Agata Młodawska: "Oburzone południowe peryferie"

[2011-07-04 08:50:00]

Miesiąc protestów w Hiszpanii


Jak do tej pory się przyjmowało, że jeżeli nie chcesz studiować, zaczynasz pracować. Pytam siebie samą, jaki projekt przyszłości może kryć się za tym stanowiskiem?
hiszpańska socjolożka, Elena Rodríguez, o młodym pokoleniu Hiszpanów, wypowiedź dla dziennika "El País" z dn. 22.06.2009

Wprowadzenie


Granada jest jednym z popularniejszych obiektów turystycznych westchnień w południowej Hiszpanii. Imponująca Alhambra z górami Sierra Nevada w tle, malownicze Albaizyn i Sacromonte, mnogość barów, góry i morze w zasięgu ręki - dla każdego mamy coś miłego, mógłby głosić reklamujący slogan.

Trzeba tam spędzić kilka miesięcy, żeby dostrzec, że pod estetyczną fasadą kryje się 40% bezrobocia, brak perspektyw, słabo rozwinięte życie kulturalne, o transporcie publicznym nie wspominając. Obraz całości dopełniają absurdalne przepisy prawne: zgodnie z Ordenaza del Convivencia, w mieście nie można jeść na ulicy, psa należy wyprowadzać trzymając smycz lewą ręką, pary obowiązuje zakaz całowania, nie wolno również grać muzyki na ulicy. O istnieniu tych ostatnich przepisów dowiedziałam się po tygodniu spędzonym na obozowisku zorganizowanym przez Ruch 15 Maja.

Wydawać by się mogło, iż protest hiszpański był do przewidzenia, szczególnie po ostatnich doświadczeniach w krajach arabskich, gdzie siłą napędową protestów (co nie znaczy, że ich jedynymi uczestnikami) byli młodzi wykształceni bezrobotni; a obozowiska poprzedziła ogólnokrajowa manifestacja, która przeszła ulicami hiszpańskich miast w dniu 15 maja pod hasłami... powrotu do demokracji. Sama szłam w tym marszu z pewnym powątpiewaniem. Efektowny - myślałam, ale czy na pewno efektywny? Widziałam takie kolorowe tłumy już nieraz, pamiętałam też, że w demonstracji przeciwko liberalizacji przepisów antyaborcyjnych uczestniczyło około miliona osób. Jestem na południu, a tutaj lubią manifestacyjne karnawały, po których wszystko wraca do normy. Poza tym mieszkam w Unii, gdzie państwo płaci grantami za rozwiązaniem problemów społecznych; jeżeli komuś się takie rozwiązanie nie podoba, to niech głosuje na populistyczną partię antyimgrancką.

Miasteczko z Plaza del Carmen


To niemożliwe, pomyślałam obserwując granadyjski prekariat wspomagany przez spauperyzowany proletariat, który zajął główny plac miejski pod nobliwym ratuszem. Granadyjskie obozowisko odwiedzałam codziennie, wrażenia z pierwszych wizyt opisałam tutaj. Podziwiałam zbudowaną z kartonów kuchnię, kącik zabaw dla dzieci, bibliotekę oraz system nagłaśniający, wyobrażając sobie, ile wysiłku wymagało zorganizowanie tego wszystkiego w trzy dni. Przyglądałam się ciężkiej pracy moderatorów podczas trwających klika godzin zgromadzeń ogólnych. Poza kolekcjonowaniem spostrzeżeń z debat, starałam się jak najwięcej rozmawiać z protestującymi. Z młodymi szukającymi pracy, długotrwale bezrobotnymi 50-latkami, którzy spędzali na placu kilkanaście godzin na dobę cały czas pracując. W przeciwieństwie do komentatorów szukających osobliwości, chaosu i sensacji, skupiłam się raczej na regularnościach granadyjskiego obozowiska.

W ciągu dnia z reguły odbywały się warsztaty i wykłady oraz praca w grupach tematycznych zajmujących się różnymi dziedzinami obozowego życia (kuchnia, promocja materiałów, nagłośnienie, zabezpieczenie prawne, opracowanie propozycji, akcje uliczne, autorefleksja). O ósmej wieczorem zwoływano zgromadzenie ogólne otwarte dla wszystkich mieszkańców, które w pierwszych dniach kończyło się ok. 4.00 nad ranem. Później organizatorzy skrócili je do niezbędnego minimum, czyli do czterech godzin. Każde spotkanie było prowadzone przez moderatorów i podających mikrofon pomocników. Wszyscy zgromadzeni mogli zabrać głos, mieli jednak tylko 3 minuty na wypowiedź. Po dwunastej w nocy, plac był sprzątany, zgromadzeni rozstawiali namioty i do drugiej-trzeciej w nocy prowadzą nocne Hiszpanów rozmowy przy delikatnym akompaniamencie gitar. Wyjątkiem od tego rytmu była sekcja odpowiadająca za dystrybucję informacji: oni pracowali 24 godziny na dobę. Plaza del Carmen widziany od środka był przede wszystkim miejscem ciężkiej, wytężonej, niekiedy żmudnej pracy - organizatorzy podczas zgromadzeń stosowali zasadę konsensusu: nawet jeden głos sprzeciwu mógł zablokować uchwalenie decyzji. Oponenci z reguły byli proszeni o wyjaśnienie swojego stanowiska, po czym cała dyskusja rozpoczynała się od nowa. Postulaty granadyjskie uchwalone po kilku dniach dyskusji brzmiały następująco:

- demokracja bezpośrednia i uczestnicząca;

- sprzeciw wobec reformy kodeksu pracy;

- sprzeciw wobec reformy emerytalnej;

- prawo do godnego życia;

- bezpieczeństwo socjalne;

- reforma prawa miejskiego w Granadzie.

Przedstawione wyżej postulaty nie wyczerpują listy żądań ruchu: zgromadzenie w każdym mieście ma własne pomysły; oprócz tego osobną listę żądań ma Democracia Real Ya. Obozowiska współpracują z DRY, ale są względnie niezależne - stąd ta mnogość uchwał.

Przetłumaczone postulaty to jedna z niewielu wyjątkowo rzetelnych informacji o hiszpańskich wydarzeniach. Do Polski informacje dotarły nieco późno i początkowo robiły wrażenie, jakby uległy lekkiemu zniekształceniu po 3000 kilometrach. Z polskiej prasy można się było dowiedzieć między innymi, że "młodzi Hiszpanie chcą jeść bogaczy", a Democracia Real Ya jest antysytemowa jak partie nacjonalistyczne w Skandynawii i Mussolini we Włoszech[i]; w połowie czerwca oburzeni "bili się w Barcelonie". Wniosek jest prosty: państwo nazwane demokratycznym jest zawsze dobre, ponieważ nazywa się demokratyczne; ruchy społeczne są złe, występują przeciwko państwu, które jest dobre, bo nazywa się demokratyczne. W tej wizji aparat państwowy jest systemem samoregulującym, a granty unijne wyznaczają granice tego, co akceptowalne spośród radykalnych postulatów. Na masowe protesty o naturze "apartyjnej, azwiązkowej, i areligijnej" - jak się określił ruch 15 M - po prostu nie ma miejsca. Zwłaszcza w krajach południa, gdzie rozsapani socjalem leniwi obywatele przepuszczają fundusze strukturalne popijając podczas sjesty tinto de verano.

Granadyjskie realia odbiegały nieco od tej popularnej wizji. Lokalny rynek pracy oparty przede wszystkim na sektorze usługowym oferuje zazwyczaj pracę na czarno w restauracjach lub pracę za jedzenie i mieszkanie w hostelach. Absolwenci z jednego z najpopularniejszych miast uniwersyteckich Hiszpanii mają małe szanse na zatrudnienie w mieście i na prowincji. Granadzie próbowano zresztą pomóc. Od 2010 roku premier hiszpański wprowadził plan oszczędnościowy mający na celu ożywienie hiszpańskiej gospodarki. Pasa mieli zacisnąć przede wszystkim emeryci (emerytury zostały zamrożone), długotrwale bezrobotni oddali zasiłek w wysokości 426 euro, wszyscy zapłacili więcej za prąd. Do planu ratunkowego mieli też dołożyć się funkcjonariusze publiczni stanowiący grupę dość dobrze uposażoną i cieszącą się stabilnym zatrudnieniem (w kraju, gdzie wg danych Eurostatu odsetek kontraktów tymczasowych wynosi 26% wszystkich zatrudnionych to nie lada przywilej). Nie wszyscy funkcjonariusze jednak musieli dołożyć partycypować w planie naprawy finansów. Z planu zostali wyłączeni politycy - pomimo iż w Granadzie dochód roczny burmistrza wynosił w 2008 65 000 euro miesięcznie (dla porównania, średnie zarobki roczne w Hiszpanii to 21 500 brutto.

Historia oburzeń


Rzecz jasna początki historii ubóstwa andaluzyjskiego nie przypadają na rok 2010, ani na 2009, ani nawet na początek rządów Zapatero. Bieda andaluzyjska trwa dłużej nawet niż 30-letnie rządy uwikłanej w skandal korupcyjny PSOE w lokalnym parlamencie,

Przez ostatnie kilkaset lat Andaluzja była jednym z najuboższych regionów Europy, atakowanym przez piratów berberyjskich i niszczonym przez trzęsienia ziemi. Izolacja od reszty kraju sprawiła, że region pozostał praktycznie nietknięty przez rewolucję przemysłową. Jak pisał Jerome Martin[ii], amerykański antropolog, w XIX wieku Kortezy przeprowadziły swoistą reformę rolną - wyprzedaż ziem, które wcześniej były wspólnie użytkowane. Efektem była koncentracja gruntów w rękach kilku najzamożniejszych rodzin i silna polaryzacja społeczna.

W pierwszej połowie XX wieku Andaluzja była ubogim i zacofanym gospodarczo regionem rolniczym, zamieszkanym w większości przez analfabetów. Kataloński pisarz, Juan Goytisolo, który odwiedził Almerię, w taki sposób opisywał jedną z jej uboższych dzielnic[iii]:

"Przez całe popołudnie mój przyjaciel prowadził mnie swoje posiadłości głodu i krzywicy, jaglicy i trądu (...) W tym czasie 207 tysięcy mieszkańców Almerii emigrowało do Katalonii, do Francji, do Ameryki, w 5 stron świata. Według oficjalnych statystyk podawanych przez Perez Lozano, wśród 80 000 mieszkańców Almerii, jest 10 000 skrajnie biednych i 17 tysięcy "potrzebujących" biednych, co daje w sumie 34 000 mieszkańców miasta". (s. 43-44). Ci najubożsi mieszkańcy miasta zamieszkiwali dzielnicę pozbawioną prądu i bieżącej wody, najbiedniejsi spośród nich mieszkali w jaskiniach; miasto nie było zainteresowane poprawą ich losu.

Z drugiej strony, andaluzyjscy ubodzy nie byli bynajmniej biernymi ofiarami; ruch anarchistyczny na południu był dość silny. Wspomniany już Jerome Martin, badający w latach 60. z narażeniem życia weteranów ruchu anarchosyndykalistycznego w Casas Viejas (prowincja Cadiz) pisał, że Hiszpania była jedynym krajem, gdzie wśród ruchów lewicowych idee Bakunina były bardziej popularne niż idee Marksa. W Andaluzji pierwsze organizacje anarchosyndykalistyczne powstały już w 1914 roku, a ich członkowie głosili takie ideały, jak wolność, wspólnota, samorządność. W 1977 w La Chanca powstało stowarzyszenie La Traina, mające na celu obronę godności i poprawę warunków życia mieszkańców dzielnicy. W 2011 roku ich potomkowie ochrzczeni przez socjologów jako bierna "generacja NiNi" (ani pracować, ani studiować)[iv] zajęli główne place hiszpańskich miast określając siebie samych jako "indignados" (oburzeni)[v].

Dylematy prawdziwej demokracji


W jakim celu "oburzeni" zgromadzili się na placu? O co chodzi zgromadzonym? Przyznam szczerze, że po dwóch tygodniach obserwacji różnorodności postulatów, jakie pojawiały na obozowisku mam problem z udzieleniem odpowiedzi na to pytanie. Zaryzykowałabym jednak twierdzenie, że główną ideą protestujących była solidarność społeczna. Oburzenie budziły: zła sytuacja młodych na rynku pracy, zamrożenie emerytur i wszystkie praktyki uderzające w najuboższych.

Drugi główny postulat można by najogólniej przedstawić trawestując tytuł książki Michela Foucault: "społeczeństwo musi bronić się samo". Dlaczego to my mamy płacić za kryzys, skoro do niego nie doprowadziliśmy? - pytali zgromadzeni, domagając się rozliczenia polityków i bankierów za podejmowane przez nich błędne decyzje. Skorumpowany system polityczny należy zastąpić takim, w którym obywatele będą mieli większy wpływ - wnioskowali. Społeczeństwo powinno odzyskać place i ulice, które w myśl strategii ratusza miały być głównie dekoracją dla wycieczek turystycznych.

Te bardzo ogólne idee przekładały się na konkretne propozycje: ulgi dla firm, w których zatrudnienia się na umowę o dzieło maksymalnie 10% pracowników, zwiększenie nakładów na badania i rozwój, penalizacja lichwy, prawa wyborcze dla imigrantów z kartą stałego pobytu.

W tym momencie zapytać się można, dlaczego postulaty protestujących na madryckim Plaza del Sol są tak ogólne i chaotyczne; a w Granadzie jeszcze podobnego dokumentu nie wypracowano. Jak wspomniałam, na zgromadzeniach każda propozycja jest poddawana pod głosowanie. W takich sytuacjach ujawniają się napięcia wewnątrz ruchu, które w pewnym uproszczeniu można przedstawić w kilku punktach:

- Mechanizmy redystrybucji. Cześć uczestników postulowała, aby wykorzystać istniejące prawo oraz instytucje państwowe. Inni z kolei uważali, że najlepszą drogą do budowania sprawiedliwego systemu będzie zwiększona aktywność obywatelska; organizacja warsztatów, wykładów, centrów kulturalnych etc. Pojawiały się też idee biznesu odpowiedzialnego społecznie.

- Reprezentatywność: cześć zgromadzonych uważała, że postulaty muszą być jak najbardziej ogólne. Społeczeństwo nas poparło - mówili - ponieważ protestowaliśmy głównie przeciwko niedociągnięciom systemu politycznego. Nie możemy w związku z tym pozwolić, aby nasze postulaty odzwierciedlały jedną stronę sceny politycznej - argumentowali. Inni odpowiadali, że zgromadzenie reprezentuje wyłącznie stanowisko ruchu oburzonych, nie całego społeczeństwa z dyrektorami banków włącznie. Jeszcze inni pytali: co z aktywistami działającymi w sieci? Czy oburzeni aktywni na Facebooku i Twitterze mają być pozbawieni prawa głosu, z racji nieobecności w przestrzeni fizycznej? Jak wprowadzić w życie postulaty demokracji elektronicznej?

- Decentralizacja vs solidarność: zgromadzenie ulega wyraźnej segmentacji: z jednej strony powstają wyspecjalizowane grupy robocze (ds kultury, organizacji zgromadzeń itp.). Z drugiej strony pojawiały się głosy krytyczne protestujące przeciwko rzekomemu spychaniu na margines zgromadzenia głównego.

- Zdradzić czy współpracować? Część uczestników odcina się od jakiejkolwiek współpracy z politykami, podczas gdy inni uważają, że ruch powinien dążyć do zawarcia możliwie najszerszej koalicji w celu rozwiązania konkretnych problemów społecznych.

Ruch aspirujący do przywrócenia demokracji odzwierciedlał zatem jej wewnętrzne napięcia. W kraju, gdzie różnice pomiędzy dwiema głównymi partiami zacierały się, ruch stwarzał przestrzeń dla prawdziwie demokratycznych konfliktów, mimo pozornego klimatu narodowego pojednania z początkowych dni ruchu. Kiedy liderzy konkurujących ugrupowań (Zapatero i Rajoy) wyrażali zgodnie zrozumienie dla demonstrujących, demonstranci zgodnie wyszli na ulice.

Prywatne staje się publiczne


Wydarzenia ostatnich dni podważyły założenie o nieuchronnym związku idei demokratycznych z instytucjami państwowymi, które występowały do tej pory w roli grantodawców równości, wolności i braterstwa. W Hiszpanii instytucje państwowe dążyły do zablokowania rozwoju ruchu - od próby zakazu wynikającej z rzekomej kolizji z prawem wyborczym i brutalnej interwencji policji w Barcelonie, po bardziej subtelne praktyki jak nakaz usunięcie zadaszenia zawieszonego na latarniach, które miałoby zagrażać bezpieczeństwu zgromadzonych i odcięcie wody z najbliższych źródeł miejskich. W Maladze policja karała dodatkowo lokalnych przedsiębiorców użyczających prądu zgromadzonym. W najlepszym razie indignados byli po prostu ignorowani: w Granadzie urząd miasta ograniczył się do wysyłania patroli policyjnych i nakazu zdjęcia sztucznego zadaszenia z latarni, którym groził upadek.

Podczas gdy państwo zignorowało manifestację część przedsiębiorców wspierała zgromadzonych (mimo ich "roszczeniowej", "socjalistycznej" postawy) - czasami nawet tak w banalnych kwestiach, jak udostępnianie toalet w hotelach i restauracjach. Co więcej, na zgromadzeniach pojawiały się postulaty wsparcia lokalnego biznesu. "Wielu z przedsiębiorców ledwo może przeżyć do pierwszego" - mówił jeden ze zgromadzonych. Te idee miały przełożenie na praktykę, żywność do obozowej kuchni kupowano wyłącznie w małych sklepach.

Nacjonalizacja nowej lewicy?


Obok instytucji państwowych jako sojuszników emancypacji, wielkimi nieobecnymi były związki zawodowe oraz organizacje utożsamiane z nową lewicą. Przyczyną tego dystansu mogła być pozycja tych instytucji w Hiszpanii, postrzeganych jako część politycznego establishmentu. Nieufność wobec związków zawodowych dobrze ilustruje wypowiedź jednego z uczestników podczas zgromadzenia, który zauważył, że UGT (związek generalny pracowników) ma swoich przedstawicieli w każdym hiszpańskim banku, który powinien złożyć wyjaśnienia w związku z kryzysem. Napięcie pomiędzy ruchem 15 Maja a nową lewicą wyszło na jaw, gdy miało dojść do zaplanowanej wcześniej demonstracji organizacji LGBT na Plaza del Carmen. Zgromadzeni nie chcieli opuszczać placu, zaprosili natomiast organizacje LGBT do udziału w obozowisku, argumentując, że popierają ich postulaty. Nie chcieli natomiast dopuścić do dopuszczenia na plac działaczy partyjnych, którzy próbowaliby prowadzić kampanię przedwyborczą. Przyłączcie się, jesteście przecież jednymi z nas - zapraszali indignados. Ostatecznie do konfrontacji nie doszło, manifestacja odbyła się w innej części miasta. Obawy przed obecnością polityków były z całą pewnością uzasadnione; w granadyjskiej manifie uczestniczyli politycy obydwu głównych partii PP i PSOE, co budziło wątpliwości, co do krytycznego potencjału ruchu zdominowanego przez "feminizm państwowy". Sami zgromadzeni byli zainteresowani nowolewicowymi ideami w stopniu, ogólnie mówiąc, umiarkowanym. Wyjątek stanowiły idee związane z ekologią i ochroną środowiska, co przełożyło się na konkretną akcję. Część oburzonych udała się w niedzielę 5 czerwca na rozdanie nagród za ochronę środowiska, aby wręczyć rządowi regionalnemu antynagrody za zaniedbania w dziedzinie ekologii (między innymi bezmyślną poszerzanie szlaków narciarskich w parku narodowym Sierra Nevada).

Podsumowanie


Powyższy opis postulatów i mechanizmów funkcjonowania ruchu nie stanowi wyczerpującego opisu działalności ruchu 15 Maja i związanych z nim obozowisk. Nie uzupełnię go o wizję przyszłości obozowisk, które są na razie zbyt młodym i zróżnicowanym protestem społecznym. Nie jest w tym momencie jasne, czy protestujący będą domagali się reformy państwa, czy - zgodnie z regionalnymi tradycjami - będą starali się zbudować system redystrybucji i wymiany działający na wzór kooperatyw. Nie wiadomo z kim oburzeni podejmą współpracę - kwestia, czy można współdziałać z politykami na rzecz osiągnięcia konkretnych celów jest przedmiotem nieustających dyskusji.

Z całą pewnością część działań będzie rozgrywana poza oficjalną polityką, ponieważ, jak zauważył Guy Standing ruch zdominowane przez prekariat nie posiada jeszcze swojej reprezentacji na oficjalnej scenie politycznej.

Bunt oburzonych przypomina również, że redystrybucja za pomocą gratyfikacji grantowych jest środkiem prowadzącym do celu, a nie celem samym w sobie. Pomiędzy grantami a antyimigranckim populizmem jest wiele przestrzeni do zagospodarowania. W tej przestrzeni obecnie dyskutuje się nad demokratycznymi oczywistymi oczywistościami - orzekliby zapewne krytycy młodych zjadaczy bogaczy. Być może jednak w rzeczywistości politycznej, w której domaganie się usprawnienia mechanizmów demokratycznych uchodzi za szczyt radykalizmu, niezbędna jest tego rodzaju powtórka.

Na tym etapie chciałabym przede wszystkim wyrazić szacunek dla uczestników protestów. W ramach uzasadnienia proponuje następujące ćwiczenia myślowe: proszę sobie wyobrazić dwa tysiące młodych ludzi, którzy w ciągu 3 dni organizują obozowisko z przedszkolem, kuchnią, biblioteką i warsztatami i wykładami i bezpłatną pomoc prawną dla zatrzymanych zbierają 1250 euro i po czterech tygodniach równie sprawnie sprzątają plac, po decyzji o zmianie form działania. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, takimi jak ty - głosi manifest Ruchu 15 Maja. Ta autocharakterystyka wymaga jednak pewnego uzupełnienia: zwykłymi ludźmi, którzy dokonali niezwykłej rzeczy, w trudnych czasach.

Przypisy:
[i] Później ruch pouczał Maciej Stasiński, który pochwalił oburzonych za umiarkowanie w zmianach i skarcił za napaść na posłów w Barcelonie, która odwróciła od ruchu część społecznego poparcia, wynoszącego wcześniej 60-80% (niestety, nie jest jasne, na jakiej podstawie pojawiły się te liczby). Stasiński nie wziął jednak pod uwagę możliwości, że agresja była prowokacją policyjną (grupa osób, która dopuściła się aktów agresji została później odprowadzona z demonstracji w eskorcie policji. Publicysta "GW" użył zbyt dużych kwantyfikatorów, przypisując podobne zachowania ogółowi zgromadzonych. Nie jest oczywiście możliwe stwierdzenie ze 100% pewnością, że agresorzy nie byli uczestnikami obozowisk, niemniej jednak uogólnienia dokonane przez Stasińskiego świadczą o daleko posuniętej ignorancji w kwestii realiów protestu. ("Oburzeni muszą się zorganizować", "Gazeta Wyborcza", 16.06.2011, "Oburzeni biją się w Barcelonie", "Gazeta Wyborcza", 15.06.2011).
[ii] Mintz, Jerome. 1999. "Los anarquistas de Casas Viejas". Granada: s. n.
[iii] Goytisolo, Juan. 2008. "La Chanca. Sevilla: Consejeria de Obras Publicas y Transportes".
[iv] Zon. Jose Luis Barbeira. 2009. "Ni estudiar, ni trabajar". "El País", z dn. 22.06
[v] Nazwa indignados pochodzi od tytułu popularnej w Hiszpanii książki Stephana Hessela, zob. A. Sojka, "Czy hiszpańscy manifestanci naprawią demokrację?". Tekst dostępny pod adresem http://www.krytykapolityczna.pl/DemocraciaRealYa/SojkaCzyhiszpanscymanifestancinaprawiademokracje/menuid-424.html

Agata Młodawska


Tekst ukazał się na stronie internetowej Nowe Peryferie (www.nowe-peryferie.pl).

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
DEMONSTRACJA: ZATRZYMAĆ IZRAELSKĄ MACHINĘ ŚMIERCI
Warszawa, Plac Zamkowy
5 października (sobota), godz.13.00
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek

Więcej ogłoszeń...


2 listopada:

1847 - W Cherbourgu urodził się Georges Sorel, francuski teoretyk rewolucyjnego syndykalizmu.

1860 - W Czołowie urodził się Marcin Kasprzak, drukarz, działacz ruchu robotniczego. Członek kolejno SPD, II Proletariatu, PPS zaboru pruskiego, SDKPiL.

1944 - Zmarł Karol Irzykowski, prozaik, dramaturg, krytyk literacki, teoretyk filmu, współpracownik "Robotnika".

1949 - Przyznano niepodległość Indonezji.

1975 - W Ostii zamordowano Piera Paola Pasoliniego, włoskiego reżysera filmowego, teoretyka filmu i pisarza o poglądach lewicowych.

1997 - Zmarł Günter Biermann, polityk SPD. W latach 1961-83 - przez 6 kadencji - deputowany tej partii do Bundestagu.


?
Lewica.pl na Facebooku