Autorom i redaktorom najnowszego numeru "Pressji" zdaje się chodzić o dwie rzeczy. Po pierwsze chcą zmierzyć się z ideowym przeciwnikiem. Po drugie intryguje ich siła lewicowej myśli i próbują wyciągnąć z niej coś dla siebie. Jednak ani jedno, ani drugie się nie udaje. Dlaczego? Ponieważ w tece nie da się za bardzo znaleźć "drugiej" strony. Za "lewicę" robi natomiast na ogół to, co autorzy akurat chcą żeby nią było. Z wymyślonym przeciwnikiem łatwiej się bić i łatwiej go wypunktować.
Stalin? Proszę jest Stalin. Trochę Marksa? Jest i Marks, choć to - jak pisze Marek Przychodzeń - raczej popłuczyny po... Arystotelesie. I tak. To "ten" Marek Przychodzeń, który "na lewicy" stał się znany za sprawą Jasia Kapeli i blogowych wpisów o rozpraszającym działaniu damskich spodni. Jest wreszcie i lewicowiec, z którym toczy się rozmowa. Tyle, że jakiś dziwny. Zapewne taki z krakowskiej piwnicy, w której spotykają się studenci i piszą wiersze, które później drukują w "Pressjach". Takie na przykład: nie pracujemy - widać po stroju/ dyni górnicy, pojęć korsarze/ póki nam nie brak jadła, napoju/ sieć! wolontariat! bezpłatne staże!
Bo robotnik nam... śmierdzi
Ale do rzeczy. Jaki jest lewicowiec zdaniem jednego z autorów konserwatywnego kwartalnika? - Dobry lewicowiec zawsze będzie współczuł na odległość abstrakcyjnemu robotnikowi, bo ten konkretny będzie mu po prostu śmierdział - charakteryzuje Przychodzeń. Jest wreszcie i teoria krytyczna, choć podobno jej wartość jest umiarkowana i przede wszystkim użytkowa, bo ciężko ją zastosować do emancypacji... umęczonych europejskich chrześcijan. O tym, że się nie nadaje, bo europejscy chrześcijanie nie są umęczeni, niestety nikt nie pomyślał. Na łamach "Pressji" sporo miejsca poświęcono też "Krytyce Politycznej" i - uwaga, uwaga - da się tam przeczytać analizę myśli politycznej... Sławomira Sierakowskiego.
Nie da się jednak znaleźć przedstawienia tego, o co dziś chodzi lewicy. Cały monolog toczy się na poziomie całkowicie nieprzystającej do rzeczywistości abstrakcji, z którą ciężko się nawet zgadzać lub nie zgadzać, bo w żaden sposób nie da się jej przełożyć na praktyczne rozwiązania, które dałoby się ocenić z punktu widzenia tego, czy mogłyby zadziałać. Co z tego, że ktoś mówi, iż wspólnota jest ważna. Niewielu się z tym nie zgodzi, jednak z tej zgody nic nie wynika. Bo jak ją budować? Jak ma działać państwo, polityka społeczna, sfera wolności obywatelskich? Nie wiadomo. Z poziomu, na którym poruszają się krakowscy konserwatyści, nie bardzo widać ziemię. Dlatego bardzo trafny wydaje się tytuł jednego z tekstów. Łukasz Maślanka zatytułował swój artykuł: "Zejdźmy na ziemię". Nie zaszkodziłoby go posłuchać.
Z większością artykułów da się polemizować jedynie na zupełnie jałowym - przynajmniej zdaniem lewicowca, któremu robotnicy nie śmierdzą - abstrakcyjnym, filozoficznym poziomie. Jest tam jednak i taki, z którym można pokłócić się na ziemi, bo choć operuje stwierdzeniami, że tak jest, tak nie jest, tak robią, a tak nie robią, nie podając przy tym zbytnio przykładów, to można go sprowadzić na bardziej ludzki poziom. O co chodzi? Oczywiście o Szwecję i jej politykę społeczną, której znajomość akurat - jak sądzę - przydałaby się prawicy, ale ta niestety nie skorzystała z okazji, by przyjrzeć się jej nieco bliżej.
Szwedzki panopty.... raj!
Katarzyna Salwa w tekście o Szwecji stawia wielce ciekawe tezy. Pisze na przykład - choć trzeba przyznać, że cytując innych - że dzięki rozwiniętej opiece socjalnej rodzice są zobligowani do dłuższej pracy i rzadszych urlopów, a jednocześnie są wyręczani w opiece nad swoimi dziećmi przez wykwalifikowane instytucje opiekuńcze. O co chodzi? O to, że przedszkola... przeszkadzają w życiu rodzinnym, a nawet więcej buduje się je celowo, by ludzie... więcej pracowali i mniej żyli z rodziną. Obywatele uzależniają się od państwa, a to osłabia potrzebę przynależności do rodziny.
Tezy z "Pressji" łatwo zweryfikować. Jak? Porównując Szwecję, gdzie przedszkola są i dbającą o rodzinę katolicko-konserwatywną Polskę, gdzie ich brakuje. Spójrzmy na przykład na urlopy macierzyńskie, bo zdaje się, że urlopy są jednym ze wskazanych problemów. W Polsce - 20 tygodni do wykorzystania "ciągiem". W Szwecji: 390 dni do wykorzystania przed ukończeniem przez dziecko ósmego roku życia plus 90 dni ekstra, z niższą (ale i tak na ogół wyższą niż w Polsce) kwotą pomocy.
Przedszkola i urlopy macierzyńskie to raczej działania pro-, a nie anty- rodzinne. Do innego przekonania można dojść chyba tylko w krakowskiej piwnicy. Widać to zresztą w poziomie dzietności, która w Szwecji zbliża się do "2" i należy do najwyższych w Europie, a w Polsce z "wyżem" wynoszącym 1,4 (za co i tak w dużej mierze odpowiadają brytyjskie pieniądze) do najniższych.
Nie sposób też utrzymać teorii o tym, że państwo opiekuńcze zmusza do dłuższej pracy. Rzut oka na statystykę jej czasu w poszczególnych krajach OECD pokazuje, że w "złej" Szwecji to 1625 godzin, a w nie zapewniającej opieki dla dzieci, a więc dbającej o pozostawanie z rodzinami Polsce: aż 1969. Jak widać brak przedszkoli i zapewnianej przez państwo opieki nie pomaga, a szkodzi. Zwłaszcza, gdy towarzyszą mu głodowe płace. Jednak skąd mieliby o nich wiedzieć krakowscy konserwatyści. Wszak nie pracują – widać po stroju.
Przegląd lektur
Wszystko to pokazuje, że gdy jedynym kryterium oceny filozoficznych debat jest ich spójność i własne wyobrażenie uczestników o tym, jak wygląda świat, to oceny i prognozy, które formułują na ogół nie mogą być specjalnie przydatne. Widać także, że prawica zmarnowała okazję, by przyjrzeć się lewicowej polityce społecznej, ekonomii, narzędziom takim jak płaca minimalna i nauczyć się od lewicy, jak w praktyce budować "solidarne" - wszak to słowo, którym posługują się polscy konserwatyści - społeczeństwo. Zamiast tego wybrano punktowanie Stalina Platonem i Marksa Arystotelesem. Szkoda.
Lektury teki nie ułatwia i to, że większość tekstów przedstawiona jest w cudownie barokowym stylu i tryska obcymi (a niepotrzebnymi) zwrotami i heroikomicznym patriotycznym nadęciem. Przykłady? Proszę bardzo. Lekkość stylu: Sam opis w kategoriach metafizycznych jest aksjologicznie neutralny, ponownie pojawia się więc potrzeba postulowania »oczywistych« zasad łączących metafizykę z etyką. I nadęcie: Dobro nie zna rozróżnienia na prawicę i lewicę. Spójrzmy na Jezusa z Nazaretu (...) Podstawowe pytanie w tym kontekście brzmi zatem: jakiego ustroju życzyłaby sobie lewica, czy przypomina on ustrój, w jakim chciałby żyć i działać człowiek szlachetny?
Jednak da się tam znaleźć i coś dobrego. Co? Przede wszystkim przegląd lektur przygotowany przez redaktorów "Nowego Obywatela" Krzysztofa Wołodźkę i Remigiusza Okraskę. Choć - patrząc na zawartość całej teki - zabrakło w nim jednej bardzo ważnej pozycji, która mogłaby dać prawicy wyobrażenie o współczesnej lewicy. Chodzi o doskonałe "Systemy gospodarcze" Tadeusza Kowalika. Od siebie dołożyłbym może jeszcze Keynesa. Na pewno przydałby się bardziej niż Stalin.
Całkiem interesujący jest także przeprowadzony przez Krzysztofa Mazura i Pawła Rojka wywiad z Hieronimem Kubiakiem, a właściwie jego fragmenty. Wartością są przede wszystkim pojawiające się anegdoty z barwnego życia znanego socjologa. Ciekawa jest np. historia Tokaja, który zaprowadził późniejszego sekretarza KC PZPR na amerykańskie stypendium fundowane przez CIA. Rozczula też opowieść o jamniku - zdaje się Maćku - który uratował profesorowi życie po zawale. Niestety słabiej wypada ideowa część rozmowy, która w zasadzie ogranicza się do pytań o partyjną przeszłość Profesora (bo jak w PRL można było być w partii???) i zdziwienia, że lewica, a przynajmniej jej część, akceptuje rynek, jako narzędzie służące do wytwarzania dobrobytu.
Wydaje się, że powodem tego wszystkiego są właśnie widoczne problemy z dyskusją na temat praktyki, bo być może da się spierać o Marksa przy użyciu Arystotelesa (tylko po co?), ale o współczynniku Giniego i urlopach macierzyńskich Platon mówił już znacznie mniej...
Pozostaje powtórzyć za Maślanką: "zejdźcie na ziemię" i wszystkim tym, którzy chcą się dowiedzieć, jak młoda prawica wyobraża sobie lewicę, mimo wszystko polecić trudną lekturę.
Kwartalnik "Pressje", Teka 25 (2011), "I LOVE lewica".