Wybrane wspomnienia New Labour
Recenzja biografii: napisanej przez Johna Prescotta i Huntera Davies’a "Pulling No Punches" (Headline, 2008); Petera Mandelsona "The Third Man: Life At The heart Of New Labour" (Harper Press, 2010) oraz Tony’ego Blaira "A Journey", (Hutchinon, 2010).
Z Davidem Cameronem przy władzy i w obliczu wszechstronnych, thatcherowskich ataków na państwo opiekuńcze, warunki życia klasy robotniczej i na związki zawodowe sektora publicznego, łatwo zapomnieć, jak bardzo prawicowa była Partia Pracy. Na szczęście, dwaj architekci New Labour, Tony Blair i Peter Mandelson, wraz z ich wiernym sojusznikiem Johnem Prescottem, spieszą z drukiem swoich wspomnień, aby nam o tym przypomnieć.
Każdy z trzech pamiętników utrzymany jest w innym tonie. Prescott jest żałosny: jego kariera osiągnęła szczyt, kiedy ten dumny przedstawiciel klasy robotniczej wszedł do Izby Lordów, z której krytyki wcześniej słynął, a następnie otrzymał tytuł barona. Prescott nie jest pewien, czy ma być z siebie zadowolony czy raczej się wstydzić. Mandelson, kolejny baron, zostawia czytelnika z tak samo nikłą wiedzą o tym kim jest, w co wierzy i co robił, jaką ten miał przed otwarciem książki. Wreszcie, u Blaira, jesteśmy świadkami megalomanii na niespotykaną skalę. Nie dla niego Izba Lordów. On jest jednym z panów wszechświata, honorowym członkiem amerykańskiej klasy rządzącej.
Niemniej jednak, wspomnienia te są użyteczne dla dostarczenia pewnego wglądu w stan Partii Pracy i polityki rządów New Labour, sposobu, w jaki stworzyła ona swój własny model thatcheryzmu, przygotowując w ten sposób drogę dla obecnej koalicji. We wspomnieniach Blaira i Mandelsona widać też, że próbują popularyzować blairystowski dyskurs, jakoby Partia Pracy przegrała wybory w 2010 roku gdyż nie była wystarczająco prawicowa, lub też, jak obaj to wyłożyli, nie była już tak na prawdę New Labour. To oczywiście trawestycja, ale ona może potencjalnie osłabić walkę przeciw rządzącej koalicji. I na to nie można pozwolić! Jest jednak w tym wszystkim wspaniała ironia, że prawie na pewno to właśnie publikacje autobiografii Blaira i Mandelsona i niemiłe wspomnienia, które swoimi książkami ożywili, kosztowały ich namaszczonego następcę, Davida Milibanda, przywództwo Partii Pracy.
Pojedynczo, ale najpierw ja
Jest taki stary dowcip, stary prawie jak Partia Pracy, o polityku Partii Pracy wywodzącym się z klasy robotniczej, którzy porzucił wszystkie swoje ideały, z wyjątkiem wiary w wyzwolenie klasy robotniczej. Ale wyzwolić może się tylko jeden robotnik na raz i on sam w pierwszej kolejności. Ktokolwiek ukuł tę anegdotę mógłby się inspirować Johnem Prescottem, choć, prawdę mówiąc, dowcip nie odnosi się do konkretnej osoby, ale do pewnego typu polityka Partii Pracy, zdrajcy dawnych labourzystowskich ideałów.
Czy jest to nie fair w stosunku do Prescotta? Z jednej strony, może on deklarować "pokrewieństwo z przegranymi, ludźmi, którym się nie udało lub byli poniżani" i może jednocześnie pisać, oczekując zrozumienia, o szoku przelotnego dołączenia do pospólstwa po opuszczeniu urzędu. Musiał wyprowadzić się z Admiralty House, zrezygnować ze swojej wiejskiej posiadłości w Dorneywood, a nawet korzystać z londyńskiego metra: "Musiałem płacić gotówką i zdumiało mnie to, że bilet kosztował cztery funty". Był to w sumie dość duży szok dla systemu. No i oczywiście, kwestia pieniędzy! Prescott był zmuszony dać serię wykładów "żeby zarobić na emeryturę". Zanim jednak pośpieszymy organizować zbiórkę, warto przypomnieć, że jego emerytura wynosi ponad £60.000 rocznie!
Jest faktem powszechnie znanym, że Prescott nie zdał egzaminów przedgimnazjalnych (tzw. 11+) i, dając siebie za przykład, dał się poznać jako zagorzały obrońca powszechnej edukacji, co nie powstrzymało go jednak przed objęciem urzędu wicepremiera w rządzie, który rozpoczął demontaż systemu państwowego szkolnictwa. Pracować zaczął w wieku 15 lat, jako steward w Marynarce Handlowej. Na początku 1960 roku zaangażował się w bunt szeregowych członków związku zawodowego przeciwko zażyłym stosunkom pomiędzy kierownictwem Krajowego Związku Zawodowego Marynarzy (National Union of Seamen - NUS, obecnie będącego częścią Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Kolei, Marynarki i Transportu - RMT) a pracodawcami. Był jednym z przywódców Krajowego Ruchu na rzecz Reformy Marynarki (National Seamens’ Reform Movement), który zapisał ważną kartę w historii związków zawodowych w Wielkiej Brytanii.
Prescott pochodzi ze związanej z Partią Pracy, szanowanej robotniczej rodziny. Jego ojciec był radnym Partii Pracy, sędzią pokoju i pełnoetatowym urzędnikiem w Związku Pracowników Transportu i Pracowników Najemnych (Transport and Salaried Staffs’ Association). Wydaje się, że Prescott jeszcze jako 20-latek sam poważnie myślał o karierze związkowej. W rezultacie, jego stosunek do Krajowego Związku Marynarzy stawał sie taki, że uważał on, że związek powinien być zreformowany a ludzie tacy jak on sam powinni przejmować stery władzy w związku, natomiast bunt szeregowych członków organizacji odrzucał ze stanowczością.
W swoich wspomnieniach Prescott poświęca więcej czasu próbie zdystansowania się od związkowych bojowników niż analizie niesprawiedliwości i ucisku przeciw którym się oni buntowali. To oczywiste, że teraz pisze on historię na nowo, z perspektywy szanowanego stanowiska jakie zajmuje. Był on, mówi nam, przeciwny dzikim strajkom i: "Muszę przyznać, że niektórzy z bardziej bojowych działaczy chcieli podjąć próbę obalenia rządu, paraliżując państwo, dopóki ich żądania nie zostałyby spełnione". Czasami wydaje się wręcz, że według Prescotta to walczący związkowcy byli prawdziwym problemem. Raz nawet rzeczywiście musiał uzbroić się w maczugę, aby przepędzić jedną z takich grup. Z pewnością potencjał Prescotta jako związkowego funkcjonariusza ujawnił się wówczas, gdy wywalczył rezygnację ze strajku w Liverpoolu poddając rezolucję pod głosowanie pięć razy, dopóki nie wygrał!
W 1963 roku poszedł do Ruskin College, a potem na Uniwersytet w Hull, gdzie zrobił dyplom. Prescott, który lubi przedstawiać siebie jako osobę, która nie zdała egzaminu 11-plus, spędził w sumie pięć lat na studiach dziennych, nie płacąc za studia i otrzymując pełne stypendium. W czasach uniwersyteckich wciąż jeszcze był zaangażowany w związku zawodowym marynarzy i w miejscowej Partii Pracy. Brał udział w wielkim strajku marynarzy w 1966 i to on jest autorem druzgocącej odpowiedzi na śledztwo Pearsona w sprawie strajku, odezwy "Not Wanted On Voyage - The Seamen’s Reply". To był jego najlepszy moment. Myślał wciąż jeszcze o karierze pełnoetatowego funkcjonariusza związkowego, ale w listopadzie 1968 roku został kandydatem Partii Pracy na region Hull East. Od czasu do czasu kupował wtedy "Socialist Worker".
Objęcie urzędu poselskiego zmieniło wszystko. Prescott kupił nowy dom, który był "niegdyś własnością jakiegoś bogatego kupca... Był to ogromny dom z ośmioma sypialniami i wieloma wieżyczkami". Nawet przesadnie sprzyjający mu biograf, Colin Brown, określa nabytek jako "dom wyższej klasy średniej w każdym calu. Kupno tego domu pokazało jak daleko Prescott zaszedł, co nie odbyło się jednak bez konfliktu sumienia". Od tego momentu, robotnicze korzenie Prescotta stały się bardziej środkiem do awansu w Labour Party niż odzwierciedlały jego rzeczywiste zaangażowanie w sprawy klasy robotniczej. Ach, no i oczywiście, musiał radzić sobie z tym, jak wielkie miał powodzenie u kobiet. Prescott pisze o Thatcher flirtującej z nim na posiedzeniu Izby Gmin: "przesyłała mi półuśmiechy (...), a raz nawet puściła do mnie oko". Nie ona jedna zresztą: "Gdzieś tak pod koniec 1995 roku, obudziłem się pewnego ranka i odkryłem, że stałem się symbolem seksu".
A co z New Labour? Prescott miał do odegrania ważną rolę w przekonywaniu członków Partii Pracy i związków zawodowych, że proponowane przez klikę Blaira i Browna zmiany były raczej jedynie kosmetyczne, niż kierujące partię zdecydowanie na prawo. Jeśli pozbycie się się Klauzuli IV Statutu Partii Pracy, która wzywała do wspólnej własności środków produkcji było do zaakceptowania dla kogoś z tak bardzo robotniczymi korzeniami jak John Prescott, to nie mogło przecież sygnalizować przyjęcia polityki thatcheryzmu. Był niejako judaszową kozą, która niepodejrzewających niczego członków partii wiodła drogą do New Labour.
We wspomnieniach Prescotta widać wyraźnie w jak dużym stopniu osobiście przesunął się on w stronę prawicy. Dumnie twierdzi, że wynalazł partnerstwo publiczno-prywatne, pomysł, który, jak mówi, Konserwatyści ukradli. Natomiast będąc już u władzy w 1997 roku, był wielkim zwolennikiem częściowej prywatyzacji Royal Mail i odegrał istotną rolę w prywatyzacji brytyjskiej Kontroli Ruchu Lotniczego (Air Traffic Control), co wcześniej, będąc w opozycji, Partia Pracy potępiała ... ("Nie widziałem w tym ideologicznego sprzedania się lecz transakcję najkorzystniejszą dla podatnika").
Co do wojny w Iraku, "nasze stosunki z USA zawsze były kluczowe". Dla Prescotta była to przede wszystkim kwestia lojalności w stosunku do Tony’ego Blaira i nie wykazuje on najmniejszej troski spowodowanymi przez konflikt problemami. Nawet z całą wiedzą, jaką posiadamy dziś o przerażających stratach ludzkich wśród Irakijczyków, może dumnie oznajmić, że "Zrobiłbym to samo raz jeszcze".
Wciąż jednak pozostawał tym samym Johnem. Rzeczywiście, najszczęśliwszym czasem jego rządów był czas, gdy swoich starych kumpli z morskich wojaży w Dorneywood zaprosił na Boże Narodzenie. "Najbardziej zrelaksowany byłem w towarzystwie ludzi, z którymi czułem się wśród swoich", pisze. Chociaż, były też trudności. Podczas strajku strażaków w 2002 r.: "Tony zostawił wszystko mnie". Prescott doprowadził do ostatecznej porażki związku, ale dopiero po zaciętych sporach. Mimo to niektórzy tak "niesprawiedliwie" osądzili biednego Prescotta:
Zostałem osobiście zaatakowany przez kogoś, kogo uważałem za jednego z moich najstarszych przyjaciół, stewarda, z którym pracowałem na transatlantyku Britannic (II). Jego syn - strażak, brał udział w strajku. Powiedział mi, że jestem "pieprzonym sprzedawczykiem", który zawodzi robotników, podczas gdy powinien być człowiekiem związków. Byłem dla robotników wszystkim, powiedział, gdy byłem na morzu z nim ... Nie odezwał się od mnie od tego czasu.
Nic dodać, nic ująć
Co ciekawe, warto zauważyć, że zmiany, które Prescott pomógł wprowadzić w Partii Pracy, oznaczają, że nikt jemu podobny już nigdy więcej nie zostanie posłem, nie wspominając już o stanowisku ministerialnym. Myśl, że związkowy aktywista mógłby uzyskać czołowe miejsce na liście wyborczej Partii Pracy, jest dziś niewyobrażalna. Rzeczywiście, w rządzie Gordona Browna było więcej milionerów (w tym dziesięciu, których majątek szacowano razem na około 35 mln funtów), niż byłych pracowników fizycznych. Nawet sam Prescott jest świadom tej zmiany: "nie będzie już wielu polityków, którzy mieliby pochodzenie podobne do mojego". To, podkreśla z żalem, "będzie strata", ale "nie ma odwrotu". A wszystko to dla klasy robotniczej!
Co autorzy dwóch pozostałych wspomnień mówią o Prescocie? Według Mandelsona, Prescott był "politycznym kontrastem" w stosunku do Blaira. "Kochał swoją pracę i status, który za nią szedł i zazwyczaj był bardzo uważny aby nie zrobić niczego, co naraziłoby to na ryzyko". Pomimo wzajemnej niechęci jaką obaj do siebie żywią, Mandelson wyraża jednak wdzięczność za wsparcie Prescotta dla swoich propozycji prywatyzacji Royal Mail, po powrocie do rządu w 2008 r.: "Miałem szczególnie udanego sojusznika". Zdaniem Blaira, Prescott "przyniósł autentyczność, odwołanie do tradycyjnego skrzydła partii, szczególnie ruchu związkowego". Jednak najwyższa pochwała, jaka Blairowi przychodzi do głowy, to twierdzenie, że jeśli Prescott byłby młodym człowiekiem dzisiaj, "prawdopodobnie nigdy nie szedł by w stronę związków zawodowych", a zamiast tego "najprawdopodobniej podjąłby pracę w przemyśle lub sektorze publicznym jako manager". Zaiste, trudno o większy komplement!
Zegarek Lorda Mandelsona
Kiedy Peter Mandelson dołączył do gabinetu Gordona Browna pod koniec 2008 r., coraz bardziej zdesperowana Partia Pracy powitała go jak Mesjasza. Na konwencji partyjnej we wrześniu 2009 r. człowiek, który na wiele sposobów uosabiał wszystko co niegodziwe w New Labour i jej koneksje ze światem bogaczy, otrzymał owację na stojąco. W swoich wspomnieniach pisze, że partia "nauczyła się w końcu kochać Petera Mandelsona". Co czyni ten moment szczególnie symbolicznym, to fakt, że gdy Mandelson machał do klaszczących na jego cześć delegatów, na jego nadgarstku był zegarek Patek, który kosztuje ponad 21 tys. funtów. Nie ma lepszego wyznacznika tego, w jak dużym stopniu New Labour oddała się w służbę bogatych, niż zegarek Lorda Mandelsona.
Mandelson, podobnie jak Prescott, wywodzi się ze środowiska związanego z Partią Pracy. Po krótkim związku z lewicą, zdecydował, że "pragnie przyszłości w Partii Pracy" i najkrótsza droga do osiągnięcia tego celu "wiodła przez ruch związkowy". Zaczął pracować w dziale ekonomicznym TUC, gdzie, jak się wydaje, przeobraził się we wroga ruchu związkowego, kiedy ten spełnił już swoją rolę i nie był mu do niczego potrzebny. Znacznie później, nie wykazał żadnego zrozumienia wobec strajku górników. Jak twierdzi Mendelson, Neil Kinnock najbardziej żałował tego, że nie sprzeciwił się strajkowi górników od samego początku, po czym dodaje, że Kinnock był zawsze "zbytnim socjalistą".
Jeśli zaś chodzi o Mandelsona, w jego mniemaniu Partia Pracy "była ... po złej stronie" podczas lokautu strajku drukarzy z "News International" na Wapping w 1986 roku. Był on wówczas dyrektorem d/s komunikacji Partii Pracy i zakazano mu zadawania się z prasą Murdocha. Ale "prywatnie kontynuował briefing prasowy i rozmawiał z dziennikarzami Murdocha". Znaczenie tego jest dzisiaj nieuchwytne, bo zdążyliśmy się już przyzwyczaić do premierów i ministrów z Partii Pracy próbujących przypodobać się Murdochowi, ale w owym czasie dla lidera Partii Pracy było nie do pomyślenia, aby zadawać się z takim reakcyjnym pogromcą związków zawodowych jak Murdoch.
To co zapoczątkował Mandelson, wraz z Blairem i Brownem, to było przekształcenie Partii Pracy i wrzucenie jej w objęcia thatcheryzmu. Mandelson popierał antyzwiązkowe prawa Thatcher i żywił nadzieje na stworzenie w Wielkiej Brytanii „kultury przedsiębiorczości w amerykańskim stylu”. Oto cała prawda o rządzie New Labour. A życie było tak beztroskie: "Miałem bujne i jeśli tylko tak zechciałem, stanowczo pierwszej klasy życie towarzyskie". New Labour była na topie "i ludzie chcieli trochę tego jej blasku na swoich rautach i przyjęciach". Takie były czasy: "Mick [Jagger] śpiewał, Kate [Moss] tańczyła, a ja zapragnąłem się przyłączyć".
Oczywiście wszystko skończyło się we łzach, z nie jedną, ale dwoma rezygnacjami. Człowiek, jak to powiedział Oscar Wilde, potrzebowałby serca z kamienia, aby się nie śmiać. Mandelson twierdzi, że miał poważne zastrzeżenia co do wojny w Iraku i nie ma powodu, by w to wątpić. W którymś momencie pisze, jak zniecierpliwiony Blair zarzucał mu, jakoby spędzał zbyt dużo czasu na rozmowach z Georgem Gallowayem! Mandelson dostarcza również dodatkowych informacji na temat "wojny wewnątrzpartyjnej Blair-Brown". Potwierdza istnienie "dobrych relacji", jakie Brown nawiązał z Rupertem Murdochem, chociaż nigdy nie dogadywał się dobrze z Rebekah Wade, która jego zdaniem zawsze była zbyt blisko z Blairem.
W innym miejscu Mandelson podkreśla: "moim właściwym zadaniem było służenie wyborcom". Reprezentowanie mieszkańców Hartlepool było "moją prawdziwą pracą". Mamy pełne prawo, aby odnieść się sceptycznie do powyższego stwierdzenia. Przecież ani jeden rezydent Hartlepool nie jest miliarderem ... W pewnym sensie trzeba jednak przyznać Mandelsonowi rację, ponieważ to, co "naprawdę robił", raczej nie figuruje na kartach jego wspomnień. To on był łącznikiem pomiędzy New Labour i klasą rządzącą. Kręgi, w jakich obracał się Mandelson są w książce nieobecne, z wyjątkiem jednej okazji, kiedy pominięcie faktów milczeniem jest niemożliwe. Czuje się on w obowiązku wyjaśnić, jak to się stało, że przebywał na wartym 80 milionów funtów luksusowym jachcie rosyjskiego multimilionera Olega Deripaski w 2008 roku. Nigdy byśmy się o tym zresztą nie dowiedzieli, gdyby George Osborne, również wówczas tam obecny, nie starał się zbić politycznego kapitału na ujawnieniu tej informacji. Epizod ten, skądinąd, został uwieczniony w powieści Johna le Carre "Our Kind of Traitor" (w przygotowaniu wydanie polskie pt. "Nasz typ zdrajcy"). Mandelson próbuje dać do zrozumienia, że ledwie znał Deripaska, w rzeczywistości jednak był mu przedstawiony przez Nata Rothschilda dużo wcześniej, bo już w październiku 2004 roku.
Mandelson, jak zauważa jeden z biografów, "zawsze był otwarty na pochlebstwa bogatych i jako pierwszy wszedł w bliski kontakt z najbogatszym człowiekiem w Rosji". Nat Rothschild, absolwent Eton i niegdyś członek Klubu Bullingdona, "sam prawie miliarder", był dobrym przyjacielem Mandelsona. Rzeczywiście, Mandelson był przyjacielem rodziny od lat 90-tych i "bywał" częstym gościem w zamku Nata na wyspie Korfu, jednej z jego wielu posiadłości. Według jednego ze znajomych, Mandelson "lubi używać samolotów i jachtów innych ludzi ... Peter lubi komfort latania prywatnym odrzutowcem, spędzania czasu na luksusowym jachcie". W sierpniu 2008 roku był na Korfu z okazji czterdziestych urodzin Elizabeth Murdoch (oczywiście był tam również Rupert) i, z powodu braku miejsca, zatrzymał się na jachcie Deripaski. Wszystko absolutnie niewinne: "Prawie go nie widywałem, z wyjątkiem jednej okazji, zabawny to z resztą epizod, kiedy ... natknąłem się na sesję jogi, w której uczestniczył z żoną i ochoczo się do nich przyłączyłem".
Uspokaja myśl, że podczas, gdy Mandelson obracał się w towarzystwie super-bogatych, z całą pewnością, myślami był z mieszkańcami swojego okręgu wyborczego. W istocie jednak, to nie tylko Mandelson, ale New Labour w ogóle, zbliżyła się z rosyjskimi nowobogackimi miliarderami, życzliwie ich przyjmując w Wielkiej Brytanii. W 2006 r. jedną piątą wszystkich domów sprzedanych w Londynie za powyżej 8 milionów funtów kupili Rosjanie, przy czym im wyższa cena, tym wyższy odsetek nieruchomości kupionych przez Rosjan. Nawet Ken Livingstone "zrobił co tylko w jego mocy, by wyrazić swoje poparcie dla napływu Rosjan". Istnieją nawet teorie, że wpływ Rosjan był kluczowy w uzyskaniu dla "ich Londynu" Igrzysk Olimpijskich.
Mandelson, nie wprost, sugeruje, już w tytule swoich pamiętników "The Third Man" ("Trzeci człowiek"), jak mało ma zamiar ujawnić. Jest tyle tytułów Grahama Greene’a, spośród których mógł wybrać ("Ostatnie Słowo", "Koniec Romansu", "Trąd", "Tajny Agent", czy choćby "Komedianci"), ale, zamiast tego, wybrał odniesienie do Harry’ego Lime, człowieka tajemniczego i pozbawionego skrupułów. I nikt nie egzemplifikuje New Labour lepiej niż Peter Mandelson, człowiek oddany służbie swym przyjaciołom - super-bogatym.
Wyznania zbrodniarza wojennego
W tym miejscu musimy przejść do samego Blaira. Jego biografia ma na celu przede wszystkim ugruntowanie miejsca Blaira w historii jako wielkiego człowieka. Książka, która wyszła spod jego ręki, jest przejawem amoralnej megalomanii, opisanej przy użyciu, często bardzo kiepskiej, prozy, czasami ujawniającej jednak więcej niż było to jego zamiarem.
Najpierw megalomania. Wystarczy zaledwie kilka cytatów, by zademonstrować tę konkretną patologię:
Miałem strategię poprowadzenia nas [Labour] od opozycji do rządu; stosowalem się do niej i wiedziałem, że jeśli to zrobię, nie ma szans na porażkę ... Wypowiedziałem samozadowoleniu wieczystą wojnę.
Poprowadziłem Partię Pracy do zwycięstwa. Przekształciłem ją. Dałem jej szansę stania się prawdziwą partią rządzącą. Wszystko to wymagało dużej sprawności politycznej i odwagi.
Próbowałem "nosić" coś w rodzaju psychologicznej zbroi, od której odbijały się strzały; osiągnąć swoisty stan nieważkości, która pozwoliła jakoś, unosić się ponad demonicznym tłumem rozrywającym moje członki... Była w tym odwaga i dziś patrzę na to z dumą.
Niespotykane jest chwalenie własnej odwagi, ale Blair nie może pozwolić sobie na pozostawienie niczego w rękach przypadku. Co umknęło niektórym z recenzentów, Blair ujawnia jednak dlaczego wstąpił właśnie do Partii Pracy, a nie do Partii Konserwatywnej, która, jak się wydaje, byłaby dla niego bardziej naturalnym środowiskiem. Było to zawsze trochę zagadkowe, wziąwszy pod uwagę jego wrogie nastawienie do związków zawodowych oraz fakt, że nigdy nie czuł solidarności z polityką labouryzmu, zarówno starej lewicy, jak i starej prawicy. Blair całym sercem poparł większość zasad thatcheryzmu, w szczególności "nowe leseferystyczne podejście do przemysłu, walkę ze związkami zawodowymi". Przecież Torysi "też byli konserwatystami przez małe k". Blair nie mógł natomiast znieść "ich sztywności, pompy i kultu tradycji". Wciąż jeszcze "nosili znamiona minionej epoki". Nie akceptował ich "politycznego bagażu, zmanierowania i dystynkcji".
Sprzeciw Blaira wobec Partii Konserwatywnej nie miał charakteru politycznego, ale kulturowy. Zamiast tego wstąpił do Partii Pracy. Sam przedstawia siebie jako swego rodzaju thatcherowskiego entrystę, udającego labourzystę (wstąpił nawet do CND - Campaign for Nuclear Disarmament - Kampania na rzecz Rozbrojenia Nuklearnego), ale tak naprawdę, zdecydowanego na zmienienie Partii Pracy w coś innego. Od samego początku uznawał, że Partia Pracy była "w złym miejscu" i że będzie musiała być przekształcona. Jak sam przyznaje, były okazje, gdy "nie mogłem powstrzymać zsuwania się maski".
Rezultat był taki, że Partia Pracy skończyła z liderem, który miał tak samo wrogie nastawienie do związków zawodowych, jak każdy inny Torys. Blair nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, że atak Thatcher na związki zawodowe był koniecznością: Thatcher miała "rację, co do tego, że związki zawodowe były zbyt silne i miały nadmierną władzę". Harold Wilson i Ted Heath próbowali "ewolucyjnego ataku na immunitet związkowy", obaj bez powodzenia. Twierdzenie, że ustawa - "Industrial Relations Act" Heatha, aresztowania związkowców i stoczenie dwóch wielkich walk klasowych z górnikami były "ewolucyjne" to, oczywiście kompletna bzdura.
Blair idzie jednak dalej i twierdzi, że po niepowodzeniu Wilsona i Heatha było jasne, że "tylko rewolucyjne [podejście] ... mogłoby odnieść skutek. Zaś Thatcher miała charakter, przywództwo i inteligencję, żeby to uczynić". Warto pamiętać, że John Prescott uznał tego człowieka za najwybitniejszego przywódcę Partii Pracy! Antyzwiązkowe ustawodawstwo Żelaznej Damy Nowa Partia Pracy pozostawiła nietknięte, jako element obietnicy złożonej wielkiemu biznesowi, żeby nie ingerować w równowagę sił klasowych, którą ustanowiły "zwycięstwa Thatcher". W ten sposób docieramy do sedna polityki labourzystowskiej: jej oddania społeczeństwu, gdzie wielki biznes dominuje kulturowo, politycznie i ekonomicznie, a związki zawodowe zostały skutecznie ograniczone.
Czego się można było spodziewać, w dalszej części swych wspomnień Blair wygłasza peany na cześć najbardziej "utytułowanego" pogromcy związków zawodowych w nowoczesnej historii Wielkiej Brytanii, Ruperta Murdocha. Ma on "ograniczony szacunek, a nawet sympatię" dla Murdocha za to, że ten ostatni "miał jaja". Podczas gdy dla związkowców nie miał czasu, z całą szczerością przyznaje "kiedy byłem z grupą przedsiębiorców, czułem się jak w domu".
W swoich pamiętnikach Blair głośno żałuje tylko dwóch polityk: zakazu polowania na lisy i Freedom of Information Act (Ustawa o Wolności Informacji). W kwestii Iraku nie wyraża żadnej skruchy. Pomimo ciągle ujawnianych informacji o horrorze, jaki inwazja wywołała w tym kraju, Blair nie tylko usprawiedliwia atak, ale również żałuje, że nie był kontynuowany zgodnie z pierwotnym planem - atakiem na Syrię i Iran w następnej kolejności. W uwielbieniu dla wiceprezydenta Dicka Cheneya wychodzi wręcz z siebie. Cheney, pisze z podziwem Blair, "rozpracowałby całą tę gromadę, Irak, Syrię, Iran, rozprawiając się jednocześnie z całą resztą podejrzanych - Hezbollahem, Hamasem, etc". Cheney uznał, że "świat musiał być urządzony na nowo" i mimo rozbieżności opinii, Blair uważa, że "wiele przemawiało za tym stanowiskiem".
Jeśli chodzi o trudności w Iraku, winy za nie ponoszą Wielka Brytania i USA, ale Iran. Blair naprawdę sądzi, że Iran "zarówno finansował, jak też szkolił bojowników Al-Kaidy". W tę neokonserwatywną fantazję nie da się uwierzyć. Ma na celu całkowite usprawiedliwienie przyszłego ewentualnego ataku na Iran. I ta właśnie opinia pochodzi od rzekomego Specjalnego Wysłannika Pokojowego na Bliski Wschód. Podsumowując, Blair twierdzi, że "nasz sojusz z USA dał Wielkiej Brytanii ważną pozycję" i jeśli chodzi o jego osobę, sądzi, że Brytyjczycy "byli zachwyceni tym, że się liczyłem, byłem ważnym graczem, byłem światowym, a nie tylko krajowym przywódcą".
Blair przyjął ideę wojny z terroryzmem bez zastrzeżeń. Dla niego była częścią współczesnego świata. Blair wierzy, że toczy się wielka bitwa o ducha islamu, bitwa, która może trwać pokolenia i będzie musiała być rozegrana na wielu frontach. Zwycięstwo nie jest kwestią jedynie "strategii wojskowej", ale "wymaga zupełnie nowej struktury geopolitycznej".
Kontynuuje:
Wymaga ono głębokiej interwencji w sprawy innych narodów. Trzeba przede wszystkim woli postrzegania tej bitwy jako bitwy egzystencjalnej i wytrwania do końca, poświęcenia czasu i pieniędzy, przelania krwi, wierząc, że jeśli się tego nie zrobi, dzień sądu zostanie jedynie odroczony...
Cóż, wiedzieliśmy już, że Blair nie ma problemu z interwencją wojskową i przelewem krwi, ale mamy tutaj do czynienia z manichejską wizją świata, która ma więcej wspólnego z "Opowieściami z Narni" - "Tony, czarownica i stara szafa" - można by rzec - niż jakimikolwiek realistycznymi geopolitycznymi szacunkami. Wojna z terroryzmem zawsze była konstruktem ideologicznym, sposobem, w jaki - jak sądzili amerykańscy neokonserwatyści - mogą oni uzasadniać rosnące użycie sił zbrojnych w celu utrzymania pozycji amerykańskiego imperializmu. Blair jednak rzeczywiście w to wierzy. Dla niego wojna nadal się toczy, ale coraz mniej ludzi traktuje poważnie twierdzenie, że jest ona konfliktem kształtującym epokę. Rozgoryczone konserwatywne getto coraz bardziej ogranicza Blaira. Pod rządami Obamy amerykański imperializm znalazł nowe ideologiczne przebranie.
Jednym z wielkich sukcesów New Labour jest to, że zaangażowawszy kraj, wbrew ogromnej opozycji, w jedną katastroficzną wojnę Ameryki, mimo wszystko była w stanie skutecznie wciągnąć UK w kolejną. Sposób, w jaki była prezentowana wojna afgańska, jest jednym z wielkich triumfów nowoczesnego "zarządzania informacją", triumfem tym większym, że dokonanym przy całkowitej nieświadomości, że urabianie opinii publicznej miało miejsce. W marcu 2006 r. John Reid, sekretarz ds. obrony, zaangażował brytyjskich żołnierzy w 3-letnią operację w Afganistanie, dodając, że byłby szczęśliwy, gdyby do końca tego okresu "nie wystrzelili nawet jednej kuli". W tym samym czasie, kiedy Reid zwodził Brytyjczyków, Blairowi mówił coś zupełnie innego:
John bardzo jednoznacznie stwierdził, że będzie to trudna i niebezpieczna misja. Talibowie będą zaciekle walczyć, aby utrzymać terytorium, którego nigdy nie byliśmy im w stanie tak naprawdę całkowicie odebrać. Będą samobójcze ataki na nasze siły.
Gdyby ta prognoza została upubliczniona w tamtym czasie, zwłaszcza w następstwie Iraku, nastąpił by wielki wzrost nastrojów opozycyjnych przeciw zaangażowaniu w obie te wojny. Zamiast tego, wojna była ukrywana tak długo, jak to możliwe, a następnie, kiedy natężenie walki uczyniło dalszą dyskrecję niemożliwą, rząd bardzo umiejętnie użył karty "wsparcia dla naszych chłopców". Rezultatem jest wojna niemożliwa do wygrania, która kosztowała życie setki brytyjskich żołnierzy i zabijająca coraz więcej afgańskich cywilów. Nie wolno zapomnieć Partii Pracy udziału w drugiej amerykańskiej wojnie.
Od momentu rezygnacji z funkcji premiera, Blair wiele czasu poświęcił na powiększanie swojego bogactwa. Seria objazdowych wykładów okazała się dla niego niezwykle dochodowa. Na przemówieniu wygłoszonym podczas bankietu wydanego przez chińską spółkę developerską w listopadzie 2007 roku zarobił 237 tysięcy funtów, natomiast wykład podczas konferencji przedsiębiorców w Barcelonie w następnym roku przyniósł mu 240 tysięcy funtów. Jak podaje jedno ze źródeł, jeszcze przed 2009 rokiem, "został uznany za najlepiej na świecie opłacanego prelegenta, będącego w stanie wyciągnąć ponad pół miliona funtów miesięcznie, który na dwóch półgodzinnych odczytach na Filipinach w marcu tego roku zarobił 400 tysięcy funtów". Temat wykładu brzmiał: "Przywódca jako budowniczy narodu w czasach globalizacji". Blair objął też szereg lukratywnych stanowisk w sektorze finansowym: "W styczniu 2008 roku dołączył do jednego z bardziej znanych banków Wall Street, JP Morgan... zarabiając podobno ok. 2 mln funtów rocznie za pracę na pół etatu". W tym samym miesiącu podjął (również w niepełnym wymiarze godzin) pracę w szwajcarskiej firmie ubezpieczeniowej Zurich, "za co najmniej 500 tys. funtów rocznie". W ciągu dwóch lat od opuszczenia urzędu "Blair zarobił ponoć nawet 15 milionów funtów". Trzeba się uszczypnąć, żeby nie zapomnieć, że ten człowiek był kiedyś liderem Partii Pracy!
New Labour żyje!
Zarówno Blair i Mandelson z determinacją próbują zbudować mit wyjaśniający klęskę z 2010 roku. Zdaniem Mandelsona, Brown przegrał, bo "wyborcy zaczęli mieć poczucie, że odsunęliśmy się od kluczowych instynktów Partii Pracy". Blair posuwa się jeszcze dalej, twierdząc, że Brown tak naprawdę "porzucił" New Labour. Blair uważa, (co dziwne, mówi to całkowicie poważnie), że w 2010 r. mógł pokonać Camerona: "Partia Pracy wygrała jako New Labour. Straciła w wyborach dlatego, że przestała być New Labour". Bzdura! W pewnym sensie, można wręcz przyjąć, że natężenie, z jakim Brown ostrzegał przed planowanymi cięciami budżetowymi torysów, naprawdę uchroniły Partię Pracy przed całkowitą klęską.
Za przegraną Partii Pracy w ostatnich wyborach odpowiada stopień, w jakim była wciąż jeszcze New Labour. To właśnie za New Labour spadło członkostwo w partii. New Labour była świadkiem wzrostu nierówności społecznej do poziomu nie notowanego od czasów przedwojennych. To New Labour zmieniła Wielką Brytanię w raj dla bogatych i super-bogatych. Nikt inny, tylko właśnie Labour Party, uczynił brytyjską gospodarkę tak podatną na kryzys finansowy. Co więcej, Blair poparł Cleggowsko-Cameronowską odpowiedź na ów kryzys.
Nie jest w tym osamotniony. Prywatnie, większość posłów Partii Pracy popiera koalicyjne cięcia. Przemawia za tym fakt, że aż 111 deputowanych głosowało na Davida Milibanda już w pierwszej turze wyborów na lidera Partii Pracy, a tylko 7 poparło Diane Abbott. W czwartym głosowaniu David Miliband miał poparcie 140 deputowanych. Posłowie ci mogą mieć zastrzeżenia co do koordynacji czasowej cięć lub sposobu ich implementacji, mogą nie akceptować niektórych elementów polityki cięć, ale dla większości posłów Partii Pracy prawdziwym problemem jest to, że to nie oni są tymi, którzy politykę cięć realizują. Brytyjska New Labour na przykład, była już wcześniej światowym liderem w "outsourcingu", co jest eufemicznym określeniem prywatyzacji usług publicznych, i wręcz szczyciła się tym w środowiskach biznesowych.
Posłowie Labour Party, z pewnymi chwalebnymi wyjątkami, nie próbują podejmować walki z koalicją. Oni nie mają zamiaru ani wychodzić na ulice, ani stać w szeregach strajkowych. Odzwierciedla to bilans sił klasowych, który sprawił, że powstanie New Labour było w ogóle możliwe. Teraz wkraczamy jednak w inną epokę. Słaby koalicyjny rząd niedoświadczonych, ale zbyt pewnych siebie, wyedukowanych prywatnie wojowników klasowych (pierwsza zasada walki klasowej dla każdego poważnego bojownika klasy rządzącej brzmi - nie zrazić do siebie policji, i ci ludzie już ją złamali), rozpoczyna bezprecedensowy atak na biednych, studentów, pracowników sektora publicznego oraz, co należy podkreślić, na standardy życia milionów pracowników w białych kołnierzykach.
Odparcie tego ataku znacząco zmieni układ sił klasowych. W chwili, kiedy cięcia budżetowe zaczną doskwierać, posłom Labour będzie coraz trudniej pozostać z dala od walki. Tylko najzagorzalsi blairyści będą dalej stać z boku i bez wątpienia, niektórzy z nich rzeczywiście przejdą na stronę torysów. To zapewni nam możliwość zniszczenia New Labour raz na zawsze.
Wykorzystana literatura:
Benn, Tony, 2008, "More Time For Politics: Diaries 2001-2007" (Arrow Books).
Brown, Colin, 1997, "Fighting Talk: The Biography of John Prescott" (Simon and Schuster).
Hollingsworth, Mark, and Stewart Lansley, 2010, "Londongrad" (Fourth Estate).
Newsinger, John, 2009, "America Right or Wrong: New Labour and Uncle Sam’s Wars" (Bookmarks).
Theakston, Kevin, 2010, "After No 10: Former Prime Ministers In British Politics" (Palgrave Macmillan).
John Newsinger
Tłumaczyła Ela Kosiorek
Korekta przekładu: Bartłomiej Zindulski
Artykuł pochodzi z kwartalnika "International Socialism Journal" nr 129 - zima 2011 (www.isj.org.uk). Redakcja Lewica.pl dziękuje wydawcy za zgodę na przedruk.