Nie będę ukrywać mojego rozczarowania i goryczy, bo marne 8,24 proc. i spadek na piąte miejsce jedynej lewicowej partii w polskim parlamencie jest także moją osobistą przegraną wyborcy lewicowego, który zawsze głosował "na lewo", bo jest wierny swoim lewicowym ideałom. No cóż - każdy ma to, na co zasługuje...
Liderzy bez charyzmy
Kiedy w maju 2008 roku, Grzegorz Napieralski został przewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej, był nadzieją polskiej lewicy. Młody, uzdolniony, potrafiący wyjść do ludzi - takim się wydawał. W rzeczywistości nie był mądrym ogrodnikiem, lecz bezmyślnym kosiarzem. Nie posiadał charyzmy wielkiego lidera. Interesowały go bardziej rozgrywki wewnątrzpartyjne i kreowanie własnego wizerunku medialnego, niż zrozumienie tego, co czuje i czego chce jego lewicowy elektorat.
Partia SLD kierowana przez Napieralskiego popełniła w tej kampanii wiele błędów: kompromitujący wywiad Łukasza Naczasa, starcie z Rostowskim, nie podjęcie debaty z Palikotem, zamieszanie z listami wyborczymi, brak obiecywanych parytetów na własnych listach, rezygnacja Biedronia i Nowickiej, odejście Oleksego, Martyniuka, Arłukowicza, nieumiejętność zjednania sobie lewicowych mediów, które wolały poprzeć Palikota, a przede wszystkim brak realnego kontaktu z lewicowymi wyborcami.
"To była najtrudniejsza kampania wyborcza od wielu, wielu lat. Byliśmy nierówno traktowani, atakowani ze wszystkich stron. Starano się zrobić wszystko, by SLD nie weszło do Sejmu" - oskarżał Grzegorz Napieralski w sztabie wyborczym SLD, zaraz po przegranych wyborach i zwalał winę na media, nie potrafiąc zrozumieć, że prawdziwą przyczyną klęski SLD było to, że wyborcy tej partii odwrócili się od niej.
Jest pewna słynna scena w filmie Nanniego Morettiego "Kwiecień". Znany włoski reżyser i aktor, interpretując samego siebie, siedzi przed telewizorem podczas debaty przedwyborczej w 1994 r., pomiędzy Silvio Berlusconim i Massimo D'Alemą. Patrząc na dwóch polityków Moretti wygłasza słynne zdanie: "D'Alema proszę cię, powiedz wreszcie coś lewicowego!" Ta scena stała się dla Włochów symbolem rozłamu pomiędzy włoskim elektoratem lewicowym, a włoską socjaldemokracją, która pozwoliła Berlusconiemu przejąć władzę i rządzić przez 17 lat.
Również ja od dawna powtarzałam sobie w duchu patrząc na lidera SLD: "Napieralski powiedz wreszcie coś lewicowego!"
Może jednak nie należy zwalać całej winy na Napieralskiego? Za tak sromotną klęskę SLD jest odpowiedzialny także sztab ludzi, którzy go otaczają, cała partyjna "góra". Niestety już od dłuższego czasu mam wrażenie, że wszyscy "młodzi" politycy lewicy są bez charyzmy - japiszony w gorszych garniturach.
SLD, powiedz i zrób wreszcie coś lewicowego
Jestem "jednostką wyborczą", która stanowi twardy, niezawodny elektorat SLD. Od lat głosuję na tę partię, jednak jako lewicowy wyborca czuję się polityczną sierotą. I zapewne nie jestem w tym odczuciu osamotniona - o czym świadczy najlepiej wyborczy sukces Palikota. Może się to podobać lub nie, ale Palikot zrobił wreszcie to, na co większość wyborców SLD czekała latami i nigdy się nie doczekała - gdyż elektorat lewicowy jest bardziej świecki i postępowy niż konserwatywny Sojusz Lewicy Demokratycznej. Palikot zaproponował "Polskę świecką jak wszystkie kraje Zachodu".
Trudno nie przyznać racji RP, czytając manifest Nowoczesna Polska: "W 2001 roku SLD obiecywał rozwiązanie konkordatu, likwidację komisji majątkowej, powrót religii do sfery sacrum. Po wygranych wyborach jednak od razu się wycofał ze wszystkich postulatów. Co więcej, do dziś - i słusznie - lata jego rządów są uznawane za złote czasy dla polskiego Kościoła. Uzyskane wówczas przywileje i ilość zwróconego majątku nie mają sobie równych w czasach żadnej innej władzy po 89 roku." Nie zapominajmy także, że to brzuchy polskich kobiet były daniną, jaką SLD zapłaciło Kościołowi za poparcie referendum unijnego - choć tego w manifeście RP nie ma. Aborcja, albo UE - SLD nie miało wątpliwości co do wyboru, ale czy taka propozycja była w ogóle do przyjęcia?
SLD zawiodło swoich wyborców, którzy oczekiwali, że partia ta zgodnie ze swoim ideologicznym powołaniem będzie stać na straży świeckiego państwa i unowocześni je przynajmniej w sferze światopoglądowej. Osierociło ideologicznie swoich wyborców porzucając ich - tak jak się to robi z niechcianymi dziećmi - na progu Kościoła. A my - dzieci SLD czekaliśmy latami, aby nasza partia powiedziała i zrobiła wreszcie coś lewicowego.
Nie dziwię się, że część lewicowego elektoratu głosowała na Palikota
Dlatego też wystarczyło, aby szczwany, "farbowany lis" Palikot, który zaledwie kilka miesięcy temu wyszedł z PO, zamachał przed lewicowym elektoratem pakietem wolności osobistych w sferze światopoglądowej, a jego część obwołała go mesjaszem lewicy. Pytam się jednak: jak tu nie głosować na Palikota? - skoro on jedyny zaproponował Polakom: 1. Legalizację związków partnerskich (zarówno homoseksualnych, jak i heteroseksualnych) bez prawa do adopcji; 2. Legalizację miękkich narkotyków; 3 Liberalizację ustawy antyaborcyjnej; 4. Finansowanie z budżetu liberalnej ustawy o in vitro; 5. Takie same pensje dla kobiet i mężczyzn; 6. Dostęp do środków antykoncepcyjnych za darmo; 7. Dostęp darmowy do internetu. (Dodam od siebie, że RP zapomniał o jednym ważnym punkcie - testament biologiczny i prawo do godnej śmierci).
Czy są to postulaty lewicy? Niekoniecznie tylko lewicy. Palikot nie zaproponował nic nowego - wiele społeczeństw Zachodu (ale i nie tylko), korzysta już z różnych przywilejów zawartych w tym pakiecie, gdyż są to wolności osobiste, które nowoczesne państwo oferuje nowoczesnemu społeczeństwu. Mam tylko nadzieję, że RP po wejściu do parlamentu nie wycofa się ze swoich propozycji, tak jak zrobiło to SLD w 2001 roku - na przykład za cenę współpracy z sojuszem.
Mesjasz lewicy czy radykał?
Osobiście lubię i szanuję Palikota oraz doceniam to, co proponuje RP w sferze światopoglądowej. Nie zagłosowałam jednak na tę partię, bo to nie jest partia lewicowa. Dziwi mnie jednak najbardziej to, że RP i sam Palikot mają takie trudności z ustaleniem własnej tożsamości politycznej, podczas gdy media zagraniczne od razu trafiły w sedno, klasyfikując "palikotczyków" jako radykałów. RP wpisuje się w liberalną tradycję radykalną walki z wszelkim prohibicjonizmem, walki o państwo świeckie i o wolność w sferze życia prywatnego dotyczącą seksualności, aborcji czy eutanazji. Palikot proponuje prawie ten sam program, co wiele europejskich partii radykalnych i będzie zapewne stosował podobne formy walki i ekspresji politycznej. Odegra najprawdopodobniej tę samą rolę w Polsce, jaką 30 lat temu odegrała Włoska Partia Radykalna we Włoszech prowadząca batalie cywilne o legalizację rozwodu i aborcji oraz proponując Cicciolinę na posłankę (ten dystans czasowy świadczy niestety o tym, jak bardzo nasz kraj jest zacofany). Ja sympatyzuję z radykałami, więc cieszę się, że Palikot stworzył swoją partię i wszedł do parlamentu. Najchętniej jednak przechrzciłabym Ruch Palikota na Radykalną Partię Palikota. Wszystko wtedy byłoby jasne i Palikot nie musiałby udawać lewicowca, bo nim nie jest.
Polscy oburzeni
Ja również i w tych wyborach głosowałam na kandydatów startujących z list SLD, choć popełniłam świadomą zdradę polityczną. Tym razem zagłosowałam na Zielonych, wyrażając w ten sposób mój osobisty protest przeciwko brakowi polityki lewicowej ze strony SLD.
Niestety mam silne poczucie obowiązku obywatelskiego, więc poszłam na wybory. W pewnym sensie jednak tego żałuję, gdyż jako sierota polityczna, która tak naprawdę nie ma na kogo głosować, najchętniej też zostałabym w domu - tak, jak zrobiło to 53 proc. polskiego społeczeństwa, które poprzez bojkot wyborczy wyraziło swoje oburzenie w stosunku do braku prawdziwej polityki w Polsce.
Dziś, polscy oburzeni nie poszli na wybory. Za kilka miesięcy, kiedy kryzys gospodarczy na świecie pogłębi się - najprawdopodobniej wyjdą na ulicę, tak jak Oburzeni z Hiszpanii, Ameryki Łacińskiej czy z USA. Już wychodzą.
Jest to do przewidzenia, bo wzrost gospodarczy naszego kraju, okrzykniętego "gospodarczą lokomotywą Europy Wschodniej", który nastąpił dzięki liberalnym rządom PO i Tuska, ma swoją cenę. Polska jest krajem, w którym wydatki na politykę społeczną są jednymi z najniższych w całej UE i należy do czołówki krajów o najwyższym rozwarstwieniu dochodowym. Aż 16 mln obywateli nie osiąga minimum socjalnego i nie może zaspokoić wszystkich swoich podstawowych potrzeb, takich jak opłata czynszu, czy zakup lekarstw, a 4 mln żyją w ubóstwie (dane z raportu Anny Bańkowskiej, szefowej zespołu do spraw polityki społecznej SLD). Wzrost płacy, porównywalny z resztą UE, dotyczy tylko małej części społeczeństwa mieszkającej w pobliżu lepszych miejsc pracy, skoncentrowanych w największych miastach. W rzeczywistości większość Polaków nie osiąga średniej krajowej i musi ciężko pracować oraz dorabiać, aby uzyskać pensję miesięczną, która wynosi niecałe 600 euro, a młode pokolenie Polaków, którzy startują po studiach dostaje mniej niż 300 euro miesięcznie. Polska jest krajem zagrożonym prekariatem, choć jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. Rośnie liczba pracowników zatrudnianych za minimalne wynagrodzenie i na umowy śmieciowe lub zmuszanych do samozatrudnienia.
Absolutnie nie dziwi mnie, że ponad połowa Polaków nie poszła w ogóle głosować w ostatnich wyborach…