Z Michałem Syską rozmawia Agata Czarnacka, redaktorka naczelna portalu "Lewica24.pl".
Agata Czarnacka: Jako dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle'a skupiłeś się na promowaniu i rozwoju myśli socjaldemokratycznej. Ale zanim dojdziemy do tego, co dokładnie oznacza promowanie i rozwój myśli lewicowej w specyficznym polskim kontekście, opowiedz, proszę - co to właściwie jest socjaldemokracja?
Michał Syska: Próba odpowiedzi na to pytanie jest jak wchodzenie na pole minowe. Na przestrzeni ostatnich stu lat reformistyczne partie lewicowe rewidowały swoje programy wraz ze zmianami kapitalizmu i politycznych okoliczności. Dziś, po eksperymentach „Trzeciej Drogi” i „Nowego Środka”, próbują na nowo określić swoją tożsamość, starając się łączyć tradycyjne wartości lewicy z wyzwaniami, jakie niesie globalizacja i dominacja rynków finansowych, przemiany w strukturze zatrudnienia, pojawienie się nowej kategorii - prekariatu, zmiany klimatu itd. Największym sukcesem socjaldemokracji było w XX w. okiełznanie rynku i budowa welfare state, które zapewniało rozwój, modernizację i sprawiedliwość społeczną. Dziś wyzwaniem jest obrona tego modelu przed presją rynku i ideologią neoliberalną oraz dostosowanie go do współczesnej formy kapitalizmu, którego cechy wymieniłem przed chwilą. Wymaga to podjęcia walki przeciwko urynkowieniu sektora usług publicznych, który pozostaje jedną z ostatnich nieskomodyfikowanych, nie zaanektowanych jeszcze do końca przez logikę zysku sfer.
Socjaldemokracja nie tylko musi obronić usługi publiczne, ale także je usprawnić, doinwestować. Wydatki na ten cel muszą być traktowane jako inwestycja w rozwój. Celem lewicy powinna być polityka nastawiona na wzrost i tworzenie miejsc pracy, a nie na cięcia i dogmatyczną walkę z inflacją i deficytem. Potrzebujemy programów inwestycji w infrastrukturę, edukację, zieloną gospodarkę, badania naukowe.
Powinien on być realizowany nie tylko na poziomie państw narodowych, ale także na poziomie europejskim. Unia Europejska w dzisiejszym kształcie i przy obecnym budżecie nie jest w stanie spełnić takiej roli. Lewica musi walczyć o welfare state na poziomie europejskim, o Europę socjalną. I o globalne instytucje z demokratyczną legitymacją do kontroli rynków. Gosta Espen-Andersen, wybitny badacz państw opiekuńczych, zdefiniował socjaldemokratyczny projekt jako „politics against markets”. Polityka musi odzyskać prymat nad rynkiem.
Choć socjaldemokracja największe sukcesy osiągnęła w reformie kapitalizmu, to moim zdaniem musi jej towarzyszyć kompas pokazujący długofalowy cel. A jest nim demokratyczny socjalizm. Pojęcie to ostatnio wróciło do słownika europejskich socjaldemokratów.
Jak to jest animować polski think-tank? Kto jest Waszym odbiorcą? Jaka jest struktura działania? Czy czujecie, że macie realny wpływ na świat zewnętrzny, polityków, miasta...
Działamy od 2006 roku. Mamy swoim koncie 11 publikacji książkowych, na które składają się zapisy naszych konferencji i seminariów, a także zbiory artykułów i analiz eksperckich. Zajmujemy się między innymi polityką historyczną lewicy, popularną ostatnio w naszym kraju kwestią rozwoju miast, relacjami mediów i polityki, systemami partyjnymi, zrównoważonym rozwojem i kwestiami ekologicznymi, edukacją oraz szeroko pojętą polityką społeczną.
Opublikowaliśmy krytyczną analizę raportu „Polska 2030”. Przestrzegamy przed groźbą urynkowienia usług publicznych w Polsce; organizowaliśmy razem z Markiem Balickim kampanie społeczną „Szpitale dla ludzi, nie dla zysku!” (www.szpitaledlaludzi.pl) oraz konferencję na temat zagrożeń związanych z komercjalizacją edukacji, której rezultatem była publikacja książki. Organizowaliśmy też szkoły letnie dla młodych aktywistów, które różniły się jednak od popularnych szkół liderów. Zamiast kursu public relations były spotkania z naukowcami, lewicowymi publicystami i dyskusje o historii i świecie współczesnym. Zamiast poradników „Jak wygrać wybory” wręczaliśmy uczestniczkom i uczestnikom książki wydawane przez „Krytykę Polityczną” czy „Le Monde Diplomatique”.
Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi przygotowaliśmy raporty eksperckie dotyczące sytuacji młodzieży oraz osób starszych, które zostały wykorzystane przez SLD w pracach nad programem tej partii. Dzięki współpracy z Fundacją im. F. Eberta i Fundacją im. R. Luksemburg mogliśmy nawiązać owocne kontakty z lewicowymi think-tankami z innych krajów.
Prowadzimy ożywioną współpracę z postępowymi instytutami z Europy Zachodniej, jak i z naszego regionu. Efektem takiej współpracy z jest między innymi nasza publikacja pt. „Lewica w Europie Środkowo-Wschodniej”, która zawiera analizy autorek i autorów z Polski, Czech, Słowacji i Litwy. Wkrótce planujemy międzynarodowe spotkanie na temat kryzysu ekonomicznego i socjaldemokratycznych receptach w krajach Europy Środkowej. Obecnie realizujemy z Fundacją im. Eberta projekt dotyczący socjaldemokratycznej polityki społecznej. Mam nadzieję, że pod koniec tego roku będziemy mogli pochwalić się jego efektami, także za pośrednictwem portalu Lewica24.pl.
Duży nacisk staramy się kłaść na upowszechnianie naszego dorobku. Relacje filmowe z naszych konferencji są dostępne w sieci. Z naszej witryny – www.lassalle.org.pl – można za darmo pobrać nasze publikacje książkowe. Staramy się organizować jak najwięcej otwartych spotkań.
Głównie staramy się dotrzeć do polityczek i polityków, związków zawodowych, osób zaangażowanych w lewicowe ruchy pozaparlamentarne, publicystów. Niestety, mam wrażenie, że spośród tych grup wciąż najmniejsze zainteresowanie wykazują parlamentarzyści. A szkoda, bo sądzę, że właśnie wśród nich najbardziej brakuje klarownych poglądów lewicowych i zdolności ich artykułowania w debacie publicznej. Mam nadzieję, że to się będzie powoli zmieniać i dojdziemy do europejskich standardów, gdzie funkcjonowanie think- tanków jest ważnym elementem życia publicznego i docenianym przez polityków wsparciem dla ich działań.
Ostatnio opublikowałeś artykuł w poczytnym czasopiśmie „Social Europe Journal", w którym twierdzisz, że oczy wszystkich – Wschodu i Zachodu – zwrócone są na Polskę. Dlaczego tak uważasz?
„Social Europe Journal” prowadzi we współpracy z Fundacją im. F. Eberta międzynarodową debatę na temat podstawowych wartości europejskiej socjaldemokracji (http://www.social-europe.eu/category/debate-2/basic-values-debate/). Biorą w niej udział naukowcy, eksperci z think-tanków i politycy partii socjaldemokratycznych z różnych krajów. Zostałem poproszony o napisanie krótkiego tekstu na temat socjaldemokracji i roli państwa,a ponieważ jestem, jak do tej pory, jedynym autorem spoza Zachodniej Europy, chciałem, by mój tekst (http://www.social-europe.eu/2012/03/social-democracy-and-the-state-2/) pokazał także regionalny kontekst. Dlatego piszę w artykule o trudnościach z prostym przeniesieniem toczącej się na Zachodzie dyskusji o welfare state w realia naszego regionu.
Tony Judt w swoim politycznym testamencie pt. „Źle ma się kraj” słusznie zauważył, że przez ostatnie dwadzieścia lat nowe pokolenia wschodnich Europejczyków były uczone, że opiekuńcze państwo jest nie do pogodzenia z wolnością. To utrudnia polityczną mobilizację na rzecz socjaldemokratycznego programu. W Europie Zachodniej jest to łatwiejsze, bo tam pamięć o trzech dekadach powojennego welfare state jest wciąż żywa. W Polsce można się odwoływać do pamięci o realnym socjalizmie lub dorobku neoliberalnej transformacji. To stanowi wyzwanie dla polskiej socjaldemokracji. W swym tekście postawiłem też nieco prowokacyjną tezę, że Polska może być inspiracją dla socjaldemokratów z Zachodu i ze Wschodu. I to mimo tego, że nasz kraj – wbrew temu co twierdzą autorzy rządowej strategii "Polska 2030" – jest daleki od standardów państwa opiekuńczego.
Polska w czasie globalnego kryzysu uniknęła recesji i utrzymała wzrost gospodarczy przede wszystkim dzięki inwestycjom publicznym finansowanym z funduszy UE. To silny argument wspierający postulaty lewicy w Parlamencie Europejskim (od tej radykalnej, przez socjaldemokratów, po zielonych) na rzecz europejskiego programu inwestycji w infrastrukturę, nowe miejsca pracy, zieloną gospodarkę i usługi publiczne. Inwestycje w rozwój są lepszą receptą niż polityka cięć, czyli austerity.
Czy Polska jest „liczącym się graczem”, jeśli chodzi o myśl polityczną, zwłaszcza lewicową? Czy raczej ciągle jesteśmy uzależnieni od nowinek z Zachodu?
W towarzyszących globalnemu kryzysowi debatach na lewicy pojawiają się dwa nazwiska kojarzone z Polską: Róża Luksemburg i Zygmunt Bauman. Analizy Luksemburg pozwalają zrozumieć także współczesny kapitalizm, a Bauman jest chyba jednym z najaktywniejszych i najchętniej czytanych komentatorów współczesności. Czy można uznać to za wpływ polskiej myśli politycznej? Nie wiem.
Jakie w tej chwili widzisz palące problemy społeczne, o których socjaldemokrata, taki jak Ty, nie może milczeć?
Mówiłem o tym już wcześniej: walka z niekontrolowanymi rynkami i z logiką rynku wdzierającą się do kolejnych sfer życia – to są priorytety. Warto też, by socjaldemokracja – i szerzej: cała lewica – wychodziła też poza znane dotąd paradygmaty. Guy Standing, autor książki o prekariacie (i w ogóle autor tego pojęcia), jest zwolennikiem nowych form polityki społecznej opartych na idei powszechnego dochodu gwarantowanego. Lewica musi przepracować ten temat. Być może współczesny kapitalizm i zrodzone przez niego stosunki społeczne wymagają takich nowych form. Warto dyskutować o tym także w Polsce. Zainspirować tymi koncepcjami polską lewicę próbuje prof. Ryszard Szarfenberg z Uniwersytetu Warszawskiego. My jako Ośrodek im. Lassalle'a będziemy próbowali taką dyskusję ożywić.
Czy „Trzecia Droga" to Twoim zdaniem dobry projekt?
To przede wszystkim projekt zamknięty. Piszą o tym sami socjaldemokraci z Europy Zachodniej, także z Wielkiej Brytanii i Niemiec, gdzie te koncepcje były wprowadzane w życie. Dziś rano czytałem na witrynie brytyjskiego think-tanku Policy Network zapowiedź nowej książki pod znaczącym tytułem „After the Third Way. The Future of Social Democracy in Europe”.
„Trzecia Droga” miała swoje dobre i złe strony. Tych drugich było więcej. Była ona odpowiedzią na pewien kryzys tradycyjnego modelu socjaldemokratycznego, który był właściwy dla państw narodowych. Wraz z postępującą globalizacją i zmianą struktury społecznej (skurczenie się wielkoprzemysłowej klasy robotniczej) musiał on ulec zmianie. Z jednej strony Nowa Partia Pracy w Wielkiej Brytanii inwestowała w usługi publiczne i poprawiła jakość opieki medycznej i edukacji, z drugiej pogodziła się z logiką rynku i przyjęła koncepcje neoliberalne. Błędem było przyjęcie założenia, że należy przesunąć socjaldemokrację do centrum sceny partyjnej i walczyć o polityczną hegemonię pozyskując klasę średnią. Tymczasem to właśnie neoliberalny kapitalizm sprawił, że to klasa średnia stała się ofiarą radykalnie rynkowego kursu. Pod rządami Blaira i Schroedera zwiększył się poziom nierówności społecznych, mimo że stan gospodarki był niezły. Dziś w całej Europie obserwujemy, jak klasa średnia traci poczucie stabilizacji i socjalnego bezpieczeństwa.
Czy nie jest tak, że socjaldemokracja pozostaje w ścisłym związku z czymś, co nazwałabym „europejskim projektem społecznym”, który kształtował się i docierał w latach powojennych – i w cieniu żelaznej kurtyny? Czy bez zagrożenia ze strony ZSRR da się mobilizować rządy i posiadaczy do tego, by jednak brali pod uwagę klasy niższe i ludzi wykluczonych?
Myślę, że istnienie straszaka w postaci tak zwanego bloku wschodniego nie tłumaczy sukcesu powojennego welfare state w Europie Zachodniej. Warto przypomnieć, że w pierwszych dekadach powojennych neoliberalizm był marginalnym nurtem w ekonomii i polityce. Istniały silne związki zawodowe i silne, masowe partie lewicy. To powodowało, że burżuazja była skłonna do zawarcia kompromisu klasowego. Lewica umiała kiedyś organizować przemysłową klasę robotniczą. Dziś musi się nauczyć mobilizować prekariat, pracowników z sektora usług, ludzi zatrudnionych w sektorze publicznym (nota bene to pracownicy sektora publicznego, zwłaszcza usług publicznych, stanowią dziś najczęściej protestującą grupę pracowniczą w Europie).
A co myśli socjaldemokrata o rewolucji?
Socjaldemokrata raczej nie rozmyśla o rewolucji, ale powinien być na nią zawsze przygotowany. Rewolucje z reguły nadchodzą wbrew „obiektywnym okolicznościom” sformułowanym w pismach teoretyków.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się w portalu Lewica24.