Dodatkowe 33 miliony na stadion
8 sierpnia odbyła sesja Rady Miasta Poznania. Jej nadzwyczajny charakter polegał na tym, iż - czego się można było spodziewać - radni Platformy Obywatelskiej po symulowanych gestach niezadowolenia na lipcowym posiedzeniu, przed wyjazdem na wakacje potulnie zaakceptowali przeznaczenie kolejnych 33 mln złotych na stadion miejski. Ostatecznie (albo i nie) będzie on nas kosztował 750 mln. zł, nie licząc wydatków na inwestycje wokół obiektu.
Poznański stadion okazał się finansowym bublem, choćby z tego powodu, że nie zdołano precyzyjnie przewidzieć, ile będzie kosztować, a różnice w szacunkach są niebagatelne. Pomimo zapewnień różnej maści biznesowych doradców, nie możemy mieć zatem pewności, czy i do eksploatacji tego obiektu miasto nie będzie musiało w przyszłości dokładać grubych milionów. Okazuje się, że nawet właściciel Lecha Poznań, Jacek Rutkowski (na zdjęciu z R. Grobelnym po prawej stronie), twierdzi, że stadion, jak na potrzeby klubu i miasta, jest przewymiarowany i jego eksploatacja będzie dużo kosztować. Za dużo. Właściciel Lecha Poznań, co prawda bez ostentacji, poddaje jednak pod wątpliwość szacowane przez miasto dochody z dzierżawy stadionu w wysokości 7 mln rocznie. Rutkowski chciałby je zbić przynajmniej o 1-2 mln. złotych. Podobne zdanie na temat kosztów utrzymania stadionu dużo głośniej wyrażali niektórzy pracownicy magistratu, ale dziś już tam nie pracują.
Były momenty, kiedy Rutkowski posuwał się nawet do szantażu, grożąc, iż wygórowane oczekiwania miasta spowodują, że Lech Poznań postawi sobie osobny obiekt. Grobelny z kolei groził radzie miasta kompromitacją w oczach świata, gdyby obiekt nie był gotowy na futbolowe mistrzostwa Europy. Przypierając poznańskich radnych do muru faktycznie Rutkowski i Grobelny wygrali, bowiem udało się zmusić ich do zaakceptowania, bez większego sprzeciwu, zdecydowanej większości dodatkowych kosztów związanych z wykończeniem stadionu. Czy nie zmuszą nich po raz kolejny, kiedy trzeba będzie dotować eksploatacje? No cóż, najwyżej na otarcie łez sponiewieranej demokracji i odbudowę poczucia własnej godności, radni dostaną karnet na mecze Lecha z miejscówką w loży VIPów.
Dodajmy, że właściciel Lecha, któremu miasto Poznań sponsoruje stadion, to jedna z najbogatszych osób w Polsce (86 w rankingu Wprostu na 2011 rok z majątkiem 194 mln. złotych). Dodatkowo Rutkowski na co dzień mieszka we Frankfurcie, zatem ani z jego podstawowej działalności gospodarczej (fabryka AGD we Wronkach), ani przypuszczalnie z dochodów osobistych, miasto nie widzi ani złotówki.(1)
Tak oto budżetowo-stadionowa farsa trwa. Jak zauważył w lokalnym wydaniu "Gazety Wyborczej" Michał Wybieralski, tego samego dnia kiedy przypieczętowano dodatkowe 33 miliony na stadion, radni PO tryumfalnie ogłosili przegłosowanie 140 tys. zł na program pomocy socjalnej dla eksmitowanych do hoteli robotniczych i kontenerów ok. 300 rodzin. "Przyjrzyjmy się skali - pisze Wybieralski. Z jednej strony mamy pomoc eksmitowanym za 140 tys. zł. Z drugiej - ponad 1 mln zł na wymianę płotów na stadionie, bo to wymóg UEFA na Euro 2012. I jeszcze jedno ciekawe zestawienie (...) Samo wykończenie kiosków gastronomicznych na stadionie będzie kosztować 25 mln zł. Tymczasem na budownictwo komunalne Poznań wyda w ciągu trzech lat 21 mln zł, a kolejka czekających na lokal socjalny sięga już 2 tys. osób". Ściślej należało napisać, że miasto zamierza te pieniądze wydać i wcale nie jest oczywiste, komu nowo wybudowane mieszkania (jeżeli powstaną) przypadną w udziale.
Jak już wielokrotnie zaznaczałem w innych artykułach, od połowy lat 90, a zatem od chwili utrwalenia się dotychczasowego układu władzy z prezydentem Grobelnym w roli lidera, potrzeby mieszkaniowe poznaniaków nie były zaspakajane. Od 1995 do 2010 r. w naszym mieście powstały jedynie 674 nowe komunalne lokale mieszkaniowe (wg danych GUS). To bardzo mało. Ostatni "boom" przypadł na lata 2005-2006, kiedy to do użytku miasto oddało w dwa lata 251 mieszkań. Wiązało się to z realizacją szumnie zapowiadanego programu rewitalizacji. Projekt ten (na co dowód stanowi m.in. umieszczona vis-à-vis Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych tablica informacyjna) miał doprowadzić do odnowy niektórych kwartałów miasta. W istocie ograniczył się jedynie do wybranych kamienic, które po wyprowadzeniu z nich lokatorów do nowo wybudowanych lokali komunalnych, a dalej wyremontowaniu, zostały albo sprzedane, albo zajęte przez... urzędników miejskich. Przy ulicy Matejki w taki sposób w jednej z rewitalizowanych (raczej rebiurokratyzowanych) kamienic ZKZL zajął dodatkowe powierzchnie, a w innej (po sąsiedzku) usadowił się Zarząd Transportu Miejskiego.
Niektóre rewitalizowane w ten sposób kamienice długo stały puste, bowiem nie znaleziono nabywców. Część z nich ponoć nawet do dziś straszy w mieście opuszczona i niewyremontowana. Pomijając już fakt, iż nikt nawet nie myślał, żeby w odnowione kamienice mogli z powrotem wprowadzić się ich dotychczasowi mieszkańcy, to w istocie projekt budowy nowych lokali komunalnych w latach 2005-2006 podporządkowano z jednej strony potrzebom biurokratycznej władzy, a z drugiej gentryfikacji rzucając na żer wolnego runku co bardziej łakome kąski po 10 tys. złotych za metr kwadratowy.
Zapowiadany przez ZKZL na najbliższe trzy lata projekt oddania do użytku około 200 mieszkań komunalnych (a w dalszych latach kolejnych 100), jeżeli nawet zostanie zrealizowany, nie będzie żadną rewolucją, szczególnie jeżeli posłuży zaspokojeniu specyficznie definiowanym przez biurokrację potrzebom i priorytetom.
Idąc tropem porównań Michała Wybieralskiego łatwo obliczyć, iż zamiast modernizacji stadionu mogłoby powstać ok.7500 mieszkań komunalnych(2), dla łącznie ok. 24 tys. osób. Mogliby w nich zamieszkać nie tylko lokatorzy z zasądzony prawem do lokalu socjalnego, ale absolwenci wyższych uczelni, ściągnięci do miasta artyści, naukowcy. Odwrócono by trend demograficzny (wyludnienie miasta) i z tym związane niekorzystne konsekwencje dla dochodów kasy miejskiej z tytułu podatków. Wystarczyłoby, aby każde z tych mieszkań przyniosło miastu w czynszu na czysto 85 złotych miesięcznie, aby uzyskać tyle, ile prawdopodobnie maksymalnie otrzyma rocznie miasto z tytułu dzierżawy stadionu. Wreszcie w przypadku zaistnienia takiej potrzeby, miasto mogłoby część mieszkań odsprzedać po rynkowej cenie, a ponieważ buduje zdecydowanie taniej od developerów, zapewne nawet na tym by zarobiło. Jednocześnie zwiększona podaż mieszkań komunalny doprowadziłaby do większej konkurencji na rynku nieruchomości i obniżenia cen nowo wybudowanych mieszkań przez inne podmioty, co oczywiście kłóci się z interesami niektórych, powiązanych z obecną władzą, grup biznesowych.
Budowa stadionu zatem zyskała poklask tak pośród biurokratycznych gremiów, jak pewnych środowisk biznesowych: oprócz wymienionych entuzjastów piłki nożnej pokroju milionera Jacek Rutkowskiego i developerów dziękujących Bogu i Grobelnemu, że nie buduje mieszkań komunalnych, kamieniczników windujących w takich okolicznościach czynsze do góry, do grona tego doliczyć z pewnością można poznańskich restauratorów i hotelarzy, którzy liczą, dzięki trzem meczom Euro 2012, na nagły zastrzyk gotówki, których postawi ich na nogi i zabierze na wczasy na Baleary.
Priorytety inwestycyjne poznańskiego magistratu opanowanego przez ekipę Grobelnego i Platformy Obywatelskiej, nie są przypadkowe. Dobrano je zgodnie z interesami określonych grup. Za bezwzględny propagandowych ich sukces należy natomiast uznać fakt, że latami mydlono oczy opinii publicznej, że stadion miejski to dla nas wszystkich skok cywilizacyjny. Czeka go właśnie pierwszych 300 eksmitowanych rodzin.
Przypisy:
(1) Informacje o Jacku Rutkowski zaczerpnąłem m.in. ze stron internetowych "Gazety Wyborczej" i "Wprost": http://tiny.pl/h55j6 oraz http://tiny.pl/h55jv
(2) Posługuję się tu wyliczeniami kosztu wybudowania jednego metra kwadratowego mieszkania komunalnego jaki przedstawił dyrektor ZKZL na jednym z tegorocznych posiedzeń Komisji Gospodarki Komunalnej i Polityki Mieszkaniowej - ok. 1920 zł. za m kwadratowy. Należy przypuszczać, że koszt ten może być wyższych w razie konieczności przygotowania nowych terenów budowlanych, ale jest i tak przynajmniej o połowę mniejszy niż koszt mieszkań developerskich.
Jarosław Urbański
Tekst ukazał się na stronie kolektywu Rozbrat (www.rozbrat.org).