Kampania
Ten przykry incydent przypomniał mi kampanie, którą 2008 r. za 200 tys. złotych przeprowadziły władze stolicy Wielkopolski. Akcja "Żebractwo to wybór, nie konieczność" w zamyśle miała zwrócić uwagę na zjawisko osób proszących o wsparcie w miejscach publicznych. Poznańskie przystanki, płoty i billboardy zostały przyozdobione plakatami, na których można było zobaczyć żebraków w różnych pozach i sytuacjach. Przedstawiona w ten sposób sprawa nie stała się jednak przyczynkiem do dyskusji nad problematyką biedy i wykluczenia. Postawione i zobrazowane pytania uzupełnione były jasnymi odpowiedziami. "Nie ma dających, nie ma biorących" - przypisy pod obrazkami nie pozostawiały cienia wątpliwości, co do przyczyny całego zjawiska.
Bez empatii
Twórcy nie zawracali sobie głowy wyjaśnieniem splotu politycznych i ekonomicznych warunków, które sprawiają, że dla pewnej części społeczeństwa żebractwo pozostaje jedynym sposobem pozyskiwania środków na życie. Nie chodziło o wypracowanie postaw społecznej empatii ani o społeczną mobilizację nakierowaną na pomoc wykluczonym. Cel był jasny - zniechęcenie poznaniaków i poznanianek do wspomagania ludzi proszących o wsparcie i utwierdzenie ich w przekonaniu, że żebracy to oszuści i cwaniacy wykorzystujący odruchy empatii naiwnych przechodniów.
Biorąc pod uwagę powyżej opisane zdarzenie, bezspornie można pogratulować inicjatorom akcji skuteczności działania. Systematyczny i odpowiednio zniuansowany przekaz, sprytnie zakamuflowany w formie kampanii pozującej na społecznie zaangażowaną, pozwolił na legitymizację obecnych w społeczeństwie postaw nieakceptacji i agresji w stosunku do osób ekonomicznie wykluczonych. Tym samym osoby bezdomne, bez środków do życia, mogą się teraz jawić oświeconemu poznańskiemu ludowi jako parszywe robactwo, które należy wszelkimi dostępnymi środkami usunąć ze zdrowego, miejskiego organizmu.
Pozyskanie przestrzeni życiowej dla rozkwitu drobnomieszczańskiej przyzwoitości przewyższa potrzebę pogłębionej debaty nad negatywnymi skutkami funkcjonowania wolnego rynku. Wpisy na rozmaitych forach internetowych zdają się potwierdzać tę ponurą diagnozę. Okazuje się, że przekaz kampanii doskonale utwardził pejoratywne wyobrażenia i stereotypy na temat biednych. Anegdotki i żarty, których bohaterami są "żule" są częstym elementem towarzyskich pogaduszek. Modnie powtarzane frazesy: "przecież gdyby wziął się do uczciwej roboty, to żebrać by nie musiał" albo "żul, sam sobie winien, mógł nie pić" postrzegane są w kategoriach zdroworozsądkowych. Ten kto ośmiela się zaprotestować - traktowany jest w najlepszym wypadku jako naiwny idealista, który nie przeszedł jeszcze "lekcji życia".
Konkurs
Ludzkie nieszczęście może być też marką przyciągającą uwagę konsumentów. Latem bieżącego roku na uchodzącej za prestiżową ulicy Mariackiej w Katowicach, jeden z restauratorów ogłosił plebiscyt na "menela miesiąca". Oprócz zdjęć kandydatur publikowanych na fejsbukowym profilu, można było wyrazić opinie na temat bezdomnych koczujących na reprezentatywnym deptaku. "To straszny problem z tymi menelami. Trzeba coś z tym zrobić" - grzmiała jedna z uczestniczek konkursu. Sprawa ta pokazała, że dla pewnej części "porządnych obywateli" widok biednego człowieka jest problemem bardziej estetycznym niż społecznym. To coś brzydkiego, jak psia kupa, na którą trzeba rytualnie ponarzekać i zażądać niezwłocznego przywrócenia czystości.
Przykład poznańskiego dworca ukazuje, że takie ideologiczne definicje doczekały się potwierdzenia słuszności w formie oficjalnego komunikatu władz i siłowych sankcji w postaci działań służb porządkowych. Dyskurs potępiający biednych został przechwycony przez zarządców obiektów publicznych. Problem ten obejmuje znacznie szersze spektrum zagadnień i odnosi się do zmian zarówno w sferze świadomościowej jednostek, jak i w architekturze przestrzeni. O ile nikogo już specjalnie nie dziwi, że sterylne wnętrza centrów handlowych są systematycznie czyszczone z obecności jednostek niezdolnych do udziału w liturgicznej konsumpcji, to prześladowania osób ubogich w miejscach użyteczności publicznej, takich jak dworce, deptaki czy przystanki komunikacji miejskiej są zjawiskiem stosunkowo nowym. Stosownie przeszkoleni pracownicy ochrony czuwają, by proszący o wsparcie nie drażnili swym widokiem najbardziej pożądanych uczestników przedstawienia - biznesowych podróżnych. Gentryfikacja (czyli dostosowywanie części miasta do potrzeb "nowej szlachty") i łączenie estetyki z represjami w sferze publicznej coraz silniej odciskają piętno na miejscach, które były dotychczas postrzegane w kategorii przestrzeni wspólnej.
Pogarda
Jeśli przekonamy społeczeństwo, że żyjemy w świecie wielkich możliwości, w którym drzwi do kariery, dobrobytu i prestiżu są otwarte dla każdego, kto ma wystarczająco dużo determinacji, wówczas łatwo wywołać postawy pogardy wobec tych, którzy w gonitwie za "sukcesem" sobie nie radzą. Dla słabszych, dla tych, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie i nie otrzymali w odpowiednim momencie pomocy jedynym uczuciem pozostaje pogarda. Vae Victis - biada zwyciężonym - jesteś biedny, wykluczony, bezrobotny czy bezdomny? - Możesz podziękować tylko sobie. Z tego pejzażu społecznych stosunków gumką odpowiednich instrumentów socjotechnicznych wymazywane są rzeczywiste przyczyny wykluczenia i biedy.
Żebrzący to przecież nie tylko bezdomni, ale również bezrobotni, emeryci czy renciści, otrzymujący świadczenia poniżej minimum egzystencji. Ich obecność na ulicach jest symptomem panowania niesprawiedliwych stosunków społecznych - wolnorynkowego kapitalizmu w neoliberalnym wydaniu, który doczekał się w Polsce ekonomicznej i ideologicznej realizacji. Niskie płace, niestabilne warunki zatrudnienia, fatalna sytuacja w służbie zdrowia, niedofinansowywana przez kolejne rządy polityka społeczna, socjalna i mieszkaniowa, zgoda na łamanie praw pracowniczych - to wszystko sprawia, że coraz większa liczba ludzi nie radzi sobie w świecie zdominowanym przez logikę zysku i indywidualnego sukcesu.
Walec wyzysku
Po mniej zaradnych i przedsiębiorczych przejedzie walec ekonomicznego wyzysku i jego ideologiczne uzasadnienie - ładnie brzmiąca ballada o równych szansach i etosie ciężkiej pracy. Ci, którzy w historii tej odnaleźć się nie potrafią, zasługują jedynie na pogardę i wytykanie palcami. Mogą również służyć jako eksponaty służące celom edukacyjnym. Wchodzące do rynkowej gry nowe pułki siły roboczej, oprócz fantazji o błyskotliwej karierze i awansie społecznym, potrzebują jeszcze negatywnych bodźców motywacyjnych. Widok tych, którym się nie powiodło pełni niezwykle istotną funkcje w tym przerażającym procesie dydaktycznym. Niektórzy nawet tego nie ukrywają: "człowiek biedny powinien gnić w rynsztoku" - powiedział kiedyś Janusz Korwin-Mikke.
Żebracy nie są jednak odizolowaną od reszty społeczeństwa i wyjątkową w swej krzywdzie kastą. Sytuacja, w jakiej się znaleźli i represje, jakich doznają, wskazują na wyraźne podobieństwo z innymi grupami, których neoliberalny projekt nie umieścił w gronie wygranych. Obciążanie strony społecznej kosztami kryzysu ekonomicznego powoduje, że coraz większej grupie ludzi zagląda w oczy widmo bezrobocia, głodu czy bezdomności. To z kolei może poskutkować utratą reszki wiary w obecny model społeczno-gospodarczy. Oczywiście, trudno za awangardę rewolucji uważać ludzi, którzy nie są w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb biologicznych, jednak warto zwrócić uwagę na dynamikę, z jaką grupa ta się powiększa. Bunt wściekłych i upokorzonych może już niebawem stać się faktem.
Piotr Nowak
Tekst ukazał sie w październikowym numerze miesięcznika "Pracownicza Demokracja".