Larbi Sadiki: "Bin Laden" marginalizacji

[2011-01-25 08:43:26]

Jest częścią "wiedzy potocznej", że terror jest w arabskim świecie zmonopolizowany przez Al-Kaidę w jej różnych wcieleniach. Trochę prawdy może w tym być. Jest to jednak bardzo ograniczony punkt widzenia. Reżimy panujące w krajach takich jak Tunezja czy Algieria od dawna już wdrażały swoje aparaty bezpieczeństwa do walki z Osamą bin Ladenem, ale wpadły w pułapkę nieświadomości swego własnego, "wewnętrznego bin Ladena": terroru, jakim jest marginalizacja milionów przedstawicieli wykształconej młodzieży, stanowiącej ogromną część populacji regionu.

Niespokojne wiatry wiejące na arabskim zachodzie (w krajach Maghrebu) mogą zacząć dmuchać bardziej na wschód, w stronę Lewantu, gdzie marginalizowani wydają z siebie zdesperowany krzyk wołający o wolność i chleb - albo śmierć.

Terror - ale czyj?


Wieszczący tak zwaną "radykalizację", która przekształciła islam w kwestię bezpieczeństwa, ustawili całą debatę w sposób czyniący bin Ladena ponadczasową, jedyną i permanentną patologią wszystkich spraw muzułmańskich.

Nie ma żadnej przesady w twierdzeniu, że od czasu 11 września tak zwana radykalizacja zajęła miejsce nowego orientalizmu jako pryzmat, przez który zachodnie aparaty bezpieczeństwa postrzegają bliskowschodnią młodzież i społeczeństwa. Guantanamo, profilowanie, nadzwyczajne zatrzymania - to tylko jedne z wielu przejawów, czubek góry lodowej.

Patrolowanie, wyposażanie, finansowanie, udzielanie ekspertyz i filozofia antyterroryzmu, którymi karmi się państwa w rodzaju Algierii, Libii czy Maroka, są tak skonstruowane, by przygotowywać do zwalczania "brodatych, radykalnych salafich", których prorokiem jest Osama bin Laden. Ale zastępy tych realnych, dotykalnych "bin Ladenów", gotowych na samobójczą śmierć, całkowicie wyrosły z szeregów wykształconej klasy średniej, której prorokiem jest Adam Smith.

Al-Kaida, co dosłownie znaczy "baza", jest dzisiaj rosnącą bazą odsuniętych na margines raczej niż "salafich".

Ani Koran ani Sayyid Qutb - in absentia oskarżany o odpowiedzialność za zamachy z 11 września, choć nie żyje od 1966 roku - nie powinni być największym zmartwieniem zachodnich ekspertów od bezpieczeństwa. Najprawdopodobniej powinni oni sprawić sobie po egzemplarzu "Das Kapital" i "zajarzyć" Karola Marksa, celem zaliczenia swego rodzaju "testu rzeczywistości", zdobycia się na ponowne przemyślenie i załapania się na dozę trzeźwego oglądu rzeczywistości dręczonej po 11 września przez politykę przesadnej sekurytyzacji.

Od Tunezji i Algierii w Maghrebie po Jordanię i Egipt na arabskim wschodzie, prawdziwym terrorem, który pożera poczucie własnej wartości, sabotuje wspólnoty i wspólnotowe rytuały przejścia (z małżeństwem włącznie), jest terror społeczno-ekonomicznej marginalizacji.

Armie khobzistes (bezrobodnych Magrebu) - dziś maszerujących za chlebem ulicami Algieru i Kasserine, które jutro mogą także wyjść na ulice Ammanu, Rabatu, Sany, Ramallah, Kairu i południowego Bejrutu - nie walczą z terrorem bezrobocia przy pomocy jakiejś ideologii. Nie potrzebują jej. Bezrobocie jest ich ideologią. Peryferia - ich geografią. Jak na razie - spontaniczny, pokojowy protest i samookaleczenie - ich uzbrojeniem. Oni są les misérables współczesnego świata.

Zgoda za chleb


"Chlebowe umowy społeczne", które kształtowały porządek polityczny w większej części świata arabskiego zawiodły w drugiej połowie lat 80. W latach 60. XX wieku reżimy angażowały się w dystrybucję chleba (subsydiowanych dóbr) w zamian za pasywność polityczną [społeczeństw]. W latach 80. polityczny dryf nową zasadą uczynił udzielanie prawa do głosu - zamiast chleba.

Kto mógłby zapomnieć rozruchy o pieczywo w 1988 roku? - przywiodły one islamistów na próg parlamentarnej kontroli Algierii w 1991 roku. Albo rozruchy w Jordanii i w tym samym czasie zainicjowaną liberalizację polityczną - w 1989?

Dla Tunezji, Algierii, Jordanii i Egiptu, zubożonych arabskich państw głodnych środków z euro-amerykańskiego Międzynarodowego Funduszu Rabunkowego, infitah (polityka otwartych drzwi) stała się jedynym planem dalszego zarządzania gospodarką. Na jej sumieniu ciążą tłusta chciwość, grabież ziemi, korupcja, dominacja monopoli i nowe klasy przedsiębiorcze, które wymieniały lojalność i protekcję, jak również banknoty i koncesje, z politycznymi władcami - ich owocami jedni i drudzy finansowali swój oszałamiający styl życia.

Dlatego też i mapa dystrybucji została przefingowana, kosztem i na koszt tych, którzy nic nie mają, udobruchanych niewystarczającymi na nic mikrokredytami lub źle zarządzanymi funduszami rozwoju narodowego. Okruchy - na które jeszcze zezwalał nowy porządek ekonomiczny zbudowany na filarach prywatyzacji, nieobecności sieci zabezpieczeń socjalnych i ekonomicznego protekcjonizmu - opóźniają niezadowolenie, ale nie eliminują go.

Pod powierzchnią ujarzmionego gniewu zmarginalizowanych kipi.

I nastał czas chlebowych intifad


Khobzistes powrócili. U siebie egzystują na marginesie. Za granicą natomiast mają status persona non grata, za to, że urodzili się w złym miejscu, że odziedziczyli geny w sam raz do "profilowania", za to że rzucają kulturowe wyzwanie niektórym europejskim zwolennikom asymilacji. Ich jedyna wartość dodatkowa sprowadza się do bycia obiektem socjalnego dumpingu w sweat shopach kapitalizmu.

Potencjalnie - są karmą chaosu pod nieobecność społecznej sprawiedliwości i kulturowo wrażliwego, zrównoważonego rozwoju oraz sieci demokratycznie pośredniczących, obywatelskich kanałów socjopolitycznych negocjacji i włączenia.

"Chlebowe powstania" mają swoje plusy i minusy. Pozytywna strona jest taka, że mają charakter wyborów, plebiscytów, wystąpień wygłaszających społeczny gniew. Wydają werdykt na nieudaną politykę i wywierają nacisk na rządzących.

Odpowiedź przychodzi szybko: kiedy początkowy ucisk zaczyna być zbyt uciążliwy i politycznie kosztowny, zaczyna się targowanie. Składają się nań obietnice stworzenia miejsc pracy i wprowadzenia uchwał, odwrócenia podwyżek cen żywności, czy nawet złożenia kozłów ofiarnych w postaci ministerskich dymisji.

W tym miejscu znajdują się obecnie Algieria i Tunezja.

Zwłaszcza w Tunezji rząd jest bardzo niezręczny i nerwowy, zupełnie nie nadążając za rzeczywistością, jeśli chodzi o grożenie użyciem siły i spełnianie tej groźby. Liczba ofiar śmiertelnych jest duża, być może stając się socjologicznym punktem załamania.

Targowanie - tak, demokracja - nie


Jeżeli chodzi o negatywy, to w Algierii nie ma żadnej "wiosny demokracji". Rozruchy o chleb powszedni wybuchają i odchodzą. A reżimy pozostają.

Nieobecność masy krytycznej, która prowadziłaby do dynamiki punktu przełomowego, oznacza, że reżimy wiedzą, jak kupować czas, kooptować, czy wyzbywać się kłopotów, gdy są pod naciskiem. Prawdziwe pertraktacje demokratyczne nie dochodzą do skutku. Społeczeństwa te nie zainwestowały ani w społeczny, ani w polityczny kapitał.

Opozycja i dysydenci nie nauczyli się jeszcze, jak infiltrować rządy, jak konstruować silne jednostki polityczne i bazy zwolenników. Jest to jeden z powodów, dlaczego protesty, które wywołały "aksamitne rewolucje" gdzie indziej, w świecie arabskim nie wywołują.

Siła rozpędu zainicjowanych przez uczestników zamieszek o chleb nie jest nigdy przez siły opozycyjne przekładana na samowystarczalną masę krytyczną. Reżimy z obietnicą chwilowego dobrobytu czekają aż do ostatniej minuty po tym, jak użycie siły nie stłumi zamieszek.

Tunezja będzie pierwszym arabskim wyjątkiem w tej kwestii: Ben Ali nie jest w stanie zachowywać się makiawelicznie i nieprzejednanie. Jest słaby, a jego partia, jak i wojsko, które chroniło go od 24 lat, mogą przestać być lojalne przy dalszym pogłębieniu kryzysu.

Poławiacze ludzi


Bieda zaciskająca pasy na kiesach i gardzielach możliwości od Algieru aż po Amman to mikrokosmos dotykający globalnej nierówności dystrybucji.

Rolę, jaką Sidi Bouzid, El-Kobba, Ma’an czy Imaba pełnią w tych pasach wewnętrznie [dla swoich krajów], arabskie metropolie pełnią w strukturze globalnej. Są peryferiami, dosłownie pasami biedy, które zaciskają się wokół bogatej "twierdzy Europa" - Europy coraz bardziej zainteresowanej technologiami bezpieczeństwa, systemami inwigilacji, teoriami "radykalizacji", utrzymywaniem porządku i mentalną siecią, według jednego z badań, działającą jak "poławiacze ludzi". Obecnie goegrafia resortów ClubMed-u przełączyła się na tryb rebelii.

Frontex jest unijną organizacją, która kieruje zadaniem budowy "twierdzy Europa". Na linii frontu, walczy z uchodźcami, którzy na łodziach zagrażają unijnemu komfortowi i stylowi życia. Jej samoloty, fregaty i patrole dosłownie wyławiają ludzi z małych łódek wypełnionych arabskim i afrykańskim ludzkim ładunkiem zmierzającym do wybrzeży UE.

Ci desperaci próbują przetrwać na pełnym morzu, zdając sobie sprawę z tego, że ich szansa na przeżycie jest nie większa niż 10%. Wielu tonie. Akt szaleństwa Tunezyjczyka Mohameda Bouaziziego nie był jedynym samobójstwem. Dla harraqa, jak nazywa się uchodźców z Afryki Północnej, sposobem ucieczki jest podstęp lub śmierć.

Ci, co nie utoną, są przeganiani z powrotem do brzegów, z których odpłynęli. Niektórzy zostają złapani i oddelegowani do krajów przejściowych, np. Libii.

Porozumienie unijne z 2009 wyznacza patrolowanie i utrzymywanie porządku na morzu Libii, aby uchodźcy nie mogli dotrzeć do włoskich portów; odsuwa w ten sposób od Unii etyczne konsekwencje, które mogą wyniknąć z powierzenia bezpieczeństwa uchodźców krajom o wątpliwych notowaniach, jeśli chodzi o przestrzeganie praw człowieka.

Od Izraela po Hiszpanię wznoszone są mury odgradzające wstęp nie-Europejczykom. Wolno im marzyć o Europie... ale postawić na niej stopy już nie.

Nadszedł czas, aby rynek pracy Zatoki Perskiej zrobił coś więcej dla zmarginalizowanej ludności arabskiej.

Geografia głodu


W "Wyklętym ludzie ziemi" Frantza Fanona można odnaleźć podobieństwa do nędzy, która obecnie pochłania Tunezję i Algierię, gdzie ci, którzy nie mają nic, mahrumini oraz khobzistes atakują państwo i mierzą w jego symbole. Bronią się, więc "walczą... a swoimi skurczonymi żołądkami [i poniżonym ego] zakreślają geografię głodu".

W tej geografii głodu i marginalizacji, rządzący rodak staje się nowym kolonizatorem. Przez kontrast do cierpiących biedę, dla tubylców sprawujących rządy, czy dla ekonomicznych "mafii" schronieniem są nie tylko dwory i wille, ale także "twarda skorupa", która odcina ich od "otaczającej biedy".

W "Wyklętym ludzie ziemi" można przeczytać o "biednych, zacofanych gospodarczo krajach, w których regułą jest, że największe bogactwo otoczone jest przez największą biedę".

Mapa "geografii głodu" nie byłaby kompletna bez wyznaczenia geografii autorytaryzmu. Zarówno w Algierii jak i w Tunezji wielkie inwestycje i spekulanci wspierający Bouteflikę i Ben Alego zdają się spełniać przepowiednię Fanona o tym, że korupcja "wcześniej czy później" uczyni z liderów "kukły w rękach armii... terroryzując i unieruchamiając". W obu krajach to siły bezpieczeństwa i armia trzymają wszystko w garści.

Fanon - ideolog algierskiej rewolucji - prawdopodobnie przewraca się w grobie na myśl, że kraj "miliona męczenników" poświęconych w imię niepodległości walczy dzisiaj przeciwko cięciom w gospodarce mieszkaniowej, rosnącym cenom żywności, autokracji i ogólnej marginalizacji.

Liczby snują na papierze opowieści o wzroście i stabilizacji, które nie pokrywają się z rzeczywistością marginalizacji.

Okaże się, jak długo jeszcze republiki z papieru dowodzone przez kukły są w stanie znieść piekielny ogień algierskich i tunezyjskich erupcji wzniecanych przez marginalizację. Pewne jest jednak, że "tunezyjska demokratyczna wiosna" już niedługo się rozpocznie.

Larbi Sadiki
tłumaczenie: Katarzyna Ślosarska
Jarosław Pietrzak


Larbi Sadiki wykłada politykę Bliskiego Wschodu na University of Exeter. Jest autorem "Arab Democratisation: Elections without Democracy" i "The Search for Arab Democracy: Discourses and Counter-Discourses".

Tekst ukazał się na witrynie internetowej telewizji Al-Dżazira (english.aljazeera.net) 14 stycznia, jeszcze przed ucieczką Ben Alego.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku