„Jestem chrześcijaninem i myślę, że socjalizm powinien żywić się najbardziej autentycznymi nurtami chrześcijaństwa.” – Hugo Chávez
Połącznie lewicowości z religią pozostaje mało popularne w Europie, natomiast jest czymś wręcz naturalnym w Ameryce Łacińskiej. Chavez zawsze miał przy sobie mały krzyżyk. Jeśli dokonał w swoim kraju prawdziwej rewolucji likwidując analfabetyzm i – poprzez zmianę sposobu dystrybucji bogactw – znacznie redukując upokarzającą biedę milionów swoich rodaków, to również w imię przekazu Jezusa, tak, jak go rozumiał.
Był znany ze swego niewyparzonego języka. Potrafił nazywać lokalną hierarchię biskupią „jaskiniowcami” czy „neandertalczykami”. O papieżu Benedykcie XVI mówił, że „w żaden sposób nie jest ambasadorem Chrystusa”, ale to jednak nie znaczy, że nie szanował jego autorytetu duchowego i intelektualnego. W zeszłym roku ubiegał się o spotkanie z papieżem, w czasie jego podróży do Meksyku i został chętnie przyjęty. Do końca pozostał człowiekiem religijnym.
Jego pojmowanie chrześcijaństwa było na bakier z nauczaniem oficjalnego Kościoła w tym sensie, że wywodziło się z latynoamerykańskiej tradycji teologii wyzwolenia, rozwiniętej przez lokalnych duchownych katolickich na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Określenie „teologia wyzwolenia” padło pierwszy raz na Radzie Biskupów Ameryki Łacińskiej w Medellin z ust o. Gustavo Gutierreza, w 1968 r. Wykształcony w Europie Gutierrez (tam zetknął się m.in. z francuskim ruchem księży-robotników), duchowny z dzielnicy nędzy stolicy Peru, w 1971 r. wydał książkę-manifest Teologia wyzwolenia, która szybko została przełożona na kilkadziesiąt języków. Uznaje się ją za faktyczny początek tego nurtu teologicznego i jednocześnie szerokiego ruchu społeczno-politycznego, który on wywołał.
Równolegle z Gutierrezem nową teologię rozwijał brazylijski intelektualista, duchowny protestancki, Rubem Alves (Towards a theology of liberation, Uniwersytet Princeton, 1968), wyrzucony potem za to ze swego Kościoła. Zresztą teologia wyzwolenia zaczęła przenikać różne wyznania chrześcijańskie i nawet ich pochodne (jak synkretyczna kubańska santeria i jej kontynentalne odpowiedniki), jednak to Kościół katolicki był jej duchowym ośrodkiem (i kłopotem). Popierało ją coraz więcej księży, a akces kilku arcybiskupów nadał jej dodatkowy autorytet.
Większość teologów wyzwolenia zachowywała dystans do marksizmu, wywodząc swoje tezy bezpośrednio z Nowego Testamentu, ale inspiracje marksistowskie, a nawet język Marksa nie mogły umknąć Watykanowi. W latach osiemdziesiątych Joseph Ratzinger, wówczas prefekt Kongregacji Nauki Wiary, nadzorował „sądy teologiczne” nad kilkoma z nich. Ks. Leonardo Boff (m.in. Chrystus oswobodziciel, Kościół: charyzmat i władza) został skazany na milczenie, ale Gutierreza ostatecznie uwolniono od oskarżeń o marksizm. W 1984 r. Kongregacja Nauki Wiary wydała zredagowaną przez Ratzingera Instrukcję na temat niektórych aspektów teologii wyzwolenia, która oddawała sprawiedliwość jej nazwie i celom, ale ostrzegała chrześcijan przed „bezkrytycznym” przyjmowaniem marksizmu, jako dominującego elementu refleksji teologicznej.
Kościół zwalczał więc teologię wyzwolenia, ale jednocześnie po części ją przejmował. Papieża Jana Pawła II uważa się na ogół za ciężkiego konserwatystę, ale jego encyklika Laborem excercens z 1981 r. jest zadziwiająco gęsto przetkana marksistowską terminologią (własność środków produkcji nie musi być prywatna!), a encyklika Sollicitudo Rei Socialis z 1987 r. podkreśla ekonomiczny wymiar „wyzwolenia”. Oczywiście Kościół doktrynalnie nie mógł przełknąć czegoś takiego jak „walka klas”, w imię zachowania spójności wspólnoty chrześcijańskiej. Odrzucał też wszystkie te elementy latynoamerykańskiej teologii, które jego zdaniem nie miały pokrycia w Ewangeliach. Historia południowoamerykańskiej teologii wyzwolenia była trudna i tragiczna (jak śmierć salwadorskiego arcybiskupa „marksisty” – Oscara Romero, i wielu innych duchownych i świeckich). Nawet nie tyle ze względu na opór oficjalnego Kościoła, co lokalnych prawicowych dyktatur, popieranych przez Stany Zjednoczone. Dziś teologia wyzwolenia coraz mniej odwołuje się do marksizmu, ale pozostaje antyimperialistyczna i szczególnie ostro krytykuje neoliberalizm.
Jezus socjalista
Chávez, jak wielu innych południowoamerykańskich chrześcijan, widział Jezusa jako rewolucjonistę i buntownika, którego celem była nie tylko wielka przemiana duchowa, ale i społeczna. W teologii wyzwolenia są one pojmowane jako nierozłączne. Źródłem tego przekonania jest lektura 27 ksiąg Nowego Testamentu, fundamentalnego tekstu chrześcijaństwa. W tym kontekście „naśladowanie Jezusa” jest pojmowane jako promocja społecznej solidarności.
Jezusowe pragnienie społecznej emancypacji najbiedniejszych zawiera się nie tylko w Ośmiu Błogosławieństwach z Kazania na Górze (Mt 5, 3-10), ale w jego chrześcijańskiej triadzie, podstawowych zadaniach religii, tak, jak je widział – ochrony godności, postulatu dzielenia się dobrami i niesienia pociechy.
Nakaz dzielenia się z innymi głosił już Jan Chrzciciel, ten, który „zapowiedział” Chrystusa („Kto ma dwie koszule, niech się podzieli z tym, który nie ma, kto ma pożywienie, niech uczyni podobnie”*. – Łk 3, 11), słusznie przewidując, że będzie to stanowić jądro nauczania Galilejczyka. U podstawy myśli Jezusa stało przekonanie, że materialne bogacenie się nie może być celem ludzkiego życia („Nie możecie służyć Bogu i mamonie.” – Łk 16, 13; „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi”. – Mt 6,19), wyraźnie przestrzegał przed konsumpcjonizmem ( „Troski doczesne, ułuda bogactwa i pożądanie innych rzeczy zagłuszają Słowo” – Mk 4, 19).
Jezus uważał, że skoro biedni dzielą się dobrami między sobą, jak też z bogatymi (płacąc, jak uboga wdowa podatki na rzecz władz jerozolimskiej Świątyni, które uważał za „zbójców”), tak samo bogaci powinni dzielić się z innymi („Gdy wydajesz przyjęcie, zapraszaj biednych, kalekich, ułomnych i niewidomych” – Łk 14, 13).
Biblijna walka klas
Jeśli Jezus nie mówił otwarcie o walce klas, to jednak akcentował różnice klasowe, jak żaden inny duchowny przed nim, niezależnie od religii. Było to szczególnie trudne w jego kontekście kulturowym, gdzie bogactwo uchodziło za znak pobożności, przestrzegania licznych, rytualnych przykazań Jahwe. Kiedy mówił do tłumu „Błogosławieni ubodzy, bo do was należy Królestwo Boga” (Łk 6, 20) – co samo w sobie było ekstrawagancją, zaraz dodawał „A wam bogaczom biada, bo już otrzymujecie to, co was cieszy” (Łk 6, 24) – a to było już radykalnym podważaniem dotychczasowego porządku społecznego.
Jego słynne „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Boga” (Mk 10, 25) nie wykluczało wszystkich bogatych, lecz, jak wynika z kontekstu, potępiało tych, którzy grzeszą nie chcąc się dzielić swymi dobrami w obliczu ostrych nierówności społecznych. Można powiedzieć, że Jezus byłby raczej za podatkiem progresywnym, niż liniowym (Łk 21, 4). Kiedy jedyny raz powiedział „To czyńcie na moją pamiątkę”, z czego chciał być szczególnie zapamiętany i co stało się najświętsze dla chrześcijan, to czynność dzielenia się posiłkiem, tworzenie wspólnoty na bazie komunii.
Po jego śmierci tak rozumieli to ci, którzy mu uwierzyli („Jedno serce i jeden duch ożywiały wszystkich wierzących. Nikt nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne.” – Dz 4, 32). Paweł mówił o „równości” – 2 Kor 8, 13, a Jakub, brat Jezusa, który stał się pierwszym biskupem Jerozolimy, walczył o prawa pracownicze („Posłuchajcie teraz wy bogaci! Żałośnie zapłaczecie (…). Woła zagarnięta przez was zapłata pracowników, którzy skosili wasze pola, a krzyk tych, którzy zżęli, doszedł do uszu Pana Zastępów”. – Jk 5, 1-4). Nic dziwnego, że Jakub, podobnie jak Jezus, został skazany na śmierć – według Józefa Flawiusza został ukamienowany na rozkaz Wielkiego Kapłana Świątyni w r. 62.
Jezus antykapitalista, internacjonalista, antyklerykał
Żaden wielki, starożytny Bóg nie interesował się bankowością, oprócz żydowskiego Jahwe. Według Tory (Pięcioksięgu) Jahwe wprowadził coś, co można nazwać „kapitalizmem narodowym” („Będziesz udzielał pożyczki wielu narodom, sam niczego [od nich] nie pożyczając” – Pwt 28, 12). Choć były w jego zasadach pewne obostrzenia natury społecznej („Jeżeli pożyczysz pieniędzy komukolwiek z mego ludu, jakiemuś biedakowi u ciebie, nie wolno ci być wobec niego lichwiarzem. Nie wolno ci nakładać mu procentów!” – Wj 22, 24), nigdy nie dotyczyły one gojów – wobec nich, nawet „biedaków”, lichwa była dozwolona, co zresztą było po części przyczyną rozrastania się diaspory na długo przed Jezusem.
I w tym delikatnym punkcie Jezus naraził się bogatym rodakom, bo w ogóle zakazał nakładania procentów (Łk 6, 35), bez wspominania o narodowości, religii, czy statusie społecznym pożyczkobiorcy. Potępiał chciwość (Łk 12, 15). We wczesnym okresie swego nauczania był przekonany, że pewna „preferencja narodowa” jest konieczna (Mt 10, 5-6), ale dokonał w końcu prawdziwego zamachu na nacjonalistyczne przykazanie Tory, jeśli chodzi o pojęcie „bliźniego” – starotestamentowy Jahwe uważał, że dla Izraelity „bliźnim” może być jedynie Izraelita („Nie bądź mściwy i nie chowaj urazy do współrodaków, ale miłuj bliźniego jak samego siebie.” – Kpł 18, 19). Jezus miał inne zdanie; kiedy znawca Tory zadał mu „podchwytliwe” pytanie „A kto jest moim bliźnim?” (Łk 10, 29), odpowiedział, że może być nim nie-Żyd (Samarytanin). Dla ówczesnych duchownych to nie brzmiało jak jakaś próba reformy czy interpretacji, lecz ciężkie bluźnierstwo i zdrada narodowa.
Nie można powiedzieć, że Jezus nie doceniał roli kleru, nawet z zastrzeżeniami (Mt 23, 3), ale wyraźnie nie szanował zbyt okazujących władzę („Wystrzegajcie się nauczycieli Prawa. Lubią się przechadzać w odświętnych szatach, oczekują pozdrowień na placach, zajmują pierwsze miejsca w synagodze i na ucztach, wyzyskują domy wdów i dla pozoru przedłużają modlitwy. Tacy otrzymają szczególnie surowy wyrok.” – Łk 20, 45-47). Choć w końcu to on dostał od nich wyrok, jego słowa przetrwały.
Pociecha, jaką niósł ludziom, wcale nie odnosiła się wyłącznie do „nagrody w niebie”. Uczył optymizmu, pogody ducha i odwagi na co dzień („Kto z was, martwiąc się, może przedłużyć własne życie choćby o jeden dzień?” – Mt 6, 27; „Nie martwcie się o dzień jutrzejszy, bo jutro zatroszczy się samo o siebie.” – Mt 6,34; i nawet „W czasie postu nie bądźcie posępni.” – Mt 6, 16; a przede wszystkim „Nie bójcie się [prześladowców]” – Mt 10, 26). Jak pisał jego brat, „Religijność czysta i bez skazy przed Bogiem i Ojcem polega na tym, aby się troszczyć o sieroty i wdowy w ich niedoli i zachować samego siebie nieskażonym przez ten świat” (Jk 1, 27). Tak pojmują też chrześcijaństwo spadkobiercy teologii wyzwolenia.
Chávez do nich należał. Mówił, że „Chrystus jest z ludem, oświetla tych, którzy walczą o sprawiedliwość i wyzwolenie wydziedziczonych – to tutaj jest Chrystus, prawdziwy Chrystus, Nasz Ojciec, oswobodziciel ubogich Ziemi, najwyższy przykład poświęcenia dla tych, którzy cierpią.” W Europie pewne zastrzeżenia do tak wypowiedzianego hołdu wysunęłaby zarówno lewica, jak i Kościół…
* Wszystkie cytaty z Nowego Testamentu za: Pismo Święte Nowego Testamentu. Przekład ekumeniczny z języków oryginalnych, Towarzystwo Biblijne w Polsce, Warszawa 2007; ze Starego za Biblią Poznańską: Pismo Święte. Stary i Nowy Testament w przekładzie z języków oryginalnych, opr. zespół pod red. ks. Michała Petera i ks. Mariana Wolniewicza, Wydawnictwo Świętego Wojciecha, Poznań 2012
Jerzy Szygiel
Tekst pochodzi z bloga autora.