W najnowszej historii Egiptu armia była tą siłą, która wprowadzała rewolucyjne zmiany. Tak było w 1952 r., kiedy to grupa Wolnych Oficerów obaliła konserwatywną monarchię króla Faruka. Również Hosni Mubarak został zmuszony do oddania władzy przez wojsko, które poparło masowe wystąpienia Egipcjan. Jednak w odróżnieniu od dwóch poprzednich przewrotów tym razem zamiana na szczycie władzy napotkała na zdecydowany opór ze strony zwolenników pozbawionego władzy prezydenta. Miał on bowiem i nadal ma mocne wsparcie ze strony Bractwa Muzułmańskiego – najlepiej zorganizowanej siły politycznej w Egipcie.
Bractwo Muzułmańskie organizuje protesty we wszystkich większych miastach Egiptu, które przekształcają się w krwawe starcia między zwolennikami a przeciwnikami Morsiego. Do potyczek dochodzi pomimo apeli o zachowanie spokoju adresowanych przez przywódców obu stron konfliktu. Armia zadeklarowała, że nie będzie stosować siłowych metod wobec kogokolwiek siły politycznej w kraju za wyjątkiem przypadków zagrażających bezpieczeństwu państwa oraz uznała prawo wszystkich obywateli do pokojowego wyrażania protestu. Również obalony prezydent przekazał na facebooku wezwanie do „pokojowego sprzeciwu wobec przewrotu wojskowego”. Kierowany przez Bractwo Muzułmańskie Narodowy Front na rzecz Poparcia Legitymizacji (wyborów prezydenckich) wezwał do obywatelskiego nieposłuszeństwa i organizowania siedzących protestów aż do momentu uwolnienia Morsiego. Równocześnie jednak przywódca Bractwa Mohammed Badi oświadczył, że „miliony zwolenników odsuniętego prezydenta poświęcą swoje życie dla naszego wybranego prezydenta”.
Przegrany prezydent
Z biegiem czasu pogłębiało się rozczarowanie społeczeństwa egipskiego wobec rządów Morsiego. Jak wynika z danych Egipskiego Ośrodka Badania Opinii Publicznej, poparcie dla niego zmalało do 32 proc. z 78 proc. po pierwszych stu dniach jego rządów. W ciągu zaledwie jednego roku w Egipcie miało miejsce 4 900 strajków i 22 protesty uliczne. W trakcie kampanii oraz po wyborze Morsi obiecywał „wprowadzenie Egiptu do nowej demokratycznej ery”. Tymczasem sam w ubiegłym roku doprowadził do koncentracji władzy w swoim ręku, podobnie jak jego poprzednik. Wtedy to zaczęto go nazywać Mohammed Morsi Mubarak. Nie nastąpiła też widoczna poprawa sytuacji gospodarczej a sam Morsi o zły stan gospodarki uparcie oskarżał stary reżim.
W polityce wewnętrznej i zagranicznej Morsi starał się lawirować pomiędzy naciskami ze strony swojego politycznego zaplecza a oczekiwaniami Egipcjan i zagranicznych partnerów. Z jednej strony deklarował się jako orędownik równości wszystkich obywateli na dowód czego mianował na stanowiska wiceprezydentów przedstawiciela społeczności koptyjskiej oraz kobietę, z drugiej zaś strony mówił o „odrodzeniu Egiptu na islamskich podstawach” i forsował faworyzujące muzułmanów zmiany w prawie, m.in. zezwalające na posługiwanie się hasłami religijnymi podczas kampanii wyborczych. Starał się też utrzymywać dobre, lub przynajmniej poprawne, stosunki zarówno ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem, jak i z palestyńskim Hamasem i Iranem. Kluczył też w sprawie Syrii, raz twierdząc, iż naród syryjski sam powinien decydować o swojej przyszłości, innym razem optował wraz z innymi krajami zebranymi na konferencji tzw. przyjaciół Syrii za przekazywaniem uzbrojenia syryjskim rebeliantom.
Kim są rewolucjoniści
Opór przeciwko władzy zjednoczył różne odłamy egipskiego społeczeństwa. Na wiece na placu al-Tahrir przychodziły całe rodziny, ludzi biedni w plastikowych sandałach i eleganccy bogacze. Inicjatorem protestów był ruch Tamarod (Bunt) utworzony w kwietniu przez aktywistów Egipskiego Ruch na rzecz Zmian występującego pod hasłem „kefaja” (dość). Ruch ten brał również udział w protestach przeciwko Mubarakowi, lecz nie odgrywał tam wiodącej roli. Inicjatorem kampanii na rzecz osunięcia Morsiego od władzy był 28-letni dziennikarz Mahmud Badr, który przed dwoma miesiącami jako pierwszy wystąpił z ideą petycji domagającej się odwołania prezydenta.
Drugą liczącą się siła jest Narodowy Front Ocalenia skupiający osiem ugrupowań politycznych, w tym naserystów i socjaldemokratów. Za czołowe postacie uważani są tu laureat Pokojowej Nagrody Nobla Mohammed el-Baradei, który będąc szefem Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej przeciwstawił się na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ amerykańskim oskarżeniom wobec Iraku o zakupy wzbogaconego uranu jako materiału do produkcji broni jądrowej; były długoletni minister spraw zagranicznych i sekretarz generalny Ligi Państw Arabskich Amr Mussa, który uchodził najbardziej za prawdopodobnego pretendenta w wyborach prezydenckich oraz najbardziej lewicowy Hamdin Sabbahi, socjalista-naserysta mający duże poparcie w wielkich miastach. W pierwszej turze wyborów prezydenckich zdobył najwięcej głosów w Kairze, Aleksandrii i Port Saidzie, a w okręgu Kafr el-Szejch uzyskał nawet 62,1% głosów.
Do niedawna wydawało się, że osobą potrafiącą zjednoczyć siły rewolucyjne i wspierające nowy porządek jest el-Baradei. Kiedy jednak w sobotę 6 lipca pojawiła się, podana przez oficjalną agencję prasową MENA, informacja o wyznaczeniu go na stanowisko premiera łącznie z godziną jego zaprzysiężenia, zaprotestowała partia islamskich fundamentalistów-salafitów An-Nur, która zdecydowała się poprzeć zaproponowaną przez wojsko tzw. mapę drogową wytyczającą kierunek dalszych przemian procesu demokratycznego. Salafici zagrozili wycofaniem się z dalszego udziału w tym procesie twierdząc, iż nominacja el-Baradeja doprowadzi do polaryzacji społeczeństwa. Doradca prasowy tymczasowego prezydenta Ahmed al-Mislimani zdementował informację o mianowaniu nowego premiera, którą nazwał „przeciekiem medialnym”.
Co dalej?
Armia, która faktycznie sprawuje władzę w Egipcie, deklaruje rozpoczęcie procesu przekazywania władzy w ręce cywilne. Podobne deklaracje składało dowództwo wojskowe również po obaleniu Hosni Mubaraka. Jednak to właśnie Naczelna Rada Sił Zbrojnych rządziła krajem nawet już po wyborach parlamentarnych i prezydenckich, podejmując arbitralne decyzje takie, jak doprowadzenie do rozwiązania parlamentu i zastąpienie konstytucji opracowaną przez samą siebie Deklaracją Konstytucyjną dającej armii prerogatywy najwyższych organów władzy. Rządy wojskowych wywoływały sprzeciw ze strony sił demokratycznych, co w odpowiednim momencie wykorzystał prezydent Morsi dymisjonując dowództwo wojskowe.
Można przypuszczać, że mając na uwadze te doświadczenia obecne kierownictwo armii zapewne będzie chciało uniknąć tych błędów i w możliwie szybkim terminie przekaże władzę cywilom. Prawdopodobnie za cenę zachowania swych przywilejów – politycznych jako gwaranta demokracji i woli narodu oraz ekonomicznych. Istotne znaczenie mają zwłaszcza te drugie. Armia jest największym egipskim przedsiębiorcą. Ocenia się, że kontroluje ona nawet 40% krajowej gospodarki i dysponuje miliardami dolarów z rezerwy Banku Centralnego.
Wojsko w publicznych wystąpieniach deklaruje się jako zwolennik jedności wszystkich Egipcjan, otwarty na współpracę ze wszystkimi siłami politycznymi z Bractwem Muzułmańskim włącznie. „Wszystkie struktury polityczne mogą uczestniczyć w przełamaniu rozwiązaniu kryzysu” – stwierdza pierwsze po przewrocie oświadczenie, jakie wygłosił dowódca armii Abdul Fattah al-Sisi. Dodał też, że armia przez kilka miesięcy podejmowała wysiłki na rzecz zgody narodowej i dialogu, jednak zostały one odrzucone przez prezydenta Morsiego. Obecnie jakichkolwiek negocjacji odmawia Bractwo Muzułmańskie. Sytuacja polityczna w Egipcie jest zatem nadal napięta i może grozić dalszą eskalacją konfliktów.
Bolesław K. Jaszczuk
Artykuł ukazał się w "Dzienniku Trybunie".