..., obywatele pod kontrolą
Faszyści z łysymi pałami i w glanach na ulicach to nie tylko czubek góry lodowej, lecz także pewna esencja kompleksów, uprzedzeń i autorytaryzmu dręczących polskie społeczeństwo. Niechęć do innych, "obcych" i zamykanie się w jednorodnej twierdzy "swojaków" to dość powszechne nastroje w Polsce. Dodatkowo nawożone socjalno-ekonomiczną frustracją i niepewnością. To wyzwala agresję. A "inny" jest tylko wygodnym kierunkiem kanalizowania agresji.
Zanim jednak "patriotyczna młodzież" pobiła się z policją w imię miłości do ojczyzny oraz niechęci do wszelkich odmieńców i zboczeńców, jej polityczni reprezentanci walczyli z odmieńcami w Sejmie. Najpierw pokazano Wandzie Nowickiej, co parlamentarzyści RP sądzą o lewicowych feministkach, i zmuszono posłankę Ruchu Palikota do tłumaczenia się z dzieci komunistów. Rodzice fundamentalistów religijnych czy narodowych jakoś nie muszą w Polsce się usprawiedliwiać za błędy wychowawcze. Rodzice lewicowców są piętnowani publicznie na forum parlamentu.
Później przyszła pora na posła Biedronia. Jego stwierdzenie o argumentach poniżej pasa wzbudziło seksualne ożywienie prawej strony Sejmu. No cóż, represyjność wobec sfery seksualnej propagowana przez prawicę powoduje szczególne zainteresowanie tym obszarem życia. I wtedy wszystko kojarzy się z zakazanym i wypychanym przez oficjalną moralność seksem.
Wystąpienie Biedronia wywołało konserwatywny rechot nie tylko posłów PiS, lecz także PO. Konserwatywny zaścianek ukazał się w pełni przed kamerami. Można było obserwować, ile frajdy daje publiczna wypowiedź geja premierowi Tuskowi i jego kolegom, tak często pouczającym innych o standardach demokracji.
Po takiej lekcji na telewizyjnym ekranie, a także po ostatnich romansach PiS z kibolami, chłopcy z NOP i Młodzieży Wszechpolskiej mogli się poczuć prawdziwymi obrońcami normalności i polskości. Legitymizacja skrajnej prawicy prowadzona w ostatnich miesiącach przez PiS, "Gazetę Polską" i różne prawicowe portale internetowe przyniosła efekty.
Młodzi "prawdziwi Polacy" dali popis swojej siły na pl. Konstytucji, a później na pl. Na Rozdrożu.
Większość prawicowych komentatorów nie czuła się zażenowana agresją faszystowskich bandytów, ale znalazła kozła ofiarnego w postaci niemieckich antyfaszystów, dużo wcześniej zamkniętych prewencyjnie przez policję.
Kaczyński wygłosił znaną myśl zapomnianego Jana Rokity, "Niemcy biją Polaków". Zapomniał dodać: "Ratunku, prawdziwi Polacy! Lewacka zdrada czai się u waszych drzwi".
O ile nacjonalistyczne i antyniemieckie fobie Kaczyńskiego są znane od lat, o tyle wypowiedź prezydenta Komorowskiego budzi zażenowanie. Bronisław Komorowski wyraził niepokój z tego powodu, że "ktoś wpadł na pomysł, aby do Polski zapraszać ludzi spoza granic, którzy nie są zainteresowani świętowaniem polskiej niepodległości, a urządzaniem na polskich ulicach awantur". Zawiało strasznym zaściankiem ubabranym w nacjonalistycznym sosie. Kiedy do Polski przyjadą następnym razem związkowcy z innych krajów protestujący przeciwko cięciom na wydatki społeczne fundowane przez rząd Platformy Obywatelskiej, też zostaną oskarżeni o mieszanie się w "polskie sprawy"? Tak jak kryzys kapitalizmu czy problem ochrony środowiska mają charakter ponadnarodowy, wymagający międzynarodowej współpracy, również narastająca fala nacjonalizmu i faszyzacji w Europie wymaga wspólnego protestu Europejczyków. Dlatego wizyta młodych Niemców powinna budzić radość, że powstaje na naszych oczach międzynarodowe społeczeństwo obywatelskie zatroskane sprawami wolności, równości i demokracji. Może tak byłoby wszędzie, ale z pewnością nie w Polsce. Szkoda, że nie rozumieją i nie dostrzegają tego problemu ci, którzy odwołują się na co dzień do projektu zjednoczonej Europy i żądają od Unii Europejskiej wspólnej polityki finansowej.
Czy jeśli pojadę w najbliższym czasie na zaproszenie niemieckich przyjaciół z Die Linke lub z SPD na demonstrację do Berlina albo Drezna przeciwko faszystom z niemieckiej NPD, to władze Niemiec też mają być oburzone z powodu przyjazdu Polaków? A pewnie szybciej pojadę tam, bo mam bliżej do Berlina niż do Warszawy i z pewnością mogę się spodziewać innej atmosfery.
SLD jak zwykle w ostatnim czasie zachował się bezpłciowo. Przyjmując pozę obrońcy porządku i prawa oraz dystansując się w równym stopniu od nacjonalistycznych bandytów i lewicowych antyfaszystów, pokazał, że dał sobie narzucić prawicową propagandę, która w Polsce od wielu lat stara się wbrew logice zrównać nazizm z komunizmem. Niech nikt w SLD się nie łudzi: dla "prawdziwych" Polaków członek SLD, antyfaszysta, feministka czy lewicowy związkowiec to taki sam "lewacki śmieć". Dla prawicy nie ma miejsca na subtelne rozróżnienia.
Najniebezpieczniejsza po wydarzeniach 11 listopada była jednak atmosfera zagrożenia wytworzona przez media i polityków PO, która miała wymusić akceptację dalszych ograniczeń praw obywatelskich. Dodatkowe uprawnienia dla policji, ograniczenia w prawie do protestu, represyjność wobec organizatorów demonstracji - to wszystko ubrane w szatki "obrony przed chuliganami" zakłócającymi spokój "porządnych obywateli". Czyżby rząd PO już się szykował do masowych protestów wywołanych własną polityką? Wszystko na to wskazuje.
Piotr Żuk
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".