W Polsce mamy bardzo wykształconych szalikowców. Ostatnio pojawili się nawet na wrocławskim wykładzie profesora Zygmunta Baumana. „Żołnierzy wyklętych pamiętamy!” zakrzyknęli, przypominając, że nieobca im znajomość historii. Nie wyjaśnili o jakich „żołnierzy wyklętych” chodzi, ale biorąc pod uwagę co działo się w roku 1945 we Wrocławiu chodziło zapewne o niedobitki obrońców miasta, tudzież Werwolf. Kiboli pochwaliła pani Dulska, w którą tym razem wcielił się profesor-polityk Ryszrad Legutko.
Skąd protest kibiców i narodowców we Wrocławiu? Bauman to przecież funkcjonariusz NKWD. Strzelał do patriotów, a jego żoną była stalinowska prokurator Helena Wolińska. Przynajmniej tego dało się dowiedzieć z komentarzy pisanych przez narodowców, a jeśli jest to sprzeczne z faktami tym gorzej dla faktów. Mało brakowało, a okazałoby się, że sędziwy profesor w młodości rozstrzelał własnoręcznie polskich oficerów w Katyniu. Lustracja ta, prowadzona przez ludzi, którzy zapewne wcześniej nie mieli pojęcia o istnieniu Zygmunta Baumana, wyglądała jak stary dowcip o rozdawaniu samochodów na Placu Czerwonym. Bauman był oficerem, ale nie NKWD, lecz Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, do którego kierowano też poborowych. Strzelał, ale nie podczas egzekucji, lecz na froncie, gdzie był nawet ranny w czasie bitwy o Kołobrzeg. Poza tym wszystko się zgadza, więc narodowcy i kibice mogli przystąpić do akcji ze stałym repertuarem haseł „walki z komuną” ad 2013. Normalny, kulturalny protest, a dla profesora Baumana przyczynek do napisania eseju o zachowaniach stadnych, tudzież politycznych manipulacjach.
O ile zachowanie kiboli i przedstawicieli Narodowego Odrodzenia Polski wszędzie widzących „komunę” nie dziwi, o tyle ciekawa była reakcja prawicowych intelektualistów. W panią Dulską, prezentującą swoją moralność wcielił się tym razem PiSowski profesor Ryszard Legutko pisząc felieton na prawicowym portalu Wpolityce. Nawiązując do literackiego pierwowzoru oburzył się więc na zakłócanie wystąpień uniwersyteckich… przez lewicę. Przypomniał debatę z amerykańskim ideologiem „wojny z terroryzmem” Normanem Podhoretzem oraz ówczesnym ministrem obrony narodowej Radkiem Sikorskim, przerwaną przez działaczy antywojennych. „Demonstracja na dyskusji z Podhoretzem była typową zadymą, ponieważ wrzaski wobec gościa nie były wcale potrzebne. Krytyka stanowiska, które reprezentował jest w dzisiejszym świecie szeroko rozpowszechniona.” Pisze współczesna pani Dulska, naginając fakty tak aby były dla niej wygodne. Cechą Legutki jest zapominanie niewygodnych faktów. Profesor już nie pamięta, czy też nie chce pamiętać, że protest, który krytykuje był wyjątkowo kulturalny, zważywszy na to, że został wymierzony w ludzi przez których wówczas w Iraku i Afganistanie ginęły tysiące ludzi. „Typowa zadyma” odbyła się w momencie, gdy neokonserwatyści byli gwiazdami polskich mediów, a ich wyznawcy tacy jak Legutko, szerzyli prowojenną propagandę. O ile obecny protest był relacjonowany z upodobaniem przez prawicowe media, nie tylko te skrajne, to tamten, antywojenny, niemal natychmiast wyciszono.
Demonstracja kibiców, wśród których nie było według profesora nacjonalistów (obecność transparentów skrajnie prawicowego Narodowego Odrodzenia Polski była przecież przypadkowa) ma więc większą wartość, bo została wymierzona w osobę rzekomo nietykalną. Kibice więc „Są faszystowską hołotą dlatego, że ośmielili się wyrazić swój dyzgust wobec człowieka, wobec którego dyzgustu wyrażać nie wolno w żadnej formie – cichej, głośnej, pisanej, mówionej”. Jak wiadomo profesorowi Legutce cenzura zakazała na przykład krytyki Zygmunta Baumana, a wszystkie media w Polsce zamykają przed nim swoje łamy. Nic dziwnego, że biedak musi liczyć na stadionowych zadymiarzy, jedynych polskich patriotów, aby wyrażali „dyzgust”.
Od profesora dowiemy się też, że w Polsce żadnego faszyzmu nie ma. To oczywiste. Skoro profesorom na uniwersytecie wygrażają patrioci, to swastyki na murach malują zapewne, jako symbol słońca, hinduiści.
Smutne jest, że agresja narodowców, czy postawa ludzi takich jak Legutko nie napotyka na zorganizowany opór. We Wrocławiu licznie zgromadzona publiczność dała się zastraszyć garstce krzykaczy. Lewica też, wiedząc, że może nastąpić akcja narodowców nie potrafiła zapewnić we własnym zakresie ochrony dla wykładu, licząc na policję, której dotarcie na miejsce zajęło kilkanaście minut. Zygmunt Bauman wielokrotnie występował w obronie na przykład strajkujących górników i to w momencie gdy inne „autorytety” za pewnik uznawały, że górnictwo trzeba zniszczyć. Pojawienie się na sali kilkunastu górniczych związkowców skutecznie rozwiązałoby problem ludzi próbujących zakłócić spotkanie.
Legutkę z kolei i jego kompanów od dulszczyzny należy bezwzględnie wyśmiać, wraz z hipokryzją, którą pokazują, bez taryfy ulgowej za stopnie naukowe i rzekome osiągnięcia.
Piotr Ciszewski
Obrazek: Swastyka indyjska.
Fot. Wikimedia Commons