Łukasz Drozda: Tarantino po warszawsku

[2012-10-08 10:06:45]

Przed paroma laty Krzysztof Teodor Toeplitz z oburzeniem odnotował powstanie Bękartów wojny Quentina Tarantino i Łaskawych Jonathana Littella[1]. Czy to koniec wojny sprawiedliwej, zapytywał tytuł jego artykułu? Tabu II Wojny Światowej jest bez wątpienia w dalszym ciągu żywe. Pewnych rzeczy o najsłynniejszym konflikcie zbrojnym wciąż mówić nie wypada, a analizowanie go poprzez twórców ciągle jest poddawane licznym ograniczeniom. Można opowiadać o nim humorystycznie już od dawna (wszak przygody sierżanta Dolasa wyświetlano już w 1970 r.), a partyzanckie pieśni chętnie śpiewane są podczas zakrapianych alkoholem ognisk. Pewne rzeczy jednak nie przejdą.

O ile Tarantino i Littell napotykali oponentów, to jednak z pewnością najostrzej skrytykowanym autorem okazał się być Günter Grass. Noblista w swoim okropnym literacko, acz słusznym w wymowie wierszu, krytykował hipokryzję późnokapitalistycznego kompleksu militarnego, który sumiennie kontynuuje najgorsze tradycje ludzkości w dziedzinie śmierci i zniszczenia. Tabu jednak działa, toteż pacyfizm pisarza ochoczo zredukowano w dyskursie do antysemityzmu. Bez wątpienia konflikt z lat 1939-45 nie spełnił zatem swojej roli. Skala jego okrucieństwa została upubliczniona, wyjawiona całemu światu. Wiele osób miało nadzieję, że pozwoli to na tyle przedefiniować stosunki społeczne, że zatrzyma niszczycielską moc narracji opartych na etnicznej abstrakcji. Właśnie tu leży sens II Wojny Światowej. Nie w samym fakcie wyjątkowości Holokaustu (który miał swoich poprzedników, co trafnie ukazał Enzo Traverso[2]), ale w tym, że zagłada Żydów miała uniemożliwić w przyszłości podobne jej cierpienia. Tak się nie stało. Dziedzictwo lat 40. ubiegłego wieku nie tylko nie przekreśliło apartheidu we współczesnej Palestynie, ale też pozwala legitymizować agresywną politykę mocarstwa atomowego: Izraela pod rządami skrajnej prawicy Netanjahu i Liebermana. II Wojna już dawno przestała być „sprawiedliwą” i moc tego tytułu odebrały jej inne ręce aniżeli te przynależące do kontrowersyjnych, acz piekielnie zdolnych, reżysera i pisarza. W dalszym ciągu pozostaje natomiast żywa w naszej kulturze. Trudno dziwić się, że zostaje zatem przepracowana w tak wielu artystycznych motywach.

Powstanie powieści Noc żywych Żydów nie powinno wobec tego wprawiać w osłupienie. Dziwić może natomiast nazwisko jej autora. O ile bliskiemu otoczeniu Donalda Tuska trudno odmówić nagromadzenia literackich talentów, wszak działają tu nie tylko Rafał Grupiński, ale i autorzy raportu Polska 2030, niemniej autorem tej ciekawej pozycji jest Igor Ostachowicz. Odpowiada on za kompleksowo rozumiany wizerunek premiera, obejmujący tak prozaiczne kwestie jak sposób jego ustawiania się przed kamerą. Pracujący dla szefa Platformy konsultant jest też pasjonatem literatury. Noc żywych Żydów nie jest jego debiutem, chociaż pierwszą pozycją wydaną pod własnym nazwiskiem. Ostachowicz, do tej pory publikujący pod pseudonimem Julian Rebes, jest pasjonatem tanich kryminałów, zręcznie wykorzystującym konwencję tych popularnych powieści dla własnej twórczości. Jego najnowsza książka nie stanowi z pewnością popisu literackiego kunsztu najwyższej próby, jest jednak lekturą intrygującą i niezwykle sprawną.

Pod makabrycznym tytułem i okładką wprost wskazującą fascynację motywem żywych trupów i zombie z niskobudżetowych horrorów, kryje się mocno ironiczny thriller rozgrywany w przestrzeni współczesnej Warszawy. Ostachowicz dokonuje niezwykle ciekawego połączenia historii miasta w okresie Powstania z dzisiejszą, kapitalistyczną rzeczywistością pełną bezgranicznej konsumpcji, w której centralnym punktem stolicy staje się ogromne centrum handlowe, Arkadia. Wybór jest nieprzypadkowy, największy powierzchniowo mall Warszawy leży wszak na granicy Muranowa z Żoliborzem, czyli obrzeżach niegdysiejszego getta.

Narratorem powieści jest modelowy przedstawiciel współczesnego prekariatu, typ zgodny ze wszelkimi medialnymi uproszczeniami, jakie towarzyszą temu modnemu pojęciu. Glazurnik z wykształceniem wyższym, z dystansem odnoszący się do swojego zajęcia, dowcipkujący z koszmarnego estetycznie gustu swoich klientów. Bohater Nocy żywych Żydów żyje w nieformalnym związku z bezrobotną partnerką, znajdującą się na jego utrzymaniu. Na skutek serii zbiegów okoliczności i lekkomyślnych posunięć w jego ręce wpada cudowny artefakt, związany z bezpieczeństwem wspólnoty Żydów. To właśnie jego utrata wiąże się z wszystkim historycznymi nieszczęściami, jakie napotykały tę grupę etniczną. Ponowne zagubienie się cudownego przedmiotu nieuchronnie wywoła serię kolejnych wydarzeń, które złożą się na akcję powieści Ostachowicza.

W rzeczywistości głupawa z pozoru koncepcja staje się dla autora Nocy Żywych Żydów wyłącznie tłem dla odniesienia się do zupełnie współczesnych wątków. Przemawiający poprzez glazurnika Wojtka Cieślaka pisarz nie jest wcale zachwycony dzisiejszą rzeczywistością. Nie podoba mu się nowe pokolenie, jednym z groteskowych charakterów okazuje się student, charakter bardzo warszawski, zważywszy na to, że przeszło ćwierć miliona uczestników kursów 78 stołecznych uczelni stanowi istotną grupę mieszkańców dzisiejszej stolicy.

Ostachowicz napisał książkę bardzo „stołeczną”, dlatego też jednym z kluczowych wątków oprócz jego utraconej żydowskości jest też temat Powstania. Autorowi daleko do gloryfikowania tego wydarzenia, ale pośród opisu przygód żywych trupów na ulicach miasta w duchu Tarantino, z dużym szacunkiem odnosi się do warszawskości jako takiej. „Co to takiego Arkadia, że to zamiast miasta. Łatwiej zbudować takie coś, niż odbudować prawdziwe miasto, a wszystko tam jest, sklepy, kawiarnie, księgarnie, pasaże, kina, co tylko zechcesz, i w dodatku w prawdziwym mieście jest albo za zimno, albo za gorąco, a tam zawsze w sam raz. Przerwałem, bo teraz Rejczel czuła się skrępowana. Rozumiem, zamykam się, ona jest przecież warszawianką, i nie chce, żeby wyglądało, że jej ktoś tu opowiada o mieście, jakby przyjechała ze wsi jakiejś”. Wspomniana Arkadia niejako zastępuje miasto, wysysa je. Tutaj dzieje się większość akcji i ścierają się współczesność z przedwojenną Warszawą. Ostachowicz narzeka na żydowskie dzieci, które w mig łapią konsumpcyjne nawyki, oczarowane iPodami, dostosowujące się do zblazowanych rówieśników w modnych kawiarniach centrum handlowego.

Od autora obrywa absolutnie każdy. Ostachowicz bez wątpienia jest znakomicie uświadomiony w kwestiach genderowych, ale ironizuje z nich bezlitośnie. Głosem głównego bohatera wyrzuca z siebie pęczki mizoginii i rozjeżdża nowobogacki wymiar modnego feminizmu, aby jednak koniec końców okazać ogromny dystans względem hegemonicznej męskości. Bardziej jednoznaczne są natomiast żarty z narodowców, przedstawionych tutaj w roli żałosnych klaunów: „Takie otwarte metody będą dobre, gdy znów powstanie wielka niezwyciężona armia, a na razie musimy urosnąć, zdobywać władzę i siłę! Potrzebuję do tego jasnych, nordyckich umysłów, ale nie krypto-Słowian i krypto katolickich bałaganiarzy. – Zastanawiał się dlaczego od pewnego czasu największe obelgi same wiązały mu się w głowie ze słowem krypto”.

Humor to ostry, trudno było mi się więc przebić przez grubą warstwę seksistowskiej zasłony na początku książki. Ostachowicz napisał jednak powieść piekielnie inteligentną, zupełnie odbiegającą od przypuszczeń na temat prozy jaką tworzyć mógłby konsultant polityczny konserwatywnej partii. Z jednej strony jego bohaterowie wciągają garściami narkotyki i marzą o nich, gdy już ich zabraknie. Niekoniecznie w bliski lewicy sposób, ale jednak bardzo inteligentnie, analizuje feministyczny dyskurs. Czytelnika warto jednak uprzedzić, że pośród tej sielanki z kart Nocy żywych Żydów przemawiają również kwestie, które trudno pominąć milczeniem akceptacji. Pogarda dla związkowców, czyli modelowych, zgrzybiałych ochroniarzy, których walka pracownicza jest tu zredukowana do uprzedzeń w rodzaju antysemityzmu (nie bez znaczenia w kontekście tej powieści).

Świat Ostachowicza, jakkolwiek pełen zrzędzenia generacji późnych trzydziestolatków, pozostaje jednak tylko krytykanctwem, prześmiewczym narzekactwem. Czy jednak od rzemieślnika postpolityki powinniśmy spodziewać się wołania o ideową walkę? Celem tej książki była nade wszystko rozrywka. Rozrywka inteligentna, bawiąca się niuansami i kontekstami, które najlepiej zrozumiałe będą dla wykształconego i obeznanego w „warszawskości czytelnika”. A przy tym wszystkim pozycja niebywale zabawna, która bawi do łez umiejętnym wykorzystaniem kulturowych kodów związanych z antysemityzmem czy germanofobią, które obficie wykorzystywał autor tej powieści: „- Z Niemcami nie ma problemu, wszyscy do szóstego pokolenia idą do piekła bez sądu – omal się nie uśmiechnął KO. – Został tylko jeden, pułkownik Fritzl, nie wiem, jakim cudem uchował się”. Znamienne wszak jakie nazwisko nosi czarny (niemiecki!) charakter.

Zaskakuje zakończenie. Może sentymentalne, ale i głęboko refleksyjne. Szczegóły? Nie zdradzajmy przyjemności czerpanej z własnej lektury!

Igor Ostachowicz, Noc żywych Żydów, W.A.B., Warszawa 2012, s. 254.


[1] K.T. Toeplitz, Koniec „wojny sprawiedliwej”?, „Le Monde Diplomatique. Edycja polska”, listopad 2009.

[2] E. Traverso, Europejskie korzenie przemocy nazistowskiej, przeł. A. Czarnacka, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2011.

Łukasz Drozda


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


24 listopada:

1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.

1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).

2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.

2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.


?
Lewica.pl na Facebooku