Tymoteusz Kochan: Oscary w kryzysie alienacji

[2012-03-15 22:05:26]

Tegoroczne Oscary zawodzą. Każdy wymagający kinoman czuje się zawiedziony poziomem oferty filmowej amerykańskiej akademii. Dzieje się tak z wielu powodów, ale u fundamentu rozczarowań leży prymitywizm poruszanych wątków, miałkość historyjek i nieprzekonywujący charakter filmowych motywów pozbawionych przełożenia na rzeczywistość, która co interesujące wydaje się być ciekawsza i żwawsza od dzieła niejednego z laureatów nagrody. Oscarowa kinematografia, przypominająca dziś zbiór telewizyjnych reklamówek, cierpi na chorobę, która ma źródła wybitnie ustrojowe. W chwili obecnej Oscary zwracają na siebie uwagę przede wszystkim z uwagi na światową pozycję ekonomiczną Stanów Zjednoczonych - i tylko dzięki hegemonii USA ceremonia wywołuje jeszcze tak duże napięcie, acz staje się ono coraz bardziej napięciem sztucznym.

Mamy do czynienia z klasycznym dla kapitalizmu ujęciem kultury. Tegoroczne oscarowe historie zamykają człowieka w klatce indywidualnych przeżyć. Nie służą ucieczce od problemów - one je całkowicie wyłączają. Filmy, które zdobywają nagrody to w rzeczywistości trywialne bajki, które służą zagospodarowywaniu ostatnich, coraz bardziej komicznych i dziwacznych nisz fabularnych. Zeszłoroczny król-jąkała, tegoroczna samotna Żelazna Dama, czy Artysta - to postacie, które pacyfikują rzeczywiste problemy społeczne przedstawiając je na tle zmagań i perypetii wielkich, sławnych ludzi. Kino amerykańskie nie szuka rozwiązań, ono przedstawia sytuację bez wyjścia, w którym najwięksi nawet tytani, jak Margaret Thatcher, pokłonić muszą się neoliberalnej (w domyśle) rzeczywistości i koniec końców swoje wycierpieć na jej rzecz wycierpieć. Ta indywidualizacja i będący jej skutkiem kres kina konfliktu społecznego doprowadził amerykańską kinematografię na pogranicze całkowitej śpiączki. Hollywood cierpi, bo jest świadome produkowanego przez siebie kiczu - stąd też wyraźna nuta nostalgii w filmach laureatów i tęsknota za czasem prawdziwym, czasem podążania za mitem, po którym ostała się już jedynie legenda.

W przeszłości kino amerykańskie żyło twórczą (także teoretyczną) rywalizacją z Blokiem Wschodnim, a konstruowany przezeń model indywidualizmu bawił widownię świeżością i żonglerką schematami, różnorodnością konfrontacji oraz poruszanymi wątkami społecznymi. Kino uczestniczyło w zmaganiach projektów systemowych i formułowało obietnice. Hollywoodzkie produkcje nie tylko doskonale się sprzedawały, ale jednocześnie zaszczepiały w odbiorcy marzenie o amerykańskim śnie. Niezwykle stymulujący i fundamentalny dla kina projektującego wątek systemowej dezalienacji i emancypacji ludu, tak silnie obecny w amerykańskich filmach jeszcze w latach 90-tych powoli zaczął tracić na popularności, aż na początku nowego stulecia umarł śmiercią naturalną. Dlaczego? W sytuacji, w której USA utraciły swego komunistycznego rywala zniknęła rywalizacja a wątek emancypacji stracił na kulturowej wadze. Zniknęła przeszkoda w postaci wroga (którego do niedawna usiłowano jeszcze zastąpić wrogiem-arabem i innymi wynalazkami), a więc czas najwyższy nadszedł by czas emancypacji wieszczonej przez całe pokolenia twórców nastał i ziścił się w rzeczywistości. Wyzwolenie dla jednostki nie nadeszło.

Emancypacja jednostki w kapitalistycznych realiach okazała się fikcją, którą ostatecznie zweryfikowało nadejście ostatniego kryzysu gospodarczego. Nastąpił kres obowiązującego dotychczas schematu emancypacji ludu i obietnicy dezalienacji. Ostatnim aktem demistyfikującym ową kapitalistyczną emancypację i fałszywą obietnicę dezalienacji w kapitalizmie był "Avatar" Jamesa Camerona. Ten nienagrodzony najważniejszym Oscarem film był ilustracją, w której emancypacja Człowieka Zachodu wymaga jego śmierci, wymaga przekroczenia amerykańskiego snu i zabicia swego wewnętrznego marine - droga do wolności wiodła przez odrzucenie zdobywczości, Zachodniej Tożsamości, a nawet zepsutego nią i skompromitowanego tym samym człowieczeństwa. Stworzona przez Camerona wizja była tak sugestywna i tak pociągająca (przy jednoczesnym zachowaniu nośnego wątku emancypacyjnego) - że musiała doprowadzić do zwrotu amerykańskiej kinematografii w stronę konserwatyzmu i liberalno-kapitalistycznej, indywidualistycznej opowiastkowości. Amerykańskie kino z konieczności zrezygnowało z opowieści emancypacyjnych i zmuszone do reprodukcji kapitalistycznej kultury wycofało się w stronę bezpiecznego, egoistycznego zsubiektywizowanego indywidualizmu, który widoczny jest dziś w każdym z nagrodzonych dzieł.

Skończyła się amerykańska utopia. To co dziś po tej utopii pozostało to produkcja pamiątek z przeszłości, zabawa formą/konwencją i żonglerka efektami specjalnymi. To europejskie kino jest dziś tym poszukującym, potrafi badać i podejmować kontrowersyjne, społeczne tematy - ale nawet ono pogrążone jest w tym samym, choć na zdecydowanie mniejszą skalę, indywidualistycznym kryzysie - dotyka je problem śmierci wielkich mitów i narracji. Dziś kino wyczekuje, niecierpliwi się łaknąc nowego źródła i nowej wielkiej opowieści. Kino pragnie wizji emancypacji człowieka, a zamknięte przez neoliberalny kapitalizm w sferze osobistych przeżyć i przyjemności cierpi, jego udziałem staje się kulturowy regres, kino nie nadąża za duchem historii. Im bardziej opóźnia się powrót mainstreamowego kina krytyki społecznej, kina z nową wielką opowieścią o wspólnotowości, lub jednostki jej poszukującej - tym bardziej spektakularny będzie jego powrót i trwalsze będą tego powrotu konsekwencje.

Oczekujemy na nową rzeczywistość filmową, a tymczasem otrzymujemy kartki z Paryża, odgrzewane i pozbawione wdzięku historyjki z lat 20-tych, obyczajówki i pieśni o thatcheryzmie. Na zmrożonych konserwatywną kinematografią łąkach zaczęły już jednak pojawiać się pierwsze, świeże kwiaty. Nowa opowieść na razie jest w fazie projektu, lecz niektórzy twórcy zaczęli już przeczuwać jej nadejście. Dalece pośrednich przesłanek nowej rzeczywistości doszukamy się w hojnie nagradzanym (także Oscarami) filmie dla dzieci "Hugo i jego wynalazek". Samo dzieło nie przystaje swoim poziomem do pozostałych filmów Martina Scorsese, nie jest także filmem wybitnym, a nawet więcej, "Hugo..." to film bezspornie słaby, nużący i przeestetyzowany - lecz jednocześnie film zwracający uwagę sposobem wartościowania i formą, która stanowi całkowite zaprzeczenie dotychczas mainstreamowo produkowanych filmów dla dzieci. Zmiany w podejściu są dobrze widoczne, Scorsese czyni "naprawianie świata" naczelną wartością, kompletnie znosi także baśniowo-imperialistyczny trend do stygmatyzacji wroga i czynienia z niego istoty nieludzkiej, a powolna w filmie akcja to po części także wyraz sprzeciwu wobec paraliżującej widza prędkości współczesnego kina akcji. W efekcie jest to film, który kończy się zawarciem zgody społecznej i wzajemnym zrozumieniem.

Czy taka będzie nowa opowieść? Czy w ogóle czeka nas przewrót? Czy możliwe jest wyjście poza kino indywidualizmu? Czy po kryzysowym szoku do kina zawita nowa, odważna w postulatach interpretacja społeczna? Czy na nową wielką opowieści natrafi Hollywood, Europa, a może będą to Chiny? Pożądana, przeczuwana przez społeczeństwo emancypacja zawsze jest w modzie, ale przemysł i kino muszą na nią natrafić. Przedstawienie musi trwać, kukurydza nie przestanie się prażyć, kinowa rewolucja i nowa, filmowa koncepcja wolności coraz bardziej pachnie pieniędzmi…

Tymoteusz Kochan


Fot. Wikimedia Commons

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku