofia może uczyć nawyku uzasadniania swojego stanowiska i poszukiwania argumentów zamiast ogłaszania poglądów i deklarowania swoich racji. Gdy się z kimś się nie zgadzamy, musimy wiedzieć dlaczego. Ale nawet jeśli się z kimś zgadzamy, powinniśmy zdawać sobie sprawę z przesłanek, jakie wspólnie akceptujemy. Zajęcia z filozofii podnosiłyby jakość demokracji, ucząc podstaw obywatelskiej partycypacji, której sednem jest dyskusja, a nie samo wrzucanie głosów do urny.
Innym przedmiotem, który powinien znaleźć się w programie nauczania, jest zdrowie. Na zajęciach o zdrowiu uczniowie zapoznawaliby się z szeroką wiedzą dotyczącą ciała, chorób i ich leczenia. Dowiadywaliby się o problemach międzyludzkich, jakie pojawiają się w związku z tymi kwestiami. Na zdrowiu można byłoby porozmawiać o ciele z nieco mniej abstrakcyjnej perspektywy niż na lekcjach biologii. O jego rozwoju, potrzebach (także seksualnych), dbaniu o nie i o starzeniu się. Uczniowie uczyliby się praktycznego stosowania współczesnej wiedzy medycznej w zakresie zapobiegania chorobom i podnoszenia jakości życia. Na lekcjach zdrowia mogliby się nauczyć, jak rozmawiać z lekarzem, by dostarczać mu adekwatnych informacji i dowiedzieć się, jakie prawa mają jako pacjenci i pacjentki. Na takich zajęciach byłoby miejsce, aby porozmawiać o AIDS, chorobach psychicznych i niepełnosprawności. Zdrowie pozwoliłoby mówić wreszcie bez uprzedzeń o ciele i o tym, jak łączy nas ono z innymi ludźmi.
Zajęcia z religii nie dają rzetelnej wiedzy nawet o wyznaniu rzymskokatolickim, a przez swój monopol stępiają wrażliwość na wiedzę o innych religiach. Dlatego polskiej szkole potrzebne jest religioznawstwo. Pokazanie, że istnieje więcej niż jedna religia, która powinna być traktowana poważnie, jest powinnością demokratycznej szkoły. Uczniowie powinni znać tradycję wszystkich wielkich religii światowych i umieć swobodnie się między nimi poruszać. Zdobycie wiedzy na temat innych religii staje się w coraz większym stopniu koniecznością, bo Polacy stykają się z nimi emigrując z Polski, albo będą się stykać konfrontując się z ludźmi, którzy prawie na pewno przyjadą wkrótce do Polski na stałe ze wschodu i południa.
Wprowadzenie filozofii, zdrowia lub religioznawstwa do szkół nie jest projektem konfrontacji z religią. Chodzi o to, żeby naprawić to, co religia napsuła, ustanawiając monopol na zabieranie głosu w sprawach moralności i ducha. Umieszczenie w programach szkolnych wielości głosów jest najprostszą metodą na ograniczenie efektu monologu, który psuje polską szkołę i polską demokrację. Pozostaje pytanie, który z tych przedmiotów najlepiej wybrać. Ja najchętniej wprowadziłbym wszystkie trzy. Dzięki temu na efekty nie trzeba byłoby czekać następne dwadzieścia lat.
Maciej Gdula
Tekst ukazał się w specjalnym numerze "Zielonych Wiadomości" wydawanych przez Zielonych 2004.