Natomiast znacznie gorsze jest lekceważenie i pomijanie rzeczywistej działalności związków zawodowych w życiu publicznym. Oczywiście związki zawodowe formalnie mają ustawowe możliwości dyskusji z władzą i organizacjami pracodawców w Trójstronnej Komisji do Spraw Społeczno-Gospodarczych. Jednak z tą instytucją od dobrych kilku miesięcy jest coraz gorzej – po prostu nie działa. A nawet kiedy jeszcze odbywały się posiedzenia TK, to też tylko sporadycznie problemy poruszane na jej forum były nagłaśniane w mediach. Smutne to i nie pozwala patrzeć z optymizmem na dialog społeczny w Polsce, bo skoro społeczeństwo nie wie, co się dzieje w ramach tego dialogu, to albo uważa, że dialog nie jest potrzebny, albo myśli, że interesy to „towarzystwo wzajemnej adoracji”.
Problem polega na tym, że kiedy już wyczerpią się wszystkie możliwości wynikające z istnienia instytucji dialogu społecznego, który dla dziennikarzy, a co za tym idzie dla społeczeństwa, nie jest widoczny, zaczyna się „kryterium uliczne” – protesty, manifestacje strajki. I tu widzę podstawowy problem. Nie każdy wie jakie są związkowe propozycje w sprawie systemu emerytalnego, za to każdy widzi płonące opony.
Tabloidyzacja mediów i pogoń za „krwią na pierwszej stronie” powodują, że wiele problemów i spraw, o które walczą związki zawodowe, jest niewidocznych w mediach, a konsekwencji są zupełnie niezrozumiałe dla społeczeństwa.
Kolejna sprawa – polskie media wykształciły zdumiewający sposób opowiadania o sprawach społecznych, w którym nie widzi się związku przyczyn i skutków. Na przykładach (autentycznych!) wygląda to tak: w jednym tygodniu media atakują górnicze związki zawodowe za wygórowane roszczenia. W dwa tygodnie później dochodzi do wypadku w jednej z kopalń, ginie wielu ludzi, i te same media atakują związki zawodowe za … brak zajmowania się sprawami pracowniczymi.
Podobnie sprawa wygląda z emeryturami. Kiedy związki zawodowe walczyły o emerytury dla osób pracujących w szczególnych warunkach, media krytykowały związki zawodowe za niesłuszne roszczenia. Niedługo potem te same media donosiły, że emeryci nie mają z czego żyć…
W jednym tygodniu atakuje się związki zawodowe za propozycję podniesienia płacy minimalnej, w drugim roni krokodyle łzy nad losem pracujących biednych. Czyli: media ośmieszają, a zatem osłabiają związki zawodowe, a nie widzą konsekwencji tego dla losu pracowników, emerytów i rencistów.
Przykłady z ostatnich dni – w Sejmie odbyła się duża konferencja poświęcona sprawom emerytalnym, kamer kilkanaście – przekaz w mediach – żaden. O sprawach emerytalnych próbowaliśmy rozmawiać z dziennikarzami. Na kilkadziesiąt wysłanych zaproszeń przyszło zaledwie kilku dziennikarzy. Trudno żeby mieli potem rzetelną wiedzę za i przeciw podniesieniu wieku emerytalnego.
Jest również tak, że tzw. polityczne przepychanki wypierają z mediów, a co za tym idzie ze świadomości społecznej, problemy natury socjalno-gospodarczej. Konflikt PO z PiS jest bardziej widowiskowy, niż skutki społeczne zmian w ubezpieczeniach emerytalnych – w jednej ze stacji telewizyjnych dziennikarz mi powiedział, że chętnie by jeszcze porozmawiał o emeryturach „…ale to nie jest news”.
Dlatego możemy bezustannie podkreślać, że związki zawodowe są elementem ładu demokratycznego, że dlatego powinny mieć swoje miejsce w systemie informacji. Możemy wskazywać, gdzie to jest zapisane w Konstytucji, w ustawach i rozporządzeniach – ale to tyle, co możemy zrobić. Chociaż nawet w ostatnich dniach kilku dziennikarzy zaczęło się zastanawiać, jakie skutki społeczne przyniesie zawieszenie przez związki zawodowe prac w zespołach Komisji Trójstronnej – więc może ta edukacja coś daje?
Doskonale pamiętam czasy PRL i istnienia cenzury w Polsce. Państwową cenzurę zlikwidowano dwadzieścia kilka lat temu, ale równocześnie powstała nowa, komercyjna. A nasz problem, związkowców, polega na tym, że większość mediów tzw. głównego nurtu reprezentuje poglądy mniej lub bardziej neoliberalne. Trudno się zresztą spodziewać czegoś innego. Jeśli ktoś inwestuje w rynek medialny, to chce osiągać zyski. A znakomita większość wydawców i reklamodawców jest zrzeszona w organizacjach pracodawców, które nadają ton w atakach na związki.
Dlatego pewne zachowania mediów mnie nie dziwią. W środowisku dziennikarskim nie ma układów zbiorowych pracy, stałe godziny pracy są często zupełną fikcją, o nadgodzinach się nie dyskutuje, duża część dziennikarzy pracuje w klasycznym układzie umów śmieciowych i z trudem wiąże koniec z końcem. Wielokrotnie spotykałem się ze strony dziennikarzy z wyrazami sympatii i zachęty do dalszych działań – ale tylko prywatnie. Służbowo mówią „… ale to nie jest news”.
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Wielki działacz społeczny, Jacek Kuroń, mówił „nie palmy komitetów, zakładajmy własne”. W dobie Internetu, kiedy każdy może pisać i redagować, róbmy własne elektroniczne media, gdzie będziemy mogli pisać o swoich związkowych, społecznych sprawach.
Apeluję do wszystkich mediów, internetowych, radiowych, telewizyjnych i drukowanych, które określają się mianem lewicowych, o większe zainteresowanie sprawami świata pracy. Takich mediów potrzebujemy – pro związkowych i pro pracowniczych, monitorujących sytuację na rynku pracy i przestrzeganie praw pracowniczych, relacjonujących debaty w Trójstronnej Komisji.
Jan Guz
Artykuł pochodzi ze strony Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.