Z okazji 94. rocznicy śmierci Róży Luksemburg prezentujemy tekst poświęcony jej osobie.
Róża Luksemburg (pierwotnie Rozalia Luxemburg) urodziła się 5 marca 1870 r. w Zamościu. Pochodziła z zasymilowanej, spolonizowanej rodziny żydowskiej[1]. Jej imię oraz imiona nadane jej rodzeństwu, mianowicie – Maksymilian, Mikołaj, Józef, Anna – potwierdzają ten fakt.
Ojciec Róży – Eljasz (Edward)[2] Luxenburg zajmował się handlem drewnem. W związku z tym, często podróżował do Warszawy i do Niemiec[3]. W domu Róży Luksemburg nie rozmawiano ze sobą w jidysz, lecz po polsku. Ten właśnie język był w użyciu na co dzień[4]. Matka Róży Luksemburg – Lina Luxenburg z Löwensteinów wykazywała znaczne zainteresowania literackie. Szczególnym kultem otaczała ona postać i twórczość Adama Mickiewicza.
Oprócz niego, matka Róży Luksemburg ceniła wysoko dorobek Fryderyka Schillera[5]. Dzięki matce, Róża Luksemburg poznała jako dziecko język i kulturę niemiecką[6]. Należy przypuszczać, iż matka Róży Luksemburg była osobą głęboko religijną, pozostającą wierną wyznaniu mojżeszowemu. Potwierdzają to następujące słowa Róży Luksemburg: „Moja matka, dla której obok Schillera Biblia była najgłębszą krynicą mądrości wierzyła mocno, że król Salomon rozumiał mowę ptaków. Śmiałam się wówczas z jej naiwności z całą wyższością moich lat czternastu i posiadanej współczesnej wiedzy przyrodniczej”[7]. Godnym odnotowania jest w tym miejscu fakt, iż na niemieckim tłumaczeniu świadectwa maturalnego Róży Luksemburg z 1887 r. jako pierwszy przedmiot figurowała religia mojżeszowa z oceną bardzo dobry[8]. Ponadto, należy zaznaczyć, iż w oparciu o ówczesne przepisy prawne obowiązujące na terenie zaboru rosyjskiego, nieuznające bezwyznaniowości każdy musiał być zaliczony do jednego z zarejestrowanych wyznań[9].
W związku z tym, na wyżej wspomnianym dokumencie znalazło się stwierdzenie następującej treści: „Rosalie Luxenburg, 17 jahre alt, vom mosaischen konfession” (Rozalia Luxenburg, lat 17, wyznania mojżeszowego)[10].
Uzyskanie świadectwa maturalnego poprzedziła nauka w Drugim Żeńskim Gimnazjum w Warszawie. Uczęszczała do niego w latach 1880-1887. Stosownie do obowiązujących w zaborze rosyjskim przepisów carskich, zajęcia odbywały się wyłącznie w języku rosyjskim, a uczennicom nie wolno było rozmawiać nawet między sobą w języku polskim[11]. Warto podkreślić, iż z języka polskiego uczyniono przedmiot nadobowiązkowy, wykładany zresztą także po rosyjsku[12].
Drugie Żeńskie Gimnazjum w Warszawie było pierwszym miejscem, w którym nastoletnia Róża Luksemburg doświadczyła carskiego despotyzmu[13]. Wydaje się, iż zderzenie z powyższym faktem, wpłynęło znacząco na ukształtowanie się w niej krytycznej postawy wobec otaczającej rzeczywistości.
Od 1886 r. należała do nielegalnego socjaldemokratycznego kółka młodzieży związanego z partią „Proletariat” propagującą wśród robotników Kongresówki myśl społeczno-polityczną Karola Marksa. W 1887 r. stwierdziła: „Moim ideałem jest taki ustrój społeczny, w którym by wolno było z czystym sumieniem kochać wszystkich. Dążąc do niego i w imię jego może potrafię kiedy nienawidzieć”[14]. W tym samym roku ukończyła gimnazjum z bardzo dobrymi wynikami. Nie przyznano jej jednak wyróżnienia („złotego medalu”). Władze szkolne uznały, że zajmowała „buntowniczą postawę” wobec nauczycieli[15].
U schyłku 1889 r. zagrożona aresztowaniem przez carskich żandarmów, przedostała się z pomocą Marcina Kasprzaka nielegalnie przez granicę austro-węgierską. Udała się do Szwajcarii, państwa znanego ze swobód obywatelskich, będącego wówczas miejscem azylu dla emigrantów politycznych z Rosji, Królestwa Polskiego i Niemiec. Wydaje się, iż oprócz powyższych argumentów, o wyborze Szwajcarii zadecydowała także jej znajomość języka niemieckiego.
Zamieszkała w Zürichu i korzystając z pomocy swojej rodziny rozpoczęła na początku 1890 r. studia na tamtejszym uniwersytecie[16]. Początkowo były to studia przyrodnicze i matematyczne na wydziale filozoficznym. W 1892 r. przeniosła się jednak na wydział prawno-ekonomiczny, wychodząc z założenia, że „najważniejszą bronią dla dobrego socjalisty jest gruntowna znajomość praw i stosunków ekonomicznych”[17].
W 1893 r. była jednym z założycieli wydawanego w Paryżu w języku polskim, miesięcznika „Sprawa Robotnicza” – oficjalnego organu Socjaldemokracji Królestwa Polskiego. Obowiązki redakcyjne, które przyjęła na siebie powodowały, iż często przebywała w stolicy Francji. Paryż męczył ją jednak, w odróżnieniu od Zürichu czy Genewy – miast, które ceniła nad wyraz wysoko. W swojej korespondencji do najbliższego przyjaciela i partnera życiowego – Leona Jogichesa Tyszki pisała: „W tym parszywym, hałaśliwym Paryżu, w którym mam ciągle okropny katar od powietrza i ból głowy od trzasku i wrzasku Zürich – cichy, czysty, pachnący z Zürichbergiem, wydaje mi się prawdziwym rajem”[18]. W liście z Paryża z 5 kwietnia 1894 r. stwierdziła z kolei: „Głowa mnie boli i ciąży mi, na ulicy hałas i turkot okropny, w pokoju obrzydliwie (...) Ja chcę do Ciebie, ja już nie mogę dłużej!”[19]. Dwa dni później pisała: „W rozpaczy, położyłam się do łóżka i czytałam »Pana Tadeusza« myśląc i czując – o Tobie”[20]. W liście z 9 kwietnia 1895 r. stwierdziła z kolei: „Z Genewy można dostać wszystko prędzej i lepiej i taniej niż z Paryża”[21].
Z drugiej jednak strony podczas pobytów w Paryżu odwiedzała kabaret „Eldorado”, bywała na występach znanej aktorki Sary Bernhardt oraz w operze paryskiej[22].
W Szwajcarii Róża Luksemburg przebywała w środowisku działaczy socjaldemokratycznych różnych narodowości, z całej Europy. Starała się akcentować swoją więź z polskością, swoje przywiązanie do języka i kultury polskiej. Deklarowała, co warto podkreślić, swoją przynależność do narodowości polskiej i otwarcie stawała w jej obronie[23]. Ponadto posługiwała się w korespondencji prywatnej i publikacjach sformułowaniami: „nasz kraj”[24], „u nas, w Polsce”[25]. Charakterystyczne było jednak to, iż chciała być uważana i postrzegana przede wszystkim jako oddana sprawie likwidacji wszelkiego ucisku, wyzysku i nierówności – socjaldemokratka. Swoją polskość wyraźnie sytuowała na drugim planie.
Jako socjaldemokratka nie dostrzegała – co należy podkreślić – sensu nadawania sprawie polskiej cech wyjątkowości. W jaskrawy sposób dało się to zauważyć w jej podejściu do wysuniętego przez Polską Partię Socjalistyczną programowego hasła przywrócenia Polsce niepodległości państwowej. Hasło to zaciemniało jej zdaniem ideę rewolucji socjalnej. Ponadto przesłaniało polskim robotnikom obraz konfliktów i układów społecznych, w jakich się znajdowali. W broszurze Niepodległa Polska a sprawa robotnicza z 1895 r. zwracając się do nich, ostrzegała: „Niezależna Polska byłaby takiem samem państwem kapitalistów jak jest Polska zależna. A państwo kapitalistów nie może być rajem ani zbawieniem dla robotników. (...) Nie rajem by też ona była dla robotnika, tylko takiem samym piekłem jakie dziś znosimy. Jak i dzisiaj pastwiłyby się tam nad nami nędza, choroby, bezrobocie i praca nad siły. I polski wyzyskiwacz stałby nad nami ze swym batem głodowym, jak dzisiaj! (...) Czy wobec tego możemy oczekiwać zbawienia od niezależnej Polski? Nie, naszem dążeniem powinien być socjalizm, bo tylko on nas wybawi i z nędzy i z ucisku. (...) Robotnicy polscy! (...) W niezależnej Polsce będzie nad wami bat polski jak jest dziś rosyjski. Dążcie do złamania wszelkiego bata, a nie zmieniajcie jednego bata na drugi! (...) Robotnicy polscy! (...) Niezależna Polska zbawić was nie może. Dążcie do zaprowadzenia socjalizmu i nie dajcie się odwieść z drogi!”[26]. O PPS-owcach pisała natomiast: „Niech nas nie wzywają do tłuczenia głowami o mur! Niech nam dadzą spokój z Niepodległą Polską”[27]. Warto zaznaczyć, iż broszurę tę opublikowała pod pseudonimem Maciej Rózga. Inspiracją dla niego była lektura mickiewiczowskiego „Pana Tadeusza”...
Swoje anty niepodległościowe stanowisko zaprezentowała na międzynarodowych kongresach socjalistycznych: w Zürichu w 1893 r. oraz w Londynie w 1896 r. Znalazło się ono również w jej rozprawie doktorskiej z 1897 r. pt. Rozwój przemysłowy Polski. Dowodziła w niej wprost, że: „ niepodległość Polski jest reakcyjną utopią, nie dającą się pogodzić z ekonomicznym wcieleniem Polski do państwa rosyjskiego”[28]. Podkreślić należy, iż pod słowem „Polska” rozumiała ona tu obszar ówczesnego Królestwa Polskiego. O Galicji czy Wielkopolsce nic nie wspominała w swojej pracy doktorskiej.
Po ukończeniu studiów, Róża Luksemburg podjęła decyzję o osiedleniu się w Niemczech i dalszej działalności w szeregach „pierwszej brygady Międzynarodówki” jak nazywano wówczas niemiecką socjaldemokrację[29].
W maju 1898 r. po wcześniejszym uzyskaniu obywatelstwa, przyjechała do Berlina. Jej pierwsze wrażenia dotyczące stolicy Niemiec były podobne do tych wcześniejszych, paryskich. W liście do Tyszki z 16 maja 1898 r. pisała: „Kupiłam już plan Berlina. Zmęczona jestem wprost nie po ludzku i już nienawidzę Berlina i Niemców tak, że udusiłabym ich”[30]. Z kolei w liście z 26 maja 1898 r. uspokajała go: „Nie bój się, ja się tu nie zniemczę, nienawidzę Berlina i Szwabów z całej duszy, niech ich piorun. Ale po niemiecku już gadam jak Bismarck”[31]. W liście do swoich szwajcarskich przyjaciół – Roberta i Matyldy Seidlów pisała natomiast: „Berlin robi na mnie w ogóle jak najbardziej odstręczające wrażenie: zimny, bez gustu, masywny – prawdziwe koszary i kochani Prusacy z ich arogancją, jakby każdy kij połknął, którym go kiedyś karcono! (...) Na każdym kroku brakuje mi teraz dobroczynnej przytulności i kultury Szwajcarii. A także czystości! Doprawdy nie wiem, skąd pochodzi bajeczka o czystych niemieckich gospodyniach, nie widziałam tu jeszcze ani jednej takiej”[32].
Całkowicie odmienne opinie od powyższych prezentowała Róża Luksemburg odnośnie znanych niemieckich pisarzy i poetów. Szczególnie interesujące były jej opinie o Johannie Wolfgangu Goethe’m. Działał on na nią „ogromnie uspokajająco” – „prawdziwy »olimpijczyk« z niego, a mnie ten światopogląd taki jest teraz bliski i pokrewny!” – pisała w liście do Tyszki z 10 października 1905 r. – „Niestety nie mam tylko tej żelaznej pracowitości, jaką Goethe miał mimo tego światopoglądu (bo o geniuszu przecież nie mówię). Coś dziwnego, jakie uniwersalne interesy duchowe ten człowiek posiadał! I to był »Szwab«. Das soll mir Einer erklären (Niech mi to ktoś wyjaśni)”[33]. O jego wierszu „Pieśń koftyjska” pisała natomiast: „(...) muzyka słów i dziwny czar wiersza napawały mnie spokojem. Nie wiem sama, jak to się dzieje, że piękny wiersz, zwłaszcza Goethego, tak głęboko mnie wzrusza przy każdym silnym wzburzeniu lub wstrząsie. Jest to wręcz fizjologiczne działanie, jak gdybym spragnionymi ustami piła przepyszny napój, który ochładza mój umysł, uzdrawia ciało i duszę”[34]. Analogiczną opinię wyrażała w przypadku Fryderyka Schillera. W liście do Franza Mehringa – działacza niemieckiej socjaldemokracji pisała: „(...) muszę Wam (...) jako »osoba prywatna« podziękować za przyjemność jaką sprawiła mi lektura Waszego Schillera, zmusiliście mnie do pokochania go”[35].
Mieszkając w Niemczech, Róża Luksemburg sięgała po lekturę nie tylko w języku niemieckim, ale również w językach: polskim, rosyjskim, francuskim oraz angielskim[36]. Znajomość tych języków wykorzystywała nie tylko dla ułatwienia swojej działalności na polu międzynarodowym, ale również do poszukiwania i wydobywania z tychże lektur cennych, ogólnoludzkich wartości oraz „wielkiego szlachetnego światopoglądu”[37]. W tej kwestii stwierdziła: „Dla mnie o człowieku czy o książce nie stanowią poglądy, lecz materiał, z którego składa się człowiek czy książka. Nie przeszkadzają mi całkiem fałszywe poglądy, jeśli tylko znajduję uczciwość wewnętrzną, żywą inteligencję, artystyczną radość życia i afirmację świata. Jakże to dobrze, że zawsze jeszcze tuż za rogiem odkrywa się ludzi, którzy dają powód do radości!”[38]. W oparciu o powyższe słowa, nie wydaje się, by Róża Luksemburg zwracała szczególną uwagę na narodowość autora. Najważniejszy był dla niej przekaz danego utworu.
Równie interesujące opinie Róża Luksemburg wyrażała na temat języków, które znała i którymi posługiwała się w kontaktach osobistych, szczególnie języka polskiego, rosyjskiego, francuskiego oraz niemieckiego. Róża Luksemburg uważała język za „główny organ produkcji duchowej”[39]. W jej ujęciu był on równie ważnym składnikiem kultury, co literatura i sztuka[40].
Pierwszy z wymienionych języków – język polski – Róża Luksemburg otaczała szczególną czcią wyniesioną z domu rodzinnego. Żywo reagowała na każdy błąd stylistyczny popełniany zwłaszcza przez Leona Jogichesa Tyszkę, który w odróżnieniu od języka polskiego władał bardzo dobrze językiem rosyjskim i językiem niemieckim[41]. W jednym z listów pisała do niego: „Wiesz nota bene boję się ogromnie Twego rosyjskiego języka, ja się tu zupełnie odzwyczaiłam i czuję się wprost jakby »nie w domu« jak słyszę lub mówię po rosyjsku. Mój Leon powinien by właściwie mówić ze mną po polsku, ale wtedy Ty się czujesz »nie w domu«. Jak na to poradzić? Bo twój plan mówienia do siebie dwoma językami jest potworny”[42]. W innym z kolei liście stwierdziła: „Widzisz, jak Ci łeb zmyłam? Aha! Póty dzban wodę nosi, aż się ucho urwie, ziarnko do ziarnka – zbierze się miarka, nie wsadzaj palca między drzwi, kocioł garnkowi przygania a sam smoli i wiele jeszcze innych czysto polskich przysłów mogłabym tu przytoczyć, obawiam się tylko, iż byś właściwie tej czystej polszczyzny nie zrozumiał. Dodam więc jeszcze jedno, skomponowane przez pana Jowialskiego: im kot starszy, tym ogon twardszy (...) Wszystkie wynikające z tego wnioski (...) pozostawiam twemu własnemu sprytowi (...)”[43].
Korespondowanie z L.J. Tyszką wyłącznie w języku polskim było jednak niemożliwe. Róża Luksemburg zmuszona była pomimo wyczuwalnej niechęci z jej strony, do prowadzenia z nim korespondencji także w języku rosyjskim, nie pozbawionej jednak polonizmów[44].
Kwestię swojego stosunku do języka rosyjskiego, jak również do kolejnego, którym się posługiwała, mianowicie języka francuskiego poruszyła w listach do swojej przyjaciółki i działaczki SDKPiL – Cezaryny Wojnarowskiej z 17 i 24 stycznia 1902 r. W pierwszym z nich, dotyczącym propozycji przyjazdu do Paryża na serię odczytów stwierdziła: „(...) po kiego licha, z przeproszeniem ja tam jestem potrzebna owym lewicom wszystkich narodów, kiedy gadać publicznie nie potrafię ani po francusku ani po rusku?”.
W liście znalazła się ponadto dość intrygująca uwaga z jej strony: „Wszak bym tylko po katolicku tj. po naszemu, mogła tam mieć odczyt (...)”[45]. W liście z 24 stycznia 1902 r. pisała natomiast: „(...) Co do owego gadania po francusku i po rosyjsku, to ostatecznie Moskale by mi wielkich skrupułów nie robili w kaleczeniu ich języka, ale co do francuskiego, to dalibóg do tego barbarzyństwa, mnie za nic nie skłonicie”[46].
W oparciu o powyższe słowa pokusić się można o stwierdzenie, iż j. rosyjski Róża Luksemburg traktowała lekceważąco. Język francuski darzyła natomiast szacunkiem podobnym do tego jaki okazywała j. polskiemu.
Czwartym językiem, który otaczany był przez nią estymą był wspomniany już j. niemiecki – język Goethe’go i Schillera. Jak bardzo była wyczulona w kwestii należytej poprawności w posługiwaniu się tym językiem świadczyły słowa wypowiedziane w liście do Tyszki po jej publicznym wystąpieniu w Magdeburgu pod koniec listopada 1899 r.: „Poznałam tam kilku Gennosów, m.in. adwokata partyjnego Landsberga, który podziwiał moją niemiecką mowę, referat był rzeczywiście pięknym językiem napisany, z dowcipami, wierszami, etc”[47].
Warto podkreślić, iż w jej korespondencji oraz publicystyce napotkać można ponadto na charakterystyczne sformułowania typu: „jak mówią Niemcy”[48], „jak mówi niemieckie przysłowie”[49], „jak Niemcy mówią”[50], „jak mówią Francuzi”[51], „jak u nas w Polsce mówią”[52], „na polski przetłumaczywszy”[53], „dobre polskie słowo”[54], „jak powiadają Anglicy”[55]. Wydaje się, iż Róża Luksemburg wykorzystywała powyższe sformułowania przede wszystkim w celu urozmaicenia swoich tekstów oraz dla lepszego ich zobrazowania.
Z uwagami w kwestii języków powiązane były ponadto inne równie istotne. Mianowicie na temat Polaków, Niemców, Rosjan oraz Żydów. Szczególnie bliska była jej pierwsza z wymienionych narodowości. Mówiąc o Polakach używała sformułowań typu: „mój rodak”[56], „moich rodaków”[57], „jesteśmy Polakami”[58], „nam, Polakom”[59], „jak my Polacy mówimy”[60]. Charakterystyczną uwagę Róży Luksemburg o Polakach na Górnym Śląsku zawierał List do Luizy i Karola Kautskych – Niemców działaczy niemieckiej socjaldemokracji, z końca 1899 r.: „Z mego pobytu tu moi tutejsi ziomkowie są bardzo zadowoleni, a ja nie mniej, podróż była bardzo potrzebna, polskie słowo działa jednak zupełnie inaczej niż to obce niemieckie (...) Są oni (górnicy górnośląscy) ludźmi wrażliwymi, jak wszyscy Polacy (...)”[61].
U schyłku 1899 r. Róża Luksemburg jako działaczka niemieckiej socjaldemokracji prowadziła agitację na rzecz SPD (Socjaldemokratyczna Partia Niemiec) na Górnym Śląsku. Agitując tam, jako Polka, starała się przekonać, iż jedyną, szczerą sojuszniczką ludności polskiej w jej walce z germanizacją była niemiecka socjaldemokracja.
W swojej broszurze skierowanej do Polaków pt. W obronie narodowości z 1900 r. pisała: „Jedna jest tylko w narodzie niemieckim partia, która nam sprzyja szczerze i przeciw germanizacji i przeciw wszelkiemu bezprawiu nie tylko głos donośny, ale i pięść zaciśniętą podnosi. Tą partią jest Socjaldemokracja, partia niemieckich robotników”[62]. W oparciu o powyższe słowa, pokusić się można o stwierdzenie, iż swój sprzeciw wobec germanizacji wywodziła ona z ideologii socjaldemokratycznej, a nie ze swojej zdeklarowanej polskości, którą jak widać traktowała w dość specyficzny sposób.
Specyficzne podejście prezentowała Róża Luksemburg także względem Niemców, pośród których mieszkała przez ponad 20 lat. Oprócz wspomnianych wcześniej pejoratywnych określeń typu – „Szwab” lub „Szwaby”, odnośnie Niemców, w swojej polskiej korespondencji używała następujących określeń „oni”[63], „kute Niemcy”[64], „moich Niemiaszków”[65], „moim Niemcom”[66], „moi niemieccy towarzysze”[67], „z ramienia Niemców”[68], „Ci ludzie w Berlinie”[69]. Określenia powyższe stanowią wyraźny dowód, iż pomimo posiadanego obywatelstwa niemieckiego, Róża Luksemburg z niemczyzną się nie identyfikowała, a terytorium Niemiec traktowała jedynie jako miejsce zamieszkania i działalności politycznej[70]. Z tego powodu, dla pewnych działaczy SPD – Niemców była uważana za „przybysza ze Wschodu”[71] – przybysza nad wyraz uciążliwego w szeregach niemieckiej socjaldemokracji. Podobnie traktował ją niemiecki wymiar sprawiedliwości, z którym wielokrotnie miała do czynienia[72]. We wrześniu 1913 roku w odpowiedzi na zarzut jednego z prokuratorów, iż „nie ma ojczyzny” udzieliła dość charakterystycznej odpowiedzi: „Mam tak wielki, ukochany kraj ojczysty, jakiego nie ma żaden prokurator pruski. Ale kiedy ten pan mówi o ojczyźnie, o potrzebie obrony ojczyzny, to odpowiadam mu: nikt nie mam prawa poza socjaldemokratami wypowiadać słowa ojczyzna. Czymże innym jest ojczyzna jak nie wielką masą pracujących mężczyzn i kobiet! Czymże innym jest ojczyzna niż podniesieniem dobrobytu, podniesieniem moralności, podniesieniem sił duchowych wielkiej masy, która czyni naród”. Dodawała również: „My, szczególni marzyciele pozwalamy sobie być zdania, że naturze ludzkiej i postępowi kultury XX wieku znacznie bardziej odpowiada, by wszystkie narody i rasy na ziemi z braterską przyjazną solidarnością rozwijały wspólnie kulturę ludzką”[73].
Po Polakach i Niemcach korespondencja prywatna Róży Luksemburg zawierała dość interesujące uwagi na temat Rosjan i rosyjskich działaczy socjaldemokratycznych. Pisząc o nich używała określenia „Moskale”. W liście do Tyszki z grudnia 1899 r. tak scharakteryzowała postać rosyjskiego ekonomisty, publicysty i działacza socjaldemokratycznego Siergieja Nikołajewicza Bułhakowa (1871-1927): „Bułhakow, ogrmnie miły facet, typowy moskal, niezgrabny, prosty i szczery, z bardzo inteligentną twarzą”[74]. Oprócz powyższej w miarę pozytywnie brzmiącej opinii znalazły się również inne o wydźwięku negatywnym. W liście do C. Wojnarowskiej z 17 maja 1901 r. pisała: „Rosjanie (...) u Niemców systematycznie żebrzą, to dla nas nie powód iść w ich ślady. Myśmy powinni podłóg własnych zasad moralnych postępować”[75]. W liście do Tyszki z lipca 1912 r. pisała z kolei: „Leninowcy jako lokaje względem Niemców zgodzą się, a w takim razie my jedni zostaniemy za burtą”[76]. Interesująca uwaga znalazła się ponadto w innym liście do Tyszki z grudnia 1911 r. Róża Luksemburg informowała w nim z Berlina, że: „Nadeszła tu ogromna paka (...) z Paryża z całym rocznikiem „Юридического Вестника” z 1890 r. chodziło mi tylko o styczniowy numer z artykułem Мануилова”, okazuje się, że artykuł ten z numeru – czyściutko wyrwany prawdziwie rosyjskim obyczajem (...)”[77]. Jak zatem widać Róża Luksemburg nie miała w istocie wysokiego mniemania o Rosjanach.
Podobnie rzecz miała się w przypadku Żydów i żydowskich działaczy socjaldemokratycznych. Jako socjaldemokratka potępiała antysemityzm uznając go za produkt rozwoju kapitalistycznego[78], a ludzi biorących udział w pogromach antyżydowskich, uważała za „szumowiny społeczne”[79]. Z drugiej jednak strony, pomimo socjaldemokratycznego ujęcia sprawy w publicystyce przez nią uprawianej wyczuwalny był brak sympatii dla Żydów[80]. W jej rozprawie pt. „Kwestia narodowościowa i autonomia” opublikowanej w 1908 r. na łamach „Przeglądu Socjaldemokratycznego” znalazły się następujące stwierdzenia: „(...) odrębność narodowa żydowska opiera się (...) w Polsce głównie na zacofanym społecznie drobnomieszczaństwie, na drobnej produkcji, drobnym handlu, życiu małomiasteczkowym i dodajmy w nawiasie – na ścisłym zespoleniu danej narodowości z pierwiastkiem wyznaniowym. Wobec tego odrębność narodowa Żydów, mająca być podstawą nieterytorialnej autonomii żydowskiej objawia się nie w formie odrębności burżuazyjnej wielkomiejskiej kultury, tylko w formie małomiasteczkowej niekulturalności. Oczywiście wszelkie starania w kierunku „rozwijania kultury żydowskiej” za inicjatywą garści publicystów i tłumaczów żargonowych, nie wchodzą w rachubę. Jedyny objaw prawdziwej kultury nowoczesnej na gruncie żydowskim: socjaldemokratyczny ruch proletariatu żydowskiego, najmniej z natury swej może zastąpić brak historyczny burżuazyjnej kultury narodowej Żydów, ile że sam jest objawem kultury rdzennie międzynarodowej i proletariackiej”. Dodawała ponadto: „autonomia narodowa żydowska nie w znaczeniu wolności szkoły, wyznania, miejsca zamieszkania oraz równouprawnienia obywatelskiego tylko w znaczeniu politycznego samorządu ludności żydowskiej, z własnym prawodawstwem i administracją w pewnym zakresie (...) jest ideą całkowicie utopijną”[81].
Róża Luksemburg wykazywała zadziwiającą wręcz nieczułość na problem antysemityzmu, pomimo potępiania go z pozycji socjaldemokratycznych. Podobnie, jak w przypadku sprawy polskiej nie widziała sensu nadawania temu problemowi cech wyjątkowości. W jednym z listów do swojej przyjaciółki Mathildy Wurm zarzucała jej nadmierne zatroskanie sprawami specyficznie żydowskimi. Swoja postawe ujęła następująco: „Cierpię niemniej z powodu nieszczęsnego losu Indian w Putamayo i Murzynów w Afryce (...) Nie mogę znaleźć w mym sercu specjalnego miejsca dla żydowskiego getta”. W powyższym liście Róża Luksemburg zawarła uwagę zmuszającą do głębokiej refleksji: „Domem moim jest cały świat – gdziekolwiek są chmury, ptaki i ludzkie łzy”[82].
W korespondencji do Leona Jogichesa – Tyszki – Żyda z pochodzenia napotyka się z kolei na uwagi świadczące o uprzedzeniu Róży Luksemburg względem Żydów. Brzmiały one następująco: „(...) rachujesz się ze mną jak Żyd i ani jednego listu na forszus nie napiszesz”[83] „Posyłam ci w załączeniu artykuł tego aroganckiego Żyda Adlera, ocenisz go sam”[84], „gruby, brodaty Żyd” (o Karlu Albinie Gerischu – skarbniku SPD)[85], „Mam mianowicie jednego znajomego "Rumuna" (naturalnie Żyd z Odessy), ein alter Jahrgang (stary rocznik) (...) siedzi od stu lat w Rumunii, ale uwielbia niemiecką SD i bywa czasami w Niemczech (...)”[86], „Sprawozdanie Żydków z Rygi dostałam”[87], „sala była niewielka, może z 500 osób (SD), ale pełna po brzegi (...) Żydłaków (...), na których widok choroba bierze (...)”[88], „Dziś wieczór idę na koncert sławnego skrzypka Hubermana (Żyd polski z Zamościa, ma 19 lat )”[89], „Siedzę teraz w Pile i czekam na pociąg do Chodzieży. Wczorajsze zebranie w Trzciance było b. piękne (...) najmniej z 500 osób było, miedzy nimi naturalnie całe burżuazyjne żydostwo”[90].
Wyjątkowo negatywne opinie wyrażała Róża Luksemburg na temat partii Bund[91]. Całkowicie odrzucała ideę połączenia SDKPiL z tą partią. W liście do Tyszki z 17 czerwca 1905 roku stwierdziła: „Na żadne połączenia z Żydami się nie zgadzam (...) ta hołota nas potrzebuje, my jej nie”[92]. W korespondencji do C. Wojnarowskiej znalazły się natomiast dwie równie dobitnie brzmiące uwagi o działaczach żydowskich: „systematycznie żebrzących u Niemców” : „ (...) ten cały Bund, a w szczególności ten "Aleksander", ten "Dżon" i wszyscy ich adlatusi są za swoje polityczne postępowanie wobec naszej partii, jak i za swe metody postępowania w ogóle warci co najmniej: aby ich każdy porządny człowiek natychmiast po otworzeniu drzwi zrzucił ze wszystkich schodów (w tym celu warto mieszkać na 4-tym piętrze co najmniej), (...) Są to osobniki złożone z dwóch czynników: idiotyzmu i chytrości. Oni wprost nie umieją mówić z człowiekiem 2-ch słów, spojrzeć na niego, aby nie mieć w tym ukrytego zamiaru okradzenia go (moralnie ma się rozumieć). Tego samego systemu trzyma się cała polityka bundowska. (...) Jakiekolwiek stosunki z nimi naszej partii są wobec tego wprost niemożliwe. W szczególności ów pakt wzajemnych usług między Wami a nimi (...) jest taką samą żydowską chytrością z ich strony”[93]. Przed Międzynarodowym Kongresem Socjalistycznym w Amsterdamie (1904 r.) Róża Luksemburg poruszając kwestię sprawozdania na ten kongres stwierdziła: „Co do sprawozdań (...) ani jedna z poważnych narodowości jeszcze nie dała, jedynie takie narody jak Argentyna, Luksemburskie Księstwo, Żydowski Bund, Czesi i zdaje się PPS”[94]. Jak zatem widać z powyżej przytoczonych cytatów Róża Luksemburg nie poczuwała się do jakichkolwiek bliższych związków z Żydami.
W oparciu o powyższe rozważania dojść można do następującego wniosku końcowego. Ortodoksyjny marksizm, na gruncie którego stała Róża Luksemburg jako działaczka socjaldemokratyczna i swoiście rozumiana w związku z tym wierność idei „proletariackiego internacjonalizmu”, który stał się jej sferą identyfikacji doprowadziły w efekcie do jednej istotnej rzeczy. Mianowicie do braku głębszego zakorzenienia w jednej kulturze. To z kolei pociągnęło za sobą zagubienie w wielokulturowości. Róża Luksemburg nie mogła pojąć, że antagonizmy klasowe mogą być łagodzone poprzez żywiołowe przywiązanie narodów do swej przeszłości, tradycji i patriotyzmu – elementów współtworzących kulturę. Zrozumienie tego faktu uniemożliwił obrany przez nią światopogląd.
Przypisy:
[1] Zob. A. Walicki, Marksizm i skok do królestwa wolności – dzieje komunistycznej utopii, Warszawa 1996, s. 239.
[2] Por. PSB, t. XVIII, 1973, s. 119.
[3] Zob. G. Jaszuński, Marzyciele i mordercy, Warszawa 1972, s. 223.
[4] Por. J. Żuraw, Róża Luksemburg i kultura polska (w 80. rocznicę śmierci), Częstochowa 1999, s. 7, Wł. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1914, t. 1, Gdańsk 1991, s. 267., J. Semkow, Śladami wielkich ekonomistów, Warszawa 1988, s. 129.
[5] Por. J. Żuraw, op. cit., s. 8. J. Jaszuński, op. cit., s. 223.
[6] Zob. A. Kochański, Róża Luksemburg, Warszawa, 1976, s. 8. W wieku 9 lat Róża Luksemburg tłumaczyła wiersze i opowiadania z języka niemieckiego na język polski. Mając 14 lat, w 1884 r. napisała z okazji przybycia do Warszawy cesarza Niemiec Wilhelma I poemat sarkastyczny. Kanclerza Bismarcka nazwała w wierszu „chytrym lisem” (Por. G. Jaszuński, op. cit., s. 224)., Zob. także J. Semkow, op. cit., s. 131.
[7] Cyt. za: R. Luksemburg, Listy z więzienia, przełożyła Maria Bilewiczowa, przedmową opatrzył Feliks Tych, Warszawa 1982, s. 38 (Dalej: Listy z więzienia), por. także A. Kochański, op. cit., s. 11. Brat matki Róży Luksemburg – Bernhard był podobno rabinem (Zob. J. Semkow, op. cit., s. 130.)
[8] Zob. A. Kochański, op. cit., s. 19.
[9] Por. Dzieje Warszawy, t. III (Warszawa w latach 1795-1914) pod red. S. Kieniewicza, Warszawa 1976, s. 254.
[10] Zob. A. Kochański, op. cit., s. 19.
[11] Por. S. Możdżen, Zarys historii wychowania, cz. II (Wiek XIX – do 1918 r.), Kielce 1993, s. 141.
[12] Tamże, s. 142-143.
[13] Jej nauka w gimnazjum przypadła w okresie tzw. „nocy apuchtinowskiej”. Aleksandr Apuchtin sprawował w latach 1879-1897 urząd kuratora warszawskiego okręgu szkolnego. Wprowadził w szkołach system policyjny (m.in. szpiclowanie i donosicielstwo).
[14] Zob. F. Tych, Myśl i czyn rewolucji, „Nowe Drogi” 1971, nr 3, s. 82.
[15] Zob. A. Kochański, op. cit., s. 18, także J. Semkow, op. cit., s. 132.
[16] Uniwersytet w Zürichu znany był z liberalnego stosunku do studentów o poglądach socjaldemokratycznych (Zob. F. Tych, H. Schumacher, Julian Marchlewski – szkic biograficzny, Warszawa 1966, s. 54).
[17] Cyt. za: E. Młodzianowski, Róża Luksemburg, kobieta-wódz, Warszawa 1935, s. 12.
[18] List z 1 IV 1894 r., (w:) Róża Luksemburg, Listy do Leona Jogichesa-Tyszki, t. 1 (1893-1899), Listy zebrał, słowem wstępnym i przypisami opatrzył Feliks Tych, Warszawa 1968, s. 49. (Dalej: Listy do Tyszki).
[19] Tamże, s. 52.
[20] Tamże, s. 55.
[21] Tamże, s. 105.
[22] Zob. A. Kochański, op. cit., s. 38.
[23] Zob. R. Luksemburg, O wynaradawianiu, (w:) Wybór pism, t. 1, cz. 1 (1893-1904), Warszawa 1959.
[24] Zob. Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, Materjały i dokumenty, t. 1 (1893-1903) cz. 1 (1893-1897), wydali H. Buczek i F. Tych, Warszawa 1957, ss. 3, 6, 7, 243, 255.
[25] Tamże, ss. 331, 338.
[26] Cyt. za: R. Luksemburg (Maciej Rózga), Niepodległa Polska a sprawa robotnicza, Paryż 1895, s. 14-21.
[27] Cyt. za: A. Ciołkosz, Róża Luksemburg a rewolucja rosyjska, Paryż 1961, s. 101.
[28] Zob. A. Walicki, op. cit., s. 251.
[29] Por. T. Kowalik, Historia ekonomii w Polsce 1864-1950, Wrocław 1992, s. 113.
[30] Listy do Tyszki, t. I, s. 145.
[31] Tamże, s. 180.
[32] Cyt. za: A. Kochański, op. cit., s. 62.
[33] Listy do Tyszki, t. II, s. 474-475.
[34] Listy z więzienia, s. 45-46.
[35] Listy Róży Luksemburg do Franciszka Mehringa (w 50. rocznicę śmierci), „Z pola walki” 1969, nr 1 (45), list z 2 V 1905 r., s. 156. (Dalej: Listy do Mehringa).
[36] Zob. A. Kochański, op. cit., s. 72.
[37] Zob. Listy z więzienia, s. 58.
[38] Cyt. za: A. Kochański, op. cit., s. 312.
[39] Zob. S. Dziamski, Zarys polskiej filozoficznej myśli marksistowskiej 1878-1939, Warszawa 1973, s. 335.
[40] Por. R. Luksemburg, Czego chcemy? Komentarz do programu Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, wyd. SDKPiL, Warszawa 1906, (w:) Polskie programy socjalistyczne 1878-1918, oprac. F. Tych, Warszawa 1975, s. 334. (Dalej: Czego chcemy?).
[41] Por. J. Żuraw, op. cit., s. 31, Listy do Tyszki, t. II, s. 293-307.
[42] Listy do Tyszki, t. II, (pocz. VI 1900 r., Berlin), s. 81.
[43] Tamże, (ok. 13 I 1900 r.), s. 19.
[44] Por. List z Paryża z 26 IX 1900 r., (w:) Archiwum Ruchu Robotniczego, t. III, Warszawa 1976, s. 190.
[45] Zob. List z 17 stycznia 1902 r. (w:) Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, Materjały i dokumenty, pod red. F. Tycha, t. II (1902-1903). Opr. B. Radlak, Warszawa 1962, s. 12.
[46] Por. Listy Róży Luksemburg do Cezaryny Wojnarowskiej (1896-1905), (w:) „Z Pola Walki” 1971 nr 1 (53), s. 217-218. (Dalej: Listy do Wojnarowskiej). W przedmowie poprzedzającej artykuł Róży Luksemburg pt. „Zagadnienia organizacyjne socjaldemokracji rosyjskiej” zamieszczony w rosyjskim czasopiśmie socjaldemokratycznym „Iskra” (Nr 69 z 10 VII 1904 r.) znalazło się następujące stwierdzenie: „Jej zdanie było dla nas podwójnie cenne, jako zdanie jednego z nielicznych przedstawicieli socjaldemokracji międzynarodowej władającego językiem rosyjskim i mogącego dlatego śledzić uważnie za naszym rozwojem partyjnym” (cyt. za: Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materjały i dokumenty 1893-1904, opracował B. Szmidt, Moskwa 1934, s. 514-515.).
[47] Zob. Nieznane listy Róży Luksemburg do działaczy SDKPiL, (w:) Archiwum Ruchu Robotniczego, t. III, Warszawa 1976, s. 188 (Dalej: Nieznane listy).
[48] Listy do Wojnarowskiej, s. 202.
[49] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, Materjały i dokumenty, op.cit, t. II, s. 73.
[50] Tamże, s. 82, także s. 473
[51] Nieznane listy, s. 173
[52] Listy do Tyszki, t. II, s. 19.
[53] Nieznane listy, s. 166.
[54] Listy do Tyszki, t. III, s. 395.
[55] Por. Nie opublikowane listy Róży Luksemburg w sprawie Górnego Śląska, listy Róży Luksemburg do Juliusza Bruhusa (grudzień 1902-kwiecień 1905), (w:) Ruch Robotniczy na Śląsku Opolskim, Zeszyty Naukowe nr 8, opole 1971, s. 97.
[56] Listy do Mehringa, s. 148.
[57] Tamże, s. 157.
[58] Listy do Tyszki, t. I, s. 123.
[59] Socjaldemokracji Królestwa Plskiego i Litwy, Materjały i dokumenty, op. cit., t. I, s. 351-352.
[60] Cyt. za: A. Kochański, op. cit., s. 93.
[61] Tamże, s. 98.
[62] Cyt. za: R. Luxemburg, W obronie narodowości, Poznań 1900, s. 7 (Biblioteka Narodowa – Warszawa, nr sygn. II 95 998).
[63] Listy do Tyszki, t. I, s. 402.
[64] Listy do Wojnarowskiej, s. 213.
[65] Tamże, s. 215.
[66] Tamże, s. 223.
[67] Tamże.
[68] Nieznane listy, s. 190.
[69] Cyt. za: J. Żuraw, op. cit., s. 16.
[70] Przebywając w więzieniu we Wrocławiu w połowie grudnia 1917 r. uczyniła dość charakterystyczną uwagę na temat atmosfery panującej w Niemczech. Jej zdaniem panowała w tym kraju „atmosfera podłości, tchórzostwa, reakcji i tępoty” (Zob. Listy z więzienia, s. 60).
[71] Określenia „przybysz ze Wschodu” użył podczas zjazdu partyjnego w Lubece we wrześniu 1901 r. – działacz prawicy SPD Richard Fischer (Zob. A. Kochański, op. cit., s. 114).
[72] Zob. A. Kochański, op. cit., ss. 399-400, także J. Semkow, op. cit., s. 148).
[73] Tamże, s. 278-279. Biograf Róży Luksemburg John Peter Nettl stwierdził, iż: „(...) za swoją prawdziwą ojczyznę uważała międzynarodową klasę robotniczą (Zob. Rosa Luxemburg, t. 1, London 1966, s. 32-33), Adam Ciołkosz stwierdził z kolei: „Niemcy nie były jej ojczyzną w stopniu większym niż Polska, Polska nie była jej ojczyzną w stopniu większym niż Niemcy. Jej ojczyzną była Międzynarodówka” (Zob. A. Ciołkosz, Róża Luksemburg a rewolucja rosyjska, Paryż 1961, ss. 21-22).
[74] Listy do Tyszki, t. 1, s. 573.
[75] Listy do Wojnarowskiej, s. 214.
[76] Listy do Tyszki, t. 3, s. 293.
[77] Tamże, s. 254.
[78] Por. A. Walicki, op. cit., s. 253, Róża Luksemburg, „W obronie narodowości”, Poznań 1900, s. 6.
[79] Zob. Czego chcemy ?, s. 334.
[80] W lutym 1894 r. na łamach „Sprawy Robotniczej” w artykule „Święto 1 maja 1892 roku w Łodzi” Róża Luksemburg podkreślała, iż najważniejszym wrogiem robotników byli kapitaliści wszystkich wyznań i narodowości – „taki Żyd jak Poznański lub Niemiec jak Scheibler są waszymi śmiertelnymi nieprzyjaciółmi, a biedny blacharz żydowski lub tkacz niemiecki są waszymi towarzyszami, w nędzy i ucisku” (Zob. Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, Materjały i dokumenty, op. cit., t. 1, s. 157).
[81] Cyt. za: „Przegląd Socjaldemokratyczny” grudzień 1908, nr 10, ss. 804-805, Biblioteka Narodowa, mikrofilm nr 49805.
[82] Cyt. za: A. Walicki, op. cit. ,s. 253.
[83] Listy do Tyszki, t. 1, s. 364 (List z 25-26 I 1899 r.).
[84] Tamże, s. 413 (List z 5 IV 1899 r.).
[85] Tamże, s. 185 (List z 29 V 1898 r.).
[86] Tamże, t. 3, s. 138. (list z 13 lub 14 VII 1910).
[87] Tamże, s. 274 (List z ok. 20 II 1912).
[88] Tamże, t. 2, s. 183 (List z 28 I 1902).
[89] Tamże, s. 228 (List z 24 II 1902 r.).
[90] Tamże, s. 269 (List z 29 V 1903).
[91] Właściwie Powszechny Żydowski Związek Robotniczy – żydowska partia socjalistyczna, założona w 1897 r. w Wilnie działająca nielegalnie na terenie Królestwa Polskiego i carskiej Rosji. Bund koncentrował się na obronie politycznych i ekonomicznych interesów robotników żydowskich, wysuwał hasło autonomii kulturalnej i narodowej dla Żydów oraz socjalistycznej przebudowy społeczeństwa (Zob. Wielka Encyklopedia Świata, Educational Oxford, t. 2, Warszawa 2003, s. 237.).
[92] Listy do Tyszki, t. 2, s. 397.
[93] Listy do Wojnarowskiej, s. 214.
[94] Tamże, s. 224.
Ryszard Rauba
Fot. Wikimedia Commons