...bezrobocie, czyli pierwsze lata1 przemian społeczno-gospodarczych w Polsce po 1989 roku
Pierwsze zwiastuny nadejścia kapitalizmu nad Wisłą po II wojnie światowej pojawiły się w 1988 roku. Została wówczas przygotowana przez rząd Mieczysława Rakowskiego Ustawa o swobodzie działalności gospodarczej. Za projekt odpowiedzialny był ówczesny minister gospodarki, Mieczysław Wilczek. Od tego momentu de facto zaczęto przywracać stosunki kapitalistyczne. Niedługo potem uwolnione zostały ceny żywności, co natychmiast stało się przyczyną rosnących cen i postępującej inflacji.
Jak można było się spodziewać, działania podejmowane na rzecz wprowadzenia pełnej gospodarki kapitalistycznej, uległy przyspieszeniu po obradach Okrągłego Stołu, gdzie doszło do zawarcia porozumień między przedstawicielami KC PZPR a kręgami solidarnościowymi. Po częściowo demokratycznych wyborach z 4 czerwca 1989 roku doszło do podziału władzy między wyżej wymienionymi w ten sposób, że rząd utworzyli przedstawicieli "Solidarności", a prezydentem został Wojciech Jaruzelski. Bardzo szybko okazało się, że rząd w kwestiach polityki gospodarczej będzie kierował się w głównej mierze wytycznymi Międzynarodowego funduszu Walutowego, Banku Światowego, a także tzw. Planie Balcerowicza. Ów plan nie do końca był autorskim dziełem Leszka Balcerowicza. W niektórych obszarach koncepcje, jakie się znalazły w balcerowiczowskim planie, były niemal identyczne z opracowanym przez poprzednika Balcerowicza na stanowisku ministra finansów, Andrzeja Wróblewskiego, który przygotował "Założenia programu gospodarczego na lata 1989-92". Uogólniając, były one w pewnym sensie rezultatem konwersacji, jaką odbyli skrajni neoliberałowie: George Soros, Jeffrey Sachs i David Lipton ze Stanisławem Gomułką. Ostateczna wersja tego, co występuje dzisiaj pod nazwą planu Balcerowicza, w rzeczywistości została napisana przez ekspertów Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a została jedynie zaakceptowana przez przedstawicieli polskiego rządu. Co więcej, po kilku latach Michael Bruno, który przez pewien czas był wiceprezesem Banku Światowego, mówił o wielkim zaskoczeniu ekspertów, kiedy polska delegacja zdecydowała się na najbardziej radykalną wersję rynkowych reform z kilku przedstawionych. Koncepcje zawarte w planie zostały uwzględnione przy ustalaniu budżetu na 1990 rok, a w końcu roku 1989 przeforsowano ustawy, które całkowicie miały zmienić sytuację gospodarczą kraju.
Pierwszą ofiarą "chicagowskich eksperymentów" stały się przedsiębiorstwa państwowe. Obciążono je, poza podatkiem obrotowym i dochodowym, obowiązkiem opłaty podatku od wartości majątku trwałego. Nie był to podatek w jakikolwiek sposób powiązany z dochodowością przedsiębiorstw, więc trup słał się gęsto. Także po innych posunięciach rządu widać było, że jego celem było doprowadzenie do likwidacji państwowym przedsiębiorstw, aby mogły je przejąć podmioty prywatne.
Rząd Mazowieckiego przeprowadził również uwolnienie cen towarów, czego skutkiem był ogromny wzrost cen. Jako przykład można podać koszt energii, który wzrósł o 400%. W wyniku tychże podwyżek lawinowo zwiększał się stopień inflacji. Wówczas Balcerowicz i spółka zabrali się za redukcję popytu, a jako narzędzie do tego celu zastosowano podatek od tzw. ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń. Jeśli dodatkowo weźmie się pod uwagę, iż w tym czasie zrywały się kontakty gospodarcze z państwami bloku wschodniego, to oczywistym staje się fakt, iż przed przedsiębiorstwami zamykały się wszelkie rynki zbytu. Bardzo trafnie wyraził się na temat polityki realizowanej przez pierwszy rząd solidarnościowy pan Jacek Tittenbrun w znakomitej czterotomowej pracy pt. "Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji": "Restrykcje narzucone przedsiębiorstwom publicznym były więc starannie przemyślane i celowo - z punktu widzenia nadrzędnego zadania – ustrojowej przebudowy - dobrane. Podwójny nelson popiwku2 i dywidendy3 pchał je do przekształceń własnościowych, gdyż oba te podatki obciążały jedynie przedsiębiorstwa państwowe. Gdyby zaś mimo wszystko nie miały na taką transformację ochoty, pompy ssące polityki fiskalnej i kredytowej miały je wyniszczyć do stanu, w jakim mógłby na nich położyć rękę likwidator".
Widać więc jasno, że polityka rządu nakierowana była na eliminację, a przynajmniej zdecydowanego ich ograniczenia, państwowych przedsiębiorstw z gospodarczego krajobrazu Polski. Coraz trudniejsza ich sytuacja miała służyć jako dowód na bezalternatywność dla zakrojonej na szeroką skalę prywatyzacji. A że sam rząd wpychał je otchłań likwidacji, to już zupełnie inna sprawa. Według niektórych szacunków w 1993 roku koszty zatrudnienia dla trzech osób w przedsiębiorstwie prywatnym równały kosztom ponoszonym przez przedsiębiorstwa państwowe dla jednej osoby.
Kolejnym środkiem no likwidowania przedsiębiorstw państwowych była ustawa przeforsowana w Sejmie w dniu 13 lipca 1990 roku, która dotyczyła prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. Zdefiniowano w tymże akcie prawnym wszelkie możliwe drogi przechodzenia państwowych przedsiębiorstw w ręce prywatne. Można uznać tę ustawę za ostatni akt prawny o zasadniczym znaczeniu, który tak zdecydowanie określałby, jaką formę własności preferował pierwszy solidarnościowy rząd.
Z prywatyzacją najczęściej wiązały się wszelkie możliwe w takiej sytuacji patologie, takie jak: korupcja, oszustwa, matactwa, przekręty. Nie miało przy tym znaczenia, jaka droga prywatyzacji w danym przypadku została wybrana. Nierzadko zdarzało się, iż wycenę przedsiębiorstw, które szły pod młotek sporządzały osoby wchodzące w skład zarządów tych firm, przy jednoczesnym ich zainteresowaniu zakupem. Można w zasadzie stwierdzić z dużą dozą prawdopodobieństwa, że nie było sytuacji, kiedy prywatyzowane przedsiębiorstwo nie zostałoby sprzedanej poniżej faktycznej jego wartości. Znamienne w tym kontekście są słowa człowieka funkcjonującego w tamtym czasie w obozie władzy, a więc jego opinia powinna być jak najbardziej traktowana jako miarodajna. Otóż Leszek Czarnecki, który występował w roli posła z ramienia Unii Demokratycznej bez skrupułów na łamach "Gazety Wyborczej" stwierdził: "Były sytuacje, kiedy duże prywatyzowane fabryki kupowali ludzie nie mający grosza przy duszy. Wystarczyła decyzja "zaprzyjaźnionego" ministra, z którą szedł pan do banku, prosząc o kredyt na sfinansowanie transakcji. Bank wiedząc, że przedsiębiorstwo jest warte dużo więcej, a cała sprawa jest przekrętem "umocowanym politycznie", a więc jak najbardziej bezpiecznym, dawał kredyt bez żadnych problemów. Potem prowadził pan tę fabrykę przez chwilę, po czym znajdował pan dla niej tzw. strategicznego inwestora i sprzedawał mu z dziewięciokrotnym przebiciem. A początek był zero. Za odpowiednią działkę goli ludzie stawali się miliarderami z dnia na dzień. [...] Jak można było sprywatyzować fabrykę X za 100 milionów, a przyszedł facet, który dawał 10 i bokiem jeszcze milion, to się sprzedawało za dychę" - i jeszcze - "Rząd Bieleckiego wprowadził pierwsze zezwolenia i koncesje [...] Zezwolenia zaczęli dawać ci, którzy "sponsorowali" rozwijające się polskie partie czekami z wystarczającą ilością zer. W rządzie byli już prywatni przedsiębiorcy, więc wszystko załatwiało się jak w rodzinie". W podobnym tonie wypowiedziała się w tej samej gazecie jedna z aktywistek "Solidarności": "Lansowano tezę, że potrzeba nam polskiego kapitału i niechby nawet ten pierwszy milion został ukradziony. Słyszałam to od niektórych moich kolegów z podziemia!"
Nietrudno się zorientować, choć niestety nie wszystkim, że prywatyzacja w polskich warunkach oznaczało pogorszenie jak najszerzej pojętych warunków pracy, a szczególnie bolesnym jej efektem było zwiększenie poziomu bezrobocia. W przypadku zaś przedsiębiorstw państwowych dobrze prosperujących, które wypracowywały znaczny zysk, ich prywatyzacja oznaczała przede wszystkim ograniczenie, w przypadku dużych podmiotów - bardzo znaczne, ograniczenie wpływów do budżetu Skarbu Państwa, jako że dywidenda odtąd trafia do kieszeni prywatnego właściciela, a nie służy ogółowi społeczeństwa. Rzecz jasna tenże ogół społeczeństwa może skorzystać z państwowego budżetu przede wszystkim wówczas, gdy władza sprawowana jest przez rząd odpowiednio wrażliwy społecznie, a nie taki, dla którego priorytetem jest finansowanie wojen prowadzonych w interesie Ameryki, ratowanie z amerykańskich składów złomu samolotów F-16, albo sponsorowanie czynników opozycyjnych wobec Łukaszenki na Białorusi.
Reformy Balcerowicza w błyskawicznym tempie zaczęły się przekładać się "produkcję" bezrobocia, bo ta, niniejszego przeciwieństwie do produkcji przemysłowej, osiągać zaczęła niniejszego krótkim czasie monstrualne rozmiary. W końcu 1990 roku bezrobocie wynosiło 6,5%, co niniejszego liczbach bezwzględnych oznaczało 1126,1 tys. osób. W kolejnym roku bezrobocie się niemalże podwoiło, bo wynosiło już 12,2%, czyli 2155,6 tys. W 1992 roku, choć nie tak drastycznie jak rok wcześniej, to jednak nadal znacznie wzrosło - do 2509,3 tys. Następny rok przyniósł dalszy wzrost - do 2889,6 tys., a więc już bardzo blisko 3 mln. W pierwszej dekadzie 1994 roku zostało osiągnięte apogeum bezrobocia w całej dekadzie lat dziewięćdziesiątych - aż 2915,7 tys.
Autor niniejszego skromnego tekstu uważa, iż czas przekształceń własnościowych, włącznie z uwzględnieniem konsekwencji społecznych tych działań, jest jedną z najczarniejszych kart polskiej transformacji. Słowem - jest to sztandarowy przykład nieliczenia się tzw. elit z interesem społecznym ogółu obywateli. Szkody, jakie się w tym czasie dokonywały, a właściwie w dalszym ciągu dokonują, w mniejszym stopniu, bo przecież trwa ostatni akt prywatyzacji, wydają się posiadać tak daleko idące negatywne konsekwencje, że nieodzownie powinno nastąpić pociągniecie do odpowiedzialności wszystkie te osoby, które za ten stan rzeczy odpowiadają. Oczywiście możliwe będzie do dopiero wówczas, gdy realny wpływ na bieg wypadków w Rzeczypospolitej znajdzie się w rękach autentycznej partii lewicowej.
Przypisy:
1. Zasadniczo tekst dotyczy lat 1989-1993, choć w pewnych wypadkach tematyka wykracza nieznacznie poza ten zakres chronologiczny.
2. Czyli podatku od tzw. ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń.
3. Nie chodzi w tym przypadku o dywidendę rozumianą jako wypłata zysku przedsiębiorstwa, a o podatek od wartości majątku trwałego.
Tekst otrzymał II miejsce w konkursie na artykuł organizowanym przez portal Lewica.pl.