„Już pobieżna lektura jego wspomnień ujawnia niekonsekwencje i skłonność do ubarwień.” – pisze o Antonim Słonimskim Joanna Kuciel-Frydryszak.
Życie Słonimskiego to nie tylko losy jednostki, która pisała mniej lub bardziej udane wiersze. To nie tylko losy człowieka, który obok Tuwima, Wierzyńskiego, Lechonia i Iwaszkiewicza tworzył jedną z najbardziej znanych grup poetyckich – Skamander.
Joanna Kuciel-Frydryszak snuje przed czytelnikiem opowieść o Słonimskim, bez którego polska poezja wyglądałaby zupełnie inaczej. Bez którego Polska XX wieku wyglądałaby inaczej. Podobno premier Józef Cyrankiewicz miał powiedzieć, że Polską rządzą trzy siły polityczne – partia, Kościół i Antoni Słonimski.
Liberał – a jednocześnie socjalista. Kiedy po wojnie podjął decyzję o powrocie do Polski, był silnie krytykowany przez emigrację. Ówczesne władze nie ułatwiły mu pogodzenia się z przebywającymi na obczyźnie rodakami. Zresztą wobec wszystkich, którzy zostali będzie długo krytyczny. Nawet wtedy, gdy sam stanie się gwiazdą opozycji, uzna emigrację za nieprzychylną Polsce. Wg niego „czekają, żeby było gorzej – niewiele, ale troszeczkę gorzej, bo wtedy mogą powiedzieć Mówiliśmy, przewidywaliśmy...” Trudno jednoznacznie wskazać, jakie czynniki spowodowały powrót Słonimskiego, który już – w roku 1951 – wiedział mniej więcej, jak wygląda sytuacja w kraju. To właśnie największy walor książki Joanny Kuciel-Frydryszak – wielość materiałów, które przejrzała i brak stronniczości. Autorka w żadnej ze spraw nie stara się być alfą i omegą, prezentując różne postawy. A przecież ewolucja poglądów politycznych – od poparcia Piłsudskiego, przez jego krytykę, aż do stanowisk prodemokratycznych po drugiej wojnie światowej i ostrej krytyki rządów PRL – Antoniego Słonimskiego to tylko jeden z aspektów burzliwego życia poety-pacyfisty.
Pacyfista. Na początku swojej drogi światopoglądowej, zafascynowany Piotrem Kropotkinem, zaliczał się do anarchistów. Niektórzy widzieli w Słonimskim nawet poetę rewolucji – ze względu na poemat Czarna wiosna. Jednak szybko z drogi anarchistycznego rewolucjonisty zboczył i zaczął wydeptywać ścieżkę pacyfisty – wiernie aż do końca życia. Oddać trzeba autorce biografii, że umiejętnie zwracając uwagę na wpływy innych – np. znaczący i długotrwały Herberta Georga Wellsa – nie przytłacza czytelnika wątkami historycznoliterackimi. To w końcu nie jest celem książki. Sięga za to po ciekawe wydarzenia. Czołowy polski pacyfista strzelający w pojedynku. Wyzwał na niego Mieczysława Szczukę, który spoliczkował Słonimskiego po przeczytaniu nieprzychylnej recenzji. Słonimski strzela raz w życiu i... trafia. Na szczęście tylko w kolano.
Antyklerykał. Co prawda umieszczał swoją publicystykę w „Tygodniku Powszechnym”, ale wcześniej – dużo wcześniej – raczej nie stronił od krytyki Kościoła. Na pogrzeb Reymonta Słonimski nie wybrał się, bo – jak stwierdził – nie lubił „widoku tylu księży na raz”. Zresztą nawet współpraca z Jerzym Turowiczem nie spowodowała, że stał się bliższy wierze katolickiej.
Mimo że drukuję felietony w „Tygodniku Powszechnym”, w dalszym ciągu trwam w herezji i wierzę w rodzinę Darwinów i Huxleyów.
Joanna Kuciel-Frydryszak przygląda się bardzo dokładnie życiu Antoniego Słonimskiego. I skupia się nie tylko na jego o sobie wypowiedziach, ale przedstawia świadectwa innych – częstokroć z sobą sprzeczne. Całe życie bohatera jej książki było dość skomplikowane. Przecież antyklerykał, który drukował swoje felietony w „Tygodniku Powszechnym” był jednocześnie masonem. Przynajmniej należał do loży.
Dodatkowo Antoni Słonimski to Żyd z pochodzenia, który mówił o sobie, że jest „anty” i – oddzielnie – „semita”. Potrafił ostro potępić zachowanie grup żydowskich, ale jednocześnie sam stawał się obiektem ataków ze względu na swoje pochodzenie. Autorka dokładnie przygląda się wszystkim obliczom Antoniego Słonimskiego i... pozwala czytelnikowi stworzyć sobie konkretny obraz.
Minusem są jedynie niczym czkawka powracające fakty. O niektórych rzeczach Joanna Kuciel-Frydryszak mówi po kilka razy. Możliwe, że robiła to z myślą o sięgających między strony owej biografii wybiórczo. Jednakowoż, gdy czyta się od deski do deski, pozostaje uciążliwe wrażenie zakłócającego odbiór echa. Może lepiej sprawdziłyby się przypisy?
To jednak drobna rysa na szkle Słonimskiego. Heretyka na ambonie. Książki, która pomimo szerokiego spektrum zanurzonego w obszernej dokumentacji, nie staje się przytłaczającą relacją z życia poety, a raczej lekko zaprezentowaną opowieścią, przedstawiającą Antoniego Słonimskiego jako człowieka ważnego, dowcipnego oraz – a może przede wszystkim – nietypowego, który nawet w swoim grobie nie chciał się zmieścić. Jednocześnie – co ważne – nie pada przed nim na kolana.
Joanna Kuciel-Frydryszak: „Słonimski. Heretyk na ambonie”, , Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2012, stron 384.
Michał Domagalski
Recenzja ukazała sie w portalu Wywrota.pl (www.wywrota.pl).