Jan Widacki: Nikt nie przeprosi

[2012-08-22 13:07:33]

Czy pro­fe­so­ro­wie, któ­rzy prof. Marka pozba­wili kate­dry za opi­nię doty­czącą śmierci Pyjasa, będą mieli odwagę powie­dzieć publicz­nie: „Pomy­li­li­śmy się, prze­pra­szamy, niech pan nam wybaczy”?



Ostat­nio do mediów prze­do­stała się kolejna infor­ma­cja ze śledz­twa, jakie w spra­wie oko­licz­no­ści śmierci Sta­ni­sława Pyjasa pro­wa­dzi IPN.

Przy­po­mnijmy: w 1977 r. na klatce scho­do­wej przy ul. Szew­skiej w Kra­ko­wie zna­le­ziono zwłoki stu­denta Sta­ni­sława Pyjasa, Ponie­waż był on powią­zany ze śro­do­wi­skiem stu­den­tów nasta­wio­nych do wła­dzy opo­zy­cyj­nie, znaczna część spo­łe­czeń­stwa uznała od razu, że śmierć stu­denta jest wyni­kiem zbrodni bez­pieki. Bez­pieka w tym cza­sie, a był to okres „póź­nego Gierka”, już po Rado­miu, gdy powstał i dzia­łał KOR, doku­czała na różne spo­soby rodzą­cej się opo­zy­cji, ale do skry­to­bójstw się nie posu­wała. Część ludzi jed­nak była abso­lut­nie pewna, że Pyjasa zabili esbecy. Mniej rady­kalni, do któ­rych nale­ża­łem wów­czas i ja, nie wie­rząc w poli­tyczne mor­der­stwo (niby czemu zabili nikomu nie­zna­nego stu­denta, a nie kogoś ze zna­nych człon­ków KOR?), nie wyklu­czali, że był to bez­pieki „wypa­dek przy pracy”. Pobi­cia przez „nie­zna­nych spraw­ców” zda­rzały się nawet w naj­bar­dziej libe­ral­nych okre­sach PRL. Może i tu chcieli pobić, wystra­szyć, a wyko­nawcy przedobrzyli?

Wła­dze wpa­dły w panikę. Prze­stra­szono się, że śmierć stu­denta, przy takim odbio­rze opi­nii publicz­nej, w ówcze­snej sytu­acji spo­łecz­nej może wywo­łać pro­te­sty i zamieszki. Było to realne tym bar­dziej, że zbli­żały się juwe­na­lia, z natury rze­czy gro­ma­dzące tłumy stu­den­tów w miej­scach publicz­nych, i zapa­no­wa­nie nad nimi było trudne. W lokalu naprze­ciw bramy, w któ­rej zna­le­ziono zwłoki stu­denta, bez­pieka zain­sta­lo­wała stały punkt obser­wa­cyjny. Patrzono i fil­mo­wano, kto przy­cho­dzi, kto pali zni­cze, kto składa kwiaty, kto stoi i roz­ma­wia z innymi. Powo­łano spe­cjalny sztab esbecki, wzmoc­niony ofi­ce­rami przy­sła­nymi z War­szawy, który na miej­scu ana­li­zo­wał sytu­ację i wypo­wie­dzi medialne, uprzed­nio je zresztą cen­zu­ru­jąc, prze­słu­chi­wał nagra­nia kazań z kościo­łów pro­wa­dzą­cych dusz­pa­ster­stwa dla stu­den­tów, raporty kon­fi­den­tów. Bano się nie tylko tego, że śmierć Pyjasa wywoła zamieszki, ale także tego, że przy oka­zji śledz­twa w tej spra­wie ujaw­nione zostaną fakty, dowo­dzące, jak bez­pieka inwi­gi­luje różne śro­do­wi­ska, w tym śro­do­wi­sko aka­de­mic­kie, i jakie przy tym sto­suje metody pracy ope­ra­cyj­nej. Nieco histe­ryczne zacho­wa­nie bez­pieki umac­niało prze­ko­na­nie, że ma ona coś do ukry­cia, a nawet po latach dało pod­stawę do oskar­że­nia i ska­za­nia uczest­ni­ków tych dzia­łań za rze­kome utrud­nia­nie śledz­twa.

Wyniki sek­cji wyko­na­nej w Zakła­dzie Medy­cyny Sądo­wej kra­kow­skiej Aka­de­mii Medycz­nej zostały upu­blicz­nione. Przy­czyną śmierci Sta­ni­sława Pyjasa było śmier­telne zachły­śnię­cie się krwią, przy nie­wiel­kim, ale dość sil­nie krwa­wią­cym ura­zie twa­rzo­czaszki, przy znacz­nym stop­niu upo­je­nia alko­ho­lo­wego. Bie­gli leka­rze uznali, że uraz ten mógł być zarówno ura­zem bier­nym, jak i czyn­nym. Bio­rąc pod uwagę miej­sce zna­le­zie­nia zwłok (klatka scho­dowa, strome schody itd.), przy­jęli, że bar­dziej praw­do­po­dobny był uraz bierny niż czynny, a zatem, że ofiara sama ude­rzyła twa­rzą w prze­szkodę (np. spa­da­jąc ze scho­dów), niż że została ude­rzona przez inną osobę.

Ci, który za wszelką cenę chcieli wie­rzyć w mord poli­tyczny, oczy­wi­ście nie uwie­rzyli bie­głym leka­rzom. Na głowę kie­row­nika Zakładu Medy­cyny Sądo­wej, prof. Zdzi­sława Marka, posy­pały się gromy. Poma­wiano go o to, że opi­nię wydał na zle­ce­nie SB, że jest dys­po­zy­cyjny dla władz. Tym ciska­ją­cym gromy i pomó­wie­nia nie prze­szka­dzało nawet to, że to nie on wyko­ny­wał sek­cję, tylko dwóch ówcze­snych adiunk­tów, skąd­inąd spe­cja­li­stów o nie­po­szla­ko­wa­nej opi­nii, a odbie­rał sek­cję inny pro­fe­sor, Kazi­mierz Jaeger­mann, powszech­nie sza­no­wany w śro­do­wi­sku praw­ni­czym i lekar­skim, wybitny medyk sądowy i auto­ry­tet moralny. Prof. Marek był wów­czas w Kra­ko­wie nie­obecny. Podzie­lał jed­nak wnio­ski pod­wład­nych i jako kie­row­nik kate­dry i zakładu bro­nił wyda­nej przez nich opi­nii. Oskar­że­nie całego zespołu: dwóch pro­fe­so­rów i dwóch adiunk­tów o udział w ubec­kim spi­sku było tak dalece nie­wia­ry­godne, że poprze­stano na jed­nym Marku.

W 1990 r. wzno­wiono śledz­two w spra­wie oko­licz­no­ści śmierci Sta­ni­sława Pyjasa, a ci, któ­rzy przed­tem szep­tali tylko oszczer­stwa po kątach, teraz dorwali się do wła­dzy i do mediów, zysku­jąc sojusz­ni­ków w usłuż­nych dzien­ni­ka­rzach. Roz­po­częta się nagonka na prof. Marka. Lżono go publicz­nie, poma­wia­jąc nie tylko o to, że wydał fał­szywą opi­nię na zle­ce­nie SB, ale że wręcz miał współ­udział w zabój­stwie. Epi­tet „ubecki pro­fe­sor” przy­lgnął do niego na lata. Cóż z tego, że wygrał pro­ces o znie­sła­wie­nie z jed­nym z naj­więk­szych oszczer­ców, Bro­ni­sła­wem Wild­ste­inem, kiedy na kilka lat przed eme­ry­turą stra­cił kate­drę. Pozba­wie­nie go kate­dry w momen­cie, gdy nie było jesz­cze przy­go­to­wa­nego następcy, wyrzą­dziło też ogromną szkodę tej naj­star­szej i naj­bar­dziej zasłu­żo­nej na zie­miach pol­skich kate­drze medy­cyny sądo­wej. Prak­tycz­nie roz­wa­lono ją na dłu­gie lata.

Tym­cza­sem śledz­two z 1990 r., po kilku, bodajże dzie­wię­ciu latach, zakoń­czyło się umo­rze­niem, pro­ku­ra­to­rowi bowiem, który miał już dostęp do naj­taj­niej­szych doku­men­tów bez­pieki, nie udało się wyka­zać jakie­go­kol­wiek związku bez­pieki ze śmier­cią Pyjasa. Swoją drogą, pan pro­ku­ra­tor tro­chę ina­czej napi­sał w posta­no­wie­niu, a tro­chę ina­czej mówił do mediów. Z wypo­wie­dzi medial­nych wyni­kało, że coś tam jed­nak pra­wie że wykrył– Przy oka­zji wyszło na jaw, że w śro­do­wi­sku Pyjasa, uwa­ża­nym za patrio­tyczne, nie­prze­jed­nane, opo­zy­cyjne, tkwili kon­fi­denci bezpieki.

Ostat­nio do sprawy zabrał się IPN. Ta doświad­czona w eks­hu­ma­cjach insty­tu­cja posta­no­wiła eks­hu­mo­wać zwłoki Sta­ni­sława Pyjasa i sta­ran­nie skom­ple­to­wała zespół medy­ków sądo­wych zebra­nych z całej Pol­ski, omi­ja­jąc trę­do­waty zakład kra­kow­ski. Dobrany przez IPN zespół medy­ków sądo­wych, prze­pro­wa­dza­jąc bada­nia, nie tylko potwier­dził opi­nię kra­kow­ską z 1977 r., ale zna­lazł jesz­cze nowe argu­menty na jej popar­cie. Kropkę nad i posta­wili bie­gli z Insty­tutu Eks­per­tyz Sądo­wych, któ­rzy w eks­per­ty­zie fizycz­nej potwier­dzili mecha­nikę upadku ze schodów.

Przez wiele lat każdy, kto ośmie­lił się nie wie­rzyć, że Pyjasa zabili esbecy, i podej­rze­wać, że mógł on jed­nak po pija­nemu spaść ze scho­dów, oskar­żany był o sym­pa­tię do komuny, nazy­wany „obrońcą ube­ków” lub wprost „ube­kiem”.

Ta ide­olo­gia docze­kała się nawet przed kilku laty idio­tycz­nego filmu „Trzech kum­pli”, autor­stwa gwiazdy kamery, która roz­bły­sła peł­nym bla­skiem dopiero po kata­stro­fie smoleńskiej.

Redak­tor Mazu­rek, robiąc ze mną przed kilku laty wywiad dla nie­ist­nie­ją­cego (i dobrze!) „Dzien­nika”, powie­dział wprost, że. jestem ostat­nim, który wie­rzy, że Pyjas spadł ze scho­dów; tym razem, jak widać, nie miał racji. Nie jestem ostatni. Są jesz­cze inni. M.in. bie­gli powo­łani przez IPN.

Fakt, że nie wie­rzę, iż Pyjasa zabili esbecy, dla jakie­goś skur­wiela, który stale popra­wia mi bio­gram w Wiki­pe­dii, jest tak ważny w mojej bio­gra­fii, że cią­gle go tam umiesz­cza. Niech mu tam.

Nie ocze­kuję, że gwiazda kamery, ta od „Trzech kum­pli”, kogoś prze­prosi. Nie ocze­kuję, że skur­wiel od mojej bio­gra­fii dopi­sze, że chyba mia­łem rację. Nie cze­kam na prze­pro­siny Mazurka czy Wild­ste­ina, mam ich z ich prze­pro­si­nami czy oszczer­stwami tam, gdzie ich mam. Nie cze­kam na to, że ktoś z tego śro­do­wi­ska prze­prosi prof. Marka. Ale to nie oni pozba­wili prof. Marka kate­dry. Pozba­wili go kole­dzy pro­fe­so­ro­wie, w imię dobrych oby­cza­jów i moral­no­ści aka­de­mic­kiej, któ­rej mie­nili się straż­ni­kami. Czy będą mieli tyle ele­men­tar­nej przy­zwo­ito­ści, aby prze­pro­sić sędzi­wego dziś, ciężko cho­rego pro­fe­sora, któ­remu przed laty zro­bili tak straszną krzywdę? Czy będą mieli odwagę powie­dzieć publicz­nie, „Pomy­li­li­śmy się, prze­pra­szamy, niech pan nam wybaczy”?

Teraz się okaże, kto jest gigan­tem, a kto karłem.

Jan Widacki



Tekst pochodzi z tygodnika "Przegląd".

fot. www.sejm.gov.pl

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku