Niżej podpisani wyrażają poparcie dla działań „Solidarności” i innych organizacji, które podjęły próbę powstrzymania antyspołecznej i pozbawionej legitymizacji „reformy emerytalnej”.
W minionym tygodniu mieliśmy do czynienia z wyjątkowym, nawet jak na polskie warunki, natężeniem nagonki na związki zawodowe. Bezpośrednim pretekstem dla serii wypowiedzi ze strony osób, które odgrywają opiniotwórczą rolę w stosunku do części polskiego społeczeństwa (m. in. byłego prezydenta Wałęsy, obecnego – Bronisława Komorowskiego, prof. Magdaleny Środy, Janusza Palikota, Ryszarda Kalisza) był kolejny protest NSZZ „Solidarność” w sprawie reformy emerytalnej, który tym razem przyjął formę blokady parlamentu. Wobec tej nowej w Polsce metody walki o prawa pracownicze sfera publiczna zatrzęsła się z oburzenia, a aktorom politycznego teatru pomyliły się role. Były przewodniczący „Solidarności” zażądał od premiera spałowania protestujących, pewien poseł Ruchu Palikota poczuł się więźniem politycznym. Sam Palikot przejął się losem trawników, na które „szczali” związkowcy, zaś prof. Środa – kondycją polskiego katolicyzmu. Wielu rzekomo postępowych publicystów, na co dzień ubolewających nad „słabością polskiego społeczeństwa obywatelskiego”, zajęło się obroną majestatu władzy przed „partyjno-religijno-radykalnymi roszczeniowcami” (by ponownie nawiązać do pani etyk), czy zagrożeniem dla narodowego bezpieczeństwa, jakie niesie za sobą blokada Sejmu. Powróciły także dobrze znane sugestie, by związek zmienił nazwę i porzucił odwołania do „pierwszej «S»” , oraz zarzuty jego upolitycznienia. Znamienne, że o upolitycznieniu mówi się w odniesieniu do ostatnich paru lat, nigdy do czasów, kiedy związek „rozciągał parasol nad reformami” albo stanowił bezpośrednie zaplecze partii rządzącej. O upolitycznieniu ma np. świadczyć to, iż przeciwników reformy i zwolenników referendum związkowcy przepuszczali, a głosujących za rządowym projektem i przeciw referendum – nie. Nie mogło się też obyć bez jeszcze silniej osadzonych w tradycji naszej (?) debaty publicznej określeń: „warcholstwa” i „zadymiarstwa”. Szczególnie wiele uwagi poświęcono aktom przemocy, których mieli dopuścić się związkowcy.
Wielu komentatorom umknął tymczasem szerszy obraz sytuacji, tj.: zablokowanie wniosku o referendum w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego, kolejne dowody kompletnego braku zainteresowania rządu dialogiem społecznym. Publicyści i eksperci, zwykle bardzo zatroskani o „młodą polską demokrację”, uporczywie ignorują fakt, że parlament zmienił się w ostatnich latach w maszynkę do głosowania. Bezkrytycznie przyjęli za to opowieść „oblężonych” posłów z emerytalnej koalicji o ich poczuciu zagrożenia wobec agresywnego tłumu (szczególnie wobec „bierności policji”; Janusz Palikot zasugerował nawet, że w antysystemowym spisku brała udział… administracja parlamentu, która odmówiła mu dostępu do zapisów kamer przemysłowych z Wiejskiej). Jawne fałsze, jak ten mówiący, że podwyższenie wieku emerytalnego „nastąpi za 30 lat”, albo teza, że skutkiem wykluczenia sporej grupy wiekowej z systemu ubezpieczeń społecznych będzie wzrost przyszłych świadczeń emerytalnych, wypowiadane są z kamienną twarzą zarówno przez ministrów obecnego rządu RP, jak i licznych dziennikarzy i komentatorów.
Pragniemy zauważyć, że parogodzinna blokada parlamentu stanowi formę protestu zarówno uprawnioną, jak i nie odbiegającą od metod stosowanych przez stronę społeczną w „starych demokracjach”. Wyrażamy zarazem stanowczy sprzeciw wobec manipulacji i wrzutek propagandowych, jakimi częstują nas publiczni funkcjonariusze i tzw. czwarta władza. Opowiadamy się przeciwko dalszemu ograniczaniu funkcji społecznych państwa, przeciwko decyzjom, które nie są, jak każe się nam wierzyć, ekonomiczną koniecznością, lecz świadomym wyborem politycznym, który spowoduje zwiększenie nierówności i niesprawiedliwości w Polsce. Protestujemy przeciwko dalszemu naruszaniu zasad demokracji, dialogu społecznego i konstytucyjnych praw związkowych, żądając zarazem od wpływowych instytucji kontrolnych: głównonurtowych mediów, wielkich organizacji pozarządowych i instytucji państwowych, by broniły tych zasad co najmniej równie gorliwie, jak bronią nienaruszalności osobistej parlamentarzystów.
List otwarty można podpisać TUTAJ.