W czasach rzekomego „końca historii” i innych bzdur, służących maskowaniu rzeczywistych i nieusuwalnych konfliktów, szerzonych przez zdominowane przez neoliberalny dyskurs media i polityków, także socjalistami czy nawet tylko lewicą można być tylko z nazwy.
Na takiej właśnie zasadzie odpowiada Michał Syska w swoim eseju pt: „Wszyscy jesteśmy socjaldemokratami” na mój tekst o tym, że idzie „Czas na socjalizm”. Nie można się zgodzić z poglądem Syski jakoby rozróżnienie socjaliści – socjaldemokraci było jedynie kwestią nomenklatury i tradycji historycznej, takich czy innych europejskich socjaldemokracji. To nie prawda. Takie podejście jest niebezpieczne, reakcyjne i wprowadza pojęciowy zamęt. Sprawia, że skoro socjaldemokraci i socjaliści nie różnią się od siebie, to w takim razie jak mówią na warszawskiej Pradze – nie rozmawiaj z małpą! Rozmawiaj z kataryniarzem!
Socjalizm jest tylko antykapitalistyczny
Socjalizm z definicji jest antykapitalistyczny, a socjaldemokracja nie. Tak jest po dziś dzień. Michała Syskę odsyłam na stronę PPS, która w wielu swych współczesnych deklaracjach i dokumentach programowych podkreśla swój antykapitalistyczny charakter.
Syska zdaje się też zapominać o wielkim zróżnicowaniu wewnętrznym partii socjaldemokratycznych już przed I Wojną Światową. Były w nich tendencje socjaldemokratyczne, socjalistyczne a nawet komunistyczne. Sama Róża Luksemburg o socjaldemokratach ze swej partii, o Kautsky'm i innych, nie mówiła inaczej niż „rządowi” czy też „oficjalni” socjaldemokraci, by pokazać ich reakcyjny charakter i poczynania. Nie inaczej było i z PPS, według Syski siostrzanym ugrupowaniu niemieckiej SPD. Owszem, w pewnych okresach mogło PPS być ideowo bliżej do SPD ale w innych bliżej komunistom. To przecież w dużej mierze, jeśli nie przede wszystkim, zależy od sytuacji wewnętrznej, zewnętrznej, nastrojów społecznych i oczekiwań. Dla partii władzy, „oficjalnych” socjaldemokratów nastroje te są wyznacznikiem koniunktury, potrzeby zmiany języka i obietnic, by przejąć rządy lub się przy nich utrzymać. Dla socjalistów, ideowej lewicy, to sygnał, jak daleko można pójść już teraz w kierunku socjalizmu, który dla socjalistów jest niezmiennym celem. Inaczej nie byliby przecież socjalistami.
Nie ma tu zresztą sztywnych granic. Wszystko było płynne i wzajemnie się przenikało. To z łona PPS i jej frakcji PPS-Lewica narodziła się po połączeniu z SDKPiL, Polska Partia Komunistyczna. Część działaczy PPS-Lewica po ponownym zjednoczeniu pozostała jednak w PPS, co nie znaczy, że zmieniła swe bardziej radykalne społecznie poglądy i internacjonalistyczne dążenia. Przez cały okres międzywojenny, wraz z radykalizacją nastrojów i oczekiwań społecznych, jakie wywoływał Wielki Kryzys, PPS coraz bardziej skręcała w lewo. Apogeum tego był program radomski uchwalony na ostatnim przed wojną kongresie PPS w 1937 roku. W tym niezwykle radykalnym społecznie programie, który zapowiadał powstanie rządu robotniczo-włościańskiego zakładano wywłaszczenie wielkiej własności ziemskiej i uspołecznienie wielkich zakładów przemysłowych oraz wprowadzenie gospodarki planowej. Znajdujemy tam między innymi takie zdanie: „Rząd ten może powstać tylko w wyniku masowej walki robotników i chłopów oraz przezwyciężenia w masach iluzji, że jakakolwiek siła potrafi w ramach ustroju kapitalistycznego poprawić ich los bez zupełnego odrzucenia i złamania władzy klas posiadających w Państwie”. Przecież to deklaracja czysto rewolucyjna w niczym niepodobna do tego czym była SPD
Trzy tendencje
Nie zgadzam się z twierdzeniem mojego adwersarza jakoby podstawową osią podziału w ruchu robotniczym wiek temu był stosunek do demokracji parlamentarnej i rewolucji. Po tym okresie według Syski lewica stałą się dwubiegunowa, a socjaliści rozpłynęli się w ramach socjaldemokracji? Otóż nie. Syska znów upraszcza. Lewica podzieliła się na trzy fronty: socjaldemokratów, którzy skręcili mocno w prawo, socjalistów, którzy pozostali przy swoich ideałach i komunistów, którzy zrobili w lewo zwrot.
Socjalistów od bolszewików różniło to, że wybierali i wybierają po prostu drogę parlamentarną dla osiągnięcia rewolucyjnych celów jakim jest budowa państwa, gospodarki i społeczeństwa socjalistycznego, którego nie da się zbudować w oparciu o dotychczasowy porządek konstytucyjny. Ten porządek socjaliści chcą zmienić. Najczęściej nieufnie podchodzili do dyktatury proletariatu, ale to znów zasługa bolszewików, którzy jak pisała Róża zamiast dyktatury klasy, wprowadzili „dyktaturę swojej partii, dyktaturę w sensie burżuazyjnym, w sensie panowania jakobinów”. Od socjaldemokratów zasadniczo różniło ich to, że ci nie mają już w ogóle takich celów jak socjalizm, a w Polsce, chyba że w kontekście historycznym, unikają tego słowa jak ognia.
Czym jest zaś komunizm to zupełnie inna historia i nie ma tu na to miejsca by ją opowiedzieć. Dość powiedzieć, że gdy pisałem o hiszpańskich Indignados, nie napisałem co mi imputuje Syska, że demonstranci proponują komunistyczną utopię, ale że ten ruch w swej treści, obiektywnie zawiera elementy komunistyczne. Choć sam się nazwać, ani zidentyfikować nie potrafi, walczy przecież także o uwolnienie dobra wspólnego zarówno spod prywatnej własności, jak i kontroli państwowej. Jest totalną krytyką państwa i jego coraz bardziej bezwładnych i zużytych instytucji. Do Indignados przychodziły wszystkie partie i wszystkie odchodziły z kwitkiem, bo wszystkie wraz całym systemem utraciły społeczne zaufanie. Jednocześnie Oburzonym zabrakło pomysłu (na razie) na stworzenie nowych form politycznych, które pozwoliłyby zwiększyć zasięg tych ruchów i ich trwałość.
Obalić realny kapitalizm
Nad „korektą kapitalizmu”pracuje Palikot i Tusk. I niech pracują. W sytuacji gdy realny kapitalizm, spełnił swą dziejową modernizacyjną rolę, ale wyczerpał już swoje możliwości i nie jest w stanie odpowiedzieć na wyzwania współczesnego świata, a jego sprzeczności stają się coraz bardziej nieusuwalne, lewica powinna myśleć czym go zastąpić a nie jak ożywiać trupa.
To, że socjaldemokraci, jak pisze Syska mogą liczyć w wielu miejscach nadal na 20-30% niczego nie zmienia. Sam przecież przyznaje, że socjaldemokraci nie mają żadnego pomysłu na przyszłość i systemowe rozwiązania nawarstwiających się problemów. Jeśli wrócą do władzy to na jedną kadencję.
Na równi z partiami liberalnymi odpowiadają za obecny kryzys. Jeśli nie byli w awangardzie szaleństwa prywatyzacji usług publicznych, komunikacji, zdrowia, edukacji, wszystkiego co tylko ma jakąś wartość, to byli na pewno neoliberałów godnymi naśladowcami.
W moim eseju napisałem, że nawet gdyby socjaldemokracja wróciła do swych źródeł, w co trudno uwierzyć, to i tak jest już na to za późno. Obecne warunki są diametralnie różne od tych powojennych i kapitał nie widzi powodu, by ustępować. Bo przed czym, gdy żyjemy w epoce końca pracy, a sama praca nie ma tej samej siły co kiedyś?
Nastroje lewicowe będą wzrastać. Oczekiwań społecznych nie spełni już socjaldemokracja, bo chce to robić w zgodzie z systemem, który już nie działa i trwa tylko siłą inercji. Obecny kryzys wydaje się nierozwiązywalnym, bo nie jest kryzysem na rynku domków jednorodzinnych, ale kryzysem systemowym. Kryzysem gospodarki opartej na filozofii niekończącego się wzrostu zamiast zrównoważonego rozwoju. W przeszłości kapitalizm ożywał, gdy podbił nowe ziemie, gdy znalazł nowe źródła wyzysku, surowców; gdy znalazł nowe rynki zbytu na swą nieustanie rosnącą produkcję. Ale wszystkie lądy już odkryte, wszystkie narody włączone do globalnej gospodarki. Kogo tu jeszcze zniewolić? Ratunkiem, jak zwykle na jakiś czas, byłoby chyba odkrycie cywilizacji, a mówiąc wprost konsumentów na Marsie, którym można by było upchnąć ziemską nadprodukcje. Zadaniem na dziś lewicy socjalistycznej jest budowa warunków pod przyszły system. Przedstawienie alternatywy, alternatywy, którą ciągle jest socjalizm. Trupa Keynesa już nie ożywimy z tego powodu, że „państwo dobrobytu” też było efektem gospodarki opartej o przekonanie, że świat jest z gumy i może w nieskończoność wzrastać; zasoby są nieskończone a Ziemia i przyroda wszystko zniesie.
Socjaldemokraci, przywróćcie na swe sztandary socjalizm, bez niego nie macie żadnego celu. Bez niego możecie być tylko papugą PO. A kto gada z papugą? Gada się przecież z kataryniarzem.
Co to jest polityka?
Jeśli różnic między socjaldemokratami a socjalistami nie zna dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im Lassalle'a, to chyba warto zacząć dyskusje od tego czym jest polityka.
Według socjalistów polega ona na artykułowaniu i reprezentacji konkretnych interesów, konkretnych klas społecznych. Interesów rywalizujących i ze sobą sprzecznych. Hasło: „By żyło się lepiej wszystkim”, które używała w wyborach Platforma Obywatelska nie tylko jest niedorzeczne, ale jest zaprzeczeniem samej istoty polityki. Za ich populistycznym hasłem „nie róbmy polityki, budujmy orliki” kryła się przecież od początku ostra walka klasowa i interes klasy posiadaczy.
Polska potrzebuje od dawna partii, która będzie reprezentować pierwszy raz po 89 roku interesy większości - ludzi pracy, którzy dotąd nie mieli żadnej reprezentacji. Polska potrzebuje partii klasowej. Czy taka partia powstanie w dużej mierze zależy od dynamiki nadchodzących wielkich protestów.
Jarosław Augustyniak
Artykuł pochodzi z "Dziennika Trybuny".