Podobnie jak w przypadku Belchera i Perkins, dowiemy się w nadchodzących tygodniach zdecydowanie więcej niż chcieliśmy i powinniśmy wiedzieć o naturze związku Pistoriusa i Steenkamp. Dowiemy się o „zarzutach przemocy domowej”, które były podstawą interwencji policji w jego domu w przeszłości. Dowiemy się o domniemanych epizodach przemocy w relacjach Pistoriusa z kobietami w przeszłości. Dowiemy się również o licznych broniach, które trzymał pod ręką. Na pewno będziemy rozważać problem mężczyzn-sportowców i przemocy wobec kobiet: aż nazbyt znaną historię, która upodabnia sytuację futbolisty z Long Island i sprintera z Johannesburga. Może będziemy nawet rozważać, w jaki sposób te ogrodzone osiedla - na jednym z których doszło również rok temu do morderstwa nastolatka Trayvona Martina [2] – wywołują paranoiczne drżenia rewolwerów. Będziemy dowiadywali się o wszystkim oprócz tego, co naprawdę się liczy: globalnej epidemii przemocy wobec kobiet, którego epicentrum jest Republika Południowej Afryki.
Dwa dni przed śmiercią Steenkamp, przed południowoafrykańskim parlamentem odbył się protest [3] przeciwko bezradności państwa w rozwiązaniu spraw niewyjaśnionych gwałtów i zabójstw kobiet w całym kraju. Dyrektorka wykonawcza Centrum Kryzysowego przeciwko Gwałtom Kathleen Dey powiedziała 12 lutego: „Nie ma żadnego nagłego lekarstwa na zmorę gwałtów, która dotyka Republikę Południowej Afryki. Mamy największy wskaźnik zgwałceń na świecie i nie możemy sobie pozwolić na trwanie tego stanu rzeczy”. Oficjalne statystyki są szokujące. Co siedemnaście sekund jakaś kobieta w Republice Południowej Afryki jest gwałcona, jednak tylko co dziewiąta ofiara zgłasza ten fakt na policję, a tylko 14 procent sprawców jest zatrzymywanych. Centrum Kryzysowe przeciwko Gwałtom i inne organizacje narzekają na brak funduszy, zwracając uwagę, że prowadzenie pracy socjalnej z ofiarami, poradnictwa, a nawet organizowanie testów na nosicielstwo wirusa HIV przekracza ich obecne możliwości.
Nic dziwnego, że demonstracje przeciwko temu, co Liga Kobiet przy Afrykańskim Kongresie Narodowym nazwała „kobietobójstwem” (femicide), musiały wybuchnąć. W państwie, które zamieszkuje 50 milionów ludzi, każdego dnia trzy kobiety są mordowane przez ich partnerów. Kiedy informacja o zabójstwie Steenkamp stawała się tematem pierwszych stron gazet, dopiero co schodziły z nich wiadomości z Zachodniego Przylądka o zbiorowym gwałcie i okaleczeniu 17-letniej Anene Booysen [4]. Przed śmiercią, Booysen zidentyfikowała jednego z napastników: był to chłopak, którego znała i darzyła zaufaniem.
To oczywiście nie jest tylko problem Republiki Południowej Afryki. Mamy tu do czynienia z niczym innym, jak globalnym systemem brutalnej mizoginii. Zbyt wielu mężczyzn na całym świecie postrzega zbyt wiele kobiet jako repozytoria swojego gniewu, frustracji, narcyzmu lub po prostu ich chęci do zademonstrowania przemocy. Światowa Organizacja Zdrowia donosi, że - w zależności od kraju – od 15 (Japonia) do 71 (Etiopia) procent kobiet deklaruje doświadczanie na jakimś etapie swojego życia psychicznej i/lub seksualnej przemocy ze strony partnera [5]. Tak jak w Republice Południowej Afryki, tego typu statystyki muszą być oceniane z dużą dozą sceptycyzmu z powodu stygmatyzacji i wstydu, które – niezależnie od kraju - uciszają kobiety, które tę przemoc przetrwały.
W Stanach Zjednoczonych kultura gwałtu i przypadki zgwałceń, do których doprowadziła, zostały znormalizowane do tego stopnia, że zawodnicy drużyny Notre Dame, oskarżeni o gwałt [6], mogą wziąć udział w meczu o mistrzostwo kraju bez mrugnięcia okiem ze strony gazet sportowych. To również kraj, w którym dziennikarz telewizji Fox News może na antenie pytać z niedowierzaniem: „Kiedy ostatnio słyszeli Państwo o jakimś gwałcie na uniwersyteckim kampusie?” [7]. To jednak na szczęście kraj, w którym – podobnie jak na całym świecie – ludzie zaczynają mówić „dość już tego!”.
Ten globalny problem możemy rozwiązać tylko dzięki globalnej reakcji, jeśli chcemy w ogóle marzyć o świecie, w którym przemoc wobec kobiet jest wyłącznie reliktem historii. Takie dążenie stoi za inicjatywami takimi, jak na przykład „One Billion Rising to End Violence Against Women and Girls” [8] - tego rodzaju odwaga, solidarność i wsparcie są wyjątkowo potrzebne. Ten rodzaj solidarności okazała zresztą sama Reeva Steenkamp tuż przed swoją śmiercią. Rozbita morderstwem Anene Booysen, napisała pod zdjęciem zamieszczonym w swoim Instagramie [9]: „Obudziłam się dziś rano w szczęśliwym i bezpiecznym domu. Nie każdy miał to szczęście. Zabierajcie głos w sprawie gwałtów w Afryce Południowej! Spoczywaj w pokoju Anene Booysen”. Tuż po tym, jak miliard nas powstało przeciwko przemocy, wciąż nie wszystkie kobiety budzą się rano w szczęśliwych i bezpiecznych domach. A powinny. Musimy działać, jeśli nie chcemy powtarzać historii Kasandry Perkins, Anene Booysen i Reevy Steenkamp w kółko, tylko ze zmieniającymi się imionami i nazwiskami.
Przypisy:
[1] LINK
[2] 26 lutego 2012 roku George Zimmerman – pełniący funkcję strażnika straży sąsiedzkiej na jednym z grodzonych osiedli w Sanford, w stanie Floryda, postrzelił śmiertelnie 17-letniego Afroamerykanina Trayvona Martina, który – jak twierdził Zimmerman – wszedł na osiedle i chodził od domu do domu, próbując włamać się do jakiegoś. W toku śledztwa policja ustaliła, że nie ma podstaw do twierdzenia, że Martin usiłował dokonać jakiegokolwiek przestępstwa. Zimmerman twierdził, że postrzelił Martina w obronie koniecznej. Sąd nie dał wiary wyjaśnieniom Zimmermana, skazując go za dokonanie morderstwa drugiego stopnia – przyp. tłum.
[3] LINK
[4] LINK
[5] LINK
[6] LINK
[7] LINK
[8] LINK. W Polsce akcja odbywała się pod hasłem „Nazywam się Miliard” i obejmowała happeningi w szeregu miejscowości (m. in.: Warszawa, Łódź, Poznań, Katowice), polegające na odtańczeniu w głównych punktach wszystkich miast biorących w akcji tego samego układu choreograficznego – przyp. tłum.
[9] LINK
Dave Zirin
tłumaczenie: Bartłomiej Kacper Przybylski
Artykuł ukazał się w gazecie "The Nation" i portalu ZNet.
Ryc. Wikimedia Commons