Jest niewiele zagadnień, które przejmują amerykańską opinię publiczną bardziej niż Ubezpieczenie Społeczne. To bardzo popularny program, który osiągnął bardzo duży sukces.
Ubezpieczenie Społeczne (Social Security) zostało ustanowione po to, aby zapewnić emerytom i niepełnosprawnym pracownikom podstawowy dochód w ramach albo świadczenia emerytalnego albo rentowego z tytułu dysfunkcji, która uczyniła ich niezdolnymi do pracy. Podczas siedmiu dekad swojego istnienia, pozwolił milionom niepełnosprawnych pracowników utrzymać skromny lecz godny poziom życia. Umożliwia realizację tego celu w bardzo efektywny sposób, przy minimalnym poziomie oszustwa i kosztach administracyjnych mniejszych niż jedna dziesiąta tych, które ponoszą prywatni ubezpieczyciele.
Są to powody, dla których program ten cieszy się olbrzymią popularnością w całym spektrum politycznym i ideologicznym. Nie tylko Demokraci, ale również przytłaczająca większość niezależnych i Republikanów konsekwentnie opowiada się w rozmaitych sondażach za Ubezpieczeniem Społecznym i nie życzy sobie ograniczania świadczeń. Konserwatyści, a nawet zwolennicy Partii Herbacianej również są przeciwko cięciom w programie.
Tym bardziej szokujące jest to, że Mitt Romney wyraźnie wezwał do znaczących cięć w programie. Jeszcze bardziej uderza to, że podczas pierwszej debaty przedwyborczej, prezydent Obama zgodził się z koniecznością ograniczenia Ubezpieczenia Społecznego.
Czy Ubezpieczenie Społeczne jest zagrożone?
Romney przedstawił na swojej stronie internetowej propozycję wzywającą do dalszego podwyższania wieku emerytalnego do 69 lub 70 roku życia. Domaga się również zmniejszenia świadczeń dla emerytów uzyskujących dochody w średniej wysokości. Zgodnie z propozycją Romneya, średnio zarabiający pracownicy wchodzący na rynek pracy w tej chwili, mogliby oczekiwać na starość świadczeń o ponad 40 procent niższych niż te wypłacane obecnym emerytom.
Mogłaby to być nawet racjonalna polityka, gdybyśmy mieli jakiekolwiek podstawy dla wiary w to, że w przyszłości pracownicy będą lepiej przygotowani do przejścia na emeryturę. Nie ma jednak żadnego dowodu na poparcie tej tezy. Mediana poziomu bogactwa zgromadzonego przez tych, którzy zbliżają się emerytury (pracownicy w wieku 55-64 lata), wynosi tylko 170.000 dolarów. Wyliczenia te obejmują wszystko, co pracownik posiada – kapitał ulokowany w domu, środki zgromadzone w funduszach emerytalnych, wartość samochodu, itd.
Żeby uzyskać podstawę do porównań, należy wspomnieć, że mediana cen domów wynosi 180.000 dolarów. Oznacza to, że jeśli typowa osoba ze wspomnianej grupy wiekowej wykorzystałaby całe zgromadzone bogactwo, byłaby w stanie niemal spłacić hipotekę. A następnie w okresie emerytury byłaby całkowicie uzależniona od Ubezpieczenia Społecznego.
Jeśli zerkniemy na kategorię pracowników o 10 lat młodszych, w wieku 45-54, mediana zgromadzonego bogactwa wynosi zaledwie nieco ponad 70.000 dolarów. Pamiętajmy wszakże, że w połowie gospodarstw domowych jest to mniej...
System jest wadliwy
Nie ulega wątpliwości, że system emerytalny poza Ubezpieczeniem Społecznym właśnie się zawalił. Tradycyjnie zdefiniowane świadczenia emerytalne szybko zanikają. 401(k)-i [odpowiednik polskiego III filara – przyp. tłum.], które je zastąpiły były gratką dla sektora finansowego, jednak uczyniły bardzo mało dla umożliwienia pracownikom zgromadzenia odpowiedniego kapitału zabezpieczającego ich byt na starość.
Wkłady przekazywane na te konta są generalnie dużo za małe, aby umożliwić godziwą emeryturę. Co więcej, opłaty nakładane przez instytucje finansowe są na tyle duże, że pochłaniają około jednej trzeciej zarobków gromadzonych na kontach, znacznie zmniejszając ilość gromadzonego kapitału.
Konsekwencje tej sytuacji już są widoczne. Dla większości średnio zarabiających pracowników, wartość ich domu stanowi zdecydowanie największe źródło bogactwa. Pieniądze zgromadzone na kontach emerytalnych stanowią bardzo odległą pozycję w rankingu tych źródeł.
Dlaczego prezydent nie sprzeciwi się cięciom?
Biorąc pod uwagę te fakty, polityka prezydenta Obamy powinna koncentrować się zdecydowanie – dla kontrastu wobec gubernatora Romneya – na głoszeniu, że cięcia w Ubezpieczeniu Społecznym są niemożliwe do zrealizowania dopóki nie stworzymy systemu umożliwiającego gromadzenie większych oszczędności emerytalnych. Jeśli w ogóle cokolwiek zmieniać, racjonalnym byłoby postulowanie zwiększenia świadczeń z Ubezpieczenia Społecznego, szczególnie dla pracowników uzyskujących niskie i średnie zarobki.
Byłoby to bardzo dobre posunięcie z punktu widzenia społecznego, a sondaże wskazują, że byłoby również bardzo dużym sukcesem politycznym. W perspektywie wyborów mogłoby przechylić szalę zwycięstwa, szczególnie w takich stanach jak na przykład Floryda, ze znaczną populacją starszych obywateli. Niestety prezydent Obama już powiedział społeczeństwu, że nie ma większych różnic pomiędzy nim a Romneyem w zakresie poglądów na przyszłość Ubezpieczenia Społecznego.
Jest bardzo proste wyjaśnienie, dlaczego Obama nie zdecydował się bronić Ubezpieczenia Społecznego. W kręgach waszyngtońskich opowiadania się za cięciami w świadczeniach jest uznawane za przejaw odwagi. Ci ludzie przecież nie zależą od tego programu. Gubernator Romney w jednym ze swych głośnych przemówień, pokazał zresztą, jak wielką pogardę ma dla ludzi, którzy są uzależnieni od programów takich jak Ubezpieczenie Społeczne.
Jeśli Obama opowiedziałby się przeciwko cięciom, mógłby spodziewać się bardzo ostrych ataków z kręgów tych elit. Nagłówki prasowe "Washington Post" i audycje Narodowego Radia Publicznego odsądzałyby Obamę od czci i wiary. Nie ulega wątpliwości, że być może i niektórzy sponsorzy jego kampanii zastanowiliby się raz jeszcze, kogo chcą wspierać...
Najprawdopodobniej to właśnie tchórzostwo sprawił, że Obama nie broni programu Ubezpieczenia Społecznego. Jeśli przez to tchórzostwo przegra wybory, będzie mógł mieć pretensje tylko do samego siebie.
Dean Baker
tłumaczenie: Bartłomiej Kacper Przybylski
Artykuł pochodzi z serwisu Z-Net. Pierwotnie opublikowany został w Yahoo!Finance.