Jarosław Klebaniuk: Dekada dla lewicy
[2011-01-06 10:05:16]
Dominacja PO i PiS na scenie politycznej odzwierciedla konserwatyzm Polaków, ale też brak elementarnej wiedzy na temat tego, jak realizowana przez te partie (ale niestety w dużej części także przez SLD) polityka przekłada się na ich jednostkową i grupową pomyślność. Większość ludzi pracy, bezrobotnych i emerytów we własnym interesie powinna głosować na którąś z partii lewicy, jedynie w Polsce uważanych za skrajną. O słabości lewicowych organizacji niech świadczy to, że największa z tych małych partii samodzielnie startująca w wyborach zazwyczaj nie uzyskuje więcej niż 1 procent głosów. Po prostu medialna ekspozycja PO i jej pozorna bezpieczna nijakość bardziej przemawia do gorzej sytuowanych Polaków niż egalitarny i prosocjalny program PPP. Ponadto w polskiej polityce bardziej liczy się sfera symboliczna, a ta została zawłaszczona przez dyskurs narodowo-katolicki z jednej strony, a ekonomię wolnego rynku - z drugiej. Lewica w Polsce nie jest w stanie stworzyć przestrzeni symbolicznej alternatywnej dla tych dwóch prawicowych otchłani. Na świecie w minionej dekadzie działy się niezliczone rzeczy ważne dla lewicy. Zwrócę jednak uwagę tylko na trzy istotne moim zdaniem zjawiska. Po pierwsze, północnoamerykańskie imperium przeprowadziło dwie spektakularne wojny i zainstalowało w podbitych krajach przychylne sobie, niektórzy twierdzą, że marionetkowe, rządy. Doprowadziło to nie tylko do śmierci setki tysięcy niewinnych cywilów, a także do pogorszenia poziomu życia milionów pozostałych, ale też spowodowało odrodzenie się radykalnego ruchu skupionego wokół fundamentalistów islamskich. Wojny prowadzone przez George’a W. Busha w imię krzewienia protestanckiego chrześcijaństwa doprowadziły powstańców w okupowanych krajach od mobilizacji pod sztandarami innej monoteistycznej religii. Za tymi irracjonalnymi pretekstami oczywiście kryją się interesy ekonomiczne. Jak zwykle ideologiczny sztafaż dla jej uczestników czyni walkę słuszną czy nawet świętą, jednak cyniczne elity po obu stronach wiedzą, o co tak naprawdę chodzi. Podobnie konflikty etniczno-religijne na Bałkanach czy w Rwandzie były bardziej wojnami o dostęp do zasobów czy wręcz o przeżycie, niż konfliktami ideologicznymi. Ciekawe, że instytucjonalna lewica, zwłaszcza partie socjaldemokratyczne najbardziej liczących się państw wysokorozwiniętych, były bezradne wobec krwawych konfliktów, a w niektórych kierowane przez nie rządy wzięły wręcz aktywny udział po stronie agresora (np. Blair czy Miller w Iraku). Pod koniec dekady Barack Obama, którego elekcję z takimi nadziejami przyjął postępowy świat, pokazał, że interesy imperium można realizować niezależnie od rasy i partyjnej przynależności. Bezpartyjną Indiankę też lobby militarno-przemysłowe odpowiednio by poprowadziło. Obama, ten bodaj najbardziej groteskowy laureat Pokojowej Nagrody Nobla, zabił za pomocą samolotów bezzałogowych w Afganistanie więcej cywilów niż jego republikański poprzednik. I nie zanosi się na kres tego procederu. Jeśli tak wygląda lewa strona sceny politycznej we wzorcowej demokracji, to nam, lewicowcom, pozostaje tylko popieranie marginalnych ugrupowań bez realnych szans na udział we władzy. Po drugie, w Ameryce Południowej, inaczej niż w Europie, gdzie partie socjaldemokratyczne przeważnie utraciły władzę (np. w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoszech), trwa wielotorowy i optymistyczny lewicowy eksperyment. W Brazylii przybiera on formę lewicowego odchylenia w ramach systemu neoliberalnego, w krajach takich jak Ekwador czy Boliwia - nieco radykalniejsze formy, a w Wenezueli - wręcz rewolucyjne, z nacjonalizacją zasobów naturalnych i oddaniem części władzy lokalnej niższym warstwom społecznym, włącznie. Warto obserwować te kraje, gdyż być może w którymś z nich wyklują się zalążki nowego systemu społeczno-politycznego, który powszechnie zastąpi na świecie obecny, niemożliwy do utrzymania dłużej niż przez dwa dziesięciolecia. I tu dochodzimy do trzeciego istotnego dla lewicy zjawiska - permanentnego kryzysu neoliberalizmu, który dał osobie znać na rynku nieruchomości już w 2007 roku, a w instytucjach finansowych - rok później. Tymczasowe zażegnanie jego konsekwencji poprzez masowe interwencje państw (głównie - dofinansowanie lub czasowe przejęcie wielkich banków i innych firm o strategicznym znaczeniu) i zalanie rynków dodrukowanymi pieniędzmi, nie rozwiązuje problemów strukturalnych - wysokiego bezrobocia i słabnącego popytu wewnętrznego, wynikających z niewłaściwego zdefiniowania priorytetów politycznych. W krajach Zachodu (ale także w Chinach i innych krajach azjatyckich) celem funkcjonowania państw jest wzrost gospodarczy, który próbuje się osiągać poprzez redystrybucję dochodów w górę - niskie podatki dla bogatych i dogodne warunki działania ponadnarodowych koncernów. Lewicowym priorytetem powinna być pomyślność ogółu obywateli, ich dobrostan, a ten niewiele ma wspólnego z wysokością PKB - najczęściej używaną miarą sukcesu nie tylko gospodarczego, ale i politycznego. Dlatego też po drugiej, według wielu ekonomistów niemożliwej do uniknięcia, fali kryzysu nie tylko środki zaradcze będą musiały być inne (już nie zwiększanie płynności, ale zapewne aktywna rola państwa w kreowaniu procesów społecznych), lecz także przedefiniowanie celów funkcjonowania państwa wydaje się nieuniknione. Zamiast pełnić funkcję aparatu represji wobec kontestatorów systemu i opiekuna prywatnych przedsiębiorstw "zbyt wielkich, by upaść" państwo powinno wreszcie podjąć się innej roli - zadbać o ogół obywateli. Minione dziesięciolecie pokazało, że neoliberalizm w skrajnej postaci prowadzi do autodestabilizacji, a lewicowa odpowiedź, na razie głównie w postaci ruchu alterglobalistycznego i charyzmatycznych rządów radykalnych przywódców w Ameryce Łacińskiej, ma szanse przybrać bardziej powszechną, systemową formę. Powrót do państw opiekuńczego, typowego dla Europy lat 1960. wydaje się bardzo trudny. Czas więc na zupełnie nowy etap w rozwoju politycznym świata. Ale o tym mam nadzieję napisać dopiero w podsumowaniu dekady pod koniec 2020 roku. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
23 listopada:
1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".
1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.
1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.
1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.
1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.
1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.
1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.
1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.
2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.
?