W związku ze smutną informacją o śmierci Krzysztofa Dunina-Wąsowicza, publikujemy dziś tekst Przemysława Prekiela, poświęcony pamięci profesora.
W przeważającej części mediów pokutuje błędne przekonanie, że na lewicy brakuje autorytetów. Że nie ma po tej stronie ludzi wybitnych, którzy swoim życiem udowodnili zarówno swoją ideową ciągłość, jak i wierność ponadczasowym zasadom. Profesor Krzysztof Dunin-Wąsowicz, który 22 stycznia tego roku obchodził jubileusz swoich 90. urodzin, jest bezsprzecznie taką postacią, której życiorys starczyłby na kilka innych.
Profesor, wychowywany w kulcie marszałka Józefa Piłsudskiego, od najmłodszych lat związał się z ruchem socjalistycznym. Jeszcze przed wojną należał do organizacji Spartakus skupiającej socjalistyczną młodzież gimnazjalną. Spoiwem łączącym ówczesnych młodych ludzi była wiara w socjalizm, którego gwarantem była Polska Partia Socjalistyczna.
Wokół PPS piętrzyły się organizacje młodzieżowe, takie jak OM TUR, ZNMS czy Czerwone Harcerstwo. Wychowywany na warszawskim Żoliborzu, był naocznym świadkiem przekuwania w czyn idei „szklanych domów” Stefana Żeromskiego, czyli powołania do życia Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, związanej w większości z działaczami Polskiej Partii Socjalistycznej.
Okupacja w życiu profesora dzieli się na trzy etapy. Pierwszy to konspiracja, której szeregi zasila za namową Ludwika Bergera, twórcy batalionu „Baszta”. Ideowo więc nadal związany z PPS, wojskowo z AK. Drugim etapem jest działalność polegająca na pomocy Żydom, za co wiele lat po wojnie zostanie odznaczony – wraz z matką – medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
Profesor Dunin-Wąsowicz to świadek tamtych wydarzeń, który zdał prawdziwy egzamin dojrzałości w nieludzkich czasach. Nie zastanawiał się ani chwili nad tym, czy pomagać, bowiem dla niego było to oczywiste. Według hitlerowskiego prawa zapewne byłby skazany na wielokrotną karę śmierci. Klimat, w którym wzrastał, sprzyjał zapewne wczesnemu poznawaniu idei tolerancji, jak również walce z antysemityzmem. Żoliborz był wówczas dzielnicą wolną od antysemityzmu. Ta postępowa i inteligencka dzielnica promowała humanistyczne idee, wpisane w sztandary Polskiej Partii Socjalistycznej, oraz była pod jej znaczącym wpływem. Również atmosfera w jego rodzinnym domu sprzyjała bliskim relacjom międzyludzkim. Profesor mocno podkreślał fakt, że sprawa pomocy Żydom w większości była zasługą socjalistów, o których dziś się zapomina i niesprawiedliwie pomija.
Wraz z bratem – Markiem – profesor spędził kilka miesięcy w obozie koncentracyjnym KL Stutthof. Co ciekawe, obecność w tym obozie potraktował jako... wygraną na loterii! Dlaczego? Otóż wcześniej w wyniku wsypy wraz z całą rodziną znalazł się na Pawiaku, z którego ciężko było wydostać się o własnych siłach. Wszystko było lepsze od mordowni na Pawiaku. Doświadczenia, które tam nabył, z pewnością odcisnęły swoje piętno na jego dalszym życiu. Był wszak świadkiem niejednego ludzkiego dramatu i okrucieństwa, często podkreślał, jak bardzo bolało to, że nie mógł nic zrobić. Jednak nawet w tych trudnych warunkach potrafił dzielić się jakże skromnymi racjami żywnościowymi z kolegami Żydami. Profesor podkreślał, że bardzo podziwiał więźniów radzieckich. Ich dumę, honor i odwagę.
Po wojnie jeszcze przez trzy lata był działaczem legalnie działającej PPS, aż do momentu jej rozwiązania przez komunistów. To był najbardziej aktywny okres w jego życiu. To wtedy poznał niektórych przywódców PPS, takich jak Józef Cyrankiewicz, Zygmunt Żuławski czy Edward Osóbka-Morawski. Nie zasilił jednak szeregów PZPR. Było to sprzeczne z jego ideałami. W 1999 roku został raniony petardą górniczą przez działaczy Ligi Republikańskiej w trakcie lewicowego pochodu 1 maja. Poświęcił się pracy naukowej. Odniósł wiele sukcesów. Został profesorem zwyczajnym w PAN, jako historyk, varsavianista. Jest autorem 22 książek i 420 prac naukowych z historii nowożytnej i najnowszej. W latach 1988–1990 był członkiem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Został odznaczony w październiku 2007 roku przez Prezydenta RP Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski za udział w ratowaniu osób narodowości żydowskiej.
To kolejny przykład tego, że mamy na lewicy postacie, które swoim życiem i dorobkiem udowodniły przywiązanie do lewicowych ideałów, w niełatwych przecież czasach. Osoba profesora może okazać się wyznacznikiem działań dla następnych pokoleń ludzi lewicy.
Przemysław Prekiel
Artykuł ukazał się na łamach gazety "Socjaldemokraci"