Książka Boba Woodwarda poparta drobiazgowymi badaniami ujawnia zawiłości związane z podejmowaniem decyzji przez instytucje odpowiedzialne za obronę i bezpieczeństwo kraju oraz pozycję zakleszczenia się w nich przez Obamę. Woodward stał się znany, gdy na łamach "Washington Post" ujawnił aferę Watergate, która doprowadziła do dymisji Nixona. Obecnie jest on zastępcą redaktora naczelnego "Washington Post", zasłużonym członkiem instytucji medialnych w USA, i oczywiście czerpie zyski ze swej sławy.
Choć jego książka w ciekawy sposób opisuje spory wewnątrz waszyngtońskiego establishmentu, szczególnie te między Obamą i wojskiem, brakuje w niej analizy tego jakie reperkusje powodują one zwłaszcza w Afganistanie i rejonach plemiennych Pakistanu. Jest ona naszpikowana nieistotnymi szczegółami mającymi świadczyć o erudycji Woodwarda, które nie pełnią poza tym żadnej ważnej roli. Nadęty i samochwalczy ton książki nie koresponduje z tematyką książki. Zaskakujące jest, że biorąc pod uwagę tytuł książki, .autor nie stara się ocenić przyjętej przez Obamę strategii oraz jej następstw zarówno w Iraku jak i Afganistanie. Wojny traktuje Woodward jako coś oczywistego niewymagającego analizy.
Książka ta daje jednak ogólne spojrzenie na mentalność kilku głównych graczy. Na przykład, dyrektorowi CIA, Michaelowi Haydenowi udaje się zawstydzić kolegów ciętym i władczo aroganckim językiem widocznym w jego wypowiedzi na temat zagranicznych przywódców - "Mamy go; mamy to". Nie tylko eksperci od bezpieczeństwa narodowego mają taką postawę. Interwencja Hillary Clinton w sprawie sporu o cięcia w brytyjskim budżecie obrony, bezpośrednio doprowadziła do tego, że David Cameron złagodził swoje propozycje.
Jedną istotną kwestią, dzięki której książka trafiła na czołówki gazet jest spór między wojskiem i politykami o zwiększenie liczby wojsk w Afganistanie. Generał Petraeus, uważany o dziwo za bohatera wojny w Iraku za swoją strategię zaangażowania do walki dodatkowych 21,5 tysiąca żołnierzy amerykańskich, chciał zastosować tę samą strategię w Afganistanie i zażądał dodatkowych 40 tysięcy żołnierzy. Dzięki serii uprzedzających fakty przecieków do mediów Petraeus dostaje niemal wszystko, co chce, ale warunek, jaki stawia Obama to odpowiednie rozmieszczenie wojsk. Przed końcem 2011 roku, będą oni musieli zacząć się wycofywać się i ograniczać zakres operacji wojskowej. Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości, kto jest zwycięzcą w tym sporze, to liczba wystąpień publicznych Petraeusa skutecznie je rozwiewa.
Książka Tariqa Alego jest natomiast pełną gniewu polemiką przeciw zarówno krajowym jak i międzynarodowym ustępstwom Obamy wobec rządzącego establishmentu. Autor krytykuje w szczególności retorykę "zmiany", która zyskała Obamie wygraną w wyborach prezydenckich dwa lata temu oraz ostro kontrastuje ją z kontynuowaną przez niego polityką, której głównym mottem jest: "interesy jak zwykle" (business as usual). W swoich argumentach wysuwa surowe oskarżenia pod adresem rządów Obamy.
Ali dowodzi, że ostatnia ustawa zdrowotna była całkowitą kapitulacją wobec firm ubezpieczeniowych i wielkich koncernów farmaceutycznych. Przywołuje sytuację, kiedy to Obama, jeszcze jako kandydat na prezydenta, ostro krytykował w reklamach telewizyjnych kongresmena Billy’ego Tauzina - głównego lobbystę działającego na rzecz przemysłu farmaceutycznego, a już jako prezydent zapraszał go do Białego Domu jako partnera w programie prac legislacyjnych. Autor "Syndromu Obamy" cytuje konserwatywny tygodnik "The Spectator" ujawniający, że projekt tej ustawy sporządziła Liz Fowler, była prezes prywatnej firmy ubezpieczeniowej, która obecnie pracuje dla przewodniczącego Senackiej Komisji ds. Finansów. Komisja ta jest beneficjentem wartych miliony dolarów udziałów od firm ubezpieczeniowych i przedsiębiorstw farmaceutycznych.
Ali wyraża również swoje zaniepokojenie sytuacją w dziedzinie polityki zagranicznej. Przytacza on informacje ujawnione w dzienniku "New York Times", według których od czasu, kiedy Obama został wybrany na prezydenta, CIA przeprowadziła z użyciem bezzałogowych samolotów MQ-1 Predator więcej nalotów w Pakistanie niż podczas ośmiu lat prezydencji Busha. Autor przekonująco dowodzi, że choć drogę na polityczne szczyty utorowały Obamie lata aktywności politycznej Afroamerykanów, w swojej polityce nie kontynuuje on jednak działalności Martina Luthera Kinga i Malcolma X. W rzeczywistości, zaoferował niewiele więcej niż pustą retorykę.
Książka Alego dzięki temu, że jest krótka, ostra i niezwykle celna, jest dla nas cenną bronią w walce ideologicznej. Mam jednak nieznaczne obiekcje. Jeśli lekceważymy wybór Obamy na prezydenta opisując go jako coś jedynie symbolicznego, oznacza to, że nie rozumiemy relacji między symbolem a rzeczywistością. Wybór Obamy na prezydenta zmobilizował dziesiątki tysięcy aktywistów, którzy żądali prawdziwej zmiany i dowodzili, że możliwa jest organizacja polityczna. Oczywiście nadzieje jakie wzbudził Obama zostały rozwiane, nie przekreśla to jednak tego potencjału. Symbolika wyboru Obamy na prezydenta działała też w negatywny sposób, drażniąc ekstremalnie zaciekłych szaleńców politycznych, którzy nie mogli znieść myśli, że czarny człowiek mógłby mieszkać w Białym Domu. Kombinacja tych dwóch czynników z dużym prawdopodobieństwem sprawi, że Demokraci poniosą klęskę w wyborach prezydenckich, które odbędą się w połowie kadencji prezydenckiej (1).
Przypis:
(1) Tekst został napisany jeszcze przed wyborami w połowie kadencji prezydenckiej. Zgodnie z oczekiwaniami kandydaci Partii Demokratycznej uzyskali 2 listopada 2010 roku bardzo słaby wynik (przyp. red. Lewica.pl).
Tariq Ali: "The Obama Syndrome: Surrender at Home, War Abroad" ("Syndrom Obamy: Kapitulacja w kraju, wojna za granicą"). Verso Books, Londyn 2010, 160 stron.
Bob Woodward: "Obama’s Wars" ("Wojny Obamy"). Simon and Schuster, Nowy Jork 2010, 464 strony.
Shaun Doherty
tłumaczenie: Agnieszka Dziedzic
Recenzja ukazała się na stronie internetowej "Socialist Review" (www.socialistreview.org.uk).