Można aż ulec złudzeniu, że zachodząca właśnie w Egipcie transformacja jest tym, o co zachodnie rządy walczyły od lat - długo wyczekiwana zmiana w końcu się materializuje.
Kto by pomyślał, że kolejne rządy Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i innych krajów europejskich długo dowodziły, że Egipcjanie, jak i wszyscy Arabowie, nie są na demokrację gotowi - że "wyjątkowe" okoliczności wymagają odrzucenia demokracji, i że brutalna władza, pod którą żyli przez trzydzieści lat była lepsza niż ryzyko wolnego prawa głosu?
Jeszcze zaledwie dwa tygodnie temu [oryginalny tekst opublikowano 18 lutego - przyp. red.], najnowsi przyjaciele egipskiej rewolucji, głosili - ustami ni mniej, ni więcej, tylko samej Hillary Clinton - że Mubarak był właściwym człowiekiem, by poprowadzić transformację egipskiej polityki, jako "stabilny" partner i figura, na której "można polegać" już od trzydziestu lat. W tym samym czasie Tony Blair, wysłannik tych samych mocarstw euro-atlantyckich na Bliski Wschód, nazwał Mubaraka "niezmiernie odważnym człowiekiem i siłą działającą na rzecz dobra".
Poncjusz Piłat zmył ze swych rąk ancien régime i rozpostarł szeroko ramiona na powitanie egipskiego ludu.
Rewolucja należy do Egipcjan
Wywłaszczanie egipskiej rewolucji przez oś euro-atlantycką już się rozpoczęło i Egipcjanie powinni być czujni w obliczu podstępnych zamierzeń, by skraść tę rewolucję i przytępić jej przekształcający potencjał.
Po tym, jak Mubarak został zmuszony do odejścia - to nie była rezygnacja, lud go wykopał - jednym z pierwszych wystąpień transmitowanych do ludzi na Placu Tahrir, była odpowiedź Obamy na ekspulsję Mubaraka. Jak zawsze elokwentny, Obama, jednym posunięciem, zdystansował USA od swojego wiernego sługi i posłał uściski egipskiej rewolucji.
Jego oferta asystowania w promowaniu w Egipcie demokracji jest wymowna. Już niedługo zobaczymy napływ euro-atlantyckich doradców, NGOsów i wszystkich tych ekspertów, mówiących Egipcjanom, co to jest "demokracja" i jak się ją praktykuje. Mieszkańcy Egiptu, którzy poświęcili siebie i swój rodziny, odrzucili podporządkowanie przemocy narzuconej im przez "stabilny" reżim Mubaraka, "na którym można polegać", i którzy ostatecznie zdołali wyrzucić tego sługę Waszyngtonu - oni wiedzą doskonale, co to jest demokracja, i jak ją praktykować. Właśnie przeprowadzili pierwszy od trzydziestu lat prawdziwy plebiscyt wśród egipskiego ludu, głosując rękami i nogami za odejściem Mubaraka.
Lęk Zachodu przed alternatywami
Zachodnie powitanie rewolucji przypomina doświadczenie Republiki Południowej Afryki we wczesnych latach 90. XX wieku, kiedy ciśnienie ku demokracji i końcowi brutalnego reżimu apartheidu był już nie do powstrzymania. Ni stąd, ni zowąd, ruch rewolucyjny znalazł się w uściskach nowych przyjaciół w rządach Wielkiej Brytanii, USA, Niemiec Zachodnich. Te same rządy w poprzednim okresie przez czterdzieści lat wspierały reżim apartheidu, twierdząc, że czarni Południowi Afrykańczycy, dokładnie jak Egipcjanie, nie byli gotowi na demokrację.
Brutalny reżim wolały także jako lepszy niż - jak to nazywały - "straszna alternatywa ruchu inspirowanego komunizmem", pomimo iż ten ostatni cieszył się oczywistym i wszechogarniającym poparciem mieszkańców RPA. Podobnie jak w przypadku Egiptu, oś euro-atlantycka wspierała reżim apartheidu poprzez trening służb bezpieczeństwa, wyposażanie go w informacje wywiadu (to np. dane CIA doprowadziły do aresztowania na 27 lat Nelsona Mandeli), a także wspierając reżim dyplomatycznie wobec Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Następujące po 1990 serdeczne powitanie demokracji nastąpiło w takiej samej formie, jak obiecana Egipcjanom przez Obamę democracy assistance. Doradcy, szkolenia i specjaliści od zarządzania mówili nam, że demokracja równa się zachodnia demokracja liberalna plus gospodarka wolnorynkowa. Nasi przywódcy w większości odwzajemnili uścisk nieocenionym poziomem wiary w ich autentyczność i szczerość - przyjmując bez zastrzeżeń potoczną wiedzę polityczną i gospodarczą Konsensusu Waszyngtońskiego.
Rezultaty wszyscy widzimy: Afryka Południowa stała się społeczeństwem nawet jeszcze głębszych nierówności, a wzrost gospodarczy przyniósł korzyści tylko miejscowemu i międzynarodowemu biznesowi, podczas gdy bezrobocie pozostaje wyjątkowo wysokie.
Egipcjanie pokazali całemu światu, że wszystko jest możliwe, gdy zjednoczony lud angażuje się w realizację jakiejś idei. Nie powinni bezkrytycznie słuchać swoich nowonawróconych przyjaciół, którzy najpierw złożą im gratulacje za ogrom ich osiągnięcia - a potem zaczną mówić, że niektóre rzeczy są po prostu niewykonalne; będą mówić, że nie można być w swoich oczekiwaniach nierealistycznym, i że trzeba się zgodzić na mniej.
Jeśli egipski ruch na rzecz zmiany nie pozostanie czujny, jeżeli nie przestanie potwierdzać swojej politycznej niezależności, uścisk nowych przyjaciół wyciśnie z tej rewolucji życie i obróci ją w jedynie nieco wygładzoną wersję minionego reżimu Mubaraka - nowy demokratyczny ład, który znów i tak będzie stawiał interesy Waszyngtonu, Londynu, Berlina i Tel Awiwu przed interesami egipskiego ludu.
David Africa
tłumaczenie: Jarosław Pietrzak
Artykuł ukazał sie na stronie internetowej stacji Al-Dżazira (english.aljazeera.net). Dziękujemy Autorowi i wydawcy za zgodę na przedruk polskojęzycznej wersji tekstu.