Eliza Szybowicz: Emancypantka z ZMP

[2014-04-16 00:18:39]

Kiedy pod koniec lat 40. Lilka Sagowska, bohaterka Słoneczników (1962) i Paladynów (1964) Haliny Snopkiewicz, wstępuje do ZMP, dysponuje już doświadczeniami, które układają się w wymowny wzór. Ma za sobą lata wojennego koczownictwa. Nie zostawiły po sobie traumy, choć mała Lilka przeżyła rozstrzelanie ojca, wypędzenie z domu, na własne oczy widziała likwidację getta i utożsamiała się z ofiarami. Poza chwilami grozy pamięta jednak głównie stan słodkiej swobody. Matka, wyemancypowana lekarka, nie miała i nadal nie ma ochoty jej wychowywać. W wyniku niemal dowolnej edukacji dziewczyna jest niezależna, odpowiedzialna, ironiczna. Żyje świadomie, ale i namiętnie.

W koedukacyjnej szkole nauczyła się trzeźwego spojrzenia na kontrakt płci. Nie działa na nią instrumentalna galanteria epigonów romantycznej miłości. Wie, że niebezpiecznie jest składać ambicje na ołtarzu uczucia. Może podać tragiczno-groteskowe przykłady niechcianych ciąż rówieśniczek. Na tle moralnego potępienia typowego dla kościelnych i komunistycznych dewotek zgłasza zastrzeżenia emancypacyjne. Posługuje się dojrzałym dyskursem wyboru dostosowanym do kontekstu społecznego. Ciąża/dziecko, jeśli nie jest wynikiem decyzji, nie ma wartości. Wręcz przeciwnie – wiąże się z upokorzeniem kobiety, za które ona sama w znacznej mierze ponosi odpowiedzialność („człowiek powinien mieć rozum”).

Przede wszystkim jednak „wpadka” pozbawia kobietę możliwości edukacyjnych i zawodowych, a także zwyczajnie ogranicza swobodę ruchu i dostęp do życiowych przyjemności („Zosia mogłaby być inżynierem, lekarzem, czym by tylko chciała. Mogłaby podróżować, pracować, bawić się i kiedyś dokonać wyboru. […] Będzie prać pieluchy, mieszkać z teściową i gotować krupnik na obiady”). W świecie Lilki ciąża oznacza przerwanie nauki, porzucenie planów i aspiracji, zamknięcie w domu. Warto zauważyć, że bohaterka najwyraźniej nie słyszała o antykoncepcji, skoro sarkastycznie sprowadza swój wybór do abstynencji seksualnej („jeszcze dwie takie Zosie i spędzę życie w ponurym celibacie”).

Lilka zgłasza też postulat laicyzacji szkoły. Zraziła się do katolicyzmu, polegającego na klepaniu modlitw, obscenicznym zainteresowaniu grzechem i świętym oburzeniu. Molestowanie przez księdza (bo i to ją spotkało) wydaje się tylko dodatkowym szczegółem.

Lilka z pogardą obserwuje przejawy konformizmu i pretensjonalności. Stabilizacja to dla niej straszne słowo. Chciałaby zmieniać świat na lepsze. Zaangażować się, dać ukształtować organizacji, ale zachować autonomię, bo „komunistą może być tylko człowiek mądry”, a nie ślepo posłuszny. Członkostwo w ZMP, który od początku krytykuje za głupią lub obłudną rytualizację zachowań i języka, traktuje jako wstęp do działalności publicznej oraz alternatywny styl życia. Intensywniejszy i bogatszy niż atomowo-konsumpcyjny model mieszczańskiej rodziny.

Życie małżeńskie czy zbiorowe

Początkowo Lilka gorliwie odgrywa zetempowski performance płciowy. Drze fotos Jamesa Masona i kupuje popiersie Marksa. Obcina włosy „po męsku” i uczy się palić papierosy (bo palenie jest „dobrze widziane” – papieros łączy się z „sylwetką dziewczyny przepracowanej, trochę zaniedbanej, z naradami, zebraniami i nauką do późnej nocy”). Przybywszy z prowincji na kurs polityczny do Katowic, jest zachwycona, że towarzysze pozwalają jej odpocząć od obraźliwej roli kobiety („nie widzą w nas kobiet, tylko aktywistki”). Ale kiedy kilka lat później koleżanka ze studiów zostanie upomniana przez zetempowskiego doktrynera, że maluje się za państwowe stypendium, co jest ekstrawagancją nielicującą z godnością członkini organizacji, Lilka bez namysłu stanie w jej obronie.

Na tym etapie interesuje się już innymi kwestiami, przedstawionymi jako poważniejsze niż przebieranki neofitki. Próbuje pogodzić jednokierunkowe pożądanie, wyizolowany związek z mężczyzną z polimorficznym akademikowym życiem zbiorowym. Model gotowy, normatywny, a więc prestiżowy – z modelem dopiero powstającym, z założenia nieuporządkowanym, pozornie błahym. Ukochany Remi ją absorbuje i zaspokaja, ale nie tłumi dławiącego żalu za „wróblowatym życiem bez ładu i składu”. Jest zazdrosny o akademik jak o innego mężczyznę. Zgoda Lilki na małżeństwo tylko w niewielkiej części byłaby wyborem pozytywnym, przede wszystkim wymagałaby dramatycznego wyboru negatywnego. W pewnym momencie dziewczyna rzuca dla Remiego akademik i społeczne zaangażowanie, ale nie na długo – wkrótce podejmie decyzję odwrotną, równie rozdzierającą. A potem jeszcze jedną. I jeszcze. Tych dwóch namiętności nie da się połączyć.

Rezygnacja z życia studenckiego oznacza wycofanie ze „współczesności” na pozycję „egzaltowanej gęsi” i drastyczne zawężenie horyzontów. Lilka wypowiada desperackie zaklęcie: „Niech świat się na nim zaczyna i kończy” i przechodzi czterodobową inicjację seksualną. Czwartego dnia zetempowska aktywistka wyciąga ją z łóżka „nieprzytomną z miłości” i przywraca sferze publicznej, tylko po to, by została napiętnowana i pokazowo wyrzucona z organizacji. Z klęską polityczną idzie zresztą w parze prywatna. Lilka nie może dokonać dobrego wyboru i zyskać pocieszenia, musi stracić wszystko, bo chciała wszystkiego. Dla bohaterki obie porażki są właściwie zawodami miłosnymi, z tym że polityczną wyróżnia jako trudniejszą do przepracowania: z chłopakiem można zerwać, ale „nie można się obrazić na epokę”.

Bilans negocjatorki

Powieści Snopkiewicz ukazały się we wczesnych latach 60. i wpisują się w oficjalną popkulturową konwencję rozliczania i oswajania „okresu błędów i wypaczeń”. Obowiązuje tu schemat „idee były słuszne, zawiedli ludzie i metody”. Takie ujęcie, eufemistyczne i lekko nostalgiczne, często szło w parze z konwencją moralnego niepokoju o bezideowość małej i dużej (gierkowskiej) stabilizacji. Autorka, wykorzystująca ramy powieści dla dziewcząt, przedstawia jednak koniec lat 40. i początek 50. ciekawiej niż czyniono to zazwyczaj, a przede wszystkim niezgodnie z odwilżową i późniejszą tendencją krytykowania minionej epoki za rzekomo nadmierną emancypację kobiet, prowadzącą do karykatury ładu społecznego i demoralizacji.

Snopkiewicz (podobno w trybie częściowo autobiograficznym) opowiada o epoce z perspektywy inteligentnej i odważnej dziewczyny, która wraz z koleżankami próbuje rozmaitymi sposobami wyegzekwować obiecane równouprawnienie. Jako agitatorka sprawy wiejskich spółdzielni produkcyjnych Lilka przygotowuje przekaz konkretny i uwzględniający płeć odbiorców – „z przekonaniem i wiarą” apeluje do kobiet, „roztaczając przed ich oczami miraże żłobków, przedszkoli, placówek zbiorowego żywienia, wysokich dniówek i określonych godzin pracy”. Daje systemowi swoją twarz, rozum i serce, chce być jego częścią, więc zakłada, że ma prawo w jego ramach renegocjować umowę społeczną.

Przegrywa z rewolucjonistami dziwnie podobnymi do kościelnych konserwatystów. I tak się składa, że najważniejsze zarzuty, jakie słyszy na fatalnym zebraniu, dotyczą spraw „kobiecych”.

Język

Zarzut główny na pozór z kobiecymi sprawami nie ma nic wspólnego, ale wiąże się z czymś, co wspólnie, dzięki przyjacielskiemu porozumieniu, zrobiły kobiety. W Paladynach główna bohaterka jest bowiem otoczona wieloma towarzyszkami. Snopkiewicz lubi i umie (czasem kilkoma słowami) kreślić kobiece sceny zbiorowe. Pierwsza noc Lilki w akademiku wygląda tak: „Blondynki, brunetki, rude, ostrzyżone i z warkoczami ciągnęły segmenty materaców, każda w swoją stronę, zawzięcie »koleżankując«”. Potem współlokatorek będzie już tylko sześć, za to zbliżą się do siebie „bardziej niż niejedna rodzina”. Mają różne pochodzenie społeczne i kapitał kulturowy, choć łączy je niezamożność. Akademik to wspólna przestrzeń, w której bez wielkich słów realizuje się ideały równości, wolności i siostrzeństwa. Kobiety spędzają dużo czasu we własnym gronie, różnią się, lubią, współpracują. Świetnie się razem bawią.

Pewnego razu właśnie dla zabawy zaczynają układać, wycinać z papieru i wieszać na ścianie wspólnego pokoju hasła będące parodią partyjnej nowomowy: „Częste mycie skraca życie i obniża gotowość bojową mas proletariackich”, „Przez analfabetyzm do szczęścia ludzkości”, „Pierwiastek seksualizmu w budowie socjalizmu”. Lilka tłumaczy, że zwykły wybryk perfidnie połączono ze zbliżającymi się wyborami i uznano za wrogą propagandę, względnie przejaw dekadencji. Na jej niekorzyść zinterpretowano też fakt, że w aferze z hasłami uczestniczyła Kieguri, weteranka wojny koreańskiej, oddana pod koleżeńską opiekę Lilki, która rzekomo wywarła na nią zły wpływ.

Jednak ani oficjalne oskarżenie, ani wyjaśnienia oskarżonej nie oddają istoty parodii dokonanej w czasie dziewczęcej zabawy. Chodziło oczywiście o zdetonowanie powagi dyskursu władzy, ale również o uczynienie go obiektem gry między przyjaciółkami, które z podopiecznych czy posłusznych użytkowniczek stały się manipulatorkami, twórczyniami, właścicielkami języka. Parodiowaniem mowy zbyt pompatycznej i abstrakcyjnej zakomunikowały sobie nawzajem i systemowi swoją przyjaźń. Zaaranżowały sytuację, w której nazwanie Kieguri „durną idiotką” wyraża większy szacunek niż określenie jej jako „żołnierza ludowej armii”, bo żywy, emocjonalny język oparty na zaufaniu i konkretnej pomocy lepiej się do tego nadaje niż namaszczony styl politycznego rytuału. Nie znaczy to, że Lilka i jej koleżanki kwestionują słownik socjalizmu – chcą się w nim tylko upodmiotowić.

Ciało I

Innym zarzutem, który pojawia się na zebraniu piętnującym Lilkę, jest udział w pamiętnej aferze dachowej. Studentki opalały się na dachu akademika rozebrane „do niezbędnego minimum”. Urzędnicy z naprzeciwka zawzięcie lornetowali ich ciała. One niewzruszone opalały się dalej. Winą za dezorganizację prac biurowych i odrywanie pracowników od „budowy lepszego jutra” obarczono dziewczęta. „Nie kokietowałyśmy ich rozmyślnie – wykłada Lilka – ale dlaczego niby nie miałyśmy korzystać ze słońca, bo panowie z vis à vis nie mieli kręgosłupa? Plany się w tym biurze musiały zawalić, bo dyrektor zamiast zrobić swoim podwładnym szkolenie ideologiczne, wystąpił na drogę przeciwko nam”. Socjalistyczna etyka okazała się wytworem kultury patriarchalnej, uznającej kobiece ciało za obsceniczne. Samo wystawienie kobiecego ciała na widok publiczny jest w niej aktem seksualnym i niemoralnym.

Wyłonienie przez władzę kozłów ofiarnych napotkało trudności, ponieważ do korzystania z dachu solidarnie przyznawało się zbyt wiele studentek: „Co mogło zrobić wiele czynników przeciwko trzystu dziewczętom posądzonym o nadmierny negliż?”. Czynniki grzmiały, pouczały, niemoralności wprost nie zarzuciły (co wskazywałoby na chęć zdystansowania się od obscenicznego sposobu myślenia), ale wymusiły zaniechanie spornych praktyk. Studentki, wciąż przekonane o swych racjach, skłonił do ustępstw argument dbałości o i tak niezbyt dobrą opinię domów akademickich. Kobieca solidarność wspaniale się przejawiła, skutecznie zadziałała i poszła na kompromis. Bohaterki dały do zrozumienia, że nie są obiektami seksualnymi, nie są niemoralne, nawet jeśli się obnażą. Pożądliwe spojrzenie to nie ich problem, ale są gotowe wziąć pod uwagę kontekst obyczajowy, by przysłużyć się sprawie emancypacyjnej, czyli w tym przypadku idei akademika – taniego lokum dla studiujących, niezamężnych, niezależnych finansowo kobiet.

Widziany z zewnątrz akademik, podobnie jak hotel robotniczy będący miejscem zamieszkania wielu wyzwolonych spod rodzicielskiej kontroli młodych kobiet, musiał wówczas uchodzić za siedlisko demoralizacji. Kiedy Snopkiewicz pisała Paladynów, na pewno miała na uwadze odwilżowe reportaże o rozpasaniu seksualnym panującym w tego rodzaju zbiorowiskach prowincjuszek, o koloniach samotnych matek i noworodkach porzucanych w krzakach. Afera dachowa jest powieściowym odpowiednikiem takich skandali. Jednak autorka akcentuje niewinność swobodnych zachowań dziewcząt, prewencyjne dyscyplinowanie kobiecego ciała w reakcji na obsceniczne męskie spojrzenie i – mimo wszystko – emancypacyjny potencjał epoki.

Ciało II

Podobnie jest z trzecim zarzutem postawionym bohaterce – pomocą koleżance w przerwaniu ciąży. Ten nie pada na zebraniu, aczkolwiek wydaje się, że nie jest tajemnicą. Nieoficjalnie formułuje go ideowa Nika, przełożona Lilki w ZMP. „Zmarnowałaś dziecko Honorki” – mówi – „otworzyłaś jej bramkę do nieodpowiedzialności”, a przecież „chciała to dziecko urodzić! Czyli chciała żyć ładnie, wzniośle, więcej: pięknie”. Honorata zaszła w ciążę z fanatycznym towarzyszem partyjnym właśnie wtedy, kiedy ten postanowił się z nią rozstać i ożenić z córką badylarza. Początkowo Honorata zamierzała rzucić studia, „zniknąć”, urodzić i wychować, nic nie mówić ani wiarołomnemu ojcu dziecka, ani swojej matce katoliczce, choć nie miała pojęcia, gdzie będzie mieszkać i z czego żyć.

Nie wiadomo, co budzi większy sprzeciw i współczucie Lilki – niechciana ciąża Honoraty czy jej bezradność przy deklarowanym heroizmie, który nazywa pozowaniem „na dziewczę z polskiego dworu”. Lilka stara się przekonać koleżankę, że pomoc finansowa jest jej niezbędna, do niczego innego nie namawia. Jest gotowa ją wspierać „w wypadku każdej decyzji”. W końcu udręczona Honorata zadaje zasadnicze pytanie: „Twoja mama jest lekarzem?”. Lilka oczywiście wie, że chodzi o to, co „jest zabronione przez ustawę”. Uważa, że „tydzień wzniosłości uczuć” to aż nadto i bez namysłu obiecuje pomoc. Na wynikające z etyki zetempowskiej skrupuły Honoraty („Gardzę sobą, ale nie mam siły. Lilka, żebyś wiedziała, ile mnie to kosztuje!”) reaguje grą słów („Jeśli mama zgodzi się na pertraktacje z kimś, nic cię to nie będzie kosztować”), ale jej cynizm skrywa wyraźną ulgę.

List do matki formułuje w podobnie lekkim tonie i podsumowuje: „Gdyby jakiś Twój znajomy dysponował odpowiadającą tym potrzebom etyką – napisz do mnie szybko, natychmiast”. Zauważmy, że w 1964 roku żart o odpowiedniej etyce był już historyczny, dziś znów jest aktualny, z tą różnicą, że w Paladynach znajomy lekarz w ramach prywatnej praktyki podjął „pewne ryzyko” związane z nielegalnym zabiegiem bezpłatnie, co dziś byłoby najprawdopodobniej niemożliwe do osiągnięcia.

Mama Lilki wyjeżdża z Honoratą w wiadomym celu, szczegółów organizacyjnych i medycznych nie poznamy, sprawa rozegra się poza kadrem. Oskarżona o „zmarnowanie dziecka” bohaterka będzie się coraz bardziej utwierdzać w przeświadczeniu o słuszności swego postępowania. Wreszcie nawiąże do tego nieoficjalnego zarzutu swoim końcowym politycznym gestem.

Zamiast samokrytyki

Lilka ma sobie wiele do zarzucenia, ale akurat nie w wymienionych na zebraniu „kobiecych” sprawach. Zamiast samokrytyki wybiera więc manifestację. W poczuciu utraty przynależności politycznej postanawia wyjechać na kilka dni, by się zastanowić, co dalej robić. Nieobecność na zajęciach zamierza usprawiedliwić specjalnym zwolnieniem lekarskim. Udaje się do ginekologa, gdzie domaga się fałszywego zaświadczenia o „sztucznym poronieniu”. Lekarz oponuje, bo „te rzeczy są zabronione przez ustawę”. Lilka zyskuje jednak wyraźne zwolnienie od ginekologa z łacińską nazwą choroby, które wysyła na uniwersytet z nadzieją, że zostanie wzięte za potwierdzenie dokonania wiadomego zabiegu.

Chce zademonstrować w obronie praw jednostki, przeciwko wzniosłości, która ogranicza wolny wybór. W obronie humanistycznego socjalizmu, przeciwko maksymalizmowi etycznemu. Inscenizuje w tym celu coś, co dziś nazwalibyśmy aborcyjnym coming outem, choć zabiegu nie miała. Występuje więc w imieniu mniej śmiałych koleżanek, gwałtownie ujawnia ich tłumione interesy, a przy okazji dowodzi niezwykłego politycznego wyrobienia.

Eliza Szybowicz



Tekst pochodzi z kwartalnika "Bez Dogmatu".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku