Zgadzamy się za Autorkami i Autorami protestu przeciwko sprowadzonym do cielesności i seksualności wyborom Miss w nobliwej warszawskiej uczelni. Jesteśmy zdania, że tego rodzaju imprezy kłócą się z misją szkół wyższych, która przecież polega między innymi na kształtowaniu zainteresowania wiedzą i wartościami niematerialnymi, na pewno zaś nie na zaspokajaniu potrzeby dominacji czy rozbudzaniu seksualnych żądz. Jednak argumentacja, która zakłada, że uczestniczki zostały zmanipulowane, naszym zdaniem wyraża głęboką pogardę dla autonomii i intelektu tych młodych kobiet. Feministka z „Bez Dogmatu” napisała:
…kandydatki nie były do końca świadome na co się piszą. Być może nie miały świadomości jak będzie wyglądał końcowy spektakl, później zaś, z różnych względów, wstydziły się wycofać. Być może otoczenie, przy dużej pomocy wykładowców i samorządu, wmówiło im, że jest to jedyna lub najlepsza dostępna im ścieżka kariery.
Dostajemy obraz kobiety uciemiężonej, ubezwłasnowolnionej, poddanej presji seksistowskiego społeczeństwa, mało rozgarniętej, niezorientowanej w społecznych niuansach. Kandydatki na Miss SGGW to ofiary systemu i obleśnych mężczyzn sprawujących władzę, ofiary kulturowego przemysłu seksualnego, korzystającego z popytu na odczłowieczanie kobiet - zdaje się sugerować Wróblewska.
Tego rodzaju diagnoza jest skrajnie seksistowska. Kobiety zostały przez publicystkę potraktowane jako na tyle głupie, naiwne, pozbawione samoświadomości i niezdolne do właściwej oceny sytuacji, że dały się wykorzystać. Feministki sądzą, że dbanie o urodę, instrumentalizacja własnego ciała czy wręcz używanie seksualności przez kobiety częściej niż to czynią mężczyźni jest wyłącznie produktem opresyjnej kultury i nie ma nic wspólnego z ich osobistymi wyborami. Gdy przed dwudziestu laty czytaliśmy „The Beauty Myth: How Images of Beauty Are Used Against Women” Naomi Wolf, teza, że kobiety, godząc się na nieodzowność makijaży, fryzur, ogolonych nóg i całej tej szopki, aktywnie pomagają w tworzeniu systemu opresyjnego dla siebie samych, była dla nas pewnym odkryciem. Wolf wezwała do buntu i do oddalenia presji na bycie piękną. Kobiety, może poza częścią feministek, jednak nie posłuchały. Pytanie brzmi: dlaczego?
Odpowiedź feministek dla większości kobiet jest mało łaskawa, nic więc dziwnego, że często bywa przez nie odrzucana. Otóż zdaniem feministek kobietom brakuje samoświadomości. Gdyby sobie uświadomiły, że bywają uprzedmiotowiane, traktowane jak obiekty seksualne, sprowadzane do roli „suk” lub gospodyń domowych o dodatkowych funkcjach seksualnych, nie pozwoliłyby się tak traktować, zaczęłyby prowadzić pełniejsze życie, bardziej zbliżone do tego, jakie prowadzą mężczyźni. Zaczęłyby walczyć z patriarchalnym systemem, aktywnie się mu przeciwstawiać. Zadaniem feministek (i feministów) jest więc je uświadomić, przekonać, pomóc dokonać zmiany na lepsze.
Uderza nas niezwykła pycha tego podejścia. Jeśli ktoś uważa, że ma monopol na ludzkie lub kobiece szczęście, a wszelkie odstępstwa uznaje za przejaw nieudacznictwa i konformizmu, to według nas przejawia normatywizm właściwy niektórym religiom. Nie mamy tu bynajmniej na myśli pruderyjności czy zahamowań, lecz narzucanie norm postępowania. Zbłąkane owieczki (tutaj: studentki) należy nawrócić dla ich własnego dobra. Te nieświadome istoty nie zaznały jeszcze światła feminizmu, a przecież „to łatwo - feminizm i światło”. Według tej bez-dogmatycznej logiki, jest zupełnie nieprawdopodobne, aby kobiety ŚWIADOMIE dawały się sprowadzać do roli obiektów pożądania. To po prostu nie może być ich wybór. Niemożliwe, aby eksploatowały system epatując swoim seksapilem. Muszą błądzić. Należy je nawrócić.
Jednak może się mylimy i jesteśmy zbyt surowi w ocenie feminizmu. Jedna z tez protestu zamieszczonego na http://www.activism.com/pl_PL/petycja/protest-przeciw-wyborom-miss-sggw/43594 sygeruje, że należy walczyć o to, aby i mężczyźni startowali w wyborach Mister Czegoś-tam. Odbywają się wyłącznie wybory miss, podczas gdy nie ma podobnej imprezy polegającej na ocenie urody mężczyzn - utyskują Autorki i Autorzy. Czy to oznacza, że pretensje mają nie o przedmiotowe traktowanie ludzi, lecz o to, że to kobiety są sprowadzane (lub same się sprowadzają) do roli obiektów seksualnych, a mężczyźni nie?
Niekiedy wydaje nam się, że na tym polega podstawowy postulat feminizmu: zrównać prawa i zrównać opresje przysługujące obu płciom, nie reformując życia społecznego. Zignorować przy tym i wykluczyć wszelkie głosy inne, niż ten pochodzący z jedenastego - feministycznego backlashu.
Elżbieta Klebaniuk
Jarosław Klebaniuk