Powstanie wybuchło w nocy z 22 na 23 stycznia 1863 r. Manifest Rządu Narodowego wzywał Polaków „po straszliwej hańbie niewoli, po niepojętych męczarniach ucisku" na pole walki „już ostatniej", przywoływał „na pole chwały i zwycięstwa". Ogłaszał „wszystkich synów Polski bez różnicy wiary i rodu, pochodzenia i stanu wolnymi i równymi obywatelami kraju", zapowiadał przeprowadzenie reformy uwłaszczeniowej. Zwracał się także do „narodu moskiewskiego", przebaczając mu uczestnictwo w wiekowej krzywdzie zadanej Polakom, zawezwał go w imię „wolności i braterstwa ludów" do wspólnej walki przeciwko caratowi. Jednocześnie jednak ostrzegał, że Polska wyzwie go na „straszny bój zagłady", jeżeli poprze tyrana, który „zabija nas, a depcze po tobie". Z tekstu Manifestu wynika dość jasno, że z góry zakładano, iż ogół Rosjan stanie po stronie rządu w Petersburgu, nie wierzono więc za bardzo w ich pomoc. Ogłaszano więc „bój ostatni europejskiej cywilizacji z dzikim barbarzyństwem Azji". Niestety, duch niedawnych układów z Kołokołem i „Ziemlą i Wolą" nie był obecny w tym zasadniczym powstańczym dokumencie.
Na wieść o powstaniu Polaków Hercen opublikował w „Kołokole" artykuł pod symbolicznym tytułem Resurrexit! Zwracał się w nim do Polaków patetycznym tonem: „Tak, bracia-Polacy, bez względu na to, czy zginiecie w waszych nieprzebytych lasach Mickiewiczowskich, czy wrócicie jako wolni do wolnej Warszawy – tak czy inaczej świat nie może wam odmówić podziwu. Czy zaznacie nowej ery niezależności i rozwoju, czy swoją śmiercią kończycie odwieczną, bezprzykładną walkę – jesteście wielcy. Błogosławiona w was ojczyzna wasza; ona w swojej cierniowej koronie może być dumna ze swych synów. Szlachetnie i z wdziękiem splotły się w was dwa wielkie dziedzictwa dwóch wielkich cieni: cała czystość, entuzjazm i oddanie rycerza z całą walecznością i siłą dawnego Rzymianina. Chwała wam!" Nastrój artykułu był elegijny i posępny, bez wiary, że Polacy zwyciężą. Brak w nim również przekonania – jakże uzasadnionego – że heroiczny bunt Polaków wzbudzi współczucie możnowładców Europy: „Cóż uczyni Europa? Czy nie pozwoli? Czy pozwoli jeszcze raz? Pozwoli".
Bakunin rusza do Polski
Bakunin na wieść o wybuchu powstania – tak jak niejednokrotnie zapowiadał – niezwłocznie podjął starania mające na celu osobisty udział na polu walki. Już na początku lutego 1863 r. napisał list do Włodzimierza Milowicza, w którym zaproponował swoje usługi, pytając równocześnie, czy strona polska jest gotowa przyjąć go w swe szeregi. Milowicz, który przebywał wtedy we Wrocławiu, zajmując się przerzutem broni, natychmiast przekazał prośbę Bakunina do Warszawy Witoldowi Marczewskiemu, członkowi Komitetu Wykonawczego Rządu Tymczasowego, dodając od siebie, że udział Bakunina w powstaniu może przynieść wiele pożytku. Milowicz rekomendował Bakunina z pełnym przekonaniem, należał bowiem do stosunkowo wąskiego grona konspiratorów, którzy uważali, że sukces polskiego powstania zależy w dużym stopniu od rewolucji w Rosji. Nie wiadomo, czy Marczewski wydał jakieś dyspozycje co do sprowadzenia Bakunina. Może nie zdążył, gdyż właśnie w lutym został aresztowany, w każdym razie list pozostał bez odpowiedzi.
Drugą, niejako oficjalną, propozycję swego udziału w powstaniu zgłosił Bakunin 21 lutego 1863 r. w obszernym liście-memoriale, skierowanym do Rządu Tymczasowego w Warszawie. Napisał go pod świeżym wrażeniem opowieści o pierwszych dniach powstania, jakie przywieźli z Warszawy do Londynu Potiebnia i Slepcow. Warto się nad nim zatrzymać dłużej, gdyż zawiera zarówno ogólniejsze uwagi i oceny Bakunina dotyczące taktyki Komitetu Centralnego Narodowego w pierwszych dniach powstania, jak i propozycje niezbędnych przedsięwzięć, jakie należałoby podjąć, aby osiągnąć zwycięstwo. Można być pewnym, że stanowisko Bakunina w tych kwestiach zostało uzgodnione z Hercenem, Ogariowem, Potiebnią i Slepcowem, gdyż było przez nich wszystkich wielokrotnie później powtarzane.
Wpierw tłumaczył Bakunin fakt nieprzyłączenia się oddziałów rosyjskich do powstających Polaków. Całą winą obarczał warszawski Komitet Centralny, który jego zdaniem „początkowo, zdawało się, brał do serca sprawę sojuszu ze stronnictwem rewolucyjnym w Rosji i mocno liczył na nastroje sympatii w wojskach rozmieszczonych w Polsce, w ostatniej, krytycznej chwili, zda się, zmienił sposób myślenia i nie dowierzając pozytywnym i dostatecznie uzasadnionym zapewnieniom naszych oficerów, uznał, jak się wydaje, że liczyć na pomoc wojsk rosyjskich byłoby niemądrze i że trzeba korzystać ze wstrząsu moralnego, przez który one przeszły, i wahania, któ¬re nastąpiło skutkiem tego wstrząsu, by nieoczekiwanie napaść na nie i rozbroić". Przyczyną nieprzyłączenia się wojsk rosyjskich do powstania nie był błąd w ocenie nastrojów panujących w armii rosyjskiej, lecz mylna taktyka kierowników powstania. Nastroje w armii – uważał Bakunin – były dobre, sprzyjające Polakom, a żołnierze „z niecierpliwością oczekiwali sygnału buntu".
Stawiając tak poważny zarzut kierownikom powstania, zastrzegał się, aby nie traktować jego słów jako oskarżenia. Polacy z moralnego punktu widzenia mieli prawo postąpić tak, jak postąpili. Bakunin rozumiał, że powodowała nimi także chęć zdobycia broni. Tej zdobyli jednak mało, a zniszczyli całoroczną pracę rosyjskich rewolucjonistów prowadzoną wśród żołnierzy, pozbawiając się tym samym pomocy. Propaganda w wojsku przyniosła rezultaty, wiele oddziałów złożyło przysięgę na sztandar „Ziemli i Woli", czekano na sygnał, aby przyłączyć się do powstańczych wojsk. Niestety, Polacy zamiast wyciągnąć ku nim rękę, wezwać do współdziałania, na te właśnie oddziały napadli, rozbroili je i po prostu „wyrżnęli". Nic więc dziwnego – pisał Bakunin – że przychylne Polakom nastroje z dnia na dzień diametralnie się zmieniły, ci sami żołnierze, którzy byli gotowi pomagać Polakom, stali się ich największymi i okrutnymi wrogami.
Ich zawziętość – obawiał się – będzie tym silniejsza, im mocniejsze były ich propolskie sympatie i nadzieje pokładane we wspólną walkę z caratem. Rząd carski – przewidywał – postara się, żeby antypolskie nastroje rozpalić do gorąca i zamiast tak potrzebnego sojuszu między Polakami i Rosjanami nastąpi wyniszczająca wojna na śmierć i życie, z eskalacją okrucieństw i rzezi. W tej wojnie Polacy nie mają najmniejszych szans.
Zwyciężyć bez chłopów i Rosjan?
Co robić dalej? Jest tylko jedno wyjście, został tylko jeden środek, który może przynieść zwycięstwo – powstanie musi się przekształcić w ruch chłopski i rozprzestrzenić na ziemie litewskie i ukraińskie, dojść aż do granicy z Rosją. Rewolucjonizowaniu mas chłopskich może sprzyjać zorganizowanie przy wojsku powstańczym rosyjskiego legionu. Chłopi, którzy jak dotąd wahają się, czy poprzeć powstanie, przyłączą się do niego, gdy zobaczą wspólne polsko-rosyjskie wojsko, wtedy uwierzą w siłę powstańców i dadzą się porwać patriotycznemu zapałowi. „Sprawa przyłączenia się wojsk rosyjskich do ruchu polskiego jest dla nas sprawą honoru, warunkiem usprawiedliwienia moralnego, dla Was zaś – warunkiem ocalenia" – przekonywał Bakunin. Trzeba naprawić błąd popełniony w pierwszych dniach powstania.
Bakunin stawia się do dyspozycji władz powstańczych, deklaruje wolę pomocy w imieniu swych przyjaciół – rodaków z Londynu, z Petersburga, z Polski. Obiecuje przyspieszenie propagandy w armii i na prowincji, zapowiada prowadzenie działań dywersyjnych na tyłach. Przedwczesny wybuch polskiego powstania zastał rewolucjonistów rosyjskich nie w pełni przygotowanych i słabo zorganizowanych, mimo to nie ma wątpliwości, że „jeżeli chłopi na Litwie i Ukrainie masowo powstaną, to i wielkoruscy chłopi powstaną także".
Podobnie jak w 1848 r. szczególną wagę przykładał Bakunin do sprawy utworzenia legionu rosyjskiego. Jego zorganizowanie uważał za swe „główne zadanie i najgorętsze pragnienie". Legion miałby być tworzony z jeńców rosyjskich, którzy wyrażą na udział w nim zgodę, a później uzupełniany zrewolucjonizowanymi masami. Zdaniem Bakunina całe przedsięwzięcie może się powieść tylko wtedy, gdy Rząd Tymczasowy będzie głęboko przekonany o jego użyteczności dla sprawy polskiej, gdy spotka się z akceptacją i gorącym poparciem ze strony Polaków. Co do tego – pisał – w Londynie istnieją poważne wątpliwości. Jak na razie taktyka stosowana przez Rząd Tymczasowy nie uwzględnia możliwości współdziałania z wojskami rosyjskimi. Bakunin nie widział, aby Polacy byli rzeczywiście przesyceni myślą o konieczności zgody między narodami polskim i rosyjskim. W tej sytuacji prosił o jasną i stanowczą odpowiedź – „zaklinam Was, abyście odpowiedzieli mi kategorycznie i szczerze: czy macie do nas zaufanie? Czy chcecie, żebym przybył do Polski? Czy chcecie utworzenia legionu rosyjskiego? Czy możecie, czy gotowi jesteście zgodzić się na wszystkie te warunki, bez których spełnienia nie może on powstać? Proszę Was, abyście mi powiedzieli to ze szczerością ludzi walczących o wolność". List Bakunina zabrał ze sobą Andriej Potiebnia, wracający z Londynu do powstańczych szeregów, w których już niedługo zginie bohaterską śmiercią. Pośrednictwa w sprawie przyjęcia Bakunina do któregoś z powstańczych oddziałów podjął się także Józef Ćwierczakiewicz.
Z Londynu wyjechał Bakunin 21 lutego 1863 r. Ton pożegnalnego listu do Hercena i Ogariowa świadczył, że był przygotowany na śmierć. Hercen, choć był przeciwny temu wyjazdowi, nie protestował, zdając sobie sprawę, że jego udział w powstaniu jest sprawą honoru i obowiązkiem moralnym. Dwa dni później był już w Hamburgu, następnego dnia udał się do Kopenhagi, w której zamierzał czekać na odpowiedź Komitetu Centralnego Narodowego. Z Kilonii napisał list, w którym zwierzał się pozostawionym w Londynie przyjaciołom, że myśli tylko o tym, jakby tu prostą drogą machnut» do Kongresówki. Zdawał sobie sprawę, że czas pracuje na jego niekorzyść. Przecież władze rosyjskie nie drzemią i robią, co mogą, aby zasiać wśród żołnierzy antypolskie nastroje. Ze smutkiem stwierdzał, że rosyjscy żołnierze są rozjątrzeni niespodziewanym atakiem Polaków, wiedział, że są „wściekli jak zwierzęta, hańbiąc Rosję i wzbudzając przeciwko sobie powszechną nienawiść". Dlatego propagandowe oddziaływanie na nich nie będzie zadaniem łatwym, ale spróbować trzeba – nie tracił optymizmu Bakunin. Ważne, aby zrozumieli to Polacy, bez ich sympatii i życzliwości – uważał – nic się nie da zrobić.
Langiewicz mówi „nie"
Berliński agent KCN Julian Łukaszewski, który otrzymał od Ćwierczakiewicza polecenie przeprowadzenia Bakunina do Polski, wysłał do stolicy Danii syna Karola Libelta. List od Aleksandra Guttry’ego, który przywiózł młody Libelt, przekonał Bakunina, że nikt na niego w Polsce nie czeka. W tej sytuacji napisał kolejny list, tym razem skierowany bezpośrednio do dowódcy jednego z najsilniejszych oddziałów powstańczych, Mariana Langiewicza, z którym znał się osobiście jeszcze z czasów Zjazdu Słowiańskiego w Pradze i z którym spotykał się niedawno w Londynie. Karol Libelt junior wrócił po tygodniu do Berlina bez Bakunina, tylko z jego listem w ręku. Podjął się go doręczyć osobiście Julian Łukaszewski, który ścigany przez policję postanowił dołączyć do któregoś z oddziałów powstańczych. Zrobił to z tym większą ochotą, że był przekonany o ogromnych korzyściach, które może przynieść powstaniu udział Bakunina na placu boju. Ku głębokiemu rozczarowaniu Łukaszewskiego Langiewicz nie wyraził zgody na przyjazd Bakunina, uważając jego udział w powstaniu za „szkodliwy i niebezpieczny". Przybycie takiej osobistości – tłumaczył Langiewicz – ściągnęłoby na jego oddział wielkie siły wojsk rosyjskich, jak ognia obawiających się propagandowych akcji głośnego rewolucjonisty. Przekonywania Łukaszewskiego nie zdały się na nic, na koniec ich rozmowy Langiewicz dodał, że „moskiewskim liberałom nie ufa i jest przekonany o bezsilności całego związku z nimi". Słuchając tych „sofistycznych" wywodów, przypominających mu próżne dywagacje poznańskich rewolucjonistów, Łukaszewski pomyślał złośliwie: „nie bał się Moskali, gdy się ogłaszał dyktatorem, a obawia się ich dla Bakunina".
Na własną rękę dotarł do obozu Langiewicza w Pieskowej Skale Andriej Potiebnia. W liście wysłanym 3 marca do Londynu napisał tylko kilka słów: „postanowiłem pozostać tutaj. Mało nadziei, że się coś zrobi, spróbujemy". On także myślał o utworzeniu legionu rosyjskiego. Dzień później już nie żył. Poległ pod Skałą, w pierwszej bitwie, w której wziął udział. Ostatnie jego słowa były: „niech was Bóg wspiera w walce przeciwko tyranom". Hercen na wieść o jego śmierci napisał w Kołokole: „Czystszej, bardziej bohaterskiej i wierniejszej ofiary oczyszczenia nie mogła Rosja złożyć na gorejącym ołtarzu wyzwolenia Polski". Piękną charakterystykę Potiebni dał po latach Bakunin w odezwie Do oficerów rosyjskiej armii, stawiając go za wzór rosyjskim rewolucjonistom. Przypomniał w niej słowa, które usłyszał od niego przy pożegnaniu: „Na pewno zginiemy (...) – ale nie mamy wyboru. Musimy zginąć, bo nie chcemy być katami. Nasza śmierć przyniesie korzyść: zmyje z rosyjskiego wojska wiekową hańbę i posłuży przykładem dla następnych pokoleń, i być może pogodzi Polaków i Rosjan".
Władze powstańcze najwyraźniej nie były skore do przyjęcia w swe szeregi Bakunina. Udział w powstaniu rewolucjonisty o dość znacznej już sławie i groźnej reputacji mógłby zostać źle odebrany przez niektóre wpływowe siły polityczne, nie tylko w Polsce, ale także za granicą. Przeciwny związkom z Rosjanami był Mierosławski, w tym czasie jeszcze formalny dyktator powstania; nie palił się do współpracy z nimi obóz ,,białych", który szykował się do przejęcia kierownictwa we władzach powstańczych. Radykalny program Bakunina, w którym centralne miejsce zajmowała rewolucja agrarna, wzbudzał niechęć i obawy nie tylko konserwatystów, ale także co bardziej umiarkowanych demokratów. Do tego dochodziła wciąż nie rozwiana nieufność wobec intencji przyświecających Hercenowi, Bakuninowi i ich przyjaciołom z „Ziemli i Woli", o czym świadczy opinia Langiewicza, podzielana przez wielu Polaków, zarówno emigrantów, jak i krajowców. Podejrzewano ich o skryte sprzyjanie carowi, zarzucano sympatie panslawistyczne, straszono komunizmem, który chcą zaprowadzić. „Dzwon Duchowny" przestrzegał księży, a poprzez nich wszystkich wiernych, żeby się strzec rewolucyjnej propagandy „jak zarazy, jak dżumy duchowej".
Obawy Langiewicza, że przyjazd Bakunina zwali na niego zwielokrotnione siły carskiej armii, nie były całkiem bezpodstawne. Polityczną aktywność Bakunina śledzono w Petersburgu z uwagą i przydawano jej duże znaczenie. Informacje o jego zamiarze przybycia do Polski, gdy tylko wybuchnie powstanie, dotarły do władz rosyjskich już jesienią 1862 r. Sam car Aleksander II pisał o tym do wielkiego księcia Konstantego, dodając przy tym, że „wstyd będzie, jeśli się go nie złapie". Do listu z 13 grudnia 1862 r. car dołączył fotografię „mierzawca" Bakunina, na wypadek gdyby rzeczywiście zdecydował się pojawić w Warszawie. Podobnie na wiadomość o ewentualnym przybyciu Bakunina reagowały władze w Berlinie. Pogłoska, że ma to nastąpić w lutym 1863 r., postawiła na nogi pruską policję. Wszystkie stacje kolejowe otrzymały telegramy informujące o możliwości pojawienia się tego niebezpiecznego rewolucjonisty, dochodziło do aresztowań osób podobnych do Bakunina.
Na odpowiedź od Langiewicza postanowił Bakunin czekać w Sztokholmie, do którego wyjechał w pierwszych dniach marca 1863 r. W liście do Aleksandra Guttry’ego z 2 marca deklarował, że nie będzie czekał z założonymi rękami, lecz ze wszystkich sił będzie dążył do wywołania powstania w Finlandii. „Taka dywersja – pisał – miałaby ogromny wpływ na rząd rosyjski, na Europę i na samą Rosję".
Po przyjeździe do stolicy Szwecji Bakunin – tak jak obiecał – natychmiast nawiązał kontakty z miejscowym środowiskiem liberalno-demokratycznym i przedstawicielami fińskiej emigracji. Kontakty te zostały przerwane – jak się okazało na krótko – udziałem w jednym z najbardziej spektakularnych epizodów powstania styczniowego – próbie wysadzenia na brzegach Żmudzi dobrze uzbrojonego międzynarodowego oddziału żołnierzy.
Histeria ogarnia Rosjan
W organizację tej wyprawy aktywnie włączył się Aleksander Hercen, który z wybuchem powstania porzucił swoje wcześniejsze wahania i sceptyczno-pesymistyczne rokowania. W liście do Michaiła Żychariewa z początku marca 1863 r. dzielił się radością: „co za wydarzenia! Chwieje się tron i topi pałac lodowy na Newie!" Tydzień później pisał w Kołokole: „jesteśmy z Polską, bo jesteśmy za Rosją. Jesteśmy po stronie Polaków, bośmy Rosjanie. Chcemy niezależności Polski, bo chcemy wolności Rosji. Jesteśmy z Polakami, ponieważ ten sam łańcuch nas skuwa". Nuty optymizmu, które dźwięczą w listach pisanych w pierwszych miesiącach powstania, współgrają z rosnącym oczekiwaniem na włączenie się do walki chłopów. Także w marcu pisał o tym Ogariow: „jeżeli rewolucyjna Polska nie podburzy ludu, nie wygra sprawy. A podburzyć może jedynie, przekazując mu ziemię. W ten sposób kwestia wolności dla Polski okazuje się analogiczna do sprawy wolności dla Rosji".
Powstanie styczniowe, podobnie jak przed kilkudziesięciu laty listopadowe, wzbudziło wśród Rosjan falę patriotyczno-szowinistycznych nastrojów. Wielu z tych, którzy jeszcze niedawno obnosili się ze swymi wolnomyślnymi i liberalno-demokratycznymi poglądami, nie wytrzymało tej próby. Złe wrażenie wywarło żądanie niepodległości w granicach z 1772 r., a więc z całą Ukrainą, ostudziło sympatie zwlekanie z nadaniem chłopom ziemi, chłodno przyjęto w Rosji démarches w sprawie polskiej rządów we Francji i Anglii. Zawarte w nich pogróżki – zdaniem Piotra Kropotkina – więcej zaszkodziły Polakom „niż wszystkie inne przyczyny razem wzięte". Gazety i czasopisma zapełniły się słanymi do tronu z różnych środowisk wiernopoddańczymi adresami. Oburzano się na zdradę Polaków, odgrażano się Francuzom i Anglikom, nie szczędzono insynuacji i inwektyw londyńskim emigrantom. Cenzura rosyjska już w 1862 r. zezwoliła na rozpowszechnianie w Rosji broszury kurlandzkiego barona Theodora Fircksa, w której z pozycji reakcyjnie konserwatywnych poddał ostrej krytyce Kołokoł i jego wydawców. To był znak, że odtąd można napadać na Hercena, nie używając ezopowych wybiegów. Przeciwko „londyńskim propagandzistom" z inspiracji rządu rozpętano dyskredytującą kampanię, w której wzięły udział poważne osobistości ze świata literatury i nauki. Nie szczędzono im najgorszych potwarzy, obrzucano kalumniami, imputowano niskie intencje i nikczemne postępki. Przodował w tych napadach Michaił Katkow, przed laty przyjaciel Bakunina i Hercena. Szczególnie boleśnie odebrali obaj oskarżenie o udział w fałszowaniu rosyjskich środków płatniczych i o podżeganie do podpalania domów w Moskwie. Rozgoryczenie potęgowało to, że w tej ostatniej akcji wziął udział Iwan Aksakow, człowiek, którego Hercen wysoko kiedyś cenił i w szlachetność jego nigdy nie wątpił.
Ku przykremu zdziwieniu Hercena i Bakunina na antypolskie pozycje przechodzili coraz to kolejni ich dawni bliscy przyjaciele. Zdystansowali się od insurekcji Polaków Iwan Turgieniew, Boris Cziczerin i Konstantin Kawielin. Hercen w postscriptum do listu swego syna Aleksandra do Emila Qvantena pisał: „okrucieństwo represji w Polsce przewyższa bestialstwo Mikołaja. Istnieje jednak cała literatura, która im klaszcze, wśród wyższych sfer w Moskwie są ludzie, którzy wygłaszają toasty na cześć Murawjowa". Do takich ludzi należał Aleksander Koszelow, któ¬ry pisał do Michaiła Pogodina: „A Murawjow zuch! Wiesza i rozstrzeliwuje! Daj mu Boże zdrowie!" Do zachwytów nad „Wieszatielem" dołączył nawet metropolita moskiewski Filaret, który przesłał mu do Wilna ikonę Michała Archanioła wraz z listem: „Niech Bóg pośle jednoimiennego z Tobą wodza niebieskiego, niech idzie przed Tobą z mieczem ognistym i niech Cię osłania tarczą niebieską". Tylko nieliczni mieli odwagę przeciwstawić się tej antypolskiej histerii. Należał do nich gubernator Petersburga, wnuk wielkiego feldmarszałka, Aleksander Suworow, który odmówił podpisania adresu do Murawjowa, mówiąc: „Ludożercom nie oddaję honorów".
Postawa rosyjskiej inteligencji wobec powstania styczniowego niemile zaskoczyła Bakunina i Hercena. Niespodziewanie okazało się, że większość dawnych „Europejczyków" nie wytrzymała „patriotycznej" próby. Wnikliwemu spojrzeniu Hercena – pisze Aleksander Janow – uszło uwadze to, że jego „pogląd na imperium jest całkowicie przeciwstawny poglądowi jego rosyjskich czytelników". Hercen przeoczył „dramat patriotyzmu w Rosji". Jego patriotyzm pozostał wierny ideom dekabrystów, kulturalne elity Rosji ewoluowały w kierunku „patriotyzmu państwowego" i jak jeden mąż stanęły w obronie imperium. Okazało się, że Mikołajowska „oficjalna ludowość" zrobiła swoje – sączeniem przez dziesięciolecia jadu narodowego samoubóstwienia, udało jej się „zatrzeć w umysłach Rosjan różnicę między szlachetnym patriotyzmem dekabrystów i państwowym patriotyzmem ich katów". Jak wspominał świadek tych dni, nastrojów patriotycznych nie stworzył, jak się niekiedy uważa, Michaił Katkow, były one „głęboko zakorzenione w uczuciach i umysłach społeczeństwa, Katkow zaś był tylko uzdolnionym interpretatorem tych uczuć i umysłów".
Rosyjska kampania propagandowa skierowana do europejskiej opinii publicznej próbowała osłabić narodowy charakter powstania, przedstawiając go jako składową międzynarodowego spisku rewolucjonistów, dążących do zlikwidowania istniejącego ładu społecznego. W tym spisku – podkreślano – ważne miejsce zajmowali Hercen i Bakunin. Taką opinię wyraził – a nie był w tym odosobniony – Aleksander Nikitienko, zapisując w swym Dzienniku refleksję: „Polskie powstanie bez wątpienia nie jest niczym innym niż symptomem ogólnego rewolucyjnego, socjalistycznego ruchu. Europa musi się przebudzić i odrodzić, według opinii wodza tego ruchu, jak on udowadnia, powinien to poprzedzić duch burzy i powszechnego zniszczenia".
Zaangażowania bilans krytyczny
Rozbudzony w czasie powstania styczniowego antypolski szowinizm w Rosji nie ucichł po jego upadku. Pierwszoplanową rolę w podgrzewaniu nastrojów skierowanych przeciwko Polakom w dalszym ciągu odgrywał Michaił Katkow. Jego antypolską publicystykę wydano po latach w trzech tomach liczących w sumie ponad tysiąc stron. Antypolskie wątki przez długie lata pojawiały się w literaturze pięknej. Rozwiązanie kwestii polskiej znów zostało odłożone na nieokreśloną przyszłość. Obie strony okopały się na nieprzejednanych pozycjach. Wzmożona po upadku powstania styczniowego rusyfikacja ziem polskich oddalała możliwość jakiegokolwiek porozumienia, intensywnie postępował proces wzajemnej etnostereotypizacji. Gdy w 1867 r. Michaił Pogodin – w czasie Wystawy Słowiańskiej w Moskwie – wygłosił na bankiecie w Sokolnikach toast ze słowami: „boli nas ta nieprzyjaźń między Polską a Rosją, opłakujemy ją", redaktor wychodzącej w Bendlikonie Niepodległości odpowiedział: „albo Polska zginie, albo Moskwa zostanie z Europy precz wyrzuconą! Takie jest nasze ostatnie słowo".
Siłą rzeczy antyrosyjskie nastawienie Polaków dotknęło również Hercena i Bakunina. W polskiej prasie emigracyjnej pojawiły się artykuły podważające sens porozumienia z ośrodkiem londyńskim, w niektórych pisano wręcz o szkodliwości dla sprawy polskiej propagandy prowadzonej na łamach Kołokoła. Hercen, jeszcze w listopadzie 1863 r. piszący o dumie, która go rozpierała z powodu obelg rzucanych na niego w Moskwie i Petersburgu, coraz częściej wypominał sobie i najbliższym współpracownikom nadmierne zaangażowanie w sprawy polskie. Powstrzymywał się od żalów publicznych, ale w listach prywatnych folgował sobie bez ogródek. „Cała nasza rola – pisał w kwietniu 1867 r. do Bakunina – jaką odegraliśmy wobec sprawy polskiej, była kolosalnym błędem, który dzielimy w następujący sposób: IV przypada tobie, II – Ogariowowi, I – mnie". Przyznał się, że doszedł do przeświadczenia „o całkowitej nieudolności, zacofaniu i ograniczoności" bohaterskiego, ale i niedorzecznego narodu polskiego. „Powinniśmy milczeć i czekać końca. Zmarnowaliśmy swoją szansę – w dodatku bez wiary (w istocie wierzyłeś tylko Ty jeden)" – pisał rozgoryczony.
Hercen zapłacił za poparcie powstania styczniowego Polaków dużą cenę. Katastrofalnie obniżył się nakład Kołokoła. O ile w 1861 r. dochodził nawet do trzech tysięcy egzemplarzy, o tyle w 1864 z trudem dobijał do pięciuset. Z jednej z najbardziej wpływowych postaci w Rosji stał się osobą, której głosu przestano słuchać, niewybrednie lżoną, nawet pogardzaną, nie tylko zresztą przez wrogów, ale również – co było szczególnie bolesne – przez niektórych dawnych przyjaciół i sympatyków. Zapłacił tak wysoką cenę, chociaż – jak nieraz pisał – nigdy nie był przekonany do końca, że powinien tak jednoznacznie opowiedzieć się po stronie Polaków. Jak przystało na „wiecznego Hamleta", nieustannie targały nim wątpliwości; brały się one stąd, że na „kwestię polską" spoglądał wszechstronnie, dostrzegając w niej istotne sprzeczności. Był przeciwieństwem Bakunina, u którego rewolucyjna pasja przekładała się na silną wolę i prostolinijną nieugiętość w dążeniu do celu, bez zamartwiania się o szczegóły i ideowe niuanse. Propolskiemu stanowisku Hercena towarzyszył brak przekonania, że zbliżenie polsko-rosyjskie może zostać oparte na trwałych fundamentach. Raził go arystokratyzm Polaków, zauważał zgubny wpływ katolicyzmu na zanik wśród nich „słowiańskiego ducha", miał pretensje o ich nadmierne przywiązanie do wartości cywilizacji Zachodu, jego zdaniem skazanej na zagładę. Zdawał sobie sprawę, że jego „rosyjski socjalizm", oparty na wspólnocie gminnej, nie znajduje wśród Polaków nazbyt wielu zwolenników. Dobrze również wiedział, że Polacy nie są gotowi do zaakceptowania idei federacji równoprawnych narodów. Bakunin, podzielając wszystkie te wątpliwości, bagatelizował ich znaczenie. W jego mniemaniu sprawą najważniejszą było obalenie caratu, najlepiej drogą rewolucji chłopskiej, wszystkie inne sporne kwestie – uważał – uładzą się niejako same przez się jako rezultat spontanicznego działania mas ludowych. „Hercen – konkludował Leon Wasilewski – popierał powstanie i dał się wciągnąć do sojuszu z Polakami prawie wyłącznie z pobudek humanitarnych, ze współczucia dla uciskanych i prześladowanych. Bakunin szedł za Polakami głównie dlatego, że niepodległość Polski uważał za śmierć caratu, za pierwszy krok do rozbicia ‘tatarsko-niemieckiego’ więzienia".
Socjalizm dotknął szlachcica
Do słynnych słów Lenina, charakteryzujących Hercena jako tego, który swą postawą w 1863 r. „uratował honor demokracji rosyjskiej", czas najwyższy wprowadzić istotną korektę – na równi z Hercenem honoru tego bronił również Michaił Bakunin. Hercen bronił go słowem – odważnym, demaskatorskim, współczującym, Bakunin także czynem. Gdy powstanie styczniowe wybuchło, bez chwili wahania wyruszył z Londynu ku granicom Polski, szukając miejsca, gdzie mógłby walczyć z bronią w ręku. Honoru tego bronili również Andriej Potiebnia i kilkuset innych rosyjskich oficerów i prostych żołnierzy, którzy wzięli udział w powstaniu styczniowym po stronie Polaków. Ich heroizm godny jest najwyższego szacunku.
Po powstaniu styczniowym stosunki Bakunina i Hercena z polską emigracją stawały się z roku na rok luźniejsze, dochodziło niekiedy do ostrych spięć. Do paleniska wzajemnych pretensji, niczym oliwy do ognia dolał artykuł Ogariowa O sprzedaży majątków w Kraju Zachodnim, który ukazał się w Kołokole w listopadzie 1866 r. Rozwijając wcześniejszą myśl Hercena, Ogariow postulował w nim sprzedaż ziemi zasekwestrowanej uczestnikom powstania nie rosyjskiej szlachcie, a chłopskim gminom. Polska emigracja zawrzała. Z różnych stron posypały się protesty i wyklinania, oskarżano redaktorów Kołokoła o popieranie na łamach czasopisma polityki rusyfikacyjnej. Agaton Giller, niedawny uczestnik londyńskich rozmów o polsko-rosyjskiej rewolucyjnej współpracy, pisał zjadliwie: „Zdawało się, że Moskwa ma ludzi uczciwych – i w tym zdawaniu, myśl zawsze szukała Hercena i Ogariowa. Pokazało się, że i oni są ‘iwanami groźnymi’, że ludzi w Moskwie nie ma wcale". Wtórował mu Głos Wolny: „O wiele szkodliwszym dla sprawy narodowej jest łudzenie się pomocą ze strony konspiratorów, rewolucjonistów i nihilistów moskiewskich, aniżeli pomocą europejskich mocarstw". Hercen był przygnębiony i rozgoryczony. „Socjalizm zbyt mocno dotknął szlachcica" – pisał w liście prywatnym. Oficjalnie zaś odpowiadał na wzburzenie polskiej emigracji specjalnym objaśniającym intencje Ogariowa apelem Do naszych braci Polaków, łagodzącym wymowę inkryminowanego artykułu.
Przeciwko artykułowi Ogariowa wystąpił broszurą Question polonaise. Protestation d’un Russe contre le Kolokol czołowy przedstawiciel „młodej emigracji" Aleksander Sierno-Sołowjowicz. Była to pierwsza publiczna polemika między nową falą rosyjskiej emigracji a starymi rewolucjonistami skupionymi wokół Kołokoła. Sierno-Sołowjowicz nie przebierał w słowach: „Protestuję, ażeby dowieść Polakom, że są jeszcze w Rosji ludzie, którzy rumieniąc się za swoją rolę rozbójników i katów, pragną szczerze, bez żadnej myśli ubocznej, całkowitego oswobodzenia Polski, tj. oddzielenia wszystkiego, co polskie, od Rosji (...) Protestuję, aby dowieść, że panowie wydawcy Kołokoła w kwestii polskiej zdradzili swoje dawne poglądy. Protestuję, ażeby zaświadczyć, że Kołokoł nie jest już sztandarem młodej Rosji, ale przedstawicielem jedynie osobistych opinii pp. Hercena i Ogariowa".
Spory między rewolucjonistami rosyjskimi a polską emigracją o ocenę powstania styczniowego trwały przez długie lata. Zarówno Hercenowi, jak i Bakuninowi nie szczędzono cierpkich słów, niekiedy ostrych krytyk. Najczęściej niesprawiedliwych – przodowali w wypowiadaniu najróżniejszych oskarżeń i zarzutów, czasami oszczerstw, mierosławczycy, zarażeni nieuleczalną antyrosyjskością. W skrajnych przypadkach negowano jakąkolwiek możliwość dalszej współpracy. Bakunin znosił te ataki spokojnie. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych i w latach siedemdziesiątych jego związki z Polakami nie ustały, choć nie były już tak intensywne jak dawniej. Z latami Bakunin coraz ostrzej kwestionował „historyczne prawa" Polaków do wschodnich ziem Rzeczypospolitej i bez żadnych otoczek wiązał niepodległość Polski z rewolucją o charakterze socjalnym.
Antoni A. Kamiński
Autor jest wykładowcą filozofii na Uniwersytecie Ekonomicznym i Wyższej Szkole Bankowości we Wrocławiu.
Powyższy tekst jest fragmentem 2. tomu książki Antoniego A. Kamińskiego Michaił Bakunin. Życie i myśl (Wrocław 2012). Publikujemy go za miesięcznikiem „Le Monde Diplomatique – edycja polska”.
Fot. Wikimedia Commons