W listopadzie 1892 r. w Paryżu odbył się zjazd założycielski Polskiej Partii Socjalistycznej. Partia obchodzi więc 120 urodziny, ma piękną lewicową kartę i antyklerykalny dorobek.
Ateistami wśród socjalistów przed stuleciem byli przeważnie intelektualiści, wierzącymi zaś – ludzie pochodzący z małych miasteczek i ze wsi. Łączyła ich jednak idea świeckiego państwa, walka z klerykalizmem. Z ambon nazywano ich nowymi antychrystami. Sądzili, że religia należy do sfery prywatnej. Zapewniali, że w ich ruchu jest miejsce dla wszystkich. Lewicowa prasa chętnie sięgała po biblijne porównania, zdrajców klasy robotniczej i stronników burżuazji nazywano Judaszami, z kolei socjalizm uchodził za namiastkę Królestwa Bożego.
PPS liberalnie podchodziło do praktyk i obrzędów religijnych. Zdziwiłoby to zapewne dzisiejszych wojujących ateistów, jednak pod koniec XIX w. panowała specyficzna atmosfera. Władze partii nie widziały nic złego w tym, że któryś ich członków jest wierzącym katolikiem i pragnie wziąć katolicki ślub. Ci, którzy decydowali się na religijny ślub, nie spotykali się z ostracyzmem. Podobnie wyglądała kwestia pogrzebów. Ceremonie te miały podwójny charakter: religijny i świecki. Na czele konduktu niesiono krzyż, obok – czerwone flagi, symbol ruchu robotniczego. Pogrzeby wyglądały imponująco, ze względu na tłumy, kolorystykę oraz wystrój.
Często pojawiała się korona cierniowa, symbolizująca cierpienie robotnika, który zginął „za sprawę” i był „męczennikiem” klasy robotniczej. Męczeństwo Jezusa porównywano z mękami proletariatu. Jeden z bohaterów ruchu robotniczego, Stefan Okrzeja, pojawiał się na kartkach publikowanych przez socjalistów w koronie cierniowej. Wydawany co roku przez „Robotnika” kalendarz zamieszał zestawienie świąt chrześcijańskich, a redakcja składała przy tym stosowne życzenia.
PPS chętnie „miksowało” też religijne pieśni i kolędy. Jedną z najbardziej znanych „zmiksowanych” wersji jest robotnicza interpretacja pieśni „Kiedy ranne wstają zorze”: „Kiedy ranne wstają zorze, Daj mi siły, o mój Boże, Bym zwalczał tych tyranów, By nie było więcej panów! Tyranów mamy tak wiele, A z nich każdy bat nam ściele, Więc podajmy sobie ręce, Aby nie żyć dłużej w męce”. Ostatni przed wojną kompleksowy program PPS (tzw. Radomski) jednoznacznie potwierdzał potrzebę rozdzielenia Kościoła od państwa.
Chrzestny ateista
Ignacy Daszyński, pierwszy premier niepodległej Polski w 1918 r., był jednym z najbardziej zasłużonych polityków PPS. Nie był on jednak zaciekłym wrogiem religii, przeciwnie – dostrzegał jej znaczenie, zwłaszcza dla ludzi ubogich. Sam był ateistą, zostawał jednak wielokrotnie ojcem chrzestnym dzieci robotniczych. Apelował o możliwość nadawania dzieciom robotniczym niereligijnych imion, co nie spotkało się z aprobatą Kościoła.
Mimo tolerancyjnego podejścia socjalistów do sprawy religii nie mogli oni liczyć na to samo ze strony Kościoła, który zajadle ich tępił. Skąd ta zajadłość? Działacze PPS piętnowali obłudę, wyzysk ludzi i szerzenie ciemnoty. Ignacy Daszyński pisał: „Pióro wzdryga się przy opisach niezliczonych szykan, jakich dopuszczali się księża na socjalistach, zwłaszcza na wsiach lub małych miasteczkach. Szafarze sakramentów zachowywali się często niemożliwie brutalnie wobec bezbronnych, wierzących ludzi. A najszaleniej gniewały ich targi biedaków przy zdzieraniu z nich skóry za śluby i pogrzeby. Na tym punkcie miało się najczęściej do czynienia z gwałtownymi handlarzami świętości, których piętnowaliśmy bez ustanku”. Daszyński miał nadzieję, że nadejdzie czas, kiedy kler razem z socjalistami zawalczy o najsłabszych. To przy grobie obrońcy ludu, ks. Piotra Ściegiennego, w okresie międzywojennym kończyły się manifestacje robotnicze i pochody z okazji święta 1 maja. „Dzisiaj, kiedy to piszę, nie mogę pozbyć się nadziei, że kiedyś wśród uboższych księży katolickich utworzy się pewne stronnictwo, które pójdzie ręka w rękę z socjalistami wbrew bogatemu klerowi, wbrew całemu kapitalizmowi, który przeżarł hierarchię kościelną (...)”.
Daszyński był znienawidzony przez kler. „Ksiądz Schwarz, kanonik na Zwierzyńcu, nie wahał się zhańbić siwych włosów obelgami rzucanymi na mnie z ambony w kościele. Groził, że po śmierci będę pochowany w gnoju!”. W pogrzebie Ignacego Daszyńskiego uczestniczyło jednak kilkanaście tysięcy robotników. Tego dnia wszystkie krakowskie zakłady na 5 minut wstrzymały pracę.
Naczelny antyklerykał PPS
O ile Tadeusz Żeleński-Boy był czołowym antyklerykalnym dziennikarzem i pisarzem II RP, o tyle rolę naczelnego antykościelnego posła pełnił Kazimierz Czapiński z PPS, słynący z erudycji publicysta. Podkreślał on, że wszelkie próby zbliżenia z Watykanem prowadziły do deprecjacji Polski. „Polska Jagiellonów to jest Polska zatargów z Rzymem, dopiero Polska Zygmunta III, Polska Sasów, to jest dopiero Polska Rzymowi uległa. Polska upadku, jest to Polska związana z Rzymem”. Nie mógł zignorować faktu, że Kościół był odwiecznym wrogiem postępu społecznego, największym posiadaczem ziemskim. W tym czasie władze usiłowały przeprowadzić reformę rolną, mającą poprawić sytuację polskiego chłopa. Sprzeciwiał się temu Kościół katolicki, obawiający się utraty przywilejów. Znany endecki poseł, ks. Kazimierz Lutosławski, nazwał próbę wprowadzenia reformy rolnej „zbrodnią rabunku i gwałtu”.
Podobnie wyglądała walka o świecką szkołę. Kazimierz Czapiński propagował naukę etyki zamiast kosztownych lekcji religii. Twierdził, że „Kler, wychowujący obywatela rzymskiego, a nie polskiego, nie może być bezwzględnie kierownikiem szkoły. Tysiąc faktów w dyskusji przytoczono, jeżeli byście chcieli, mogę jeszcze drugi tysiąc przytoczyć. Przypomnę np., że gdy nie tak dawno pod zaborem rosyjskim toczono walkę o szkołę polską, to wszakże wszyscy przypominają sobie, że właśnie takimi reprezentantami represji rosyjskiej w tym kierunku byli przedstawiciele hierarchii; wszak nikt inny jak abp Popiel dn. 23.7.1905 r. rozkazał, ażeby w kościołach warszawskich odczytano odezwę jego, wzywającą do powrotu do szkoły rosyjskiej”.
Batalię o świecki charakter państwa rozegrali socjaliści przeciw konkordatowi, który godził w suwerenność państwa. Występując wraz ze swoim stronnictwem przeciw ratyfikacji umowy z Watykanem, Kazimierz Czapiński argumentował: „Konkordat jest niezupełny, bo szereg dziedzin, np. prawa małżeńskiego, nie jest uwzględnionych”. Dostrzegał też w nim „stworzenie niezgodnego z Konstytucją uprzywilejowanego stanowiska dla kleru w Polsce, zwłaszcza dla Episkopatu”. Podkreślał, że umowa ta nie „daje państwu żadnej gwarancji przy ewentualnych politycznych nadużyciach kleru”. Niestety, 10 lutego 1925 r. Stanisław Grabski, ówczesny minister wyznań religijnych oraz oświecenia publicznego, podpisał konkordat.
Przemysław Prekiel
Artykuł ukazał się w "Faktach i Mitach".