Dawid Jakubowski: Kuba Fidela Castro przez lata uwolniła tys. przeciwników

[2010-09-16 15:37:53]

Przed upadkiem dyktatury Batisty w 1959 r. emigracja z Kuby do USA była większa niż ze wszystkich krajów Ameryki Łacińskiej razem wziętych.

8 lipca 2010 władze kubańskie po spotkaniu z przedstawicielem rządu Hiszpanii Moratinosem zdecydowały o uwolnieniu 52. przeciwników socjalizmu, nazywanych więźniami politycznymi przez mieniące się niezależnymi, a w rzeczywistości sponsorowane hojnie przez wielki biznes, ośrodki, manifestujące troskę o prawa człowieka.

Nic jednak nie jest w stanie w większym stopniu zobrazować podwójnych standardów, jakimi kierują się owe wykreowane autorytety, czy organizacje, a także medialni potentaci, niż ich własne reakcje na to wydarzenie, obnażające podwójne standardy rzekomej troski o prawa człowieka. Nie mają one niestety nic wspólnego nie tylko z wywodzącym się z nauk Chrystusa etosem miłości bliźniego, ale także z jakąkolwiek rzetelnością w odniesieniu do faktów, gdyż permanentnie jedne są dorabiane, inne wyolbrzymiane, a jeszcze inne pomijane, co nie współgra z zasadami etyki dziennikarskiej.

"To, że to jest targ nie ulega żadnej kwestii. Dyktatura Fidela Castro nigdy nie robi nic za darmo. Czy to będzie jakaś nagroda symboliczna, albo polityczna, ze strony Europy czy Stanów Zjednoczonych nie wiemy". Taką wypowiedź przekazał Maciej Stasiński, zastępca redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", kierujący jej działem zagranicznym, na wstępie komentarza dla radia TOK FM, dotyczącego postanowienia rządu w Hawanie. Tradycyjnie wypowiedź ta obnaża korporacyjną lojalność tego dziennikarza, który rzecz jasna pisząc swe artykuły bez żadnego wynagrodzenia, nie zadaje sobie trudu, by przeanalizować kilku zasadniczych kwestii.

Po pierwsze, nie widzi powodu, by zająknąć się nawet słowem, że pierwsze zwolnienia około 15 tys. więźniów, obciążonych wyłącznie działalnością kryminalną, bądź agenturalno–sabotażową współpracą z CIA, nastąpiły w 1964 r. bez żadnych nacisków z zewnątrz, ani zysków dla władz kubańskich, co kładzie kres mitowi ich nieprzerwanej interesowności, który usiłuje podtrzymać Stasiński.

Poczynając od 1978 r., kierując się względami humanitarnymi, po negocjacjach z emigracją, Fidel Castro zdecydował o uwolnieniu 3.600 politycznych przeciwników.

Trzeba przyznać, że o dacie tej milczą jak zaklęte, w zasadzie wszystkie publikacje, opisujące w dramatycznych słowach sytuację praw człowieka na "komunistycznej wyspie".

Sami Kubańczycy jednak też nie traktują tych swoich działań z przeszłości, jako karty przetargowej i argumentu walki z zakłamaną propagandą na swój temat, co jest tylko jednym więcej dowodem, który zadaje kłam tezie Stasińskiego, że ów "reżim" niczego nie robi bezinteresownie. Kolejna, a więc trzecia już co najmniej większa fala uwolnień więźniów, wśród których znajdowali się również pospolici przestępcy, wiąże się z reakcją na wizytę na Kubie Jana Pawła II.

Jak wspominał potem Fidel Castro w wywiadzie udzielonym Ignacio Ramonetowi, ktoś wręczył Papieżowi listę, która była zła, gdyż obejmowała też nie obciążonych wcale zarzutami o charakterze politycznym, kryminalistów.

Wielu innych uwięzionych przeciwników, jak też zresocjalizowanych pospolitych przestępców, obdarzano wolnością znacznie przed upłynięciem wyroku, czyniąc to bez rozgłosu, a więc wbrew tezie Stasińskiego, całkowicie bezinteresownie.

Obecnie, według ostatniego raportu Amnesty International, na Kubie jest nieco ponad 50 więźniów, choć Elizardo Sanchez, lider krytykowanej, ale tolerowanej przez kubańskie władze Komisji Praw Człowieka twierdzi: "W zakładach karnych przetrzymywanych jest 167 więźniów politycznych, czyli o 34 osoby mniej niż sześć miesięcy temu. Wyraźnie widać więc, że więzieni przeciwnicy są uwalniani systematycznie, nawet bez czyichkolwiek interwencji".

W skali 11 milionów mieszkańców wyspy obecna liczba więźniów, jest najniższa od czasów rewolucji, co przyznają niechętnie nawet tacy jej krytycy, jak Sanchez.

Jednak nawet dawniejsze statystyki, nie pozwalają utrwalić mitu o bezwzględnym reżimie, który masowo więzi swych obywateli. Różnice w liczbach mogą wynikać też z tego, że na listę Sancheza wpisują się też osoby mające na koncie kryminalne przestępstwa, lub choćby spowodowanie jakiegoś nieszczęśliwego śmiertelnego wypadku, czując się przez to więźniami politycznymi.

Nie przeszkadza to jednak także zwolnionym przeciwnikom, którzy wyjechali do Hiszpanii, bez zastosowania wobec nich zwyczajowej procedury prawa kubańskiego, konfiskaty majątku w kraju, kreować zakłamanego obrazu tropikalnego gułagu i domagać się uwolnienia "pozostałych naszych kolegów". Kolegów, których zapewne znają tylko z listy komisji Sancheza, nie wnikając w to, że wielu z nich to handlarze narkotyków, narządów lub ludzi, sprawcy wypadków drogowych i wykorzystujący nieletnich.

Te osoby także opinia międzynarodowa uznaje, jak widać za "dysydentów".

Nie jest zatem prawdą dowodzenie przez jednego ze zwolnionych, który po wyjeździe do Hiszpanii twierdził kilka dni temu, że są różnice między Fidelem a Raulem Castro, gdyż ten ostatni zdobył się na krok, na który jego poprzednik nigdy przedtem się nie zdecydował.

Inną, choć otwartą, kwestią jest, czy jest to z jego strony dezinformacja świadoma, czy po prostu jest przyzwyczajony do korzystania tylko z wybranych źródeł informacji, jak szereg przeciwników socjalizmu. Gdy czyta się wywiady z nimi, albo ich krótsze wypowiedzi, można często odnieść wrażenie, że czerpią wiadomości wyłącznie z wybranych źródeł, innych unikając jak diabeł święconej wody, co przypomina mi słowa mojej sąsiadki sprzed kilku lat, że ona czyta regularnie "Nasz Dziennik" i wszystko wie.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy ludzie ci mają jakąkolwiek wiarygodność, czy jedynie są marionetkami nastawionymi na to, by wszelkimi sposobami, chwytając się nawet zmyślonych opowieści, kreować przerażający obraz socjalizmu na Kubie, zwalając całą winę na rząd, powinien zapoznać się z także udramatyzowaną relacją młodego Polaka, który będąc na wakacjach, spowodował śmiertelny w skutkach wypadek i z tego powodu przez rok był uwięziony w więzieniu La Condesa, 60 km od Hawany. Z relacji tej można wywnioskować, że ludzi mających na sumieniu ciężkie przestępstwa nie reedukuje się poprzez indoktrynację, jak zapewne spodziewaliby się samozwańczy obrońcy praw człowieka, ale pyta się ich, czego chcą się uczyć, pozwalając im za jakiś czas wyjść na wolność i zacząć nowe, wolne od przestępstw życie (całość relacji: tutaj).

Innym aspektem są kłamstwa zachodnich mediów dotyczące rzekomo masowej emigracji z wyspy. Porównanie statystyk migracyjnych z Kuby z innymi krajami pokazuje, że w 1993 r po upadku ZSRR i wyczerpaniu krajowych rezerw, najgorszym roku dla gospodarki kubańskiej, wyemigrowało 13 666 osób, a w tym samym czasie z Kanady 17 156, z Jamajki 17 241, z Salwadoru 26 818, tj. dwukrotnie więcej, z Dominikany 45 420, tj. trzykrotnie więcej, i z Meksyku 126 561 osób, tj. prawie dziesięciokrotnie więcej. Pod względem liczby osób emigrujących do USA Kuba była na kontynencie na szóstym miejscu.

Dziesięć lat później, a więc w czasie rzekomej "obławy na dysydentów", w 2003 r. do USA wyemigrowały z Kuby 9 304 osoby. Na kontynencie amerykańskim Kuba znalazła się na 10 miejscu pod względem liczby emigrantów, za Peru, Kanadą, Haiti, Jamajką, Gwatemalą, Kolumbią, Dominikaną, Salwadorem i Meksykiem.

Natomiast przed upadkiem dyktatury Batisty w 1959 r. emigracja z Kuby do USA była większa niż ze wszystkich krajów Ameryki Łacińskiej razem wziętych i większa niż z takich azjatyckich mastodontów demograficznych, jak Chiny, Indie, czy Indonezja.

Za emigracją wcale nie stoją zawsze motywy polityczne.

W 1966 r. Kongres USA uchwalił ustawę, która każdemu obywatelowi kubańskiemu przybyłemu w charakterze legalnego czy nielegalnego emigranta przyznaje status stałego mieszkańca. Ma ona zachęcać do nielegalnej emigracji, aby można było wykorzystać ją jako oręż polityczny w walce z rządem kubańskim. Do tego dochodzi brutalna wojna gospodarcza z Kubą, prowadzona od 1960 r., która strasznie daje się we znaki ludności i również stanowi czynnik zachęcający do emigracji.

W innych krajach latynoamerykańskich w których odnotowano znacznie wyższe statystyki emigracyjne, problemu tego nie upolityczniano w mediach, ani nie nagłaśniano nigdy, nie próbując też nazywać ich mianem dyktatur.

To, że Kuba nie jest krajem, który odbiega międzynarodowych standardów w zakresie troski o prawa człowieka, ujawnia się nie tylko w świetle wyżej wymienionych faktów, czy w licznych przemilczanych społecznych inicjatywach, podejmowanych na całym świecie w obronie jej dobrego imienia, jak choćby hiszpańska Cuba no esta sola (Kuba nie jest sama) czy Cuba Solidarity Campaign Great Britain (cuba-solidarity.org.uk/), albo też akcja W Obronie Kuby, zapoczątkowana przez Sieć w Obronie Ludzkości (porcuba.org/) i firmowana zarówno przez jednostki, jak i różne podmioty organizacyjne z różnych krajów świata, a także przez osobistości takie, jak Noam Chomsky czy Atilio Boron, która zebrała w trzech wersjach językowych łącznie ponad 57 507 podpisów.

21 czerwca 2010 Kuba została wybrana w jednomyślnym głosowaniu zastępcą przewodniczącego Rady Praw Człowieka (HRC) w Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ). Gest ten oznacza docenienie wysiłków Kuby w dziedzinie umacniania praw człowieka, jakie przejawiała w skali międzynarodowej choćby w ostatnim czasie, wysyłając nie odpłatnie tysiące swoich lekarzy okazujących wysoko wykwalifikowaną pomoc medyczną ofiarom trzęsienia ziemi na Haiti.

Kolejną kwestią, którą Stasiński, jak wszyscy korporacyjnie lojalni dziennikarze i luminarze "demokracji" i "praw człowieka" musiał konsekwentnie pominąć, było to, jak zareagowali sami Kubańczycy na decyzję swego rządu i jakie oni podnoszą w związku z tą sytuacją oczekiwania. Komentarze pod komunikatem prasowym arcybiskupa Hawany, zawiadamiającym o decyzji władz w sprawie uwolnienia 52 więźniów pokazują, że są oni pełni akceptacji wobec tej decyzji, jako humanitarnego gestu czy okazania tolerancji, ale też posunięcia każącego władzom UE i "panom z północy", czyli USA, których określają mianem zakłamanego świata, porzucić sztandarowy argument przeciw Kubie, czyli kwestię więźniów, na rzecz pokazania ich prawdziwej twarzy, czyli przejścia do otwartych uderzeń w ustrój społeczno–polityczny Kuby.

Pewna część komentatorów jest bowiem sceptyczna, że suwerenna, co podkreślają, decyzja przyniesie jakieś wymierne korzyści poza moralnym zwycięstwem i zadaniem kłamu tezom wrogów (zwanym też w tym dyskursie moralnym nokautem imperializmu), choć spora część wypowiadających się podnosi równocześnie jak najbardziej uzasadnione życzenie, by pan Moratinos i kubański kościół katolicki z równym zapałem zaangażowali się w międzynarodową i trwającą od lat kampanię na rzecz uwolnienia Kubańskiej Piątki z Miami – uwięzionych w 2001 r. pięciu antyterrorystów, zajmujących się infiltrowaniem środowisk uchodźców z wyspy, gotowych dokonać przy pomocy USA próby zamachu stanu na Kubie i ze swojej działalności składających na osobiste polecenie Fidela Castro raporty również prezydentowi Stanów Zjednoczonych. Temat podwójnych standardów w traktowaniu więźniów na Kubie i Piątki przetrzymywanej bez zgody na spotkania z rodzinami w USA pojawia się w opiniach internautów szczególnie często. Kubańczycy odnoszą się także krytycznie do milczenia, że w samej Hiszpanii są także ludzie więzieni za poglądy, których uwolnienia też należałoby się domagać.

Jeden z komentatorów, jak sam pisze o sobie: ateista, ale podziwiający takich wierzących ludzi, jak Frei Betto czy Jose Echeverria, wyraził pragnienie, by zobaczyć hierarchów kościoła zaangażowanych w uwolnienie rzeczywistych więźniów politycznych, jak wymienieni imiennie bohaterowie Kubańskiej Piątki, czyli Antonio, René, Fernando, Gerardo i Ramón. Inny z zabierających głos zauważył, że ani kościół ani Moratinos, przypisujący sobie zasługi uzyskania uwolnień opozycjonistów, ubolewając nad losem ich rodzin, nie biorą pod uwagę, że pięciu przetrzymywanych od prawie 10 lat bohaterów, także ma swoje rodziny. W dodatku, można dodać, którym zabrania się odwiedzania swoich bliskich.

Autorzy tych wypowiedzi nie przypominają jednak o faktach, które ujrzały światło dzienne dopiero w ostatnich miesiącach, z których wynika, że rząd federalny Stanów Zjednoczonych opłacał tysiącami dolarów publikacje dziennikarzy zajmujący się opisywaniem historii Piątki, tak by ich działalność przedstawić nieuczciwie w maksymalnie szkodliwym dla nich świetle, nie licząc się z tym, jak bardzo będą te relacje odbiegać od prawdy.

Ujawnione zostały nazwiska dziennikarzy i kwoty płatności, a także udostępnione notebooki zawierające propagandowe w swej treści artykuły rzekomo niezależnych dziennikarzy, którzy znajdowali się w rzeczywistości na niejawnej liście płac rządu USA.

Wiele wskazuje na to, że niektórzy przynajmniej ich polscy koledzy, obawiając się dekonspiracji własnych powiązań, świadomie pominęli tę wiadomość w swojej publicystyce.

Następny przedstawiany w nieuczciwym świetle temat, to sprawa zatrzymań przeciwników rewolucji, jakie miały miejsce na wiosnę 2003 r., które Stasiński, podobnie, jak jego zachodni koledzy, do dziś przedstawia, jako "obławę na opozycję", która miała miejsce z zupełnie nieznanej przyczyny. Zlekceważono zatem świadomie i uznano za nie istotną treść dokumentów, które przedstawił polskim mediom ówczesny ambasador Republiki Kuby w Warszawie Jorge Fernando Lefebre.

Waga tych świadectw, jest tym większa, że zawiera on wywiad z siostrą, matką, a także kilkoma żonami poszczególnych aresztowanych, obszerne i szczegółowe raporty na temat ich stanu zdrowia, a także opinię ambasadora, że mimo, że uważa, że opinia publiczna w Polsce zasługuje, by ją o tym poinformować, nie ma większych nadziei, że to, co ma do powiedzenia na ten temat zostanie opublikowane.

"Na Kubie, w różnych prowincjach, odbyło się 29 procesów, w których oskarżono 75 osób - 74 mężczyzn i jedną kobietę. Sądy wymierzyły im kary pozbawienia wolności od 6 do 28 lat. Mimo ciężkich przestępstw, które popełnili oskarżeni i zagrożeń, jakie stanowiły one dla bezpieczeństwa narodowego kraju, w żadnym przypadku nie wymierzyły kary śmierci czy dożywotniego więzienia - wbrew temu, co kłamliwie głosiła propaganda antykubańska.

Funkcjonariusze policji, którzy zatrzymali najemników, nie użyli nawet minimalnej przemocy czy siły. Najemnicy, doskonale zdając sobie sprawę z wagi popełnionych przestępstw i nie mając racji moralnej lub nie kierując się zasadą godności, nie opierali się aresztowaniom" – czytamy w pierwszym z tych świadectw.

Oprócz tego, że oskarżeni mieli możliwość zapoznania się ze swoimi aktami oskarżenia, z jakich paragrafów i w jakim trybie byli sądzeni, że każdy z nich miał prawo przedstawienia dowodów na swoją korzyść, można dowiedzieć się z tych dokumentów ponadto, że prasa innych krajów była drobiazgowo informowana o przebiegu procesów.

Okazuje się także, że na Kubie wydano nawet książkę, w której wolontariusze, którzy zgodzili się infiltrować opozycję i weszli w kontakt z Biurem Interesów Stanów Zjednoczonych, zdradzali plany i szczegóły działalności tych, którzy wówczas znaleźli się w więzieniach. Niestety od dziennikarzy, mieniących się zwolennikami praw człowieka, tego nie mamy szans się dowiedzieć:

"Na Kubie wyszła również książka pt. "Dysydenci", w której znajdują się relacje ośmiu Kubańczyków, którzy na ochotnika i kierując się nakazami swojej świadomości obywatelskiej, udzielili organom bezpieczeństwa państwa kubańskiego obfitych informacji na temat działalności 75 oskarżonych i skazanych najemników wymierzonej w ład konstytucyjny. Tych ośmiu uczciwych i zaangażowanych w sprawę swojego narodu Kubańczyków "pozwoliło się zwerbować" Biuru Interesów Stanów Zjednoczonych w Hawanie w charakterze rzekomych najemników i "przyłączyło się" do szeregów kilku organizacji wywrotowych utworzonych na Kubie przez Stany Zjednoczone. W tych organizacjach doszli oni do ważnych stanowisk i otrzymali znaczne sumy pieniędzy, które kanalizuje rząd supermocarstwa po to, aby płacić za świadczone sobie usługi. Ich zeznania potwierdziły elementy przedstawione w tym raporcie (Patrz "Los disidentes", Rosa Miriam Elizalde i Luis Báez, Editora Política, Hawana 2003)".

Innym aspektem jest odpowiedź na twierdzenie, że więźniowie są przetrzymywani bez żadnej opieki i pomocy, jakie w mniej lub bardziej dosłownym brzmieniu samozwańczy obrońcy praw człowieka, próbują przemycać w swojej propagandzie w odniesieniu do Kuby, w doniesieniach na temat jej systemu więziennictwa. Szczegółowe raporty omawiające perypetie zdrowotne poszczególnych więźniów, nie pozostawiają wątpliwości, że starano się im stworzyć możliwie najbardziej humanitarne warunki pobytu, a także udzielić wszelkiej możliwej medycznej pomocy, choć w niektórych przypadkach spotykało to się z oporem i brakiem woli współpracy. Zapoznajmy się choćby z fragmentem dotyczącym jednego z opisanych przypadków spośród tych relacji:

"Podczas pobytu Espinosy Chepe w szpitalu zezwolono na odwiedziny członków rodziny. 22 maja 2003 roku umożliwiono jego bratanicy, Ileany Moreno Espinosy, z zawodu lekarki, spotkanie z prowincjonalnym kierownikiem służb medycznych Ministerstwa Spraw Wewnetrznych i z lekarzem ze Szpitala im. Agostinho Neto, bezpośrednio opiekującym się Espinosą Chepe. Podczas tego spotkania dr Moreno Espinosie przedstawiono szczegóły badań, jakie przeprowadzono, i ich wyniki, jak również przewidzianych badań, w związku z czym wyraziła ona zadowolenie.

Mimo opieki lekarskiej, którą zapewniono Espinosie Chepe, on sam odmówił poddania się niektórym badaniom, które byłyby wskazane po to, aby można było głębiej zbadać stan jego zdrowia. 29 maja 2003 roku odmówił poddania się gastroskopii i innym rutynowym badaniom, które miał zalecone po to, aby można było ocenić problemy trawienne, jakie u niego wystąpiły".

Ważną część dokumentu stanowią wywiady z członkami rodzin uwięzionych, z których wynika, że kubańskie i więzienne władze zachowywały się godnie, zarówno wobec ich, jak i samych aresztantów. Pominięcie tych świadectw przez prozachodnie media jest tym mniej zrozumiałe, że jedną z wypowiadających się jest żona Hectora Palaciosa, jednego z bardziej znanych opozycjonistów i zapraszanych przez luminarzy "demokracji", takich jak Wałęsa czy Stasiński. Palacios, który w 2007 r. został uwolniony z więzienia, razem z tą samą żoną był honorowym gościem Fundacji Wałęsy, zasilanej pieniędzmi CANF (Cuban American National Foundation, organizacji dążącej do obalenia socjalizmu na Kubie i zastąpienia go gospodarką rynkową).

Będąc w naszym kraju twierdził on, że przed 1959 r. na Kubie była demokracja i wychwalał zalety gospodarki wolnorynkowej, nie wspomniał jednak, że otrzymał jako więzień pomoc lekarską, polegającą na przeprowadzeniu operacji usunięcia kamieni żółciowych, co w przypadku zaniedbania tej sprawy, groziłoby niebezpiecznymi powikłaniami.

Po ogłoszeniu suwerennej decyzji rządu kubańskiego o uwolnieniu przeciwników, pojawiły się wypowiedzi kubańsko-amerykańskich biznesmenów, jak też współbrzmiąca z nimi reakcja Wałęsy, mówiąca, że obecne działanie rządu, to zaledwie pół kroku w dobrą stronę, gdyż cały krok będzie wówczas, kiedy zacznie się debata nad pełną demokratyzacją Kuby i przejściem tego kraju do ustroju demokratycznego. Natomiast szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton wyraziła nadzieję, że będzie ona początkiem "trwałego rozwiązania" na wyspie.

O ile można jeszcze zrozumieć, by traktować tę decyzję, jako wypracowanie trwałego modelu postępowania z przeciwnikami ustroju, o tyle wezwania do debaty wespół z opozycją, mającej zainicjować odejście od socjalizmu, obnaża tylko prawdziwe intencje tych, którzy o tym mówią. Nie zadają sobie oni bowiem trudu poznania opinii przeważającej większości społeczeństwa kubańskiego, które, na co wyraźnie wskazują wypowiedzi, jest co najwyżej gotowe nauczyć się pobłażliwej tolerancji wobec mniejszości, jaką stanowią opozycjoniści.

W żadnym wypadku nie mają oni silnych i zakorzenionych wpływów. Okazuje się też, że wbrew kłamstwom prozachodniej propagandy, Kubańczycy doskonale znają treść tzw. Projektu Vareli, uważany za granicą za koncepcję transformacji umiarkowanej opozycji, a także zdają sobie sprawę, jaka była motywacja deklarowana przez głodującego przez 134 dni Farinasa, dotycząca uwolnienia 26 przeciwników władz, mimo, że on sam twierdził, że społeczeństwo zostało odcięte od tej wiadomości. Jednak nie robi ona na komentatorach pożądanego przez zachodnie media wrażenia, tylko co najwyżej znamionuje współczucie wobec opętanego człowieka, który nie zdaje sobie sprawy, że jest tylko pionkiem w grze, jaką prowadzą przeciwnicy socjalizmu na Kubie.

Przy czym jednak niemal nikt, choć są i nieliczne, ale bardziej skrajne opinie mówiące, że zrobiono dla niego wręcz za dużo, sprowadzając leki zza granicy, nie odmawia mu prawa do opieki lekarskiej i ratowania jego życia, jako człowieka, niezależnie od różnic poglądowych.

Zastanawiam się, czy Stasiński, Wałęsa i ich zachodni sprzymierzeńcy są choć w małym stopniu świadomi, jak mocno ugruntowane poglądy mają miliony mieszkańców Kuby w różnych grupach wiekowych, biorące udział w antyimperialistycznych marszach, koncertach, pochodach pierwszomajowych, obchodach narodowych świąt, ale także biorące udział w wyborach lokalnych, municypalnych i do Zgromadzenia Narodowego. W ostatnich podzielonych na dwie tury wyborach municypalnych wzięło udział ponad 8 milionów uprawnionych do głosowania obywateli.

Nie jest też prawdą, że w wyborach startują wyłącznie kandydaci partyjni.

Wybory do lokalnych zgromadzeń, reprezentujących każdą z 14 prowincji, podobnie jak wybory posłów Zgromadzenia Narodowego odbywają się regularnie, co pięć lat, natomiast członków 169 rad miejskich wybiera się co dwa i pół roku. To nie partia, lecz każdy obywatel może zgłosić w lokalnych wyborach w swoim okręgu kandydaturę sąsiada, bądź kolegi z pracy, lub też ze studiów, jeśli uważa, że osoba ta będzie godnie reprezentować interesy regionu lub miasta i walczyć o wspólne sprawy. Głosowanie jest tajne i nie jest obowiązkowe, mimo to (a może właśnie z tego powodu) frekwencje wskazują na to, że niemal każdy chce w nich uczestniczyć.

Co więcej, wybrani reprezentanci otrzymują wynagrodzenia, będące ekwiwalentem ich zarobków w czasie, kiedy pracowali na poprzednim stanowisku, które po wyborze opuszczają, by skoncentrować się na godnym reprezentowaniu swych wyborców. Szkoda, że takie rozwiązanie nie obowiązuje w Polsce.

Sam Wałęsa zresztą skarżył się publicznie w 2007 r., że Kubańczycy, do których kierował swą propagandę nie chcieli go słuchać. Tym bardziej coraz trudniej zrozumieć bezproduktywny upór tych, którzy chcą uszczęśliwiać społeczeństwo kubańskie na wzór społeczeństw, w których w wyniku transformacji dominuje drastycznie nierównomierny podział dochodów; bezrobocie lub w najlepszym razie zatrudnienie czasowe na tzw. umowy śmieciowe, czy też wręcz wolontariat,który pozwala szefom pomiatać pracownikami, gdyż na ich miejsce przyjdą inni, darmowi; wyprzedaż majątku narodowego, wypracowanego przez wiele generacji; oraz fasadowa demokracja, polegająca na wyborze najlepiej prezentujących się kandydatów, bez zwracania uwagi na ich program polityczny, który oni sami zastępują zestawem populistycznych chwytów.

Jakim cudem ludzie ci wyobrażają sobie nowy podział biedy, której główną i decydującą przyczyną są liczące setki tysięcy dolarów rocznie straty, wynikające z odcięcia od zachodnich technologii w wyniku blokady kontynentalnej trwającej już przez pół wieku, na co nakładają się jeszcze skutki światowego kryzysu gospodarczego?

Warto zauważyć, że zarówno oni, jak i opozycjoniści nie są w stanie zrozumieć pewnej kwestii, którą w przypływie szczerości wyznała zarabiająca ciężkie pieniądze na pisaniu książek Alina Fernandez, córka Fidela Castro, mówiąc w jednym z dokumentalnych programów poświęconych jej ojcu: "Świetnie zna się na ludziach-słuchają go nie dlatego, że się go boją. Intuicyjnie wie, jak do nich dotrzeć".

Wystarczyłoby, by ci, którzy wkładają tyle wysiłku w szkalowanie Kuby i Castro, poświęcili go na przestudiowanie na różnych portalach wypowiedzi (niekoniecznie tylko komentarzy pod tekstami, ale tych wypowiedzi ustnych, które notują np. takie międzynarodowe agencje prasowe, jak AP, AFP, czy Reuters) Kubańczyków, cieszących się z witalności i wzmożonej w ostatnich dniach aktywności Fidela, który na dłużej pojawił się w Ośrodku Badań Naukowych, w telewizyjnym programie Okrągły Stół, Narodowym Akwarium, Centrum Badań Gospodarki Światowej a także w MSZ.

"Myślę, że będzie to miało pozytywny wpływ na ludzi. To daje nadzieję, że po raz kolejny będzie on pomagać w rozwiązaniu naszych problemów" -powiedział agencji AP 21-letni student David Suarez po telewizyjnym programie z udziałem Castro.

Te słowa młodego człowieka to jeden więcej dowód, że Fidel Castro nie jest postrzegany w swoim kraju, jako dyszący żądzą władzy bezwzględny dyktator, jakim próbują go kreować prozachodnie i "niezależne" instytucje i persony, lecz jako ktoś, kto pomaga rozwiązywać problemy i trudności, jakich w każdym kraju jest bardzo wiele.

Jednak cudowne wyobrażenia, jakimi mogą zaskoczyć czytelników, luminarze wolności słowa, pod warunkiem, że jest to ich wolność słowa, na tym się nie kończy.

Stasiński, podobnie jak jego przełożony, Adam Michnik, widzi też potrzebę dialogu, a nawet pryncypialnych pouczeń wobec ...polskiej lewicy. Tą polską lewicą jednak nie są, i tu wizja dialogu społecznego, jaką prezentuje Pan, Panie Stasiński staje się w pełni jasna, przedstawiciele lewicowych ugrupowań znajdujących się na lewo od SLD, których istnienie pomija on konsekwentnym milczeniem, ale członkowie władz SLD z Napieralskim na czele.

Oczywiście to nie powinno dziwić, gdyż czołowi decydenci SLD wraz z ogromną większością swoich kadr, to w rzeczywistości technokratyczni liberałowie, współarchitekci "wolnościowych" przemian w Polsce, pragnący zapomnieć o swej PZPRowskiej przeszłości, gdy mimo stosunkowo dobrego zaopatrzenia, nie mogli sobie pozwolić na cztery samochody, a ich poczynania znajdowały się pod kontrolą Moskwy.

W swoim artykule, zawierającym tyleż świetlanych rad, co pobożnych życzeń, Stasiński oświeca nas wreszcie w kwestii rzekomego światopoglądu, jaki wyznaje jego zdaniem nie tylko cała polska lewica, ale ...wszyscy Polacy:

"Dla Polaków natomiast - także z lewicy: demokratycznej, liberalnej, antykomunistycznej, a potem i postkomunistycznej - NATO i Ameryka są sojusznikami jako obrońcy demokracji i niepodległości; socjalizm realny - tyranią, gospodarka upaństwowiona - pojęciem wyklętym, a Związek Sowiecki - totalitarnym koszmarem".

Ciekawe, czy Stasiński mówi o tych "sojusznikach i obrońcach demokracji i niepodległości", nie znając w ogóle sondaży i wypowiedzi Polaków, którzy domagają się zakończenia polskiego udziału w okupacji Afganistanu.

Przecież jego własna gazeta publikowała doniesienia o gwałtach i morderstwach popełnianych na masową skalę na ludności cywilnej przez okupacyjne wojska. Czyżby nie znał filmów dokumentujących znęcanie się nad jeńcami, czy bombardowania cywili, a nawet dziennikarzy, jakie ujawniono w ostatnich miesiącach i czego nie kryje też "Wyborcza".

Tym razem już zupełnie nie rozumiem, czy upowszechnianiem takich poglądów może kierować tylko i wyłącznie korporacyjna lojalność. Widać nie przeszkadza mu nawet, że Ameryka jak i wzorcowa jego zdaniem "polska lewica" kłamała w sprawie przyczyn jakie miały ich zmusić do agresji na Irak. Nazywanie całego okresu PRL tyranią, co dziwne wspominaną stosunkowo dobrze na tle obecnego systemu jest też poważnym nadużyciem wobec tego, jak krwawy był okres stalinowski pod wodzą Matyasa Rakosiego na Węgrzech, a także ile ofiar pochłonęła trwająca kilka dziesięcioleci dyktatura Franco w Hiszpanii.

Na marginesie pragnę dodać, że domniemany "socjalista" Zapatero, którego autor tekstu przedstawia jako nieledwie kryptokomunistę, w rzeczywistości jest co najwyżej oportunistą, a przypisywany mu tutaj antyamerykanizm jest tak osobliwy, że po wycofaniu wojsk z Iraku wysłał trzy razy więcej do Afganistanu.

Natomiast polityka społeczna w jego kraju wywołuje coraz większy sprzeciw. Demonstracje i protesty przeciwko rządom, które są jedynie z nazwy socjalistyczne, są na porządku dziennym, żeby wspomnieć niedawny strajk pracowników metra w Madrycie, czy strajk generalny w Kraju Basków.

Czy Stasiński i jemu podobni naprawdę nie zdają sobie, czy może nie chcą zdawać sprawy z ogromu zbrodni popełnionych przez Stany Zjednoczone i ich służby specjalne w XX w. na terenie Ameryki Łacińskiej, nie wspominając już o Wietnamie, czy Afryce?

Wspomnijmy na przykład interwencję obalającą demokratyczny rząd Gwatemali w 1954 r., gdyż umiarkowane reformy legalnie wybranego prezydenta Arbenza zaszkodziły interesom Północnoamerykańskiej United Fruit Company, po czym zapanował terror tak powszechny i krwawy, uderzający nie tylko w rzeczywistych, ale i domniemanych przeciwników nowego wspieranego przez USA reżimu, że aż dziwne, że namiętny badacz dyktatur, za jakiego chce uchodzić Stasiński, o tym nie pamięta.

Czy nie wie, czy nie chce wiedzieć o tym, że to raczej Stany Zjednoczone powinny wykonać gest przeprosin wobec Kuby za inwazję w Zatoce Świń, wieloletni sabotaż gospodarczy – palenie pól trzciny cukrowej, podpalanie fabryk, ostrzeliwanie jej wybrzeży z barek CIA, eksplodujące bomby, za ataki kończące się skutkami śmiertelnymi na samoloty pasażerskie (1971 przy udziale szkolonego i sponsorowanego przez CIA Luisa Posady Carillesa), porwanie promu uprowadzonego do USA, połączone z groźbami śmierci wobec zaskoczonych pasażerów? A może nie wie o tym, że rzekomo według kolejnego autora innego rzetelnego inaczej artykułu wyrżniętych jeńców z Zatoki Świń wymieniono na odżywki dla dzieci, z tym, że odżywki zatrute uprzednio przez CIA.

Nie tylko Kubańczycy, ale także ludzie innych narodowości mieszkający tam w latach 60 i 70, w tym także Polacy mogli by opowiedzieć mu na ten temat bardzo wiele, gdyby tylko chciał słuchać i usłyszeć...

Podobnie w artykułach dotyczących Pinocheta, potępiających go, co prawda, Stasiński nie napisze jednak, że obalenie demokratycznie wybranego prezydenta nie doszło by do skutku, gdyby nie usilne zabiegi elit waszyngtońskich i CIA, zwieńczone sponsorowanym przez nich strajkiem kierowców ciężarówek, który sparaliżował cały kraj. Kłamstwa o mordach dokonywanych z inspiracji rzekomo Salvadora Allendego podczas ostrożnych i torpedowanych przez parlament prób reform, można włożyć między bajki, gdyż prezydent Chile zakazał odbierania siłą majątków właścicielom ziemskim, obawiając się właśnie tego, że zamiast rewolucji, na którą według jego niestety mylnej oceny nie nadszedł jeszcze moment, wybuchnie seria niekontrolowanych i bezmyślnych samosądów.

Tymczasem samosądy i zostawianie przy zabitych karteczek treści: Pozdrowienia od Salvadora, wskazują, że i tutaj Allende się przeliczył. Wiele wskazuje na to, że nie były one wcale bezmyślne, lecz były dziełem tych, którzy zgotowali jego śmierć. Stasiński twierdzi w swoich artykułach, że popełnił samobójstwo, jednak świadkowie wspominają, że został zamordowany. Według tego, co mówił potem Fidel Castro, zawsze powtarzał, że zginie broniąc konstytucji. Konstytucji, której łamanie przypisują mu do dzisiaj przeciwnicy, najczęściej ci, którzy idą jeszcze dalej niż Stasiński, broniąc Pinocheta, jako męża opatrznościowego, ratującego Chile przed totalitaryzmem.

Inną perełką w twórczości korporacyjno-sojuszniczej Stasińskiego jest porównanie Hugo Chaveza do Hitlera, za co nigdy nie przeprosił, argumentując w odpowiedzi na zarzuty redakcyjnego kolegi Artura Domosławskiego, że popada w przesadę, argumentując, że Chavez nic nie dając w zamian, mobilizuje tylko bezmyślny motłoch, do tego codziennie pojony whisky, by był skuteczniejszym narzędziem w sianiu terroru. Twierdzi, że bojówki na usługach Chaveza zamordowały kilkanaście osób. Czy ma przypadkiem na myśli obrońców Chaveza zamordowanych rzeczywiście przez sponsorowanych przez CIA puczystów w dniach zamachu z 2002 r., który wielokrotnie Stasiński wysławiał pod niebiosa?

Stasiński twierdzi, że ciężko dyskutować ze stanowiskiem tych, którzy jego zdaniem widzą pojedyncze drzewa, nie dostrzegając lasu. Jest jednak w rzeczywistości wprost odwrotnie: to on widzi to, co chce widzieć, a także często dorabia, bądź korzysta z dorobionych na zachodzie faktów, lekceważąc inne, które przeważają.

Mimo, że autor ten zajmuje się wyłącznie problematyką naszych luminarzy, o ile dotyka ona spraw zagranicznych, jednak jego apostolskie rady w stosunku do polskiej lewicy pokazują, że szanowny demokrata przeoczył , bądź było mu niewygodne zabierać głos w tej sprawie – antykomunistyczne działania polskiego rządu i przeważającej części opozycji polegające na wprowadzaniu zmian jurysdycznych służących represjom osobom o komunizujących czy komunistycznych przekonaniach.

Nie zważając ani na to, że konstytucja gwarantuje wolność słowa, ani na ustawę o ochronie symboli partii politycznych, ani też na to że sam komunizm, jako taki ideą zbrodniczą nie jest.

Wracając do tematyki ściślej powiązanej z tematyką niniejszego artykułu, chciałbym wskazać, że są przypadki osób, znajdujących się dość daleko od przekonań politycznych rządu Kuby i większości jej obywateli, lecz które, mieszkając tam przez wiele lat wyrobiły sobie własny pogląd, uważając, że przypadek tego kraju jest po prostu demonizowany.

Pod tekstem jednego z aktywnych przeciwników Kuby socjalistycznej Humberto Fontovy, pod wymownym tytułem : "Castro i III Rzesza", jeden z czytelników, Hiszpan z pochodzenia, napisał, że jest wprawdzie wytrwałym fanem administratora portalu, ale martwi go jego doktrynerski stosunek wobec Kuby, na której mieszkał dość długo i nigdy nie miał żadnych problemów z powodu uczestnictwa w otwartych debatach, czy pojawiania się w kościele.

Kuba jest jego zdaniem permanentnie nieuczciwie szkalowana, podczas gdy przykładowo brutalne rządy Arabii Saudyjskiej nagminnie łamiące prawa człowieka cieszą się dobrą prasą.

Dodajmy do tego raporty i doniesienia nie tylko z innych krajów Ameryki Środkowej i Południowej, Afryki czy Arabii, ale również z USA, czy Kaukazu, lub Azji, ale też krajów UE na temat nagminnego łamania różnych praw i wolności obywatelskich.

Dlaczego luminarze zajmujący się oficjalnie walką o te wartości, nie interesują się, żeby przytoczyć zaledwie nieliczne przypadki, nie tylko ofiarami i skutkami zamachu stanu w Hondurasie, jaki miał miejsce w zeszłym roku, związanego z zabójstwami również rzeczywistych aktywistów praw człowieka i dziennikarzy, ale też nie obchodzą ich np. uchodźcy z Gruzji szukający pomocy w innych krajach, w tym także w Polsce?

Analizując dane Amnesty International za rok 2008 i 2009 odnośnie łamania praw człowieka, Salim Lamrani w drugiej części artykułu Kuba i retoryka praw człowieka, wykazał, na przykładzie odnotowanych przypadków we Francji, Niemczech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i w Czechach, krajach, których rządy potępiły Kubę, że w rzekomo cywilizowanej Europie dochodzi wciąż do naruszania tych praw, częstokroć o wiele gorszych niż kiedykolwiek można by zarzucić Kubie, a mimo to nikt nie próbuje dyskredytować ich rządów, ani domagać się ich obalenia.

Przykładowo, w odniesieniu do samej Hiszpanii tylko w zeszłym roku AI opracowała ponad 230 raportów "tortur i złego traktowania przez funkcjonariuszy organów ścigania".

W drugiej zajął się Kubą w perspektywie porównawczej ze Stanami Zjednoczonymi i innymi krajami Ameryki Łacińskiej, podważając na rozbudowanych przykładach piętno, jakim zachodnie media oraz Waszyngton i Bruksela chcą obarczyć Hawanę, wprowadzając w błąd opinię publiczną i pokazując jak często i jak brutalnie, w krajach uchodzących za demokratyczne, prawa człowieka są łamane. Jednak tym, co się dzieje w tych krajach, nie interesują się luminarze demokracji i wolności, ani też nie próbują obarczać winą za to władz tych krajów.

Nie ma dla nich nawet znaczenia, że w styczniu 2010 odkryto w Kolumbii masowe groby z ciałami około 2000 związkowców i działaczy praw człowieka zabity przez kolumbijskie wojsko.

Postawmy kropkę nad i – te kraje są "dobre" i nie należy mówić na ich temat złego słowa, bo panuje w nich "słuszny" kapitalistyczny ustrój!

Pod tekstem Carlosa Alberto Montanera, który powitał z zadowoleniem uwolnienie przeciwników socjalizmu, domagając się jednak sądu nad komunistami, opublikowanym na hiszpańskim portalu publico.es, wielu jego czytelników odniosło się krytycznie wobec faktu, że Montaner, którego identyfikują jako jedną z najważniejszych postaci Międzynarodówki Liberalnej mieści się w nurcie forsowania przekształceń kapitalistycznych. Ocenili oni też surowo próby odbierania swobody temu narodowi decydowania o swoim losie.

Wśród głosów obywateli Hiszpanii, rzekomo żyjących w kraju socjalistycznym, znajdują się też i takie, które mówią, że na Kubie jest więcej wolności niż w wielu innych krajach, łącznie z ich własnym. Wypowiedzi te nie są sloganami. Autorzy potrafią je uzasadnić, rozbudowując swoje wypowiedzi.

Jeden z nich tak zaczyna swój znacznie dłuższy wywód:

"Kuba to mały kraj, który chce żyć bez zakłóceń, złożony z wielu sprzeczności (jak każdy inny), z wielu niesprawiedliwości (znacznie mniej niż w wielu innych rządzonych przez "demokratów"), a także z wielkiej solidarności (jak w prawie każdym innym kraju). Ale problemem z Kubą nie jest dobry lub zły ich rząd, lub istnienie mniejszego lub większego obszaru wolności, ale hipokryzja zachodnich kapitalistów próbujących zdyskredytować ten niebezpieczny przykład, że istnieją alternatywy dla kapitalizmu.

Bo jeśli oni chcą bronić wolności, istnieją dziesiątki przykładów z powodu których można płakać co dzień: Arabia Saudyjska, Chiny...

Na Kubie, na przykład, bardzo "prześladowana" bloggerka Yoani jest podłączona do Internetu bez większych trudności za pomocą szerokopasmowego łącza luksusowych hoteli.

Tymczasem egipska policja w zeszłym miesiącu zamordowała bloggera Khaleda Saida. Oficjalny wynik autopsji mówi, że zmarł z uduszenia, starając się połknąć woreczek z narkotykami. Ale ktoś ujawnił zdjęcie, na którym są bardzo widoczne te objawy uduszenia..." (http://4.bp.blogspot.com).

Wspomniana przez komentatora bloggerka, to wychwalana przez zachodnie media Yoani Sanchez, której "niezależne" dziennikarstwo jest nagradzane przez wiele międzynarodowych korporacji i instytucji, zasłaniającej się frazesami o wolności słowa. Tymczasem nie chcą zauważyć oni krytycznych komentarzy na samym sławionym przez nich blogu Sanchez, pisanych przez osoby o poglądach zdecydowanie antykapitalistycznych, których merytoryczna i rzeczowa argumentacja pokazuje kompletny brak słuszności w jej rozumowaniu.

Ona sama udzieliła zresztą wywiadu Salimowi Lamraniemu, okazując, że tak dalece nic nie wie na temat Kuby i jej historii, stosując uniki, by nie ujawnić np. rzeczywistych powodów swego powrotu w 2005 r na Kubę (że kiedy mieszkała w Szwajcarii, nie mogła w systemie kapitalistycznym odnaleźć się ani znaleźć pracy), że sama potem próbowała ocalić honor próbując zarzucać znanemu z drobiazgowości i rzetelności prof. Lamraniemu zniekształcenia i manipulację, jednak, tak, jak to ma w zwyczaju, nie kwapiąc się z zaprezentowaniem dowodów.

Kuba, prezentuje alternatywny model rozwoju społeczno–gospodarczo–politycznego, który kraje kapitalistyczne traktują jako zagrożenie, gdyż obawiają się one, że przykład ten może stanowić ryzyko dla monopolu ich modelu ustrojowego.

Wielu ludzi na całym świecie wbrew ich propagandzie odnosi się do tego kraju i historycznych bohaterów jej rewolucji z sympatią. Nie jest prawdą, to co głoszą korporacyjnie i imperialnie lojalni dziennikarze, że w 2003 r. rzekomo mieli się odwrócić od Fidela Castro nawet ci intelektualiści, którzy popierali go latami, jak niedawno zmarły Jose Saramago, komunista, który być może w pierwszej chwili na wieść o aresztowaniu biorących pieniądze od ambasady USA (co, jak pisze Lamrani, przyznaje także raport AI) przeciwników socjalizmu, rzeczywiście zareagował emocjonalnie, czując się zawiedziony, jednak w późniejszych wypowiedziach, najwidoczniej poznając więcej faktów związanych z tą sprawą, bronił zarówno Castro, jak i kubańskiej rewolucji, tak jak robił to przedtem.

Kubańczycy oczekują przede wszystkim uwolnienia Piątki z Miami. Pragną też zakończenia embarga. Po uwolnieniu przeciwników, zdecydowanie następny krok należy do Stanów Zjednoczonych.

Trzeba być skrajnym hipokrytą, by głosić demokratyczne hasła, a lekceważyć głos społeczeństwa, w którego imieniu rzekomo się występuje, ignorując także głos prawdziwych aktywistów obrony praw człowieka, wśród których są zarówno amerykańscy adwokaci, jak też duchowni, jak też takie autorytety, jak Nelson Mandela, czy Noam Chomsky, a także tysiące zwykłych obywateli wielu krajów na całym globie.

Tym bardziej dziwne, że nic nie robi się w tej sprawie, po ujawnieniu korumpowania dziennikarzy przez władze USA, by oczerniali Piątkę i domagali się jej ukarania. Obce rządy, dziennikarze i samozwańczy luminarze praw człowieka powinni zająć się łamaniem tych praw na własnym podwórku, pozwalając społeczeństwu kubańskiemu kroczyć własną drogą, a gdy to potrzebne także ją korygować bez niczyjej pomocy.

Są do tego zdolni, bo nie są żadnym zaagitowanym i upojonym motłochem, ale jak pokazują ich wypowiedzi, ludźmi skłonnymi do subtelnej analizy, a także refleksji.

Tego prawa dla nich do samostanowienia o swym losie chcą bronić co najmniej dziesiątki tysięcy ludzi na całym świecie.

Czy luminarze i korporacyjnie-sojuszniczo lojalni aktywiści będą mieli interes, by kiedykolwiek to zrozumieć?

Dawid Jakubowski


Tekst ukazał się na stronie Wiadomości24 (www.wiadomosci24.pl).

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku