Co mogę wiedzieć? Co powinienem czynić? Czego mogę się spodziewać?
Immanuel Kant
Niesłychanie istotnym dla (nie tylko) polskiej lewicy był wykład, jaki wygłosił prof. Zygmunt Bauman w krakowskiej Kuźnicy 31 marca, a który przedrukował następnie tygodnik „Przegląd”. Dziw aż bierze, że dotychczas na temat tez zawartych w rzeczonym wykładzie nie toczy się w naszym kraju żadna dyskusja. Świadczyć to może jedynie o intelektualnej degrengoladzie tego, co zwie się polską lewicą, skarleniu myślenia i braku jakiejkolwiek wizji, o jej umysłowej degeneracji i zaściankowości. Zwłaszcza tej instytucjonalnej.
Na początku kilka uwag do rzeczonego wystąpienia. Pragnąłbym spróbować odpowiedzieć na podstawowe pytanie, którego mi w dyskusjach i rozważaniach na temat lewicy brakuje zawsze, a dzisiaj szczególnie. Czym jest lewica? Otóż w mojej opinii najkrótszym określeniem tej formacji, nie tylko politycznej, lecz przede wszystkim świadomościowej, jest dychotomia człowiek-kapitał. I opowiedzenie się po jednej ze stron owego, odwiecznego konfliktu. Z tego właśnie układu i zajęcia w nim określonej pozycji, wywodzą się pozostałe elementy układanki określającej człowieka jako osobę ludzką, z jego osobowością, kulturą, przekonaniami (również politycznymi), etc. To wszystko jest również bardzo ważne w definiowaniu i określaniu jednostki jako człowieka o lewicowej proweniencji.
Lewica, zwłaszcza w Polsce, ale i światowa także, winna wreszcie przestać się wstydzić komunizmu i biczować się za jego winy i grzechy. Ten system był jednym z projektów, jedną z najważniejszych idei określających lewicowość w ogóle w XIX i XX w. Był również jednym z rozwiązań. Nieudanym, utopijnym i koślawym, często opresyjnym i zbrodniczym, ale tak zazwyczaj dzieje się w ludzkiej praktyce, gdyż nie jest ona nigdy a priori idealną. Wpisującym się w nurt myśli i praktyki ludzkiej zwanej lewicowością. To tradycja i doświadczenie, często gorzkie, całej lewicy. Niedostrzeganie tej tradycji, powoduje brak zaufania, rezerwę i domniemanie intelektualnej nieuczciwości ze strony polityków mieniących się lewicowymi. W Polsce widać to jeszcze bardziej wyraźnie.
Kolejnym elementem w tej dyskusji powinno być stwierdzenie, iż lewica przyjęła narrację prawicową, prawicowy sposób postrzegania rzeczywistości, zgodziła się na prymat kapitału przed człowiekiem, czyli zaprzeczyła całemu swemu rodowodowi i korzeniom ideowym. Nikt nie potrzebuje w demokracji i życiu publicznym prawicy w stylu „soft”, przypudrowanej lewicową retoryką (za którą nie idą polityczne czyny). To lepiej opowiedzieć się od razu za oryginałem, jaki by on nie był obmierzły…
A tak naprawdę sam Bauman we wcześniejszych swych dziełach, wskazując na cierpienia człowieka ponowoczesnego i jego klęski, tak pozorne, jak i realne, zwracał uwagę, że w wielu przypadkach przyczyną tych elementów życia współczesnego jest brak jakiejkolwiek wizji. Utopii, żaru, idei rozpalających namiętności i pomysły, energię ludzką oraz bezinteresowność działania. Bo życie ograniczone do słupków, wykresów, hoss i bess, kart kredytowych, pożyczek i kredytów, czy wreszcie: do PKB i makroekonomii, nie jest życiem prawdziwym, ani ludzkim. Ogólnie rzecz biorąc pieniądze i ekonomia czynią człowieka jednowymiarowym, tak jak definiował totalitaryzm systemu kapitalistycznego Herbert Marcuse. Takie zamknięcie człowieka w jednym wymiarze egzystencji brodaty filozof z Trewiru nazwał przed 150 laty mentalnością burżua (z określonymi wartościami i postępowaniem), a w Polsce przedwojennej mówiło się w tym kontekście o drobnomieszczaństwie. Taką właśnie świadomość piętnowali Boy, Gombrowicz czy Tuwim.
Dzisiaj mówimy o kapitalizmie korporacyjnym, zakupizmie, o neoliberalnym porządku konserwatywnym i powrocie do tradycjonalizmu. Wszytko to samo, wszystko już było. Tu powinna być tymczasem lewica ze swoją narracją, tu jej głos winien być szczególnie słyszalny.
Ciekawą konkluzja w tym wymiarze jest wypowiedź izraelskiego intelektualisty Amosa Oza. Powiada on, że współcześnie „władza nad światem spoczywa w rękach groszorobów. Pewnie nie są to najgorsi z tyranów . Żaden z nich nie jest Stalinem ani Hitlerem. A jednak zmieniają świat nieodwracalnie. Najgorszym niebezpieczeństwem jest globalna infantylizacja, zamiana ludzi w ogłupione pożądaniem zabawek dzieci, urodzone by kupować”. Lewica winna w tej przestrzeni debaty publicznej zajmować wyraźne i mocno słyszalne stanowisko. Oparte zresztą na myśli klasyków przedefiniowanych do współczesnych czasów.
Przykładów takich akurat działań z historii jest wiele. Ot, choćby operacja wykonana przez św. Tomasza z Akwinu z dorobkiem Arystotelesa, mająca przystosować, co się zresztą znakomicie udało, idee Stagiryty dla potrzeb średniowiecznego Kościoła.
Trudno jest podejmować polemikę z tak wybitnym intelektualistą jak Bauman. Jego materiał daje wspaniałą analizę sytuacji lewicy w skali całego globu. Tekst jest kapitalną diagnozą uwiądu intelektualnego tego olbrzymiego prądu umysłowego, mającego tak ogromne znaczenie w filozofii, estetyce, sztuce, polityce, nauce i praktyce europejskiego życia w ostatnim dwustuleciu. Ale jako dobry, klasyczny i znany ponowoczesny uczony, rozbierając ten problem na części, nie daje on jednak nań żadnej recepty, nie pokazuje remedium na chorobę trawiącą lewicę światową od ponad trzech dekad.
Lewica musi mieć w sobie coś z Prometeusza, czyli dać ludziom i swoim wyznawcom siłę „ducha”. Utopia, idea i wizja - to najczęściej nasuwające się w tym miejscu skojarzenia. To właśnie przytoczony w tekście profesora osąd byłego kanclerza Niemiec, Gerharda Schroedera, o braku różnic pomiędzy ekonomią kapitalistyczną i socjalistyczną, glajchszaltuje w sposób absolutny pojęcia "lewicowości" i "prawicowości”, przenosząc ich ideowe założenia w niebyt. Trudno więc dziwić, się że wyborca ma później kłopot z rozróżnieniem programów partii do niedawna ideowo przeciwstawnych.
A ponadto każdą lewicę winien autentycznie niepokoić świat (za Federico Fellinim) jedynie „oparty na szybkości i skuteczności. Kuchnia złożona z mrożonek jest dla mnie symbolem nieludzkiego i samotnego świata”. Bo to są bowiem synonimy korporacyjnego i merkantylnie postrzeganego sukcesu za wszelką cenę, oraz poddańczego względem ekonomii aż do granic możliwości świata. W tak skonstruowanej przestrzeni ginie człowiek. Ginie humanizm, a także przyroda, nauka i jakiekolwiek idee. Wszystko to, co nie mieści się w neoliberalnym paradygmacie.
I wreszcie – owa klasyka. W XI tezie o Feuerbachu Karol Marks mówi: „Filozofowie rozmaicie interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”. I to jest ostatni, czy nie najważniejszy po konkluzji na temat dystansowania się (ostentacyjnego) od swojej historii, prometeizmu programowego i zatraceniu lewicowej narracji przez Partie Lewicy (zbliżenie programowo-ideowe lewicy i prawicy jest faktem) aspekt debaty dotyczącej najszerzej pojętej lewicowości. Dotyczy on nie tylko filozofów i teoretyków; ale przede wszystkim polityków mieniących się lewicowymi.
Radosław S. Czarnecki