Drugim ważnym elementem, wartym szczególnego podkreślenia, jest fakt, że rezultat tego głosowania ponownie odnosi się, nawet jeśli tylko częściowo, do specyficznych postaci oraz hierarchii klasowych. Nie nawiązuje do tych dawnych, fordowskich, lecz do nowego społecznego składu klasy, postfordowskiego, kognitywnego i usługowego. W metropoliach (gdzie system ten produkcyjny jest dominujący), lewica wygrywa, także na przedmieściach; prawica gaullistowska utrzymuje się w strefach, gdzie koncentrują się klasy uprzywilejowane: rentierzy, usługi finansowe, rolnicza arystokracja itd.; radykalna lewica zajmuje te same miejsca, co umiarkowana lewica, a Mélenchon szczyt swojej popularności osiąga na paryskich peryferiach; radykalna prawica związana z FN utrzymuje się w wyżej wspomnianych miejscach. Warto zwrócić uwagę na te przestrzenne koordynaty głosowania, ponieważ odpowiadają one wymiarom społecznym. To pokazuje jak, będąc daleko od wyrażania gniewu, co ogłaszała większość, przede wszystkim międzynarodowej prasy, głos ten został w szczególności uwarunkowany problemami społecznymi oraz związanymi z kontekstem krytycznej refleksji „biopolitycznej” (zwrócenie uwagi na ogólne warunki ekonomiczne, odpowiedź na nowy sposób organizacji rynku pracy, reformy ograniczające płacę, reformy emerytalne, atak na państwo dobrobytu, itd.).
W świetle tych rozważań wydaje się, że szersza rama czasowa linii hegemonicznych (w tym przypadku neoliberalizmu) zostaje przerwana; węższa rama czasowa bezpośrednich interesów rozpoczyna natomiast konflikt z tą pierwszą. Języki, słowa kluczowe i wynikające z nich zachowania społeczne zaczynają powracać w eksplicytny, wojowniczy i antagonistyczny sposób, wprowadzając zagadnienia i problemy władzy. W moim odczuciu zarówno mniejsza niż zapowiadana ilość wstrzymujących się od głosu, jak również klęska ruchów o cząstkowych celach (w szczególności rezygnacja Partii Zielonych), zależą od częstotliwości politycznych walk skupionych wokół kwestii ogólnych, takich jak pytania o perspektywy, które prezentuje się w trakcie kryzysu oraz o wdrażany w Europie model społeczny. Europa – oto podstawowy temat pierwszej tury wyborów. Jak wiele nas dzieli od czasu, kiedy skrajna prawica i skrajna lewica powiedziały „nie” Traktatowi Lizbońskiemu – teraz to „nie” zostało powtórzone jedynie przez skrajną prawicę i zawstydziło siły gaullistowskie, podczas gdy skrajna lewica zbieżna jest ze stanowiskiem Hollande’a w przyjmowaniu programu europejskiego, w końcu odnowionego w kategoriach socjalistycznych. Ale czy to wystarczy, aby zagwarantować nam odnowienie procesu jedności europejskiej?
Hollande przedstawił program, w którym zostały zaproponowane niektóre szczególnie chwytne elementy dotyczące walki z kryzysem oraz aktualnej, liberalnej i depresyjnej polityki unijnej. Jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, centralny punkt socjalistycznej propozycji dotyczy opodatkowania najbogatszych; jeśli chodzi o Unię, socjaliści domagają się rewizji kryteriów europejskiego paktu fiskalnego, porozumienia o euroobligacjach oraz promocji rozwoju gospodarczego tej części Unii, która uznawana jest za centralną z punktu widzenia utrzymania państwa dobrobytu. Sprawienie, aby taka polityka mogła przedostać się na poziom europejski, jest oczywiście bardzo trudne. Prawdą jest jednak, że dziś opinia publiczna coraz mniej zgadza się na zniszczenie systemu euro i rozwiązania eurostrefy. „Niewielu jest takich, którzy uważają, że ponowne wprowadzenie elastyczności kursu walutowego byłoby pomocne i wielu wciąż wierzy, że dewaluacje w strefie euro zwiększyłyby inflację”[1] . Wydaje się, że również w socjalistycznym arsenale pojawia się silny nacisk na obronę przed wyłaniającą się dominacją „rynków finansowych”, a zatem także projektowanie broni, która zmniejszyłaby ich zdolność do ataku (regulacja i kontrola w stosunku do „rajów podatkowych”, agencje ratingowe, podatki od transakcji itp.). To jasne, że wszystko to mogłoby mieć negatywne konsekwencje dla polityki Stanów Zjednoczonych względem Europy – polityki coraz bardziej szkodliwej – ale stanie się to istotne, przede wszystkim jeśli Holandia dołączy do Wielkiej Brytanii w sprzeciwie wobec Unii.
Jasne jest, że socjaldemokracja europejska (a wraz z nią Hollande), prawdopodobnie nie będzie w stanie wcielić tej linii politycznej w życie, nawet jeśli w Niemczech po kolejnych wyborach będzie mogła utworzyć się „wielka koalicja”. Co może zatem w tych warunkach zrobić francuska skrajna lewica, zreorganizowana i skupiona wokół Mélenchona? Na razie ten ostatni nie może zrobić nic innego, niż zagłosować na Hollande’a. A co się stanie potem? Mélenchon obiecał, że nie wejdzie do rządu z Hollandem, jeśli ten zwycięży. Wydaje się to rozsądną decyzją. Należy jednak pamiętać, że w koalicji stworzonej przez niego znajduje się także PCF (Parti Communiste Français, Francuska Partia Komunistyczna) i to wcale nie jako pomniejsza siła. A dobrze wiadomo, jak silnie starzy i nowi komuniści są przyciągani do rządu! Także w programie Mélenchona nie istnieją bodźce adekwatne do wniosków, żądań, nowych tematów społecznych podejmowanych przez kognitywny proletariat: w szczególności nie mówi się, czy nawet nie wspomina, o obywatelskim dochodzie gwarantowanym, a także nie mierzy się w radykalny sposób z kwestiami związanymi z kontrolą i zarządzaniem dobrem wspólnym. Jeśli Mélenchon nie wejdzie do rządu, nie możemy spodziewać się więc niczego innego, oprócz regularnej krytyki, jak prób zradykalizowania i wyolbrzymienia propozycji Hollande’a. Smutny będzie to los, jeśli faktycznie sprawy pójdą w tym kierunku. Smutny będzie to los, jeśli ta względna niemożność pchnie Mélenchona do tego, by powrócić do tamtej antyeuropejskiej demagogii, która chwilami się pojawiała, bardziej co prawda w stanowiskach zajmowanych przez niektórych z jego zwolenników, niż przez niego samego. Miejmy nadzieję jednak, że tak się nie stanie.
Oczywiste jest to, że w sytuacji zakładającej zwycięstwo Hollande’a, które może nastąpić już za kilka dni, to, co stanie się we Francji, będzie decydujące nie tylko dla tego kraju, ale również dla Europy. Wydaje się nam, że nie tylko programy znalezienia nowych podstaw dla Europy mogą być porównywane z tym doświadczeniem, ale przede wszystkim również z nowymi doświadczeniami konfrontacji i konfliktu między socjaldemokratycznymi rządami, a siłami pozaparlamentarnej radykalnej lewicy. Czy poprzez nieustanne działanie ruchów społecznych, poprzez rekompozycję tych ruchów na poziomie europejskim, możliwe będzie wprowadzenie nowego motywu „dobra wspólnego” w sposobie rządzenia, który socjaldemokraci przygotowują do przyjęcia na poziomie europejskim? Jest tu tyle samo wątpliwości co nadziei. W każdym razie, jedynie jeśli uda się, także we Francji, zorganizować walki ruchów społecznych poza okresami wyborczymi, bez złudzeń w kwestii tego, co mogą zrobić rządy – tylko w tym przypadku zwycięstwo Hollande’a może mieć jakieś pozytywne następstwa. Wiele z doświadczeń aktualnie rozwijających się na całym świecie, pokazuje nam, że jedynie niezależność ruchów wobec rządów może przynieść skuteczność w zakresie ponownego wynajdywania programu i polityki prowadzącej w kierunku „dobra wspólnego”. Także od sił, które wsparły Mélenchona i od niego samego, oczekujemy podobnego kierunku postępowania.
Nie zapominamy jednak, że sukces FN w pierwszej turze buduje poważną przeszkodę dla jakiejkolwiek próby zaproponowania demokratycznej odnowy Unii Europejskiej. I nie tylko, tak silny FN stanowić będzie poważny punkt odniesienia dla wszystkich struktur faszyzujących i reakcyjnych w Europie. Od tej pory należy poświęcić antagonistyczną uwagę każdej prowokacji europejskiej prawicy. Mówię to bez żadnego antyfaszystowskiego fetyszyzmu, a jedynie mając świadomość, że sprawa ta dotyczy sił niebezpiecznych i przewrotnych.
Przypis:
[1] Martin Wolf, Why the euro zone may yet survive, LINK
Antonio Negri
tłumaczenie: Cezary Stępkowski
Artykuł pochodzi ze strony Praktyki Teoretycznej.