...zaproszenie na marsz pustych garnków
Panowie, co stawiacie wymagania, By świat rozkosznie was podniecał wciąż - Jeść dajcie najpierw wszystkim bez żebrania, A potem róbcie ewidencję ciąż. Wy, którzy tak lubicie o uczuciach truć, A nie pokochaliście choć jeden raz, Nakarmcie najpierw tych, co trawią własną żółć, A na moralność później przyjdzie czas. By nędzarz myśleć mógł o Ojcu z Nieba, Dajcie nam dzisiaj powszedniego chleba.
Moja misja to być wszystkimi trzema duchami Bożego Narodzenia i obudzić sumienie Ebenezerów Scrooge’ów III RP. Ale wiem przecież, że "Opowieść wigilijna" to tylko bajka, piękny moralitet pisany w czasach, gdy za długi szło się do więzienia, a do fabryk wprowadzono lekarzy tylko po to, by czuwali, aby nie zatrudniały one dzieci poniżej dziewiątego roku życia. Skoro więc Karol Dickens ani nawet genialny Wiktor Hugo nie obudzili sumienia burżuazji, to i moje skromne starania pozostaną głosem wołającego na puszczy.
Polska nie jest biedna, Polacy w swej większości są biedni, bo zmuszono ich do uwierzenia, że każda największa nawet podłość jest usprawiedliwiona, skoro prowadzi do sukcesu, do zgromadzenia olbrzymiego majątku. Majątku, który daje autorytet, szacunek i rozgrzesza z wszelkich szwindli i nikczemności. Pieniądze dają władzę, a władza strzeże interesów tych, którzy się dorobili. Za nie wypłacenie spracowanym ludziom ich wynagrodzenia nie idzie się do więzienia, nie płaci się nawet grzywny. Przed sądem staje się za kradzież bochenka chleba czy batonika. Im, bogatym i możnym wolno nas okradać, my mamy się wstydzić swojego ubóstwa, które oni spowodowali, bo wzięli sobie tyle, że dla całej reszty nie wystarcza.
Rodzice nie mogący z nędznej, nieregularnie płaconej pensji opłacić czynszu, rachunków za prąd, wyżywić rodziny, tracą prawa rodzicielskie. I to właśnie ich, ofiary niesprawiedliwego podziału przez nich głównie tworzonego w mozolnym trudzie dochodu narodowego się piętnuje, a nie sprawców ich nieszczęść. Nie skąpych i bezdusznych pracodawców, chciwych kamieniczników, lichwiarzy tuczących się ich krwią. Zawsze winne są ofiary. Bo są bezbronne, bo media nie dopuszczają do zasadniczej debaty. Debaty o podziale. Debaty o rosnącym bogactwie nielicznych i coraz powszechniejszej biedzie szerokich mas.
Ktoś, kto ujmie się za krzywdzoną większością, która już dawno nie chodzi do kina, teatru, nie wyjeżdża na urlopy i drży ze strachu przed eksmisją, zajęciem komorniczym, firmami windykacyjnymi, bo muszą pożyczać zwyczajnie, dlatego, że pensja jest za niska by utrzymać rodzinę, zostanie okrzyknięty populistą. Biednym bogaci zarzucają lenistwo, a to przecież bogaci są klasą próżniaczą, a zwykli ludzie pracują w wydłużonym dowolnie czasie pracy. A jeśli tylko mają szansę wyjść z pracy po ośmiu godzinach to podejmują dodatkowe zatrudnienie, żeby jakoś dać radę. Wysypiająca się do południa, jeżdżąca na narty w Alpy i na egzotyczne wakacje warstwa pasożytnicza, zarzuca ludziom upadającym ze zmęczenia, że są nie dość pracowici, że za mało się starają.
Bogaci i biedni. O tym nie wolno mówić. To jest w mediach tabu. O bogatych i biednych mówi się osobno. Nadeszła nowa segregacja. Niedawno miasto stołeczne Warszawa zleciło badania nad długością życia Warszawiaków w poszczególnych dzielnicach. I okazało się, że na biednej jak mysz kościelna Pradze żyje się 19 lat krócej niż na Mokotowie i w Wilanowie. Ale wtedy oni mówią, że biedni chleją. Bo kiedy upija się tramwajarz czy listonosz, to jest lumpem. Biznesmeni nie chleją, oni sączą drinki. Bezdomni, o czym często mówią pracownicy socjalni, w większości wypadków zapadają na chorobę alkoholową już po tym, jak lądują na ulicy. A wystarczy pojechać do Krynicy na kolejne Forum Gospodarcze. Te wory pod oczami od ciężkiego tankowania wybornej whisky nie znikają mimo licznych detoksów w SPA, masażu i zabiegów kosmetycznych.
Ratusz warszawski zapowiedział drastyczną podwyżkę cen biletów komunikacji miejskiej. W całym cywilizowanym świecie komunikacja ta jest dotowana. Jest wiele miast w rozwiniętych krajach Zachodu gdzie jest wręcz darmowa. Już dziś koszty dojazdu do pracy i do szkoły pożerają znaczącą część skromnych budżetów domowych. Ale ci, którzy o tym postanowili, których stać na rozbijanie się mimo astronomicznych cen benzyny luksusowymi pojazdami o dużej pojemności silnika zadecydowali, że nie będą dopłacać w swoich podatkach do przejazdów biedaków skazanych na zatłoczony tramwaj i autobus. "Będzie jak przed wojną", konstatuje Heniek murarz z naszej organizacji, "wtedy też drogie tramwaje jeździły nie zatłoczone, a większość ludzi pracy chodziła piechotą". I założę się, że pensje kierowców i motorniczych ani drgną.
Bogaci drą skórę z biednych równo, gdzie się da. Wykorzystują ich w pracy, mordują drogimi kredytami (to przecież bogaci pożyczają biednym) i wciąż żądają obniżania podatków, żeby jeździli, leczyli się, i uczyli tylko ci, których nas to stać, czyli bogaci. Bogacz nigdy nie jest syty, ciągle mu mało. Kiedy ma zapłacić za pracę ręka mu drży i wciąż opóźnia, kręci, zaniża, obcina. Dopiero po paru głębszych rozwiązuje mu się sakiewka, w ekskluzywnej knajpie, kasynie albo na wakacjach życia. Nic nie jest dla nich za dobre, tylko zwykłym ludziom nic się nie należy. Do standardu należy odmowa wypłacenia zasiłku rodzinie, która kupiła na raty telewizor z płaskim ekranem, chociaż innych już dawno nie ma w sprzedaży.
Politycy i dziennikarze narzekają na niż demograficzny. Ale niejeden palant burmistrz bez żenady wypomina rodzinom wielodzietnym, które nie radzą sobie z płaceniem czynszu to, że narobiły dzieci, których nie potrafią utrzymać. To, kto ma ten naród uchronić przed zanikaniem, skoro panie z "lepszego towarzystwa" za bardzo dbają o figurę by rodzić?
Bieda nie jest hańbą, jest zjawiskiem ekonomicznym wynikającym z niesprawiedliwego i nieracjonalnego podziału bogactwa. Haniebne jest nieustanne poniżanie tych, których się ograbiło z należnej im części wytwarzanego ich wysiłkiem dochodu. Premier Szwecji, Olof Palme powiedział kiedyś, że nie przeszkadza mu bogactwo, on tylko chce, żeby nie było biedy. Prawda jest jednak taka, że nadmierne bogactwo tzw. elit, sprawia, że bieda się w Polsce szerzy jak dżuma. Zapraszam 1 maja na marsz pustych garnków!
Piotr Ikonowicz
Felieton ukazał się na stronie Super-Nowa (www.super-nowa.pl).