Instytucje państwowe często posługują się stereotypem Roma jako złodzieja i darmozjada, inaczej bowiem trudno by im było wytłumaczyć wiele rozwiązań stosowanych wobec Romów (administracyjne tworzenie gett, niechęć do przyznawania świadczeń socjalnych itp.) od Bułgarii po Francję. Za utrwalanie tego stereotypu na pewno odpowiadają skrajnie prawicowe ruchy takie jak węgierski Jobbik, ale istotny jest też mechanizm szukania kozła ofiarnego – Romowie się do tej roli nadają, bo są praktycznie pozbawieni reprezentacji politycznej. Stereotypy legitymizowane przez państwo wracają do społeczeństwa – w czasie zamieszek w Bułgarii tłum skandował: „cygańska przestępczość zagraża państwu”. W ten sposób rasizm zyskuje charakter „troski obywateli o państwo”.
Dotychczasowy język lewicy nie zawierał odrębnego pojęcia na dyskryminację Romów, problematyka ta była łączona z ksenofobią lub niechęcią do imigrantów. Wpływ na to miał fakt, że duże grupy Romów mieszkają głównie w Europie Wschodniej, gdzie odradzająca się po 1989 roku lewica bezrefleksyjnie przyjęła zachodnie schematy myślenia. Organizacje równościowe, które opowiadały się przeciwko ksenofobii wobec imigrantów, powstały tu w pewnym sensie na wyrost, bo imigrantów na dobrą sprawę jeszcze nie było. Po przystąpieniu krajów z tego regionu do UE w 2004 roku obszar Europy Wschodniej stał się raczej źródłem emigracji niż miejscem imigracji. Tutejsza lewica przymykała oczy na problem Romów lub zupełnie go ignorowała, uważała go bowiem za niepolityczny. Wykluczanie Romów odbywało się zwykle doraźnie, na poziomie „niepolitycznych” urzędów publicznych, na skutek statystyk ukazujących ich ubóstwo, brak edukacji itp. Władze tłumaczyły się niechęcią Romów do asymilacji. Większość opinii publicznej była zdania, że gdyby Romowie zaczęli pracować, ich problemy by zniknęły – według badań OBOP-u z 2008 roku uważało tak 75% Polaków, 85% Słowaków, 79% Węgrów i 88% Czechów.
Rzeczywiście zatrudnienie wśród Romów po upadku Muru Berlińskiego dramatycznie spadło. Jak podaje David Koch z worldpress.org., na Węgrzech na początku lat 90. pracę miało 80% Romów, a dziś wskaźnik ten wynosi 26%, jednocześnie 40% węgierskich Romów żyje poniżej progu ubóstwa. Organizacja Romano Waśt pisze na swojej stronie internetowej, że bezrobocie wśród Romów w Polsce i Europie wynosi ok. 90%! Skąd się to bierze?
Romano Waśt monitoruje dyskryminację dzieci romskich na poziomie edukacji podstawowej. Mali Romowie często nie znają języka, w którym mają rozpocząć edukację, są więc kierowani do poradni psychologicznej, gdzie testy przeprowadza się w tym samym języku, dlatego trudno się dziwić, że ich nie zdają. Uznaje się więc ich za upośledzonych i kieruje do szkół specjalnych. Taki proceder w Polsce dotyczy 20–30% romskich dzieci – są to dane raportu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (przy czym wskaźnik ten dla wszystkich polskich uczniów wynosi 2,8%). Portal wp.pl podaje, że w Czechach aż 80% uczniów szkół specjalnych to Romowie. To oficjalne dane, a organizacje pozarządowe takie jak European Roma Right Center oraz European Roma Information Office, twierdzą, że nawet 90% romskich dzieci w Europie Wschodniej podlega segregacji w systemie edukacyjnym. Nie trzeba wyrafinowanej socjologii, by domyślić się, jakie ma to konsekwencje dla szans Romów na rynku pracy. Oto klasyczny przykład systemowej reprodukcji ubóstwa.
Ubóstwo jest pochodną izolacji wspólnot Romów – są oni poniekąd skazani na społeczność, w której funkcjonują. Nie mogą ufać państwu, w którym żyją, skoro to państwo swoje działania wobec nich opiera na rasistowskich stereotypach, nawet jeżeli oficjalnie powołuje się na walkę z przestępczością czy analfabetyzmem. Jeśli jakaś społeczność przejmuje rolę państwa, zawsze tworzy to sytuacje kryminogenne: dla społeczności państwo staje się konkurentem, wrogiem, jeżeli jej prawa są sprzeczne z powszechnie obowiązującymi. Rodzi się konflikt, który państwo przedstawia jako niechęć danej społeczności do wszelkich form współpracy z instytucjami publicznymi. Niechęć do państwa nie musi oznaczać niechęci do ludzi spoza wspólnoty. Martin Slivka, słowacki reżyser filmów etnograficznych, w jednym z wywiadów opowiadał, że gdy robił film o Romach, do ich obozowiska przyjechał na wszelki wypadek z policją. Romowie myśleli, że policjanci „czegoś chcą” od Slivki, i zaatakowali ich w jego obronie. Gdy jednak okazało się, że policja przybyła razem z reżyserem, nie chcieli z nim rozmawiać.
Można zaryzykować tezę, że Romowie żyją cały czas w czymś na kształt państwa podziemnego. Nie jest to kwestia wyboru, ale wynik tego, że instytucje państwowe uniemożliwiają im funkcjonowanie na równych warunkach w ramach społeczeństwa danego kraju.
Dlatego to, co przedstawia się jako „wysoką przestępczość Romów”, może w istocie wynikać z represyjności policji i zamkniętej kulturą ubóstwa, która rządzi się odmiennymi prawami. Niestety, taka sytuacja owocuje danymi statystycznymi, które rasistowskie grupy i rządy wykorzystują jako uzasadnienie dla praktyk dyskryminacyjnych. Jak podaje czeski dziennikarz Pavel Říčan, w Czechach ok. 60% więźniów to Romowie – przypomina to sytuację w USA, gdzie odsetek Afroamerykanów wśród więźniów kilkakrotnie przewyższa ich odsetek w społeczeństwie.
Jednak niechęć „szarych obywateli” do Romów wydaje się odmienna niż do innych historycznie najbardziej dyskryminowanych grup w Europie. Romów częściej oskarża się nie o to, że są „piątą kolumną” czy „zagrożeniem cywilizacji Europejskiej”, tylko o lenistwo, agresję, niezdolność do pracy itp. Zresztą nie jest to żadna nowość – przed wojną dyskurs antysemicki był dużo silniejszy niż antyromski a zarzuty kierowane pod adresem Żydów były mocniejsze niż pod adresem Romów. Skąd bierze się ta różnica?
Żeby rozjaśnić tę kwestię, wystarczy prześledzić historię asymilacji Żydów czy muzułmanów w Europie. Goran Rosenberg tak opisuje emancypację Żydów: „Wraz z obwieszczeniem cesarza Austrii Józefa II wydanym w roku 1771, dotyczącym tolerancji, oraz deklaracją rewolucji francuskiej o prawach człowieka z 1789 roku rozpadły się nie tylko zewnętrzne, ale i wewnętrzne mury gett. (…) Wkrótce na podstawie zewnętrznych oznak nie można było znaleźć odpowiedzi na pytanie, kto jest Żydem i co pozwala go tak definiować”[1]. Kilka stron dalej autor stawia tezę, że wyemancypowanych Żydów spotkał nowy antysemityzm. Byli oni częścią wspólnoty, ale nie pełnoprawną – mity i przesądy nie przestały istnieć, tylko zaczęto je artykułować w inny sposób. Wyemancypowani Żydzi zostali zmuszeni do porzucenia swojej tożsamości albo narażali się na to, że ich niepełna (w oczach antysemitów) niemieckość czy francuskość będzie im wypominana na każdym kroku.
Emancypacja Żydów miała dwa poziomy: jeden ideologiczny, wynikający z uniwersalizmu oświeceniowego, drugi gospodarczy, spowodowany rozwojem kapitalizmu i przekształceniem rzemiosła i handlu – stanowiących podstawę bytową żydowskich społeczności w Europie – w przemysł. Funkcjonowanie na równych zasadach Żydów i przedstawicieli dominującej grupy rodziło konflikty gospodarcze i prestiżowe. To właśnie na ich gruncie powstał nowoczesny antysemityzm. Nacjonaliści tym bardziej nienawidzili Żydów, im bardziej Żydzi wtapiali się w społeczeństwa, w których żyli, a które nacjonaliści chcieli widzieć jako jednorodne etnicznie narody.
W przypadku muzułmanów wzór był podobny. W latach 60. i 70. XX wieku sprowadzano ich do Europy jako tanią siłę roboczą dla rozwijającego się przemysłu. Dekolonizacja połączona z lekcją wyciągniętą z faszyzmu dała ideowe podstawy powstającemu społeczeństwu wielokulturowemu. Gdy jednak w następnych pokoleniach muzułmanom zachciało się funkcjonować na równych prawach z „etnicznymi” Europejczykami, oskarżono ich o to, że stanowią piątą kolumnę islamu lub że ich zwyczaje są sprzeczne z tradycjami oświeceniowymi. Okazało się, że idee uniwersalizmu mogą być taką samą podstawą dla dyskryminacji jak wcześniej nacjonalizm.
Romowie w większości nigdy nie przebyli tej drogi. Wciąż pozostają w ramach pierwotnej wspólnoty, która organizuje ich życie, i w tym sensie w żaden sposób nie są konkurencją dla europejskich pracowników. Argumentacja, która zarzuca im życie na koszt opieki społecznej, wyrasta raczej z dyskursu pothatcherowskiego i jest kontynuacją odwiecznych oskarżeń o „pasożytowanie na rdzennej ludności”.
Romowie, żeby uciec od kolejnych prześladowań i oskarżeń, zamiast wybierać drogę częściowej asymilacji czy emancypacji częściej migrowali. Dzisiejsza trzystutysięczna społeczność Romów czeskich to głównie potomkowie Romów słowackich, którzy napłynęli do bogatszej części Czechosłowacji po 1945 roku. Romowie czescy, których liczba przed wojną wynosiła ok. 600 tys., zostali w 90% wymordowani w czasie Porrajmos, „pochłonięcia”, jak w języku romskim nazywa się to, co Żydzi określają mianem Shoah. Dzisiaj czescy Romowie emigrują do krajów Europy Zachodniej i Kanady, gdzie są tak samo niechciani i gdzie poddaje się ich podobnym procedurom dyskryminacyjnym co w poprzednich ojczyznach. Podobne są też uzasadnienia tych praktyk: chroniczna bieda, wysoka przestępczość , brak woli integracji itp.
W ten sposób skazuje się Romów na wieczną tułaczkę. Odrzuca ich każdy kraj, w którym próbują żyć, odtwarzając bez przerwy schemat alternatywnej wobec państwa wspólnoty. Stąd też niechęć państwowych urzędników do Romów – urzędnicy wiedzą, że Romowie nie uznają ich władzy i poddają się jej tylko pod wpływem przymusu.
Wydaje się, że emancypacja Romów jest konieczna. W coraz bardziej zglobalizowanym świecie globalizują się również stereotypy i państwowy aparat represji, migracja nie jest już zatem drogą wyjścia, jak tego dowodzą wypadki francuskie. Emancypacja będzie zapewne generowała jakieś formy ksenofobii, ale sytuacja Romów ulegnie zasadniczej zmianie. Zamiast mitycznymi, na wpół bajkowymi postaciami – będą obywatelami. Skierowana wobec nich ksenofobia, nawet jeżeli przetrwa, zyska nowoczesną formę. Zapewne znajdą się tacy, którzy powiedzą że Romowie źle traktują kobiety i zabierają miejsca pracy Czechom, Polakom albo Włochom. Ale funkcjonując na równych prawach z dominującą społecznością etniczną, Romowie będą mogli te zrzuty odpierać i z nimi polemizować. Będą mogli stworzyć swoją reprezentację i walczyć o formy autonomii. Gdyby Romowie byli wyemancypowani, ich problemy przestałyby być administracyjne, a stały się polityczne. Romowie staliby się widzialni.
Przez zwiększenie szans edukacyjnych dzieci z romskich domów (z czym powinna wiązać się gwarancja nauki w języku romskim) państwo powinno zapewnić Romom możliwość kariery innej niż tylko ta dostępna dla niewykwalifikowanych robotników. Gdyby Romowie mogli funkcjonować w społeczeństwach europejskich bez wyrzekania się tożsamości, problem ich wykluczenia i biedy zniknąłby lub się zmniejszył.
Na zmianę statusu Romów będzie miało niewątpliwie wpływ przystąpienie do Unii Europejskiej państw, w których żyje większość europejskich Romów. W 2008 roku Unia sporządziła raport EU instruments and policies for Roma inclusion. Vladimir Spidla, unijny komisarz ds. równych szans, powiedział: „Romowie są jedną z największych mniejszości etnicznych w UE, lecz zbyt często Europa o nich zapomina. Zmiana tej sytuacji to wspólne zadanie UE i państw członkowskich. Mamy już narzędzia, by tego dokonać, musimy tylko bardziej efektywnie je wykorzystywać”. Przyszłość Romów należy więc do Unii Europejskiej. Miejmy nadzieje, że Unia się z tego zadania wywiąże. Zagwarantuje, że nawet kilkunastomilionowa – według różnych szacunków – społeczność zyska równe możliwości, które pozwolą Romom stać się pełnoprawnymi obywatelami.
Tadeusz Koczanowicz
Artykuł pochodzi z 90. numeru kwartalnika "Bez Dogmatu".