Dotarcie na spotkanie dyskusyjne promujące Bunt miast nie było łatwe. PKiN, w którym mieści się, nieprzypadkowo wybrany na miejsce spotkania Teatr Dramatyczny, odcięty był od miasta Strefą Kibica. Pojawiły się barierki, bramki, ochraniarze i kontrole. Pracownicy różnych instytucji ulokowanych w Pałacu oznaczeni zostali identyfikatorami z napisem STAFF, co kojarzyło się z absurdalną rozbudową systemu kontroli przed Europejskim Szczytem Ekonomicznym z 2004 r., podczas którego stali mieszkańcy wytyczonej w centrum Warszawy, "czerwonej strefy" w której obradowali politycy, chcąc wejść do własnych mieszkań, musieli posługiwać się specjalnymi przepustkami! Teraz, by dostać się do Pałacu Kultury, należało skorzystać z zawiłego systemu wewnętrznych dziedzińców, przejść i korytarzy.
Bunt miast (Rebel Cities, 2012) - książka wydana przez Fundację Bęc Zmiana we współpracy z Praktyką Teoretyczną, swą polską premierę miała niespełna miesiąc po światowej. Jej autor, David Harvey (ur. 1935) - profesor antropologii w City University of New York (CUNY), teoretyk społeczny oraz jeden z najwybitniejszych, współczesnych geografów, nie jest w Polsce całkiem nieznany. Parę lat temu ukazało się tłumaczenie jego książki Neoliberalizm. Historia katastrofy (wyd. Książka i Prasa, Warszawa 2008). Charakter tego popularnego, z werwą napisanego szkicu, zachował on również w Buncie miast. Przedstawiając dwa postulaty ruchów miejskich - prawo do miasta oraz miejskiej rewolucji - autor przedstawił tezę, iż ten pierwszy jest konsekwencją drugiego.
W pierwszej części swej książki zatytułowanej Miejska rewolucja, zastanawiając się, czym jest prawo do miasta, przygląda się korzeniom kryzysów kapitalistycznych i z perspektywy marksistowskiej śledzi akumulację kapitału poprzez urbanizację. W drugiej, znacznie krótszej części pt. Bunt miast, Harvey rozważa, na ile możliwe jest odzyskanie miasta dla walki antykapitalistycznej. Tytułowe "prawo do miasta" postrzega jako żądanie klasowe, a zastanawiając się w jaki sposób przeprowadzić miejską rewolucję oraz zorganizować miasta, pokrótce przedstawia swoje alternatywy. Wreszcie, w dwóch końcowych szkicach, bezkompromisowej krytyce globalnego kapitału, przygląda się zamieszkom w Londynie z 2011 r. oraz działalności nowojorskich "okupantów", którzy zbuntowali się przeciwko bankierom z Partii Wall Street.
Harvey traktuje miasto jako "inkubator" rewolucyjnych pomysłów. Badając korzenie współczesnych ruchów miejskich, cytuje Henri Levebvre'a, autora rewolucyjnej pracy Prawo do miasta (1967). Uprzedzając "wybuch" (irruption) wydarzeń Maja 1968 r., ten francuski filozof stwierdził, iż odpowiadające naszym potrzebom miasto musimy sobie "stworzyć sami". Jednak Harvey nie odwołuje się tylko do dorobku intelektualnego Levebvre'a, gdyż jego zdaniem znacznie ważniejsze jest to, co dzieje się na ulicach miast. Choćby w Brazylii, gdzie w latach 90. do konstytucji wprowadzono zapisy gwarantujące prawo do miasta. Odpowiedzią na ekspansję neoliberalnego kapitalizmu stał się również wypracowany w brazylijskim Porto Allegre model "budżetu partycypacyjnego", który przygotowują mieszkańcy miasta. W czerwcu 2007 r. na Forum Społecznym Stanów Zjednoczonych w Atlancie zebrały się różne ruchy społeczne, tworząc Right to the City Alliance. Ta koalicja ruchów społecznych skupiła lokatorów o niskich dochodach, wywodzących się z dyskryminowanych mniejszości etnicznych, bezdomnych domagających się prawa do mieszkania i podstawowych usług oraz kolorową młodzież z grup LGBT, poszukującą bezpiecznych przestrzeni publicznych. Po latach samotnych walk o swe postulaty - walki z bezdomnością, gentryfikacją, wysiedleniami, kryminalizacją biedy i inności - aktywiści postanowili działać wspólnie, sądząc, że w ten sposób szybciej doprowadzą do zmian. Zaczęli domagać się realizacji polityki miejskiej odpowiadającej ich potrzebom, ale również - nowej, ogólnodostępnej przestrzeni publicznej, w której mogliby prowadzić swą działalność. "Musimy zrozumieć, że ci, którzy budują i podtrzymują życie miejskie, mają pierwszeństwo w ubieganiu się o to, co sami wyprodukowali oraz, że jednym z ich roszczeń jest możliwość urządzenia miasta bardziej według własnych pragnień - pisze Harvey - Dopiero wówczas będziemy mieli do czynienia z polityką tego, co miejskie, która ma sens"
Zdaniem Davida Harveya tradycyjne miasto, które zabił nieokiełznany rozwój kapitalizmu, stało się "ofiarą" "niemożliwej do zaspokojenia" potrzeby akumulacji kapitału. Autor Buntu miast przekonuje, że decydującą rolę w jego absorpcji odegrała urbanizacja. Polityka kapitalizmu polega na nieustannym pomnażaniu zysków oraz szukaniu nowych terenów pod przynoszącą profity produkcję, a jeśli na rynku nie ma wystarczającej siły nabywczej - na poszukiwaniu nowych rynków zbytu, tworzeniu instrumentów kredytowych oraz promocji nowych produktów i stylów życia. Harvey sięga do historii przekonując, że kryzys, który dotknął Paryż w 1848 r., polegał na jednoczesnym niewykorzystaniu nadwyżki siły roboczej oraz kapitału. Aby poradzić sobie z wchłonięciem tej drugiej, cesarz Napoleon III Bonaparte ogłosił plan modernizacji Francji i jej kolonii. Po spacyfikowaniu politycznej opozycji, w 1853 r. sprowadził do Paryża barona Georgesa Eugène Haussmanna, by pokierował pracami publicznymi. Zamieniwszy stolicę Francji w "miasto świateł" oraz wielkie centrum turystyki, rozrywki i konsumpcji, urbanista ten w imię "rozwoju" i "renowacji" zniszczył stare, zubożałe dzielnice, a z centrum Paryża usunął klasę robotniczą oraz inne, "niezdyscyplinowane elementy". Słynne, szerokie bulwary Haussmanna od początku miały służyć władzom do sprawowania militarnej kontroli nad zbuntowanymi obywatelami. Gdy w 1868 załamał się system ekonomiczny i kredytowy, na którym oparta była prosperita Paryża, z pragnienia odzyskania miasta przez tych, których z niego wywłaszczono, zrodziła się Komuna Paryska (1871). Kryzys finansowy poprzedził też rewoltę z 1968 roku.
Najnowsza ekspansja miast przyniosła radykalną zmianę stylu życia, zarezerwowaną jedynie dla osób dość majętnych. W metropoliach całego świata rozmnożyły się centra handlowe, multipleksy, hipermarkety, bary fast food, butiki oraz ufortyfikowane osiedla strzeżone. Pracę, polegającą na tworzeniu miejskiego życia wykonuje źle opłacany i zorganizowany prekariat, zastępujący tradycyjny proletariat. Przestrzeń publiczną sprywatyzowano, poddano nadzorowi kamer, a cały ten proces wykluczania z życia miejskiego tych, którzy nie dysponują dostatecznym kapitałem, Sharon Zukin określiła jako "pacyfikację przy użyciu cappuccino". Z nieruchomości przejętych przez rynek, których ceny niebotycznie wzrosły, wywłaszczono pierwotnych lokatorów, których nie stać było na płacenie czynszu. Te procesy urbanizacyjne, pociągające za sobą pozbawienie mas jakiegokolwiek prawa do miasta, zyskały charakter globalny. Te, w których mieszkamy - coraz bardziej "pokawałkowane" miejsca nierównej dystrybucji bogactwa - stały się zarzewiem sporów. Analizując proces tworzenia dóbr wspólnych, Harvey zauważa, że kwestia ta zawsze wywołuje spory, dlatego na Placu Syntagma w Atenach, Placu Tahrir w Kairze oraz Plaça de Catalunya w Barcelonie gromadziły się ostatnio tysiące ludzi.
W drugiej części swej książki Harvey skrótowo kreśli długą historię miejskich walk klasowych, od ruchów rewolucyjnych w Paryżu z 1789, 1830 i z 1848 r., poprzez Komunę Paryską, po współczesne ruchy młodzieżowe, zainicjowane w Kairze, Madrycie, Santiago, czy w Nowym Jorku (Occupy Wall Street). Kluczowe pytanie, które sobie zadaje, brzmi: "czy walki o miasto i w jego obrębie powinny być postrzegane jako perspektywy dla polityki antykapitalistycznej?" Tak - odpowiada - bowiem wyzysk nie ogranicza się jedynie do zakładów pracy. Dotyczy też rynku nieruchomości, a codziennemu życiu ludzi towarzyszą często spekulacje finansowe, manipulowanie kredytami i zyskami, przejmowanie rent oraz wywłaszczenia. Tysiące robotników zaangażowanych w podtrzymywanie miejskiego życia wytwarza wartość dodatkową podobnie, jak w fabryce. Dla przykładu, w Komunie Paryskiej ważną rolę odegrali budowniczowie oraz murarze, których Haussmann sprowadził do Paryża, a we wczesnych latach 70. związkowcy z ruchu Green Ban w Nowej Południowej Walii odrzucali nie dość ekologiczne projekty. Okupacja fabryk w ogarniętej kryzysem Argentynie w 2001 r. pokazała, iż organizowanie sąsiedztwa jest równie istotne, co organizowanie się w miejscu pracy. Wtedy też kooperatywnie zarządzane zakłady zamieniono w służące lokalnej wspólnocie, centra edukacyjno-kulturalne. Autor Buntu miast wyciąga więc wniosek, że walki pracownicze - od strajków po okupację fabryk - mają większe szanse, gdy mogą liczyć na wsparcie lokalnych wspólnot, dlatego warto je budować.
Na kluczowe pytanie: "jak organizować miasto?" Harvey nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć. Podaje jedynie parę przykładów, a szczególnie dużo miejsca poświęca boliwijskiemu miastu El Alto na płaskowyżu ponad La Paz. Wyrosły z niego zbuntowane ruchy, które zmusiły do dymisji neoliberalnego prezydenta, Sáncheza Lozadę (2003) oraz jego następcę, Carlosa Mesę (2005). Kiedy państwo wycofało się ze swych funkcji publicznych, mieszkańcy El Alto - głównie górnicy wyrzuceni z prywatyzowanych w latach 80., zamykanych kopalni cyny - utworzyli szereg drobnych związków zawodowych i Stowarzyszeń Sąsiedzkich, zajmujących się organizacją pomocy dla potrzebujących oraz mediacją podczas konfliktów. Odrzucając pracę w jednym miejscu, postawili oni na chałupniczy system produkcji. Integrują ich lokalne wydarzenia kulturalne - fiesty i święta religijne oraz dzielnicowe zgromadzenia ludowe. Te, wspólnotowe modele oddolnej organizacji uczą innego spojrzenia na miejskość. Zmiana mentalności mieszkańców El Alto sprawiła, że wbrew neoliberalnej logice możliwa okazała się budowa antykapitalistycznego, przyjaznego mieszkańcom miasta.
Uczestnicy dyskusji w Teatrze Dramatycznym: Joanna Erbel (Krytyka Polityczna, Instytut Socjologii UW), Artur Celiński (Res Publica Nowa), Krystian Szadkowski (Praktyka Teoretyczna) oraz prowadzący ją Jacek Żakowski (Polityka), zastanawiali się, czy perspektywę Harveya można przenieść na nasz grunt oraz dlaczego nie napisał on o polskich ruchach miejskich? - Zapewne dlatego, że są one jeszcze dość słabe, może jednak nieliczne protesty pod hasłem: "Chleba zamiast igrzysk" przeciwko organizacji kosztownych rozgrywek EURO 2012 przez polskie, zadłużone miasta, to symptom zmian? Być może prawdziwy "bunt miast" dopiero nas czeka.
David Harvey, Bunt Miast. Prawo do miasta i miejska rewolucja, tłum. "Praktyka Teoretyczna", red. Krystian Szadkowski, wyd. Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2012.
Agnieszka Maria Wasieczko
Recenzja ukazała się w na stronie internetowej www.obieg.pl.