Kryzys żywnościowy
Zwolennicy kapitalizmu zwykle wychwalają jego sprawność w produkowaniu wszelkich dóbr, której prostą pochodną ma być wzrost zamożności i poziomu życia społeczeństw.
Trwający od 2008 r. globalny kryzys nadwerężył te oceny - coraz szerzej mówi się o kosztach funkcjonowania systemu przekraczających płynące zeń korzyści. Można się spierać, czy w kwestiach takich jak warunki pracy, mieszkania, dostęp do czasu wolnego i dóbr kultury czy swobody obywatelskie ma miejsce postęp czy stagnacja lub wręcz regres.
Jedno wydaje się bezdyskusyjne - dostęp do żywności w ilości pozwalającej na normalne funkcjonowanie jest podstawowym prawem człowieka, uwarunkowanym nie tyle politycznie czy kulturowo, co biologicznie. Jak globalny kapitalizm realizuje to prawo po upływie pierwszej dekady XXI wieku?
Przede wszystkim należy cofnąć się do jej początku i przypomnieć sobie założenia tzw. Celów Milenijnych ustalonych przez ONZ.
Należało do nich zredukowanie ilości głodujących (16% populacji Ziemi czyli ok. 800 mln) o połowę do 2015 r. Dziś po upływie 2/3 tego okresu widać jasno, że cel ten nie zostanie osiągnięty. Miarą klęski jest fakt, że w latach 2007-8 doszło do przejściowego wzrostu liczby głodujących do 17%, po czym wróciła ona do 16% czyli w ciągu dekady nic się nie zmieniło!
Miliard głodujących
W liczbach bezwzględnych głodujących wciąż przybywa. Potwierdził to sam szef Banku Światowego Robert Zoellick ogłaszając we wrześniu 2010, że liczba ludzi cierpiących głód przekroczyła miliard. Konsekwencje tego faktu są straszne: co rok umiera z głodu 36 milionów ludzi. Szczególnie zagrożone są dzieci do lat pięciu, których umiera rocznie 6 milionów - co stanowi 60% wszystkich przyczyn śmierci dzieci w tym wieku.
Prócz ekstremalnego głodu powodującego śmierć należy też powiedzieć o tym wiodącym do chronicznego niedożywienia - w wielu regionach jak Afryka subsaharyjska czy Azja Południowa cierpi z jego powodu od 30 do 40% dzieci.
Ciągłe niedożywienie prowadzi do zaburzeń wzrostu, wad rozwojowych, a nieraz kalectwa (utrata wzroku, zmiany w mózgu) oraz osłabienia odporności na śmiertelne choroby.
Głodujące społeczeństwa z najwyższym trudem utrzymują się przy życiu, często nie mając szans na wydobycie się z nędzy, w jaką popadły.
Trzeba podkreślić, że klęska w realizacji Celów Milenijnych w ubiegłej dekadzie nastąpiła mimo korzystnych warunków, jak malejący przyrost naturalny świata i rozwój techniczny zwiększający wydajność w rolnictwie.
Światowa produkcja żywności osiąga poziom wystarczający, by wyżywić do 12 miliardów ludzi.
Przyczyn wciąż istniejącego głodu należy szukać w mechanizmach samego kapitalizmu.
Fatalne skutki globalnego kryzysu - dla zwykłych ludzi, a nie kapitalistów którzy go wywołali - są powszechnie znane.
W krajach rozwijających się kryzys ten był poprzedzony niesłychanym wzrostem cen żywności. Od końca 2006 r. do połowy 2008 r. światowe ceny kukurydzy wzrosły o 125%, ryżu o ponad 200%, pszenicy o 136%, a soi o 107%. Za ten tragiczny stan w dużej mierze odpowiadały operacje spekulantów giełdowych. Po zauważeniu oznak załamywania się rynku nieruchomości zaczęli oni zawierać kontrakty terminowe na żywność tworząc kolejną bańkę spekulacyjną.
Jednocześnie nawet kiedy ceny zaczęły spadać następna fala kryzysu pogrążyła kolejne dziesiątki milionów osób w nędzy, nie pozwalającej im zaspokoić podstawowych potrzeb. Jak już wspomniano lata 2007-8 przyniosły nienotowany od lat wzrost ilości ludzi głodujących i niedożywionych okresowo o blisko 100 milionów.
W przeszło 30 krajach świata wybuchły dawno niewidziane rozruchy głodowe - najtragiczniejsze w Kamerunie, Senegalu, Somalii, Wybrzeżu Kości Słoniowej, na Haiti. Nawet potęgi gospodarcze, jak Chiny, Indie czy Brazylia, zostały zmuszone do zakazu eksportu ryżu, by chronić swych mieszkańców przed głodem.
W ostatnim czasie, gdy wydawało się że kryzys żywnościowy został opanowany, spekulanci, jak np. słynny bank Goldman Sachs czy fundusz hedgingowy Amajaro, powrócili do swych haniebnych praktyk. Słabe regulacje giełdowe nie są w stanie ich zatrzymać, co źle rokuje na przyszłość.
Prócz spekulacji przyczyną głodu jest sama struktura rolnictwa poddanego presji globalnego rynku. Po prostu w wielu regionach ludzie są zmuszeni uprawiać nie to, co mogłoby ich wyżywić, ale to, czego sprzedaż bardziej się opłaca np. kawę czy kwiaty.
Często handlujące nimi korporacje międzynarodowe na podstawie układów ze skorumpowanymi rządami zawłaszczają setki hektarów ziemi w ubogich krajach Afryki i Azji, jak Madagaskar, Kambodża czy Filipiny, właściwie zagrażając ich integralności i niezależności żywieniowej.
Szczególnie dotyczy to terenów służących produkcji biopaliw, swego czasu przedstawianych jako dobra alternatywa wobec paliwa z ropy naftowej.
Tymczasem przeznaczanie coraz większej ilości kukurydzy do wyrobu etanolu (w 2008 wykorzystywano w tym celu 30% zbiorów) powoduje wzrost jej ceny, zarówno jako zboża spożywczego jak paszy - co z kolei winduje ceny mięsa.
Mówi się wręcz o sprzeczności między potrzebą nakarmienia głodnych ludzi a tankowaniem samochodów. Już sam ten dylemat jest odrażający, a przecież tzw. prawa rynku rozstrzygają go częściej na korzyść maszyn.
Co gorsza, intensywna uprawa niektórych roślin używanych do produkcji biopaliw, jak trzcina cukrowa czy palma olejowa, prowadzi do wyjałowienia gleby i konieczności objęcia plantacjami coraz większych powierzchni.
W najbliższych dekadach przewiduje się z tego powodu degradację ekologiczną niektórych regionów Brazylii i Indonezji (Borneo).
Zagrożenie dla równowagi ekologicznej to także skutek kapitalistycznej rabunkowej gospodarki, na co jest coraz więcej dowodów naukowych. Zmiany klimatyczne powodują wylesianie i pustynnienie coraz większych obszarów oraz klęski żywiołowe na całej planecie.
Fatalny rok
Ubiegły rok był wyjątkowo fatalny pod względem częstotliwości anomalii pogodowych, jak susze i pożary w Rosji, Kazachstanie i Ameryce Południowej czy powodzie w Australii i Pakistanie, co uderzyło w wydajność rolnictwa. Zbiory pszenicy były o 5,5% niższe niż rok wcześniej, a jej cena wzrosła już o ponad 40% i jest najwyższa od 20 lat. Rekordy biją też, po części wskutek wspomnianych spekulacji, ceny kukurydzy (wzrost o 30%), cukru i ryżu.
Rządy wielu państw już jesienią ostrzegały, że w 2011 r. może zabraknąć podstawowych artykułów. We wrześniu 2010 r. wywołało to duże zamieszki w Mozambiku, które jednak przeszły bez większego echa.
Jednak nawet w krajach europejskich wzrost cen żywności jest odczuwany, zwłaszcza przez niezamożnych obywateli. Rok 2011 zapowiada się ciężko.
Dlatego nadzieje budzą masowe wystąpienia ludności, do jakich dochodzi w krajach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu.
Protesty te, spowodowane w dużej mierze podwyżkami cen żywności, już doprowadziły do upadku złodziejskiego, oligarchicznego rządu Tunezji, a obecnie przeniosły się do Egiptu oraz Algierii, Jemenu i Jordanii.
W świecie, w którym panujący system głodzi ludzi, ci, którzy mają jeszcze dość siły, muszą walczyć o jego zniesienie.
Piotr Ciesielski
Artykuł ukazał się w lutowym numerze miesięcznika "Pracownicza Demokracja".