Cierpienie, słowo klucz w istocie.
Osiedle olimpijskie, mylnie zwane wioską, znajduje się niecały kilometr od mojego domu. Dziesiątki nowiutkich bloków w estetyce J.W.Construction obwieszonych flagami; całość bezpiecznie umiejscowiona na peryferiach handlowego serca stolicy. Pomysł, żeby Olimpiadę zorganizować w Stratford przypomina pod pewnymi względami strategię organizowania Euro na warszawskiej Pradze. Stratford, podobnie jak Praga, jest nieporównanie uboższe od dzielnic zachodnich, boryka się z permanentnym deficytem mieszkaniowym, ma nieprzemyślaną i od lat nie remontowaną infrastrukturę, setki budynków w trakcie bądź oczekujących na wyburzenie. Stratford ma jednak jeden zasadniczy korpo-atut: jest to największy w Unii Europejskiej aglomerat centrów handlowych. Obejście całego terenu naokoło, niemożliwe ze względów bezpieczeństwa, zajęłoby kilka godzin.
Ze stacji metra są dwa głowne wyjścia: jedno wychodzi na Stratford Centre, centrum handlowe z lat ’70. (które zostało tak pomyślane, żeby każdy mieszaniec dzielnicy musiał przez nie przejść przynajmniej dwa razy dziennie, odcina bowiem główną ulicę i historyczne centrum od stacji metra). Drugie wyjście prowadzi do otwartego ubiegłym roku Westfield Stratford City, które samo w sobie stanowi trzecią co do wielkości budowlę w Wielkiej Brytanii. Kiedy rok temu rejestrowałam się w lokalnej przychodni lekarz zapytał: a pani przeprowadziła się do Stratford z racji na to nowe centrum handlowe, tak? To świetny moment!
Gentryfikacja klienteli nastąpiła natychmiast po otwarciu. Bogaci wpłynęli do nowego przybytku, a stare centrum handlowe zostało opanowane przez imigrantów, muzułmańskie matki z gromadami dzieci i wojujących chrześcijan, którzy w pocie i łzach wykrzykują: Co ty zrobiłeś dla Jezusa?! Zatrzymaj się, usłysz głos! Jezus jest w tobie! Usłysz go! Usłyyysz goo!
Niecały rok po inauguracji Westfield było już gotowe na Olimpiadę. Trasa przemarszu ‘kilentów Olimpiady’ jest przeprowadzona przez maksymalną ilość obiektów handlowych i zorganizowana ruchem wahadłowym. Na przejście czeka się tyle, że wielu przechodniów woli się schować u Marksa i Spencera; tam zalegają na podłogach i piją colę. Biznes jednak wcale nie idzie lepiej, jak twierdzą pracownicy Westfield. „Ludzie kupują tylko królową i napoje! A potem z tymi napojami siedzą na podłodze godzinami. Nikt nie kupuje, wie pani, na przykład ekspresów do kawy. No bo gdzie oni z tym niby pójdą.. No, ale odpowiadając na pytanie: lepiej nie jest, o dziwo”.
Przestrzeń dookoła została zastawiona przenośnymi, plastikowymi kwietnikami (które, jak łatwo zgadnąć, znikną wraz z turystami), budynki oklejone flagami i reklamami wielkopowierzchniowymi. Na dachach prywatnych domów zamontowano rakiety przeciwlotnicze. Na Tamizie stanął statek wojskowy w pełnym rynsztunku. Cały wschód Londynu obwarowano policją zwykłą, konną, transportową; strażą miejską, żadnarmerią, ochroną prywatną, kawalerią, wojskiem oraz tzw. Event Staff. W metrze policja wydaje do tłumu komendy: Szereg! Formować linię! Formować li-nię! Nie ma przejścia! Ktokolwiek może, niech opuści teren olimpijski! Natychmiaast!
W pracy szefowa zapytała się, skąd dojeżdżam. Stratford?! Dlaczego się nie wyprowadziłaś, nie masz znajomych? Przecież trąbili w mediach, że mieszkańcy powinni się wyprowadzić!
W dniu rozpoczęcia olimpiady otrzymałam list, w którym poinformowano mnie, że w parku naprzeciwko domu przez ponad miesiąc mam się spodziewać muzyki, a cisza nocna nie obowiązuje. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się że będą to 16-godzinne seanse coverów rosyjskich, kubańskich i niemieckich discoszlagierów z lat ’80 i ‘90; dalej Da Zoo, Flo Rida, Don Omar i inne hity złotego lata 2012; wszystko w formie covera z pianinem w tle. Wreszcie sam Elvis: 6,5 godziny. Nie żartowali. Nikt z niczym nie żartował, koszmar jest pełen.
Bardzo proszę, moi drodzy znajomi, czytelnicy i wrogowie, nie mówicie mi więcej że nie lubię sportu. Albo że na lewicy powinniśmy się cieszyć, że ludzie mają co świętować razem. Albo że sportowe emocje zbliżają nas do siebie. Korpoświęta korpoświata to nie jest sport, to nie jest wspólne przeżywanie; obwarowanie służbami nie gwarantuje świetnej zabawy. Jeśli w tym merkantylnym drylu potliwych tłumów udaje nam z kimś połączyć albo poczuć coś pozytywnego, to dzieje się tak pomimo, a nie dzięki nim.
Kinga Stańczuk
Artykuł ukazał się na stronie "Nowe Peryferie".
Na zdjęciu: olimpijskie maskotki, Mandeville i Wenlock. Fot. Wikimedia Commons