Kapitał jest pracą umarłą, która jak wampir ożywia się tylko wtedy, gdy wysysa żywą pracę, a tym więcej nabiera życia, im więcej jej wyssie”.
Karol Marks
I.
Od jakiegoś czasu słowo „kryzys” ze zrozumiałych powodów jest na ustach wszystkich. „Mamy kryzys” – w to nikt już nie wątpi. Kryzys globalnych rynków finansowych łączy się z kryzysem lokalnych gospodarek, do tego dochodzą kryzysy polityczne w obrębie poszczególnych państw narodowych, a także i na wyższym poziomie (Unia Europejska). Gdy upadają kolejne banki; gdy państwa bankrutują albo dramatycznie spada ich rating; gdy bezrobocie i ceny wystrzeliwują w górę – to wszystko dlatego, że mamy kryzys. Mało kto jednak tak naprawdę rozumie o co w tym wszystkim chodzi. Przecież jeszcze w latach 90. wmawiano nam, że kryzysy ekonomiczne są już przeszłością i czeka nas nieustanna hossa. Że wolne rynki w wolnych krajach same się uregulują, a jak coś pójdzie nie tak, to niezależny bank centralny odpowiednio pomanipuluje przy stopach procentowych i wszystko wróci do normy, czyli do ciągłego wzrostu PKB.
Trudno jednak o jakąś konsekwencję w kwestiach szczegółowych. Gdy właściciel przedsiębiorstwa dokonuje lokautu i setki lub tysiące pracowników są wyrzucani na bruk, to wina leży po stronie kryzysu, nie przedsiębiorcy. Gdy ktoś przytomny zauważa, że mnóstwo młodych ludzi pracuje na umowach śmieciowych, bez ubezpieczenia zdrowotnego i bez perspektyw na etat, to raz jest to tłumaczone kryzysem, a innym razem tym, że młodzież nierozsądnie wybiera kierunek studiów. Zaś w przypadku dramatycznej sytuacji Grecji, większość stwierdzi, że to nie wina kryzysu jako takiego, ale że kryzys wywołali sami Grecy, leniąc się, nie odprowadzając podatków i korzystając z niezasłużonego przywileju zabezpieczeń socjalnych. Absurd? Najwyraźniej nie tylko nikt nie wyobraża sobie, skąd wziął się obecny kryzys, lecz również w ogóle nie rozumie tego pojęcia, tak przecież istotnego dla zrozumienia naszej rzeczywistości, a traktowanego przeważnie jako słowo-klucz, które zamiast wyjaśniać, jeszcze bardziej wszystko zaciemnia.
Wydawałoby się, że współcześni lewicowi intelektualiści, na których głos elity ekonomiczne i polityczne są przeważnie głuche, powinni w obecnych czasach lepiej radzić sobie z pojęciem kryzysu. Owszem, radzą sobie lepiej, lecz nie dotykają istoty rzeczy. Czytając – na przykład – Naomi Klein lub Davida Harveya, ma się wrażenie, że źródła obecnego kryzysu upatrują oni wyłącznie w tym, co można nazwać kapitalizmem finansowym, czyli dominacją spekulacji i operacji finansowych (gdzie pieniądz ma charakter wirtualny) nad przemysłem czy produkcją materialną. Idąc tym tropem wielu lewicowych intelektualistów, którzy nie mają pomysłu, jak mogłaby wyglądać przyszłość, siłą rzeczy wraca marzeniami do powojennego typu państwa opiekuńczego, welfare state, z silnymi związkami zawodowymi, maksymalnym zatrudnieniem, interwencjonizmem państwowym, stabilnymi kursami walut itp. Cezurę dla tych czasów upatrują w zdobyciu hegemonii przez szkodliwą ideologią neoliberalną pod koniec lat 70., która trwa do dziś. Jeśli dla zdeklarowanych socjalistów ideał tkwi w przeszłości, a cały problem sprowadza się do takiego urządzenia przyszłości, aby jak najbardziej przypominała ona minione czasy, to nie tylko nie jest to lewicowe (czy ogólnie: postępowe), lecz także paradoksalnie współbrzmi z tezami pewnych konserwatywnych liberałów, upatrujących w figurze państwa dobrobytu (obecnie na przykładzie krajów skandynawskich) jedną z inkarnacji idei socjalistycznej. Jeśli zaś powody obecnego kryzysu odnajdujemy w nadmiernej wirtualizacji gospodarki światowej, w przewadze kapitału finansowego nad produkcyjnym, a bezpośrednio w spekulacjach i traktowaniu kredytów jak realnych pieniędzy, to zapominamy, że kryzysy są nieodłącznym składnikiem istoty kapitalizmu i jego dynamiki. Jest to stara prawda, z którą nie polemizują nawet twardogłowi liberałowie, lecz na ogół o tym milczą i zawsze wyglądają na zaskoczonych, gdy nadejdzie kolejne zahamowanie gospodarki.
II.
Kryzysy są nieodłączną cechą kapitalizmu. Żeby zrozumieć ten oraz poprzednie kryzysy, trzeba zrozumieć współczesny, używając terminologii Wallersteina, system-świat, czyli po prostu – kapitalizm. Taki jest punkt wyjścia dla Chrisa Harmana, zmarłego w 2009 roku brytyjskiego marksisty, który przez dziesięciolecia swojej działalności intelektualnej i organizacyjnej pozostawał zarazem antykapitalistą i antystalinistą. Kapitalizm zombi. Globalny kryzys i aktualność myśli Marksa to ostania publikacja Harmana. Choć tytuł wskazuje, że tematem książki jest obecny kryzys, to w rzeczywistości jej autor tworzy rozległą i wielowątkową „opowieść” o historii gospodarczej świata, jaki wyłonił się po rewolucji przemysłowej i rewolucji francuskiej. Harman opisuje, analizuje, krytykuje i wyjaśnia, jak działa kapitalizm od początków XIX stulecia po dzień dzisiejszy. Używa w tym celu Marksowskiej siatki pojęciowej poszerzonej o niektóre dokonania późniejszych marksistów (ale nie tylko), by – jak pisze – „posłużyć się koncepcjami Marksa, żeby wykroczyć poza Marksa”. Harman w tym celu przystępnie i wyczerpująco prowadzi czytelnika przez różne nurty i odmiany dyskursów ekonomicznych, pokazując ich wewnętrzne przemiany, a także sprzeczności ukryte pod płaszczem „obiektywnych prawd ekonomii”. Temu zasadniczo służy część pierwsza, w której opisuje podstawowe pojęcia Marksa i ich bliską relację z terminologią pierwszych ekonomistów klasycznych (Smith, Ricardo, Malthus, Say); przedstawia neoklasyczną krytykę (Bohm-Bawerk, von Bortkiewicz, Pareto, Jevons, Walras) Marksowskiej teorii wartości oraz odpowiedź na tę krytykę najważniejszych marksistowskich teoretyków z przełomu XIX i XX wieku, ukazując przy tym zachodzenie na siebie ekonomii i polityki w ramach kategorii państwa, kapitalizmu i imperializmu (Henryk Grossman, Hilferding, Luksemburg, Lenin, Bucharin).
Część druga, bardziej historyczna, ale nie mniej teoretyczna niż pierwsza, opisuje ewolucję kapitalizmu w XX wieku od zakończenia I wojny światowej i wielkiego kryzysu lat 1929-1933, przez II wojnę światową i hegemonię keynesizmu, aż po agonię tego ostatniego u progu lat 80. Oś tego fragmentu stanowi ukazanie koniecznego sojuszu państwa i kapitału (przy znaczącym współudziale nieprodukcyjnych wydatków na cele militarne), który spełnił się w całej okazałości w okresie „złotego wieku kapitalizmu”, czyli tego, co Francuzi nazywają powojennym „chwalebnym trzydziestoleciem”. Przy czym nie chodzi tu jedynie o kontekst świata zachodniego – kapitalizm przekracza polityczne podziały symbolizowane przez „żelazną kurtynę” i jako „kapitalizm państwowy” staje się dominującą w skali globalnej formą ekonomiczno-polityczną .
Przedmiotem części trzeciej jest okres od lat 80. po czasy współczesne. Harman ujmuje zjawiska finansjeryzacji i globalizacji przez pryzmat potężnej restrukturyzacji gospodarczej, będącej odpowiedzią na kryzys, który odesłał do lamusa keynesizm i rozmontował państwo dobrobytu. Zasadniczo kryzysy umożliwiają ponowne ożywienie gospodarki, lecz według Harmana niemożliwy jest powrót do stanu sprzed kryzysu i odtworzenia poprzednich stóp zysku. Powołując się na liczne dane statystyczne międzynarodowych instytucji (OECD, UNCTAD, WTO, MFW itp.), wskazuje, że wbrew obiegowym opiniom ekonomistów głównego nurtu mamy do czynienia ze wzrostem inwestycji względem pracy oraz z koncentracją kapitału, a odsyłana do historii klasa robotnicza, choć zmienia się jej powierzchowny charakter, wciąż przybiera na liczbie („Rozróżnienie wprowadzone przez Marksa nie przeciwstawiało sobie produkcji materialnej i tego, co dziś się określa jako usługi”). Harman odrzuca też uproszczoną wizję globalizacji ostatnich lat jako całkowitego znoszenia narodowych barier dla „ponadgranicznych przepływów handlowych i wzajemnej zależności produkcji”; wedle niego w skali globalnej mamy raczej do czynienia z fuzjami i nabyciami niż tworzeniem nowych mocy produkcyjnych, które integrują się jedynie w ramach bloku Stany Zjednoczone – Unia Europejska – Azja-Japonia. Następuje więc raczej stopniowa i nierównomierna regionalizacja niż globalizacja w powszednim rozumieniu. Fałszywe jest również, zdaniem Harmana, postrzeganie globalizacji przez pryzmat wielkich ponadnarodowych korporacji: „Wielkie przedsiębiorstwo nie zrywa więzi z państwem, ale dąży do zwiększenia liczby państw, z którymi jest związane”.
III.
Mówi się, że kapitał tworzy bogactwo, a pracodawcy „zapewniają ludziom pracę”, podczas gdy w rzeczywistości praca powiększa wartość kapitału, pracownik zaś dostarcza pracy pracodawcy.
Chris Harman
Gdyby skończyć w tym miejscu, powyższy zarys stanowiłby tylko przegląd postaw i poglądów często występujących w lewicowym pisarstwie ostatnich lat. O charakterze Kapitalizmu zombi na tle innych krytycznych wobec kapitalizmu pozycji decydują jednak dwie kwestie, które należy tu uwypuklić: przyjęcie teorii kapitalizmu państwowego i uznanie spadkowej tendencji stopy zysku. Ta ostatnia kwestia, kluczowa dla Harmana, jest jednak zbyt obszerna jak na formę recenzji, wymagałaby bowiem streszczenia całego (co najmniej!) trzeciego tomu Kapitału. Jak pisze Harman: „dla nowicjuszy zapoznających się z pismami Marksa jest to jedna z najtrudniejszych do zrozumienia części jego teorii, a także jedna z najbardziej kontrowersyjnych”; odrzuca ją wielu marksistów akceptujących Marksowską teorię wartości i koncepcję kryzysu, jak np. Michel Husson w swojej książce Kapitalizm bez znieczulenia. Wedle Harmana jednak prawo spadkowej tendencji stopu zysku „umożliwia stwierdzenie, że kapitalizm skazany jest na zagładę przez siły produkcji, które sam wytwarza”. Ogólnie mówiąc, właśnie to prawo stanowi wedle Marksa (i Harmana) główną przyczynę nawrotów kryzysów. Ową relację między stopą zysku a wybuchem kryzysu najlepiej zilustruje zacytowanie fragmentu Kapitalizmu zombi, w którym Harman opisuje początki kryzysu lat 70.:
Jeden z paradoksów kapitalizmu polega na tym, że choć wzrost organicznego składu kapitału [czyli stosunku wartości inwestycji do wydatków na zatrudnienie siły roboczej – przyp. J. N.] pomniejsza przeciętne stopy zysku, to zwiększa zysk pierwszego kapitalisty, który wprowadza nowe maszyny i urządzenia. Tak więc Japończycy i Niemcy Zachodni, decydując się na kapitałochłonne formy inwestycji, obniżali światowe stopy zysku, zwiększając jednocześnie udział swoich krajów w światowych zyskach. Ich zwiększona konkurencyjność na rynkach eksportowych zmuszała inne kapitalizmy do płacenia spadkiem stóp zysku za zwiększony organiczny skład kapitału Japonii i Niemiec. To jednak z kolei stwarzało presję na innych kapitalistów, by podnosili swoją konkurencyjność, zwiększając organiczny skład kapitału. W rezultacie nastąpił spadek stóp zysku w latach 70. W 1973 roku były one już tak niskie, że gwałtowny wzrost cen surowców i żywności w wyniku ożywienia gospodarczego w poprzednich dwóch latach wystarczył, żeby rozwinięte gospodarki Zachodu pogrążyły się w recesji.
Drugim zagadnieniem kluczowym dla właściwego zrozumienia marksizmu Chrisa Harmana jest teoria kapitalizmu państwowego, którą przejął od nieortodoksyjnego trockisty Tony’ego Cliffa. Harman przytacza cytat z Marksa, wedle którego kapitał państwowy można włączyć do sumy kapitałów indywidualnych, „o ile rządy stosują produkcyjną pracę najemną w górnictwie, kolejnictwie itp., a więc o ile wykonują funkcje przemysłowych kapitalistów”. Tak więc o tym, co jest kapitalistyczne, decyduje akumulacja w konkurencyjnym środowisku oraz zagarnianie wartości dodatkowej wskutek wyzysku pracowników, czego może dokonywać i biurokracja państwowa, i prywatny przedsiębiorca. W ostatecznym rachunku państwa konkurują z innymi państwami, tak jak indywidualne kapitały konkurują między sobą. „Państwo dążyło do tego, aby znacjonalizowany przemysł zapewniał akumulację krajową, która dorównywałaby akumulacji zagranicznych konkurentów, tak by mogło z powodzeniem przetrwać w warunkach gospodarczej i/lub militarnej konkurencji. […] Państwo mogło planować produkcję w posiadanych przez siebie przedsiębiorstwach, ale planowanie, podobnie jak w każdej firmie prywatnej, było podporządkowane zewnętrznej konkurencji”.
Powyższe słowa odnoszą się zarówno do kapitalistycznych państw Zachodu, jak i państw „realnego socjalizmu” z ZSRR na czele. Harman, podążając za Cliffem, uważa, że ZSRR było inną formą kapitalizmu państwowego, obecnego w tym samym czasie także po drugiej stronie „żelaznej kurtyny”; nie było zaś, jak chciał Trocki i wielu jego akolitów, reżimem przejściowym między kapitalizmem a socjalizmem (tzw. „zdegenerowanym państwem robotniczym”): „Choć państwa te nazywały się « socjalistycznymi» [mowa o krajach Układu Warszawskiego – przyp. J. N.], ich dynamika gospodarcza zależała od stosunków z szerszym światem kapitalistycznym. […] Była to ta sama logika konkurencyjnej akumulacji, która działała w ogromnym niekiedy sektorze przemysłowych kapitalistycznych krajów Zachodu. Organizacja produkcji w ZSRR mogła polegać na zgromadzeniu różnych wartości użytkowych […] celem wytworzenia kolejnych wartości użytkowych. Ale dla rządzącej biurokracji liczyło się to, jak te wartości mają się do podobnych zbiorów wartości użytkowych wytwarzanych w wielkich korporacjach na Zachodzie. To zaś oznaczało porównywanie nakładów pracy wykorzystywanych w ZSRR z tymi w zachodnich korporacjach. Albo, by użyć terminologii Marksa, produkcja w ZSRR podlegała prawu wartości działającemu w skali globalnej”.
Cytat ten pokazuje, że kapitalizmu wedle teorii Cliffa-Harmana nie charakteryzuje ani rynkowa alokacja zasobów gospodarczych, ani też prawna forma własności, ale przede wszystkim przymus nieustannej, konkurencyjnej akumulacji opartej na wyzysku części społeczeństwa. Biurokracja radziecka, mimo że nie posiadająca formalnego tytułu własności środków produkcji ani możliwości przekazywania swej pozycji w drodze dziedziczenia, była wedle Harmana tak samo klasą społeczną, jak burżuazja czy kościół katolicki w średniowieczu. Oczywiście, jeśli klasę definiuje się jedynie przez indywidualne posiadanie własności, to biurokracja radziecka lub amerykańska nie może stanowić klasy wyzyskującej. Tylko że nie możemy określać klasy wyłącznie na podstawie źródeł dochodów, prowadziłoby to bowiem do teoretycznie nieskończonego podziału na klasy. Istotne jest tutaj to, iż klasa rządząca, czy tego chce, czy nie, w warunkach kapitalizmu państwowego musi działać jako instrument akumulacji kapitalistycznej lub przynajmniej utożsamiać swój interes z rodzimymi kapitalistami.
Kapitalizm zombi to bez wątpienia jedna z najważniejszych lewicowych książek, jakie ukazały się w Polsce w ostatnim czasie. Choć przeładowana jest wiadomościami ekonomicznymi i politologicznymi, skierowana została do szerszego i laickiego grona odbiorców, napisana językiem pozbawionym maniery publikacji naukowej, stanowi zarazem wstęp do jak najbardziej zajmujących dla nauk społecznych kwestii. Pod tym względem książkę Harmana można by uznać za podręcznik lub wprowadzenie do historii gospodarczej minionych dwóch stuleci z punktu widzenia heterodoksyjnej ekonomii marksistowskiej, która jednak pozostaje w ciągłym i krytycznym dialogu z ekonomią głównego nurtu. W bardzo niewielu miejscach dyskurs Harman zahacza o język i slogany rodem z manifestacji politycznej. Nie można mu zarzucić pretensjonalności, a jego zaangażowanie działacza nie przesłania krytycznego namysłu. Z tezami zawartymi w książce zapewne będzie się kłócić wielu keynesistów, liberałów, ale także zdeklarowanych radykalnych socjalistów. Mimo to Kapitalizm zombi doskonale pokazuje bardzo sędziwy problem związany z myśleniem lewicowym odnoszącym się do Marksa. Bo o jakim marksizmie w tym wypadku można mówić? Czy marksizm jako spójna doktryna podzielana przez szersze grupy ludzi w ogóle istnieje? Czy mamy do czynienia obecnie z wieloma marksizmami, z których większość jest zgodna tylko do wzajemnej kłótni? Otóż problem ten sprowadza się do pytania: czy marksizm jest ekonomią, doktryną polityczną, całościowo spójnym światopoglądem, nauką społeczną, filozofią?
Pytania te zadawane są przynajmniej od czasów agonii II Międzynarodówki (w I Międzynarodówce byli jeszcze anarchiści). Marksizm Harmana to ekonomia polityczna, ekonomia makrostruktur, dążąca do pewnego stopnia obiektywności charakterystycznej dla pretendujących do miana nauki sensu largo nauk społecznych, a przy tym niestroniąca od zaangażowania. Gdy Harman używa sformułowań typu „obiektywne prawo”, „obiektywna tendencja”, to, mimo swojego lekkiego dystansu do danych statystycznych, na których się opiera, wszystko to trąci myszką. Trudno czytać Kapitalizm zombi świeżo po lekturach Gramsciego, Luká csa, Horkheimera czy Marcusego, dla których marksizm był czymś więcej niż ekonomią. Co prawda „ekonomizm” Harmana potrafi być denerwujący, nie jest to jednak ekonomizm leseferystów-spirytualistów z ich urojoną ręką rynku. Mimo tych epilogowych utyskiwań na Harmana, trzeba w końcu rzec, iż jego styl uprawiania marksizmu jako ekonomii, tyle że krytycznej, w gruncie rzeczy przeważa wśród radykalnie lewicowych badaczy kapitalizmu. Marksistowscy filozofowie albo już nie żyją, albo dawno zostali postmodernistami.
Tak więc Marksa w Kapitalizmie zombi jest dużo i jest to Marks bardzo sumiennie wyłożony. Szkoda tylko, że tak mało tam jego filozofii społecznej.
Chris Harman: „Kapitalizm zombi. Globalny kryzys i aktualność myśli Marksa”, przeł. Hanna Jankowska, Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2011.
Jakub Nikodem
Tekst ukazał się na stronie internetowej Literatki.com (www.literatki.com).